zrzut_ekranu_2025-02-22_164857.png

Iustitia, Frankfurt, rzeźba z 1887 roku, fot. domena publiczna.

Żadne prawo nie jest święte

Ishbel Szatrawska
W numerach
22 lut, 2025
Listopad
Grudzień
2024
11-12 (813-814)

Co do zasady jestem osobą, która patrzy na kodeksy ze sporą ostrożnością. Nie uważam prawa za system organizujący to, co w społeczeństwie uważamy za etyczne lub nie, zbrodnicze lub nie, zasługujące lub niezasługujące na karę. To zagadnienie zawsze pociąga za sobą nieuchronne i wyświechtane już stwierdzenie: „W Trzeciej Rzeszy obozy koncentracyjne były legalne” – ale mimo tego, że jest ono nadużywane, w niczym nie straciło na swojej mocy.

Podejmując się jednak wyzwania wskazania czynów, na które nie ma (jeszcze) paragrafu, na myśl przychodzą mi głównie patologie związane z rynkiem pracy i brakiem pewnych regulacji. 

PRZYKŁAD NR 1:
Użycie AI wtedy, gdy cierpi na tym praca wykonywana przez człowieka.

Kapitalizm żywi się optymalizacją i rentownością, cięciem kosztów i ograniczaniem wydatków przy jednoczesnym zwiększaniu profitów. Jako taki jest systemem nastawionym na zysk, a zatem bez stosownych regulacji prawnych będzie zawsze dążył do tego, by to, co wiąże się z kosztem, zostało zminimalizowane – a najlepiej, jeśli koszt zostanie usunięty całkowicie.

Wraz z pojawieniem się różnych systemów łatwo dostępnych online, a nazywanych powszechnie (i na wyrost) sztuczną inteligencją, obficie korzysta się z dostępnych narzędzi. Taniej jest wykupić dostęp do takiego narzędzia za dwadzieścia dolarów miesięcznie niż zapłacić pracownikowi, który z takiego punktu widzenia staje się... kosztem: kulą u nogi, czymś, co nie tyle jest zbędne, ile wręcz uwiera, jest zagrożeniem dla rozwoju firmy. Długofalowe konsekwencje globalnej nędzy, związaną z nią polityczną polaryzację, a w efekcie dojście do głosu polityków skrajnie populistycznych i agresywnych – a da się to zaobserwować już dziś – możemy sobie wyobrazić, jak i to, że wraz z coraz większą popularnością tego typu narzędzi polaryzacja i ekstremizm będą się tylko intensyfikować.

Jedyne rozwiązanie, jakie widzę w tym przypadku, to penalizacja wykorzystywania AI dopóty, dopóki nie zostanie ustanowiony bezwarunkowy dochód podstawowy. Wielu osobom taki postulat może się wydać życzeniowy, z kosmosu, nierealny, ale jeśli wyobrazimy sobie, że dalszy rozwój tak zwanej AI i związane z nim trudności na rynku pracy doprowadzą ostatecznie do krachu demograficznego, nędzy, walk o zasoby, rebelii i wojen – co w kontekście katastrofy klimatycznej jest oczywiste, ale rozwój tak zwanej AI tylko ten krach przyspieszy – wtedy dyskusje na temat sensowności wprowadzenia rozwiązań takich jak bezwarunkowy dochód podstawowy staną się znacznie prostsze. Niestety wciąż myślimy krótkofalowo, a zyski i straty postrzegamy przez pryzmat bieżącej ekonomii. Jeśli będziemy jednak myśleć długofalowo i rozważymy potencjalne prognozy, dochód podstawowy okaże się niską ceną, którą państwa zapłacą za względny społeczny spokój – a ten jest w końcu tylko jednym z wielu powodów, dla których warto takie rozwiązanie wprowadzić.

PRZYKŁAD NR 2:
Kumulacja lokali mieszkalnych w celu spekulacji.

Przykład nierozerwalnie związany z pierwszym. Ktoś powie: to moje święte prawo własności. Ja odpowiem: żadne prawo nie jest święte, bo prawo nie jest święte co do zasady. Fakt, mnie jest łatwiej, nie jestem legalistką i traktuję prawo jako pewną formę umowy społecznej, która jednak nigdy nie jest idealna, a często wcale nie jest humanitarna (co jest pewnym minimum, jeśli chodzi o kryteria, które prawo powinno spełniać).

Podobnie jak w przykładzie pierwszym myślimy krótkofalowo. Progresywny podatek od każdego kolejnego mieszkania może być postrzegany jako zamach na czyjąś wolność. Ale jeśli pomyślimy o długofalowych konsekwencjach: a ponownie będą to krach demograficzny, niepokoje społeczne, polaryzacja, polityczne ekstrema, rebelie i wojny – rachunek wydaje się prosty.

Dlaczego nasze dzieci i wnuki mają płacić zdrowiem i życiem za wygodę i przywileje jednego procenta ludzkości? Czy temu procentowi uda się wystrzelić w kosmos, jak w filmie Nie patrz w górę, by uniknąć katastrofy? Czy zamkną się w luksusowych bunkrach na zawsze? Wątpliwe.

Problem z prawem polega jednak na tym, że samo prawo jest systemem wadliwym i nawet przy naszych najlepszych chęciach i próbach przewidzenia przyszłości oraz wysiłkach, by uniknąć najczarniejszych scenariuszy, pewnych scenariuszy nie uda nam się uniknąć. I nie piszę tego po to, by siać panikę lub pozować na odklejoną od rzeczywistości malkontentkę. Pytanie, które należy sobie zadać w tym kontekście, nie brzmi w zasadzie: co powinno podlegać, a nie podlega penalizacji? Pytanie, które należy zadać, brzmi: Czym w ogóle jest prawo? 

Mam od lat jedną i niezmienną definicję prawa i mam świadomość, że wielu się ona nie spodoba oraz że będę za nią krytykowana. Mijają jednak lata i z każdym kolejnym rokiem uświadamiam sobie, że ta definicja jest wciąż niezmienna:

Prawo to system stworzony przez najsilniejszych, by bronić interesów najsilniejszych. I chociaż korci mnie, by zaznaczyć tu różnicę między kodeksem karnym a cywilnym, bo i prawo karne w swej istocie dotyczy porządku prawnego, a zatem przedkłada interes społeczny ponad interes jednostki (take that, obrońcy świętego prawa własności!) – w ankiecie pada wszak pytanie o ten właśnie kodeks – nie mam wielkich złudzeń. To, co uważamy za interes społeczny, także podlega kontroli najsilniejszych.

Czy to znaczy, że należy prawo negować? Czy należy je odrzucić? Nie. Ale nigdy nie należy traktować go jak wyroczni i zawsze należy dążyć do tego, by je udoskonalić.

Udostępnij

Ishbel Szatrawska

Absolwentka teatrologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, studiowała też amerykanistykę i filmoznawstwo. Pracuje w krakowskim Centrum Społeczności Żydowskiej. W „Dialogu” publikowała wcześniej artykuły na temat dramatu i kultury amerykańskiej, a ostatnio, w numerze kwietniowym – sztukę Polowanie.