A właściwie po co oni chcą ratować ten teatr?
Przykro było patrzeć, jak przegrywają z Eurypidesem, Shakespeare’em, a nawet z poślednimi Niemcami o solidnych imionach Dea, Andreas i Falk. Jak otwierane dla nich drzwi zamykają się szybko z piskiem urzędniczego skandalu. Jak nawet ich sojusznicy i kibice opisując ich, używają języka ich oponentów.
Chyba udało się wam zrobić spektakl środka, bo K. wszystkim się podobał. I z prawej, i z lewej…
Kiedy zaczynają Czerwony sztandar, a chwilę później Warszawiankę 1905, to chce się dołączyć i śpiewać razem z nimi. Scena, w której Kum Kaplica zbiera swoją żydowsko-socjalistyczną ekipę przed demonstracją, na której ma dojść do konfrontacji z ONRem, należy do najbardziej budujących. Nie tylko w tym spektaklu. Nastroje są raczej minorowe, pozytywnych narracji – zwłaszcza dotyczących bieżącej polityki – w zasadzie nie ma. Tymczasem na scenie warszawskiego Teatru Polskiego odgrywa się fantazję – że można. Można się strzelać z faszystami, a nawet wygrywać.
Dramaturdzy, których rola niegdyś ograniczała się do tworzenia adaptacji wyjściowego utworu w formie scenariusza, przejęli funkcje wcześniej przynależne dramatopisarzom. Nie chodziło jednak o proste zastąpienie opisującego ich określenia, a o wyłonienie się nowego stylu i sposobu pracy. Dramaturg działa dzisiaj w ścisłym porozumieniu z reżyserem i resztą zespołu przygotowującego widowisko teatralne.
W związku ze zmianą społeczno-ustrojową, jaką przyniosło trzydzieści lat temu obalenie w Polsce komunizmu, wszystkie obszary życia publicznego, w tym teatr, musiały ulec przedefiniowaniu. Dla polskich scen oznaczało to reformy organizacyjno-administracyjne, finansowe, repertuarowe, estetyczne, artystyczne, ale także społeczne. Efekty transformacji społeczno-politycznej po przełomie 1989 roku były bowiem widoczne w polskim teatrze na każdym poziomie jego funkcjonowania – jako instytucji i jako sztuki.
W wydanym w ubiegłym roku tomie Teksty dla (Starego) Teatru 1, oprócz pięciu dramatów napisanych przez Pawła Demirskiego i wystawionych przez Monikę Strzępkę na krakowskiej scenie, opublikowano również trzy rozmowy, zarysowujące w ciekawy sposób kontekst ich powstawania.
Dramaty Pawła Demirskiego tak dalece zrosły się z teatrem Moniki Strzępki, że niełatwo jest usłyszeć je na nowo. Teksty te, pisane nierzadko równolegle do prób nad spektaklami, są dokumentem procesu twórczego obojga artystów i w znacznej mierze współtworzą wypracowany przez nich idiom sceniczny. Powstają na zamówienie określonych teatrów, z myślą o konkretnych zespołach, a nawet aktorach, nic więc dziwnego, że czerpią wiele ze specyfiki tych miejsc. Inne są teksty wałbrzyskie, inne wrocławskie, jeszcze inne – krakowskie.