bs_wa_15.jpg
Chłopski coming out
Rok po katastrofie smoleńskiej do teatru wracają „idee, symbole i resentymenty, których korzenie tkwią w Polsce rozbiorowej” – pisała na łamach „Polityki” Aneta Kyzioł1. Tragedia popchnęła polskich twórców w stronę repertuaru narodowego i refleksji o wspólnocie, a niekiedy podważeniu dotychczasowych historycznych modeli narracyjnych i weryfikacji bohaterów narodowych. To wtedy Monika Strzępka i Paweł Demirski postanowili zastanowić się nad korzeniami polskiej klasy średniej i wysnuć tezę, wtedy kontrowersyjną, dziś już chyba oczywistą, modną i w pewien sposób tracącą na aktualności, że „kredyty równa się pańszczyzna”. Czym się różni sytuacja chłopa pańszczyźnianego od człowieka całe życie spłacającego kredyt na mieszkanie? – pytał pod koniec roku 2011 tandem reżysersko-dramaturgiczny w spektaklu W imię Jakuba S. I odpowiadał: „w zasadzie to niczym”.
Dzisiaj sytuacja nieco się komplikuje. Na rynku nieruchomości pojawili się flipperzy, podszywający się pod młode małżeństwa kupujące mieszkania za gotówkę (kojarzycie ulotki „Adam i Barbara kupią mieszkanie w tej okolicy?”), a sprzedający je dwukrotnie czy nawet trzykrotnie drożej innym patoprzedsiębiorcom, zanim trafią do prawdziwych młodych par. Okres pracy na śmieciówkach wydłuża się, przez co młodzi nie posiadają nawet zdolności kredytowej. Zaciągnięcie kredytu na mieszkanie nie jest już realistycznym marzeniem mającym znamiona przemocy ekonomicznej, którą można porównywać ze zniewoleniem klasy ludowej. Jest nieosiągalnym luksusem nie tylko dla wchodzącego w dorosłość pokolenia.
Ostatnio wyświetliła mi się na Instagramie rolka zatytułowana „oddemonizujmy kredyty”. Autorka, dwudziestokilkuletnia influencerka-podróżniczka, w odpowiedzi na komentarz osoby, która zasugerowała, że „demonizacja” nie wzięła się znikąd, a wynika z braku zdolności kredytowej, napisała „to trzeba sobie na nią zapracować, nikt ci nie broni”.
Od premiery spektaklu minęło trzynaście lat. Mija też dekada od kultowej publikacji Andrzeja Ledera Prześniona rewolucja, która nieświadomie (filozof przedstawienia Strzępki i Demirskiego nie widział) dialoguje ze spektaklem. Od tego czasu tandem się rozwiązał, a system kredytów zaczęto krytykować mniej metaforycznie. Za to opowieści ludowe stały się ulubionym tematem rozmów klasy średniej: chłopski coming out zaczął przynosić uznanie.
Wydano mnóstwo publikacji naukowych i beletrystycznych. Obserwować można nawet moment backlashowy, próbę krytyki monetyzacji ludowych historii naszych przodków, przecież do nas nienależących2 To odpowiednia chwila, żeby przyjrzeć się przedstawieniu i zweryfikować to, co o nim pisano, myślano, mówiono oraz ustalić, czy można je uznać za rodzaj cezury zwrotu ludowego w kulturze. Co (jeśli w ogóle) może nam dać zmiana polityki historycznej i propozycje Strzępki i Demirskiego, aby złagodzić wizerunek Jakuba Szeli i ustanowić zniesienie pańszczyzny świętem narodowym?
Dramat napisany przez Demirskiego operuje dwoma porządkami czasowymi: teraźniejszością i wiekiem dziewiętnastym, a szczegółowiej rokiem rabacji. W spektaklu aktorzy i aktorki grają po kilka ról, co wynika z obserwacji autora dotyczącej podobieństwa ról społecznych w kapitalizmie i w feudalizmie. Przykładowo młody mężczyzna (Paweł Tomaszewski) ubiegający się o kredyt jest zarazem synem Jakuba Szeli, a ziemiańska dziedziczka (Aldona Szostak) – pracownicą banku udzielającą kredytu. Zmagania ojca i syna są podobne, jednak wstydzą się siebie nawzajem, uciszają, nie mogąc wyrwać się z kręgu przemocy ekonomicznej. Ojciec wstydzi się zakłamania syna, jego konformizmu i upodobania wobec klasy represjonującej jego przodków: „Przybywa do swoich «dzieci», aby rozpocząć bunt. Napotyka jednak na opór; niewiarę w możliwość otwartego sprzeciwu. Jego potomkowie wstydzą się chłopskich korzeni i pragną przynależności do innej warstwy społecznej”3. Syn z kolei nie może poradzić sobie z grubiaństwem ojca, wynikającym głównie z jego choroby alkoholowej. To skądinąd ciekawe rozpoznanie – doszukiwanie się źródła alkoholizmu w nieprzepracowanych traumach systemu feudalnego i przekazywanego z pokolenia na pokolenie wstydu społecznego. Pisał o tym później Andrzej Leder, zauważając, że alkohol „na chwilę zaciera prozę relacji folwarcznych”.4
Syn Szeli jest też poniekąd Pawłem Demirskim, a jego partnerka – Moniką Strzępką. Wydaje się, że zabieg obsadowy miał służyć jedynie ukazaniu, jak zróżnicowana jest dziś klasa średnia5, do której należą zarówno pracownicy międzynarodowych korporacji, jak i osoby wykonujące twórcze, wolne zawody; potomkowie Jakuba Szeli, jak i spadkobiercy dworsko-romantycznego imaginarium (choć tych drugich jest oczywiście mniej). Szkoda, że ta refleksja nie poszła dalej – w kierunku reprodukcji relacji folwarcznych i wszechobecnej przemocy hierarchicznej w polskim teatrze. A może i dobrze – byłby to spektakl prekursorski na tak wielu płaszczyznach, że nie poradzilibyśmy sobie i nie zdołalibyśmy przyswoić wszystkich diagnoz. Wyobraźmy to sobie – zwrot ludowy i autobiograficzny w jednym…
Zmiana polityki historycznej (ten rodzaj narracji Marcin Kościelniak określił mianem „scenariusza przeciw historii”6), walka ze wstydem i odkrywanie korzeni chłopskich spotkały się z entuzjazmem środowiska teatrologicznego. Opór, wydaje się że głównie intelektualistów, prowokowany był prostotą i rzekomą nietrafnością porównania pańszczyzny do neoliberalizmu: z folwarku nie było ucieczki, a nikt przecież nie zmusza nas do zaciągania kredytów. Poza tym transformacja nie przyniosła jedynie ofiar, a wielu beneficjentów – sugerowano. Strzępka z Demirskim w wywiadach odpowiadali na zarzuty słowami bohaterek i bohaterów tekstu dramatycznego: „gdzieś trzeba mieszkać, mało kto z nas dziedziczy nieruchomość”7. Zresztą już wtedy pokolenie o dziesięć lat od nich młodsze było pozbawione marzenia o własnym mieszkaniu. Piotr Morawski w rozmowie opublikowanej kilka miesięcy po premierze zauważa:
Oczywiście, jeśli przyjąć, że pokolenie Strzępki i Demirskiego uwikłało się w kredyty i zobowiązania wobec właściciela pańszczyźnianego, jakim jest bank, to pokolenie Michała Kmiecika jest w sytuacji, w której nie może sobie pozwolić na żaden kredyt, bo nikt go mu nie przyzna. Z tej perspektywy bycie chłopem pańszczyźnianym ma pewne zalety. Tu widziałbym różnicę w ocenie sytuacji twórców trzydziestoletnich, którzy mimo wszystko załapali się jeszcze na możliwość kupienia mieszkania na kredyt, a dwudziestolatków, którym z kredytowego szaleństwa początku dwudziestego pierwszego wieku nie zostało już nic.8
Spektakl okazał się na tyle proroczy, że sprawa mieszkaniowa figuruje w centrum konfliktów społecznych. Horrendalne ceny za metr kwadratowy, brak zdolności kredytowej, zjawisko flipperów, brak dostępu do tanich mieszkań, likwidacje akademików i burs, patodeweloperka, ponowne nagłośnienie afery reprywatyzacyjnej i troska o pamięć bohaterki ruchu lokatorskiego Jolanty Brzeskiej – można by wymieniać w nieskończoność. I jeśli coś się zmienia, to na gorsze. Bezradność polskiej lewicy razi, a polityka partii skręca ku sprawom naprawdę drugo-, trzecioplanowym, żeby wymienić ostatnią propozycję wprowadzenia identyfikacji zwierzęcej na wzór tej człowieczej, czyli PIESELA. „Miały być tanie mieszkania, dostęp do aborcji, a jest PIESEL” – pisał rozczarowany wyborca Nowej Lewicy.
Pokuszę się o stwierdzenie, że zbudowanie paraleli między chłopem pańszczyźnianym a kredytobiorcą nie służyło jedynie odkryciu zapomnianych korzeni chłopskich, lecz miało na celu zmierzenie się z hipokryzją polskiego społeczeństwa, przede wszystkim wezwanie do buntu i zerwanie z wszechobecną mentalnością folwarczną. Rewolucja nie odbyła się w spektaklu, czy jest szansa, żeby odbyła się na polskich ulicach? Czy gdybyśmy dostali dwadzieścia cztery godziny jak bohaterowie spektaklu, siedzielibyśmy bezczynnie w wynajętych za krocie mikrokawalerkach? Słodko spalibyśmy?
Najciekawsze i najmocniejsze rozpoznanie kryje się w zdaniu wypowiedzianym przez Dziedziczkę:
awans społeczny jest jak ten pies pomyślałam sobie rano po przebudzeniu
co chce zamiast palca ugryźć całą rękę
i włóczyć po podłodze
straszne
Może dlatego, że obejrzałam spektakl (a w zasadzie jego nagranie) po przeczytaniu tych wszystkich francuskich książek o awansie społecznym i tych polskich o ofiarach transformacji ustrojowej, i tych o przemocy wobec chłopek – nie potrafię patrzeć na W imię Jakuba S. bez przyswojonego aparatu krytycznego. Trzynaście lat temu wiele znaczeń mogło być zupełnie innych, ale dzisiaj czytam myśl spektaklu i dramatu w następujący sposób: za awansem społecznym zawsze stoi przemoc i to nie tylko wobec tych go dokonujących, ale też przemoc kierowana wobec innych przez osobę awansującą społecznie. Awans jest aktem makiawelicznym i gestem wyparcia. Większość klasy średniej wywodzi się głównie z warstwy ludowej, a mimo tego samego pochodzenia wytworzyły się klasy wygranych i przegranych9.
Dzisiaj mówimy z poczuciem dumy, nie wstydu „mam korzenia chłopskie”, a inni nam przyklaskują. Tylko co z tego, skoro nie znalazło to przełożenia w działaniach politycznych. Leszka Balcerowicza zaprasza się na fora kulturalne z wykładem „masterskim”10… Identyfikacja klasowa jest okej, tylko wtedy, gdy osiągnięto sukces. Powinniśmy mówić „jestem z chłopa, jestem też z klasy średniej, udało mi się, ale mam świadomość, że innym się nie udało”. W imię Jakuba S. jest też lekcją odpowiedzialności społecznej. Jakub Szela w pewnym momencie mówi:
wy macie swoje tam kieliszki na czwartego czerwca toasty
a ja mam swoje
i się nam te święta na kalendarze nie nakładają
Czwarty czerwca jest świętem klasy wygranych, a święto zniesienia pańszczyzny – byłoby „toastem” klasy przegranych. Drugie święto pod patronatem Jakuba Szeli byłoby przecież powodem do świętowania obu grup. Dlaczego go nadal nie ma? Czy nie byłby to wyraz autentyczności zwrotu ludowego?11
- 1. Aneta Kyzioł W oparach mgły, „Polityka”, nr 52-53/2011.
- 2. Zob. Kinga Dunin Życie, starość i śmierć matki sławnego pisarza, 11 maja 2024, "Krytyka Polityczna".
- 3. Krystyna Berkan Wyparte chłopskie korzenie i poszukiwanie szlacheckiego imaginarium. W imię Jakuba S. Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego, w: Opowiedzieć historię. Polska dramaturgia współczesna po 2006 roku, pod redakcją Joanny Królikowskiej i Weroniki Żyły, Wydawnictwo UŁ, Łódź 2023, s. 15.
- 4. Andrzej Leder Relacja folwarczna, 24 grudnia 2016, "Krytyka Polityczna"
- 5. Zob. Andrzej Leder Prześniona rewolucja. Ćwiczenie z logiki historycznej, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2014.
- 6. Marcin Kościelniak Jakub Szela powraca, „Tygodnik Powszechny”, nr 51/2011.
- 7. Wieśniak w salonie, z Moniką Strzępką i Pawłem Demirskim rozmawiał Przemysław Witkowski, „Przekrój”, nr 17-18/2012.
- 8. Bezczas i nie bunt, rozmowa Marka Beylina, Joanny Krakowskiej, Piotra Morawskiego i Piotra Olkusza, „Dialog”, nr 4/2012.
- 9. Zob. wykład Łucji Iwanczewskiej pod tytułem Leszek Balcerowicz musi odejść – w imię Jakuba S., wygłoszony w ramach cyklu Partycypacje, emancypacje, transformacje. Teatr intelektualnej wspólnoty w Instytucie Teatralnym, dostępny na stronie YouTube Instytutu Teatralnego.
- 10. Osoby aktywistyczne inicjatywy Wschód przerwały wystąpienie „króla polskiego neoliberalizmu” podczas dziesiątej edycji łódzkich Igrzysk Wolności. Skandowały, trzymając banery „I PiS, i Balcerowicz muszą odejść” oraz „Sprawiedliwa Polska jest możliwa”.
- 11. Tekst dramatu był dotąd niepublikowany. Maszynopis otrzymałam dzięki uprzejmości pracowników Archiwum Teatru Dramatycznego – Bożeny Borowskiej i Adama Żabczaka, za ich pomoc serdecznie dziękuję.