bs_ws_79.jpg

Paweł Demirski "W imię Jakuba S.", Teatr Dramatyczny, Warszawa, 2011, reż. Monika Strzępka, fot. Bartłomiej Sowa.

Wszyscy jesteśmy Jakubem S.

Dorota Ogrodzka
W numerach
06 lis, 2024
Czerwiec
2024
6 (808)

Był grudniowy wieczór, a ja właśnie wracałam z Ikei. Urządzałam swoje pierwsze zupełnie własne mieszkanie, w którego posiadaniu nie miałam żadnej zasługi, żaden mój osobisty wysiłek nie stał za faktem wejścia w posiadanie tego lokum. Dostałam je od dziadków męża, mieszczan i warszawiaków od pokoleń i choć cieszył mnie ten prezent ogromnie, to z właściwą sobie wówczas nonszalancką nieświadomością nie umiałam go ani adekwatnie docenić, ani zobaczyć skali tego daru na szerszym tle społecznego krajobrazu.

I oto, w tym okresie nieocenionego uprzywilejowania, wpadłam prosto z Ikei, otrzepując nogi z resztek brudnego śniegu, do Teatru Dramatycznego. Czułam się dorośle i odpowiedzialnie, wybierałam w końcu całe popołudnie regały Billy z sosnowej sklejki. I tu w teatrze... jak obuchem w łeb. I to obuchem nie byle jakim, nie ze sklejki, a z prawdziwego żelaza, przeżartego nieocenzurowaną rdzą prawdziwej historii Polski.

Był to cios od Jakuba Szeli. Bohatera, o którym jeśli w ogóle słyszałam, to raczej w kategoriach antybohaterstwa, jak o kimś, kogo należy się bać i pokazywać go ku przestrodze dzieciom. Że tak się dzieje, gdy ktoś nie potrafi utrzymać nerwów na wodzy. Że wtedy wszystko krwawi i jest nieprzyjemnie. Bez dialogu, czyli niecywilizowanie. Niekulturalnie, bo z flakami na wierzchu i rozedrganą w złości mordą. Nie wolno tak, córko, słyszałam ja i pewnie, zapytana, powiedziałabym tak nieistniejącej wtedy własnej latorośli.

Tymczasem spomiędzy wersów Demirskiego zaczęła wyzierać ku mnie twarz inna, jakby znajoma, bliska, przekonująca, sugestywna. Pytająca o to, skąd we mnie to pragnienie Ikei i własności, skąd ten ścisk w  dołku, gdy oglądając akt własności mieszkania na Saskiej Kępie rozmyślam o równości społecznej i  dystrybucji dóbr. O przywilejach i krzywdach. Zgrzyt żelaza przeżartego rdzą nieocenzurowanej historii. Nie umiałam odpowiedzieć na te klasowe dylematy, bo – choć nie wiedziałam wtedy, jakim określeniem tę uwierającą mnie wówczas niewygodę nazwać – to one właśnie dobrały się do mojego, zbyt komfortowego, myślenia o sobie i swojej sytuacji. Ten spektakl, nie przesadzam, stał się milowym krokiem na drodze porzucania dobrego przynależnościowego samopoczucia i odkrywania swojej rodzinnej tożsamości, swoich transgeneracyjnych przekazów. Bo choć moi rodzice, przyjechawszy na warszawskie studia, próbowali skrzętnie pominąć w opowieściach na dobranoc wątki pochodzenia („a po co te dzieci nasze mają się kłopotać ze swoją przeszłością! Niech chłoną miasto jak swoje i swoje możliwości niech odkrywają i w budowaniu inteligenckiej tożsamości niech nic im nie przeszkadza!”), to  podskórnie czułam, że jesteśmy skądinąd. W przypadku mojej rodziny: z chłopstwa i robotniczości.

Odkrycie to pozwoliło mi zrozumieć moje reakcje i aspiracje, napięcia i ciągoty, sny i odruchy. Zaakceptować i zbliżyć się do kawałków historii, które choć wypierane, okazały się soczyste i niejednokrotnie dające dostęp do mocy i cienia, którego warto, jak wiadomo, nie pomijać. A wszystko zaczęło się na widowni Teatru Dramatycznego, gdy wstrząśnięta opowieścią o Szeli, odkrywałam go w sobie. Dziś znamy się lepiej, całkiem dobrze. Wszyscy jesteśmy Jakubem Szelą

Udostępnij

Dorota Ogrodzka

Pedagożka teatru, reżyserka, artystka społeczna, trenerka i badaczka. Wiceprezeska Stowarzyszenia Pedagogów Teatru, z którym prowadzi niezależne miejsce teatralne Lub/Lab oraz realizuje autorskie projekty artystyczno-społeczne i edukacyjne. Naukowo związana była przez lata z Instytutem Kultury Polskiej UW. Założycielka i reżyserka Laboratorium Teatralno-Społecznego, członkini Kolektywu Terenowego, współorganizatorka i kuratorka programu warsztatowego festiwalu SLOT. Pisze i publikuje teksty dotyczące teatru, przestrzeni publicznej i sztuki społecznej.