www20190624-238.jpg

„Wenus z milo i inne lekcje”, reż. Dorota Kowalkowska, Teatr Dramatyczny im. Szaniawskiego, Wałbrzych, 2019. Fot. Dariusz Gdesz

Wenus z Milo. Z archiwum prób

Dorota Kowalkowska
W numerach
Październik
2022
10 (791)

Spektakl Wenus z Milo i inne lekcje po raz pierwszy pokazany został w Teatrze Dramatycznym im. Szaniawskiego w Wałbrzychu 3 czerwca 2019 roku. Udział w nim wzięły i wzięli Emilka Antochewicz, Nikola Bułkowska, Weronika Knedler, Magdalena Małowska, Julian Pojasek, Brajan Korwin, Adrian Potapowicz, Mateusz Szymański, Damian Zawolski, uczennice i uczniowie wałbrzyskiego technikum. Cały zespół współtworzył tekst. Opiekę nad procesem i samym spektaklem sprawowała Dorota Kowalkowska – wówczas pedagożka teatru w wałbrzyskim teatrze.

Przedstawienie nie miało długiego życia scenicznego – w sumie pokazane zostało dwa razy – archiwum spektaklu jest, jak każde archiwum, niekompletne. W 2022 roku – po trzech latach od zakończenia pracy – Dorota spotkała się z większością spośród zaangażowanych wówczas osób na Zoomie, by w czasie trzygodzinnego spotkania porozmawiać o tym, co w uczestniczkach i uczestnikach zostało po tym przedsięwzięciu.

Razem z Dorotą przeglądamy to, co zostało w archiwum – fragmenty scenariusza (cały się nie zachował), zdjęcia, słuchamy nagrań. Poniższa relacja jest więc kolażem materiałów, które pozostały po tej pracy, komentarzy pedagożki na temat przebiegu prób, głosów uczestniczek i uczestników po ponownym spotkaniu.

20190624-142.jpg

Fot. Dariusz Gdesz

PODRÓŻ NA WENUS

ADRIAN Czy są wszyscy?
BRAJAN Jesteśmy.
ADRIAN Widzicie to? Widzicie to, co ja?
MATEUSZ Pełno nierówności.
EMILKA Dołeczki, bruzdy, rozstępy, piegi, zmarszczki…

KOWALKOWSKA Piotr Kędzierski zrobił wideo, pokazujące drogę przez struktury ciała, przetwarza włoski, pieprzyki, pory w powierzchnię planety. Filmowaliśmy powierzchnię ciał w dużym zbliżeniu, różne struktury na skórze, przebarwienia, nierówności. Wszyscy zaczęli oglądać swoje ciała – pryszcze, brodawki, rozstępy stały się przedmiotem fascynacji. Zachwyt wywoływało to, co niekoniecznie podoba się na co dzień, podobało się jednak jako wideo. To było bardzo ciałoupozytywniające.

DAMIAN Widzę mnóstwo ludzi.
WERKA Oni są inni od nas.
KLAUDIA Widzę dużo mężczyzn.
NIKOLA I… jakiś ocean.
WERKA W którym ludzie kąpią się całkowicie nago…
DAMIAN …tam stoi przy brzegu Ricardo Milos, widzicie?
KLAUDIA Nie.
DAMIAN Widzę, że niektórzy są tu singlami i to jest absolutnie w porządku.
EMILKA Widzę miejsce, gdzie zakocham się z wzajemnością.
MATEUSZ Ja tam widzę swoją drugą połówkę.
MAGDA Widzę mniej staników push up i więcej bokserek dla kobiet.
NIKOLA A ja widzę więcej ładnych staników.
MAGDA Widzę więcej binderów.
WERKA Widzę dużo pięknego makijażu.
MATEUSZ Widzę pięknych ludzi bez makijażu.
NIKOLA I do tego piękne długie paznokcie.
WERKA I długie nogi.
NIKOLA I talie osy.
BRAJAN I szczupłych mężczyzn.
MATEUSZ Widzę cycki…
EMILKA Nie słyszę tutaj słowa „cycki”!
MAGDA Widzę prezerwatywy truskawkowe w każdej aptece.
WERKA I tabletki antykoncepcyjne dostępne od ręki.
KLAUDIA I tabletki siedemdziesiąt dwie godziny po. 
BRAJAN A ja tego nie widzę!
MATEUSZ Tutaj mama nie wchodzi do pokoju nie w porę.
DAMIAN Nie w porę nie zdarza się, gdy idziesz do tablicy.
WERKA Nikt nie wstydzi się pójść do lekarza.
BRAJAN Tutaj nie ma raka.
MAGDA Prostaty.
KLAUDIA Piersi.
MAGDA Jajników.
WERKA Macicy.
EMILKA Nie ma chorób wenerycznych.
WERKA Rzeżączki.
MATEUSZ HIV.
WERKA Widzę Justina Bibera, który bez koszulki uczy wudeżetu.
EMILKA Są konta premium na PornHubie dla wszystkich.
MATI I nieograniczony dostęp do Pornoorła.pl.
EMILKA Pornoorzeł został dawno zbanowany przez Kanye Westa.
DAMIAN Zamiast Netflixa jest Pornflix.
BRAJAN Widzę ludzi, którzy oglądają pornole do końca i myślą, że będzie ślub.
NIKOLA Widzę ludzi, którzy zachowują się jak moi rodzice na pierwszej randce.
DAMIAN Widzę, że tu ludzie mają dużo czasu na randki.
MAGDA A dziewczynie nie jest głupio zamówić coś innego niż sałatka.
EMILKA Widzę, że tu łatwo zagadać.
KLAUDIA Widzę dużo długiego przytulania.
DAMIAN Widzę ludzi, którzy nie żałują poprzednich związków.
MATEUSZ I tych, którzy są w jednym związku całe życie.
BRAJAN Widzę, że nie ma tu zbrodniczych organizacji LGBT.
MAGDA LGBT to nie organizacja.
BRAJAN Nie ma pedofilii.
DAMIAN Nie ma żadnych filii.
KLAUDIA Tylko biblioteczne filie.
DAMIAN Z dobrymi książkami erotycznymi.
BRAJAN Z dobrym fantasy, w którym bohaterom nie rosną włosy w miejscach intymnych.
NIKOLA Widzę, że tutaj każda dziewczyna dostaje okresowy starter pack.
MAGDA A matka nie wybiera córce sexi flexi ciuszków.
ADRIAN Ojciec nie mówi synowi „żebyś mi tylko z jakimś Stasiem nie przyszedł”.
MATEUSZ Babcia nie pyta, czy już sobie znalazłem dziewczynę.
KLAUDIA Rodzice nie czekają, aż ich dziecku przejdzie.
EMILKA A chłopcy wiedzą, że mogą czuć, wypełniać sobie brwi i nosić BB krem.
KLAUDIA Każdy może chodzić za rękę, z kim chce.
ADRIAN Nie ma walki pomiędzy płciami.
EMILKA A feminizm nie polega na nienawidzeniu mężczyzn.
MAGDA Można zapytać mamy bez żenady, czy to okej, że mnie boli.
WERKA Można też zapytać taty i nie zrobi krzywej miny.
MAGDA Polska topmodelka nie musi robić akcji o edukacji seksualnej, a nauczyciele nie plotkują o związkach uczniów.
WERKA I nie zabraniają całować się na korytarzu.
MAGDA Nikomu nie wpadają włosy do ust podczas pocałunku.
ADRIAN Wąsy nie gilgoczą.
KLAUDIA Ludzie się dużo całują.
NIKOLA W czółko.
EMILKA W nosek.
NIKOLA W uszko.
EMILKA Nikt nie mówi pocałuj mnie w dupę.
KLAUDIA A jak ktoś mówi, to dotrzymuje obietnicy.
ADRIAN W ogóle każdy dotrzymuje obietnicy.
BRAJAN Pierwszy raz jest idealny.
DAMIAN Pierwszy raz to nie koniec świata.
MATEUSZ Pierwszy raz to ten, który sobie wybierzesz.
DAMIAN Tutaj nie ma pierwszych razów, są tylko drugie i trzecie.
MAGDA Pierwszy raz może być w grubych skarpetkach w lamy…
EMILKA …i w koszulkach. 
NIKOLA Widzę ludzi, którzy nie chcą lub jeszcze nie mieli pierwszego razu i to jest okej.

KOWALKOWSKA Grupa opisuje Wenus, na której wylądowała, traci kontakt z jedną z uczestniczek wyprawy – KJ18. Wtedy pojawia się głos z offu – bardzo osobisty monolog Juliana. 

Nie jest dobrze. Jestem sama. Nie mówcie mi, że jesteście przy mnie. Nie jesteście blisko, nie dotykacie mojego serca, a nawet jeśli, to w nie uderzacie. Nie mówię, że to czyjaś wina, bo jest tylko moja. Dlaczego? Trudno to wyjaśnić. Świat jest dziwny. Posuwa się naprzód w przyśpieszeniu razy tysiąc, a ja stoję w miejscu. Nie potrafię zrobić kroku w żadnym kierunku. Moje myśli odpierdalają taką szopkę, że w głowie się nie mieści. A jednak mieści. Zadziwiające. Nie umiem stwierdzić, co mi leży na sercu. A co dopiero powiedzieć. Czuję, że moje serce jest pozaklejane taśmą izolacyjną i zakropione jakimś tanim superglue. Po tylu nieudanych próbach bycia normalnym nastolatkiem jest to możliwe. Zawsze jest jakieś „ale”. Miłość jest za trudna. Odpadam na wstępie. Czy przywiązanie to miłość? Chyba nie. Przecież przywiązuję się nawet do przemiłych pań ze sklepiku szkolnego lub do upierdliwych moherów z autobusu. Jak miałam się nie przywiązać do osoby, która pojechała ze mną nad morze i była zawsze. Nie umiem kochać. Nie wczoraj, nie dzisiaj, nie jutro. Może za tydzień, ale chcę czuć prawdziwość tego. 

KOWALKOWSKA Automatycznie skojarzyło mi się to z „Łaknąć” Sarah Kane i w tym miejscu dopisałam zdanie „Chcę się z tobą bawić w chowanego i dawać ci swoje ubrania. I mówić ci, że podobają mi się twoje buty i siedzieć na schodach, kiedy bierzesz prysznic”.

Przywiązanie jest dziwne dla mnie. Nie umiem się tego pozbyć. Tłumaczę sobie to moimi zaburzeniami adaptacyjnymi. Lubię je, bo wiem, że nie cierpię zmian. Ale zmiany są ważne. Zmiany są wszędzie… W jutrzejszym dniu też. Ale w jutrzejszym dniu nie ma mnie. Wiesz, czego mi brakowało dotychczas? Aby ktoś powiedział, że mogę popełnić błąd. Że może się tak zdarzyć. Że nie zawsze muszę być najlepsza. Że są ograniczenia. Że istnieje coś takiego jak ból nie tylko skóry zdartej na boisku. Ten ból, którego doświadczam codziennie, to jak zderzenie z ciężarówką. Moje wieczory nie należą do idealnych. Kakao nie pomaga, sen nie pomaga. Nie jestem w stanie się uczyć. Jestem zmęczona, lecz nie na tyle, aby zasnąć. Krzyczę w środku, a w pokoju panuje cisza. Trzęsę się cała. Blada skóra parzy mnie. Jeżozwierz w moim sercu wybudza się. Boli. Cholernie boli. Brakuje tylko pokoju typu „crying room and kill yourself”. Omijam tematy, które miałam tu poruszyć, i rozmawiam sama ze sobą, oh yeah zaczyna się. Chciałabym być tak szczęśliwa, jak widzą mnie inni. Nie jestem, bo nie potrafię ułożyć niczego, a nikt tego nie zrobi za mnie. Nie umiem stwierdzić, co mi leży na sercu. A co dopiero powiedzieć. 

KOWALKOWSKA Grupa dmuchała takie wielkie plażowe serce i zakładała je KJ18 na szyję i wszyscy próbowali uratować KJ18. Leciała piosenka, którą napisała Magda o miłości i o bliskości, śpiewana po angielsku, Magda grała na ukulele. Cała grupa walczy o oddech KJ18 w kiczowatej scenie dmuchania serca, ale dla mnie to była scena o tym, co to znaczy dostać wsparcie grupy i poczuć się razem.

Spotkanie po trzech latach

Julian mówił, że to był przełomowy moment do rozmów z mamą. Po trzech latach niewidzenia się z grupą powiedział, że jest w procesie tranzycji. W spektaklu wystąpił jeszcze jako Julka, teraz mówił, jak istotne było dla niego wsparcie grupy. Mówił, że cały proces tranzycji jest łatwiejszy, gdy środowisko jest wspierające. Tego na pewno brakuje w polskich szkołach, a takie empatyczne i rozumiejące środowisko należy w nich budować, by wszystkie osoby mogły czuć się w nim bezpiecznie. To było wspaniałe, wzruszające i ugruntowujące w poczuciu sensu, że rzeczywiście ten projekt mógł być pomocny. Julian mówiąc o tym, w jakim momencie emocjonalno-medycznym się znajduje, opowiadał, jakie to jest dla niego wyzwalające, jaki się czuje szczęśliwy. Wszyscy usłyszeliśmy to pierwszy raz. W czasie pracy nad spektaklem nie zdawałam sobie sprawy z tego, co się zadziewa w tym procesie. Teraz poczułam siłę grupy.

20190624-144.jpg

Fot. Dariusz Gdesz

P1ERWSZA ZASADA

Mówi Dorota 

Grupa nazywała się P1erwsza Zasada. Zasadą było wysłuchanie kogoś, kto akurat mówi. Ukonstytuowała się w czasie warsztatów w technikum w Zespole Szkół Politechnicznych, zwanych w Wałbrzychu „Energetykiem”. Grupa przez rok była objęta patronackim projektem, w modelu Teatr i Szkoła. Nazywało się to wtedy TLeN – Teatralne Lekcje Nieobowiązkowe.

Przez dwa lata prowadziliśmy ją razem z Łukaszem Zaleskim w Teatrze Dramatycznym im. Szaniawskiego w Wałbrzychu. Pracowaliśmy przez parę miesięcy, grupa oglądała w tym czasie spektakle w teatrze, poznawała teatr. Na koniec powstawał spektakl. Kiedy Łukasz odszedł z teatru – kontynuowałam spotkania. 

Najważniejsze było, że tworzymy to razem – nie działamy jak państwo prowadzący, wspólnie w tym uczestniczymy. Coś oczywiście proponujemy, moderujemy ten proces, podpowiadamy różne rozwiązania, ale powstają one w wyniku pracy warsztatowej. Nie było to jednak na początku jasne i łatwe dla grupy, bo jesteśmy przyzwyczajeni – głównie przez szkołę – że mamy do dyspozycji gotowy scenariusz i go realizujemy. Była to już klasa maturalna. Dołączyły do nas trzy osoby z innych szkół.

Zastanawialiśmy się, co chcemy razem zrobić. Temat wisiał w powietrzu od dawna, więc rzuciłam pytanie „czy chcecie porozmawiać o seksie?”. Z niekończących się heheszków i śmieszków przeszliśmy do poważnej rozmowy. Nie nazywaliśmy tego edukacją seksualną, mówiliśmy, że przez teatr rozmawiamy o seksie. Spotykaliśmy się raz w tygodniu i bardzo dużo rozmawialiśmy. Żarty nas nie opuszczały. Myślę zresztą, że dowcip i miejsce na przyjemność są przy tym temacie ważne. 

Zaczęliśmy od pytania „czym jest seks?” i „czym jest płeć?”

Próbowaliśmy zdefiniować, o czym mówimy i co dla każdej osoby spośród nas znaczy seks czy płeć. Potem zagraliśmy w butelkę – każdy mógł zapytać każdego, o co chce. I każdy ma prawo do nieudzielania odpowiedzi, jeśli nie chce. 

Staraliśmy się mieć dużą otwartość na siebie i nie cenzurować się. Mówiliśmy o trudnych emocjach i wyjaśnialiśmy je. Butelka pozwoliła zadawać dowolne pytanie. Przede wszystkim dużo i szczerze rozmawialiśmy. To była chyba kolejna pierwsza zasada powstawania tego spektaklu. Dla mnie to było bardzo odkrywcze.

Nie wszystko przebiegało gładko, dziewczyny zadały osiemnastoletniemu chłopakowi pytanie o to, dlaczego kobiety mają okres. Sparaliżowało go to, co z kolei wywołało oburzenie dziewczyn. On później przestał przychodzić i do dzisiaj o tym myślę. Próbowałam z nim rozmawiać, ale tłumaczył mi tylko, że ma maturę, że nie będzie już przychodził, bo nie ma na to czasu. Jednak nasze ostatnie spotkanie było trudne emocjonalnie.

Bardzo dużo działaliśmy na skojarzeniach. Dzieliliśmy się lekturami, wiedzą, filmami, muzyką. Naszym podręcznikiem stała się książka SexEd, która powstała z inicjatywy Anji Rubik. Oglądaliśmy Big Mouth i Sex ­Education. Ten ostatni serial podzielił grupę – jedni uważali, że to świetny serial, z którego można się dużo dowiedzieć, ale dla niektórych był zbyt wulgarny i za bardzo dosłowny. Kiedy rozmawialiśmy o naszej pracy po trzech latach, doszliśmy do wniosku, że nie wyobrażalibyśmy sobie tego spektaklu bez Euforii – dzisiaj jest już inny poziom wejścia. Oglądaliśmy lekcję edukacji seksualnej w Niemczech – wrażenie na mnie zrobiło, jak inny jest język tych lekcji, ile jest tam swobody, a jednocześnie jak to jest profesjonalnie zrobione. Rozmawialiśmy o PornHubie i o jego społecznej roli, doszliśmy do konstatacji, że seks pośredniczy w spotkaniach ludzi, którzy inaczej by się nie spotkali – wytwarza społeczność. Oglądaliśmy SeksMasterkę i inne blogi…

Jedno z pierwszych spotkań poświęcone było pierwszym rozmowom o seksie. Odbywały się one albo w domu – rzadziej, albo w szkole, na lekcjach wychowania do życia w rodzinie – to było doświadczenie większości osób. Rozmowy z rówieśnikami najczęściej są żartobliwe, oparte na pewnych pozach, nie ma w nich wiele miejsca na otwartość. Te zajęcia stały się więc przestrzenią do odbycia tych nieodbytych wcześniej rozmów. Pojawiły się coming outy, które były zaskoczeniem dla osób z tej grupy. Było to zaskoczenie, ale zostały one bardzo dobrze przyjęte i zaopiekowane. Spotkaliśmy się w konstelacji bardzo zróżnicowanych doświadczeń.

Ja także dzieliłam się swoją perspektywą, choć zastanawiałam się, jak może zadziałać mój głos – osoby z innym doświadczeniem życiowym, dwadzieścia lat starszej. Wydaje mi się, że na tyle troszczyliśmy się o intymność i nie wchodziliśmy w zbyt osobiste sprawy, że – mam wrażenie – nikt nie poczuł się zażenowany czy skrępowany, niczyje granice nie zostały przekroczone. 

Wrzucaliśmy sobie różne tematy, które wybieraliśmy trybem warsztatowym. Zadawaliśmy indywidualne zadania, które rozwijaliśmy na zajęciach albo w improwizacjach. Staraliśmy się teatralnie nad tym pracować, przegadując to wszystko po kolei. Tematy uruchamiały hasła pornografia, masturbacja, ciało, akceptacja, LGBT+, różnorodność, przemoc. To była mapa pojęć, od której się odbijaliśmy. Przygotowywaliśmy też referaty, improwizowaliśmy sceny, dużo pracując na bliskości, ważne było, żeby patrzeć sobie w oczy; żeby patrzeć sobie w oczy na różne sposoby. Żeby złapać się za rękę. Podstawowe gesty związane z relacyjnością, bliskością, kontaktem okazały się bardzo trudne.

Bardzo nam ciążył niewypowiedziany temat pierwszego razu, więc też rozmawialiśmy o tym, dlaczego może być trudny? co dla każdego znaczy? czy musi się wiązać z relacją i czym ta relacja jest? Czym jest gotowość na pierwszy raz albo wyobrażona gotowość? 

Były też prace w mniejszych grupach – zależało mi na tym, żeby osoby uczestniczące mogły porozmawiać ze sobą beze mnie. Potem mówiliśmy o tym na forum, chodziło jednak o to, żeby proces odbywał się między nimi.

Grupa przeprowadziła mnie przez meandry portali randkowych, z których korzystają. Stworzyliśmy nawet konto i moderowaliśmy je jako grupa – chcieliśmy przekonać się, czy ktoś z nami będzie chciał rozmawiać, jeśli nie zaczniemy od tego, jak jesteśmy ubrani. Jeden chłopak napisał – powiedzieliśmy mu oczywiście, że rozmawia z grupą i prowadzimy badania. Przyjął to i rozmawiał z nami.

Ten sposób nawiązywania kontaktu to było dla mnie odkrycie. Wyszły z tego rozmowy o przemocy seksualnej, niebezpieczeństwach związanych z aktywnością w sieci, ale i o wolności, o stwarzaniu języka, o samotności. Powstawały improwizacje, czasem monologi, piosenki, wiersze. Po latach dziewczyny mówiły, że te zajęcia im uświadomiły, czym jest świadoma zgoda. W Wenus z Milo była scena gonitwy, w której chłopcy gonili jedną z dziewczyn, a ona potem wypowiadała monolog o przemocy seksualnej.

20190624-165.jpg

Fot. Dariusz Gdesz

Poniżej pojawią się wątki związane z transfobią i samobójstwem.

Mam dość. 
Mam dość tego, że jestem traktowana jak gówno. 
Mam dość ludzi (psychologów, lekarzy, terapeutów) mówiących mi, że nie mogę być tym, kim jestem, bo wyglądam w nieodpowiedni sposób. 
Traktujących mnie, jakbym to wszystko wymyśliła i potrzebowała papierów, aby to udowodnić.
Przywiązujących większą wagę do tego, jak wyglądam, niż do tego, jak się czuję. 
Mówiących, że to dobrze, że moje wybrane imię brzmi neutralnie, że to dobrze, że moje ciało nie jest bardzo kobiece, że to dobrze, że nie wyoutowałam się w pracy (jeszcze). 
Mówiących, że może powinnam przestać być (próbować być) sobą i zaczekać, aż inni lekarze i terapeuci zdecydują, że już mogę. 
Mam dość tego wszystkiego.
Czasem to daje mi więcej siły do walki. Czasem sprawia, że chcę zakończyć swoje życie tu i teraz. 
Czasami sprawia, że po prostu chce mi się płakać. 
Chciałabym widzieć na horyzoncie jakąś nadzieję. Chciałabym usłyszeć coś innego niż „kiedyś w końcu będzie lepiej”. Chciałabym żyć pełnią życia już dzisiaj, w tym momencie.
6 maja Milo skoczyła z Mostu Łazienkowskiego w Warszawie. Jej ciało znaleziono przedwczoraj. Dzisiaj przyjaciele potwierdzili jej tożsamość.
Milo była osobą transpłciową.
W dniu swojej śmierci Milo napisała po prostu „Przepraszam”.

116 111 Dajemy Dzieciom Siłę
116 123 Polskie Towarzystwo Psychologiczne
800 120 002 Niebieska Linia
800 70 22 22 Itaka
22 635 93 92 PONTON (pt.16-20)

Powyższe słowa najlepiej oddają to, jak czuła się Milo i jak codziennie czuje się wiele osób transpłciowych w Polsce i na świecie. Nie umiemy napisać lepszego komentarza. Napiszemy tylko jedno – nigdy, przenigdy nie jesteście sami ze swoimi problemami. Zawsze jest ktoś, kto może Wam pomóc. Znajdźcie lokalną organizację LGBT+ i zapytajcie o psychologa znającego się na rzeczy. Wiele organizacji ma w swojej ofercie darmowe konsultacje psychologiczne. Skorzystajcie z nich. Jeśli w Waszym otoczeniu jest ktoś, kto potrzebuje pomocy, reagujcie. Nie pozwólcie, aby ta osoba porzuciła nadzieję. Jesteśmy społecznością. Wspierajmy się.

20190624-199.jpg

Fot. Dariusz Gdesz

Pierwszy raz

jest jak odpakowanie prezentu, który już tydzień leży pod choinką
jak wielka niewiadoma
jak wylot do obcego kraju, nie wiadomo z kim
na dywanie
jak cebula, żeby do niego doszło, trzeba zdjąć kilka warstw
jak zaćmienie księżyca
jak zgubienie się w labiryncie
jest przereklamowany
jak pizza z ananasem, czasami nie wchodzi
jak przesyłka z aliexpress – duże oczekiwanie, nie wiadomo, co rozpakujemy
jak sygnalizacja – albo czerwone, albo zielone
często za wcześnie, jak pierwszy budzik do szkoły
nie powinien być tak ważny
jest tylko jeden
często nie jest najlepszym razem
jest zaskoczeniem
może być u mnie
albo u ciebie
mógłby być, ale nie ma gdzie
nie powinien być przymusowy
nie powinno być pierwszych razów
powinny być tylko drugie

WENUS Z MILO

Dlaczego Wenus z Milo?

Spotykaliśmy się niedługo po śmierci Milo Mazurkiewicz. Gdybyśmy mieli więcej czasu albo bylibyśmy na innym etapie, to pewnie byśmy głębiej weszli w tematykę budowania poczucia bezpieczeństwa i akceptacji różnych rodzajów seksualności. Dzisiaj myślę, że poczucie bycia zaakceptowanym, wysłuchanym, nieodrzuconym, to był tak naprawdę temat naszych rozmów. Okazało się, że nasze rozmowy o seksie były tak naprawdę rozmowami o akceptacji i o zaufaniu.

O czym jeszcze?

Dziewczyny opowiadały też o problemach z dostępnością środków higienicznych w różnych częściach świata, jak to wygląda z europocentrycznej perspektywy – robiliśmy etiudy, które o tym opowiadały.

Jak patrzę na te zdjęcia, to przez te białe kostiumy mam wrażenie, jakbym oglądał Autokorektę z TR Warszawa.

Mieliśmy scenę obiegu plemników, które zapładniają jajeczko – uśmiechnęłam się, jak zobaczyłam później podobną scenę w Edukacji seksualnej Michała Buszewicza. To było bliskie naszemu poczuciu humoru i naszym tematom. Mieliśmy też scenę z nauką całowania z balonami, podobną do tej, jaką później widziałam w Przemianach Michała Borczucha. 

A kim są futrzaki?

To fandom zrzeszający osoby, które lubią przebierać się w kostiumy zwierząt i je antropomorfizować. Jest cała społeczność futrzaków, organizują zloty, na których są transowe dyskoteki. Jedna z osób z naszej grupy w nich uczestniczyła. Nie spotkało się to z uznaniem ojca, choć matka szyła jej kostiumy. Ludzie przebrani za koty albo za inne futrzaki z wielkimi oczami, w maskach spotykają się i tańczą wiele, wiele godzin. To transowe doświadczenie, wyjścia poza swoją tożsamość. Poznawaliśmy w internecie społeczność futrzaków. Pojawiła się też taka scena – długiego transowego tańca w kasku wykonywanego przez jednego z performerów, który mógł tańczyć bez przerwy godzinami.

Jak się czułaś jako prowadząca?

Często czułam się nie dość kompetentna; albo w sobie to uczucie projektowałam. Czułam się bardzo obdzielona doświadczeniami, które mają swój ciężar. Cały czas zastanawiałam się, na ile mogę wejść głębiej, na ile mogę wchodzić w to, co jest osobiste – cały czas myślałam o tym, ile to wymaga uważności i szacunku. Każdy przychodzi z jakiegoś domu, z jakimś światopoglądem, z jakimś systemem wartości, który wyznaje albo wobec którego się buntuje, ja mam też swój. Jak nie kolonizować, jak nie narzucać swojego. Jak nie zrobić czegoś, co zaingeruje w czyjś rozwój, jak nie naruszyć granic. Jak budować poczucie bezpieczeństwa. Czasem sama byłam zawstydzona, zażenowana, czułam pąs, rumieniec na twarzy. Niektóre osoby przychodziły z wiedzą większą niż ta, jaką ja mam dzisiaj. Było bardzo dużo do zrobienia na poziomie emocji i relacji i że tym się muszę opiekować. I zawsze dopytywałam, czy to nie za dużo i czy to jest w porządku, co się między nami dzieje. To było dla mnie bardzo dużo i brakowało mi możliwości przegadywania tego z kimś jeszcze – jak pracowaliśmy wcześniej z Łukaszem, to na bieżąco omawialiśmy warsztaty. Mam też teraz poczucie, że ten proces powinien być gęstszy, bardziej intensywny – raz w tygodniu to jednak za mało. Ale też czuję, że sama miałam potrzebę odbycia nieodbytej rozmowy.

20190624-213.jpg

Fot. Dariusz Gdesz

PO TRZECH LATACH

Prosiłam o podzielenie się tym, co ta praca dała, czego im zabrakło. Zadałam pięć pytań.

1. Co wziąłeś/wzięłaś dla siebie, co ci dała praca nad Wenus z Milo?
2. Czy w pracy nad spektaklem był dla ciebie jakiś moment przełomowy i na czym polegał?
3. Czy jakiś aspekt tej pracy byś rozwinął/rozwinęła bardziej, co byś zmieniła/zmienił z dzisiejszej perspektywy?
4. O czym i po co był nasz spektakl?
5. Czego ci w tej pracy zabrakło, o co byś chciał/chciała się zatroszczyć?

Z odpowiedzi (wybór)

Zdecydowanie pewność siebie. Pamiętam pewne ćwiczenie, gdzie dwie osoby były instruowane przez wybraną osobę i musiały robić to, co ona mówi. Tworzyliśmy wtedy idealną wizję pierwszego pocałunku. Na samym końcu musieliśmy w slow motion zbliżyć się do siebie jak do pocałunku i gdy byliśmy już blisko, akcja kończyła się. Jak tak sobie myślę o Julianie, który dopiero odkrywał siebie, to nie myślałem, że takie ćwiczenia zbudują w nim tę pewność siebie i pokażą, że może być kim tylko zechce. Odkrywanie swoich warstw, swojej wrażliwości i pobudzenie wyobraźni – teraz widzę, ile zalet wnosiły takie ćwiczenia.

Wspólna praca nad spektaklem pokazała mi różne poglądy na te sprawy i sprawiła, że kolejną ważną rzeczą było nabranie świadomości, że dużo osób może czuć się samotnych i bezradnych, mimo że pozory mówią co innego. Niektórych rzeczy i walki o siebie nie widać gołym okiem.

Dla mnie ten spektakl był o cieple i empatycznym podejściu do seksu, emocjonalności, relacji i swojego ciała. O tym, że jest wiele różnych wrażliwości, problemów, odmienności i że to jest w porządku. Wenus z Milo powstał dla mnie po to, żeby zacząć rozmowę.

Świadomość samoakceptacji.

Wcześniej nie wiedziałem, że są takie metody antykoncepcji jak
‒ wkładka domaciczna
‒ czy kalendarzyk (choć nie do końca to antykoncepcja).

Spektakl nauczył mnie pracować przede wszystkim z ludźmi dla ludzi. Nauczył mnie myślenia projektowego, chociaż na początku nie wiedziałam, że tak właśnie jest. Razem diagnozowaliśmy problem społeczny, szukaliśmy rozwiązania, a następnie testowaliśmy prototyp, którym był spektakl. Zaprojektowaliśmy spektakl.

Sądzę również, że warto by poruszyć takie tematy jak pedofilia, gwałt (również na mężczyznach, uważam, że społeczeństwo nie zdaje sobie w ogóle sprawy z tego) oraz uzależnienie od seksu i masturbacji. Jak masturbacja wpływa na nas i nasze życie.

W zeszłym roku usłyszałem o takim pojęciu „niebinarny”, jest to osoba, która nie identyfikuje się z żadną płcią. Zgłębiając temat, dotarłem do informacji, że do takich osób należy się zwracać bezosobowo. Jeszcze jedna sytuacja z obecnego miesiąca, wykładowczyni na uczelni zwracała się do nas w formie bezosobowej, aby nikogo nie urazić ‒ podkreślała to. Myślę, że poruszanie tego tematu byłoby ciekawe.

Świadomość, że masturbacja czy oglądanie porno w związku to nic złego i nie jest zdradą.

Największym przełomem był koniec, gdy Julek został zauważony i wszyscy pobiegli mu na pomoc. Pokazało mi to, że człowiek może przeżywać duży ból, prowadzić wielką walkę i mieć duży problem. Czasem jedyną pomocą jest dostrzeżenie problemu przez otoczenie i pomoc takiej osobie, która często sama nie potrafi sobie pomóc.

Kolejną rzeczą było dla mnie kręcenie filmików (przybliżenie części ciał), które pokazywało, że nikt nie jest idealny, każdy ma jakieś przebarwienia i krostki, których nie możemy dostrzec gołym okiem, lecz one tam są.

Moim zdaniem w spektaklu powinna się znaleźć scena zaprezentowana przez Magdę o osobie transseksualnej i przechodzącej zmiany.

Uważam, że spektakl był przede wszystkim o ludzkiej seksualności, ale przeplatał go temat psychologii. Pokazywał postrzeganie świata przez różne osoby, drogę ucieczki lub jej brak (oczywiście na własną rękę), był o akceptacji i odkrywaniu samego siebie.

Projekt pokazał, że można rozmawiać na „intymne tematy” w szerszym gronie bez żadnego krindżu/strachu. I to w moim przypadku zostało do teraz, nie mam oporów, by poruszać takie sprawy w domu, na imprezie etc… 

Wydaje mi się, że odbiorca mógł sobie na swój sposób spektakl zinterpretować. Pokaz miał wiele wątków: odkrywanie nieznanego, bezpieczeństwo, odtrącenie. Odbiorca może sobie sam wybrać motyw przewodni i obudować całą historię wokół niego. 

Dowiedziałem się, jak wygląda korekta płci oraz co może przeżywać osoba, która znajduje się w nieodpowiednim ciele.

Nasz spektakl był po to, by pokazać innym, jak działa i jak powinna działać edukacja seksualna, o tym, że istnieją różne poglądy, mogą spotkać nas różne sytuacje. Mieliśmy (moim zdaniem) uświadomić rodzicom, przyjaciołom, jak to wszystko może tak naprawdę funkcjonować, czego mogą nie widzieć albo czego po prostu nie chcą widzieć, a ma miejsce.

Trochę wcześniej bałam się tematu seksu, bałam się o nim rozmawiać, a już na pewno coś na jego temat robić; myślałam, że albo będę zbyt wulgarna, albo zbyt infantylna. Dzięki procesowi tworzenia Wenus z Milo nie tylko pozbyłam się tej bariery, lecz także dałam sobie narzędzia i język do mówienia o seksualności człowieka. Gdy poszłam na studia i zaczęłam budować nowe relacje, poczułam, że to było po coś, że umiem rozmawiać z partnerami i partnerkami, że umiem stawiać swoje granice, że umiem znajdować wiarygodne źródła i informacje.

Momentem przełomowym był jeszcze etap researchu, czytania badań i artykułów. Myślałam, że wszystko wiem, ale się myliłam. Nie wiedziałam, że bardzo mały procent kobiet dochodzi przez penetrację czy że mężczyźni też mają swój wewnętrzny cykl, podobnie jak kobiety.

W okresie tworzenia spektaklu ciągle rozbudowywały się również moja wrażliwość i umiejętność empatycznej rozmowy. Są to obecnie rzeczy, z których jestem najbardziej w sobie dumna jako w osobie. Nie zakładam też już tak dużo o rzeczywistości, patrzę na nią bardziej ostrożnie, w zniuansowany sposób. Uwrażliwiłam się też na tematy feministyczne, heteronormatywności czy stereotypów.

Ważną rzeczą (którą niestety warto by pokazać w obecnych czasach) jest
– że aborcja powinna być wyborem
‒ że wybór aborcji nie jest łatwy i niszczy psychicznie osobę, która się go podejmuje
– negatywne skutki, które niesie zakaz aborcji (uszkodzone płody, komplikacje poporodowe, życie dzieci, które musiały przyjść na świat z poważnymi wadami itd.).

Przełomem nie było może nic dotyczącego samego spektaklu, lecz coś dotyczącego samego procesu. W tamtym okresie bardzo szukałam siebie i swojego miejsca w teatrze, czegoś, co jest takie moje. W tamtym okresie miałam szansę porównać kilka różnych metod pedagogiki teatralnej, wspólnego tworzenia. Przełomowe było dla mnie to, jak zobaczyłam, że grupa bardzo różnych ludzi może się zgromadzić wokół jednego tematu, zgodzić się w nim i zbudować polifoniczną syntezę swoich wrażliwości i poglądów, a także to, że warsztaty i spotkanie w przestrzeni teatru mogą być katalizatorem takiego procesu. Powstawanie Wenus z Milo to nie była jedyna przestrzeń, gdzie zagłębiałam się w tym świecie, ale na pewno przyczynił się do tego, że zakochałam się w warsztacie i pedagogicznym działaniu.

Chcieliśmy gadać o tym, że gadanie o tym jest okej, faktycznie nie wszystko musi wyglądać jak fikcja filmowa i to była wielka ulga dla mnie, gdyż zawsze uważałam, że mam dziwne czy złe, po prostu niepasujące do pozostałych podejście w niektórych tematach. Dzięki temu zrozumiałam, że to jednak jest okej, nic w tym dziwnego, nie mam się czego wstydzić, nie jestem sama i mogę znaleźć zrozumienie i wsparcie wśród innych ludzi.

Wziąłem kawałek pewności siebie, skosztowałem doświadczeń innych i uwolniłem swoje wewnętrzne traumy i niepewność, bo w końcu wokół mnie pojawiły się osoby, które mnie rozumieją i mimo tego, że są inne, tak naprawdę są takie same.

Dzięki spektaklowi mogłem dowiedzieć się wielu ciekawych informacji na temat seksualności. Zarówno seksualności ludzkiej, jak i zwierzęcej, na przykład budowy genitaliów kaczki, czy jak masturbują się delfiny.

Mówi Dorota

Rozmawialiśmy też dużo o tym, że właśnie teraz ta rozmowa się przydarza, że wracamy do projektu i to daje mu drugie życie. W 2019 roku to się nie wydarzyło i miałam poczucie porażki, bo spektakl nie był grany, premierę mieliśmy na koniec sezonu, to już była też końcówka mojej obecności w teatrze, poza tym nie było miejsca na granie, bo wszystkie sale były zajęte. Nie było pokazu dla rówieśników, czego bardzo żałowałam. I okazało się, że choć spektakl nie był grany, to nasz proces cały czas w nas pracował i w czasie naszych spotkań i prób wydarzyło się coś, czego wówczas sama nie podejrzewałam.

Rozmawiał i opracował Piotr Morawski

Udostępnij

Dorota Kowalkowska

Pedagożka teatru, obecnie kieruje Działem Programowym Teatru Dramatycznego w Warszawie.