arieeeel.jpeg
Wodne ciała
Dotykam onego skórą dłoni. Jestem gestem, który zawiera odrobinę ostrożności i dużo ciekawości wobec tego, jakie sa temperatury naszych ciał. Nie wieje wiatr. Nie wiem, czy ono odczuwa mój puls i czy sprawiam, że tworzy się między nami bliskość.
Muł klei mi się do stóp. Kiedy sikam, fala ciepła smaga wewnętrzną część ud. Włosy chłoną chłodną ciecz. Nasiąkam kimś innym.
Ciekawe, jak ssak odczuwa odejście wód płodowych.
Muł klei mi się do stóp. Kiedy sikam, fala ciepła smaga wewnętrzną część ud. Włosy chłoną chłodną ciecz. Nasiąkam kimś innym.
Wychodzę, spiętrzam taflę, muł ześlizguje się ze mnie, ciepły piaseczek przykleja się do podeszw stóp. Kiedy moje ciało nie jest już obleczone w chłód, zmienia się też mój oddech. Wysycham na słońcu. Wyparowuje ze mnie ktoś inny.
Wchłaniam. Połykam onego pod różnymi postaciami. Zastanawiam się, ile onych jest w ejakulacie i pocie, który z siebie wysączam. Podmywam się, przemywam twarz, zakręcam kran. Spływamy kanalizacją miejską. Mój ciekły, wydalany stan skupienia oddala się ode mnie. Ściek ze mnie. Innym razem ono wchłania się w trawnik.
Zmęczona kładę głowę na podłodze. W ustach gromadzi się warstewka śliny. Nie połykam, otwieram usta. Kącikami ust wylewa się ze mnie strużka płynu, który konsystencją przypomina żywicę. W lepkiej cieczy mości się kilka pęcherzyków powietrza. Jeden z nich pęka. Potem kolejne. Drewniana posadzka wchłania mnie w siebie.
Patrzę na sukulenty na parapecie i zastanawiam się, czym się od siebie różnimy.
Głęboki wdech. Wilgotne powietrze osiada wewnątrz jamy nosowej, wyścielonej błoną śluzową. Przykładam palec do kącika oka i rysuję łuk: przez policzek do kącika ust. Wkładam palce obu dłoni do ucha i nosa. Dziury w ciele. Jestem dziurawa. Pełna porowatości.
Kładę dłonie na brzuchu. Wyobrażam sobie organy (żołądek, wątrobę, jelita, jajniki) otoczone woreczkiem złożonym z dwóch warstw, pomiędzy którymi znajduje się śliski płyn surowiczy. Otrzewna. Zanurzam się głębiej. Warstwy swobodnie prześlizgują się między sobą. W tym ruchu jest potencjalny ogrom przestrzeni.
Wkładam palce obu dłoni do ucha i nosa. Dziury w ciele. Jestem dziurawa. Pełna porowatości.
Badam palcami miąższ ust. Granica pomiędzy suchą skórą i wilgotnym wnętrzem jamy ustnej zamaka. Z każdym wdechem ślina schładza się, a z wydechem nasiąka ciepłem. Płyny uczestniczą w termoregulacji. Nie umiem płakać na zawołanie.
Mam miesiączkę. Czy oddziaływanie grawitacyjne Księżyca przyciąga cząsteczki wody w swoją stronę i sprawia, że moje ciało przenika przepływ? Czy przeciekam?
Przełyk. Staram się uzmysłowić sobie, w którym momencie-miejscu łyk wody rozpuszcza się we mnie. Próbuję kilka razy. Chłód napoju przyjemnie wsiąka w znacznie cieplejszą temperaturę ciała.
Język jest mokrym narządem. Jego czucie dotykowe zanurzone jest w ślinie. Poruszam nim we wszystkich możliwych kierunkach, po policzkach, zębach i dziąsłach, porównując odczucia z tymi, które płyną z czubków palców u dłoni. Wystawiam język i wsuwam go z powrotem w wilgotną jamę. Jego ruch sprawia, że nieprzerwanie towarzyszy mi poczucie mokrości. Ślinię się od wewnątrz. Mówienie – nawilżanie fal dźwięku.
Od pewnego czasu przyglądam się wodnym ciałom (rzekom, mokradłom, kałużom) i ich właściwościom wsiąkania, wnikania, przesączania się, nawilżania, wylewania się. Kiedy kieruję na nie uwagę, moja wyobraźnia i kinestezja poruszane są przez potencjalności, które znam z codziennego obcowania z żywiołem wody oraz z rzadszych wycieczek przyrodniczych.
Zdarza się, że ciało z wody hipnotyzuje mnie do tego stopnia, że odczuwam je jako sprawcze. Takim spotkaniom towarzyszy uczucie niesamowitości i strachu, umożliwiające zbudowanie innej relacji z materią. Nie znam protokołów, pozwalających osiągnąć taki stan. Z doświadczenia wiem jednak, że opiera się on na odczuciu, że to, co pozaludzkie, ma podmiotowość.
Woda rozprzestrzenia się w ekosystemie pod różnymi postaciami, działa jak rozpuszczalnik i nośnik substancji odżywczych i toksyn. Noszę ją w sobie – to kilkadziesiąt procent mojego ciała. Mam ją w kościach. Wyobrażam sobie, jak drobiny pary wodnej odczepiają się od mojej skóry i zraszają blaszkę liściową najbliższej rośliny.
Przesiąknąć. Wyciec. Zamoknąć. Zawilgotnieć. Odpłynąć. Pocieknąć. Ujść. Wylać się.
Wyobrażam sobie, jak drobiny pary wodnej odczepiają się od mojej skóry i zraszają blaszkę liściową najbliższej rośliny.
Czasami afekt zachowuje się jak trop. Naprowadza na to, co nieznane i zapowiada wyczekiwane spotkanie z tym, co pozaludzkie. Interesują mnie: jego obecność, niezważająca na fikcyjną barierę ciała, gdy zarazem jest we mnie i wykracza poza mnie; jego materialna złożoność; zdolność do redefiniowania przyzwyczajeń poznawczych i poruszania mojego ciała, wyobraźni i uwagi.