Intencje pomocy

Jagoda Klimkowska
W numerach
22 lut, 2025
Listopad
Grudzień
2024
11-12 (813-814)

Zagadnieniami, które leżą mi ostatnio na sercu, są pomoc, troska oraz „obowiązki” obywatelskie. Uważam, że każdy człowiek, jeśli chce mówić o sobie jako o dobrym człowieku, powinien działać, mając na uwadze dobro nie tylko swoje, ale też innych. Wśród mojej grupy studenckiej to założenie okazuje się kontrowersyjne, ponieważ według niektórych „nie wisimy innym pomocy”. Taka postawa, mimo dobrych fundamentów (self-care, dbanie o własny dobrostan, świadomość swoich potencjałów i możliwości) powoli staje się moim zdaniem szkodliwa. Jest przerzucaniem udzielania pomocy na ludzi, którzy „mają w  swoim życiu na to przestrzeń”. Dla mnie słabe jest odkładanie pomocy innym na później, kiedy się będzie miało do tego lepsze warunki. Z doświadczenia wiem, że taki „idealny” moment nigdy nie nadchodzi. Taki, że patrzysz na swoje życie i stwierdzasz: „o, mam za dużo wolnego czasu, zasobów, chęci i pieniędzy”. Nie uważam, że człowiek, który ledwo wiąże koniec z końcem i jest na granicy wypalenia zawodowego, powinien nagle dołączyć do fundacji pomagającej osobom w kryzysie bezdomności, ale z drugiej strony jest mnóstwo osób, które dysponują kilkoma wolnymi wieczorami w tygodniu, a zarazem zmagają się z poczuciem, że wszystko dookoła się wali, świat się kończy, mamy wojny, katastrofę klimatyczną i życie nie ma sensu. Tymczasem nawet niewielka aktywność, jak pójście do starszych sąsiadów z pytaniem, czy nie potrzebują czegoś ze sklepu, udział w zbiórce odzieży, nauczanie uchodźców angielskiego czy polskiego, cokolwiek – jest ważne, a według mnie konieczne. 

Ale jaki paragraf napisać, jaką ustawę, żeby przekonać ludzi, że paręnaście minut ich czasu może pomóc innym? Jestem bezsilna. Bo gdyby nawet napisano: „dwa razy do roku należy wykonać działanie charytatywne w roli wolontariusza”, to natychmiast pojawiliby się lekarze oferujący „lewe” zwolnienia, strony z  wzorami podań i poradami „jak ominąć wolontariat dwa razy w roku?”, i tak dalej. Łączy się to z drugim zagadnieniem intencji pomocy. Czy gdyby ktoś prawnie nakazał pomagać, to czy w ogóle jest to pomoc, jeśli nie wychodzi z serca, z troski? Ale może ważniejsze są skutki niż intencje?

Weźmy takie podatki. To przecież forma pomagania państwu, stanowią one główne źródło jego dochodów, umożliwiają finansowanie jego działalności. Jest to obowiązkowa forma partycypacji w pomaganiu: płacąc podatki, wspieramy szkoły, szpitale, i tak dalej, czyli instytucje, z których następnie korzystamy. Jeżeli zakładamy, że pomoc może rodzić się tylko z samodzielnej, niewymuszonej decyzji, to płacenie podatków nie byłoby pomocą. Myślę, że takie klasyfikowanie pomocy nie ma sensu, przecież można pomagać z obowiązku, liczy się w końcu to, czy komuś pomogliśmy. Więc intencje nie muszą być zawsze szlachetne, można pomagać w wolontariacie szkolnym, żeby dostać szóstkę z przedmiotu zamiast czwórki – i o ile wykonano pomoc, to moim zdaniem ona się liczy.

Moim zdaniem efekt pomocy jest ważniejszy od intencji. Jeżeli ktoś zdecyduje dołączyć do wolontariatu lub wpłacić dużą sumę na szczytny cel z próżności lub tylko po to, by komuś zaimponować, to efektem i tak będzie konkretna pomoc. Jeśli w ramach kary za złamanie prawa ktoś dostanie dziesięć miesięcy prac społecznych takich jak na przykład sprzątanie/gotowanie w noclegowni dla osób w kryzysie bezdomności, to efekt – komfort osób w potrzebie – jest ważniejszy niż powód, dla którego dostali tę pomoc. Podobnie jest z podatkami czy jednym procentem na wybraną fundację: o ile cel pomagania został osiągnięty, uważam to za sensowną operację.

Przeciwieństwem tych sytuacji byłoby pełne skupienie na intencjach – należy pomagać tylko z czystych, niesamolubnych powodów. Jeśli pomoc miałaby wynikać tylko z czystych intencji, to w sytuacjach kryzysowych pomagałyby tylko osoby, które mają na to ochotę. Na dobre intencje należy nałożyć siłę sprawczą, poświęcić czas, postarać się. Przecież empatia może być swojego rodzaju „poczuciem obowiązku”. Kiedy w sąsiednim kraju wybucha wojna i uchodźcy potrzebują natychmiastowej pomocy od sąsiadów, intencja może być na pograniczu czystej i transakcyjnej – gdyby u nas wybuchła wojna, chciałabym, żeby ktoś mi pomógł.

Skrajności skupiania się na intencjach, a nie na efektach, często występują w relacjach międzyludzkich. Klasycznym tekstem jest „nie miałem złych intencji”, kiedy ktoś przekracza granice, chcąc w czymś pomóc. Efekt jest zły, chociaż intencje były dobre. Taką pomoc rozumiem bardziej jako nadopiekuńczość, układanie komuś życia, ignorowanie jego potrzeb.

Uważam, że efekty (oczywiście nie idąc drogą przemocy!) są ważniejsze w świecie pomocy niż intencje, ale najważniejsze jest oczywiście, żeby przy pomaganiu występowały oba czynniki. Żeby ludzie byli wychowywani w atmosferze chęci niesienia pomocy innym, bo to jest ważne i fajne. Nie wiem, może prawnie trzeba zakazać bycia obojętnym i życia tylko dla samego siebie. Ale to nie brzmi jak dobry paragraf…

Udostępnij

Jagoda Klimkowska

studiuje arteterapię na trzecim roku Akademii Pedagogiki Specjalnej, jest artystką, tatuażystką, zwolenniczką pomocy ludziom, edukacji artystycznej, równości i wspólnotowości. W Autokorekcie brała udział w 2021 roku.