krakowska03-1.jpg
Seksapil patriarchatu w parkach narodowych
Zamach na Trumpa wydarzył się akurat w porę, żeby jeszcze trochę potrenować rytualne deklaracje i stosowne potępienia przemocy. Co z tego, że bezsilne i nawet trochę przez to śmieszne, a w wielu wypadkach wręcz karykaturalne i odklejone od realnego stanu rzeczy? Nic bardziej niż ten festiwal potępień nie ujawnia retorycznego fałszu, czyli rozmijania się publicznie deklarowanych wartości z dostępną wiedzą o rzeczywistości i z faktycznymi intencjami, o katastroficznych wyobrażeniach przyszłości nie wspominając. Wedle oficjalnych komunikatów informacja o strzałach do Trumpa wstrząsnęła bowiem premierem Netanjahu, a Kreml „zdecydowanie potępił wszelkie przejawy przemocy w ramach walki politycznej”. Depesze agencyjne i tweety z krajów demokratycznych były niemal jednobrzmiące:
W Ameryce nie ma miejsca na taką przemoc i na żadną przemoc. (Biden) / Na przemoc polityczną w jakiejkolwiek formie nie ma miejsca w naszych społeczeństwach. (Starmer) / Przemoc polityczna nigdy nie jest akceptowalna. (Trudeau) / Taka przemoc nie ma uzasadnienia i nie ma na nią miejsca nigdzie na świecie. Przemoc nigdy nie powinna zwyciężyć. (Zełenski) / W demokracji nie ma miejsca na przemoc polityczną. (von der Leyen) / Przemoc nigdy nie jest odpowiedzią na różnice polityczne w demokracji. Jestem pewien, że jest to jedyna rzecz, co do której wszyscy możemy się zgodzić bez cienia wątpliwości (Tusk).
Najpewniej jednak nie możemy, skoro sam Trump nie tylko nie mówi, że przemoc jest niedopuszczalna, ale po strzelaninie krzyczy: „Fight! Fight!”.
Dlaczego jednak nie skorzystać raz jeszcze z okazji przyłączenia się do tego nad wyraz zgodnego chóru głosów płynących z tak zwanego cywilizowanego świata, który wprawdzie zauważa rozpacz, desperację czy szaleństwo dopiero, gdy może potępić ich śmiertelną artykulację, ale przynajmniej deklaruje niechęć do agresji? Czas faryzeuszy zapewne i tak zresztą dobiega kresu, a wraz z nim te wszystkie rozpoznane złożoności i nieprzezwyciężalne sprzeczności interesów, odpowiedzialne za mowę odwrotną, paradoksy deklaracji i niedotrzymywane obietnice. A kiedy już ową przysłowiową hipokryzję liberalnych demokratów zastąpi na dobre czysta żywa siła, która nie będzie się obłudnie odcinać od przemocy, tylko ją praktykować, przypomnimy sobie wszystkie znaki, jakie nas do tego przywiodły, wszystkie ostrzeżenia, które wygodniej nam było zignorować, i wyciągniemy na wierzch korzenie, kłącza i zawiązki przemocy, żeby pisać o nich smutne książki.
Amerykański kontekst tej refleksji jest dość poręczny, bo można przyglądać mu się z pozornym znawstwem, wywiedzionym z niezliczonych komentarzy medialnych, przystępnych publikacji, a przede wszystkim z kultury popularnej, w której każdy znajdzie to, czego potrzebuje. Byle tylko nie zaczynać tej refleksji od potępienia przemocy, lecz wprost przeciwnie, od zastanowienia się, do czego się przydaje, kto ją akceptuje, a w końcu, kogo, jak i dlaczego uwodzi? Dwie pierwsze kwestie wydają się w przypadku wspomnianej strzelaniny stosunkowo proste i nazywa się je bez ogródek na podstawie wystąpień medialnych i badań statystycznych.
Jak wielki kapitał polityczny można zbić na zamachu, pisze między innymi komentator „Gazety Wyborczej”: „Pod tym względem Trump ranny w ucho, będący kilka centymetrów od śmierci, z krwią spływającą mu po policzku, jest gigantyczną żyłą złota"1 dla wszystkich stron amerykańskiej sceny partyjnej. Ta niedoszła ofiara jednej z setek publicznych strzelanin (ściśle rzecz biorąc w Stanach Zjednoczonych w 2023 roku było ich sześćset pięćdziesiąt sześć) jest bowiem zarazem największym, powiedzą jego przeciwnicy, siewcą agresji i zbiera oto jej plon. Jego zwolennicy zaś, zakładający sobie w imię solidarności opatrunki na ucho, zobaczą w nim bohatera, który ma zwycięstwo wyborcze w kieszeni. Nic tak nie ożywia mediów, polityków i opinii publicznej jak akty przemocy – to paliwo atomowe propagandy i kontrpropagandy w krótkiej perspektywie, a teorii spiskowych w długiej.
Z kolei w kwestii akceptacji przemocy powiedzieć można więcej niż to, że „Amerykanie strzelają do wszystkich, ciągle, codziennie i wszędzie"2, choć nie jest to stwierdzenie dalekie od prawdy. Piotr Tarczyński w wydanej w ubiegłym roku książce Rozkład. O niedemokracji w Ameryce przytacza badania mówiące, że miliony Amerykanów gotowe są zaakceptować przemoc w życiu publicznym. Mało tego, prawie dwadzieścia procent uważa, że prawdziwi patrioci mają prawo użyć przemocy, żeby ocalić kraj, a połowa spodziewa się wojny domowej w ciągu najbliższych lat. To nie są tylko niewinne fantazje, skoro w Stanach więcej jest sztuk broni palnej w prywatnych rękach niż ludzi:
Według Gallupa broń znajduje się w 42 procentach amerykańskich domostw, według Uniwersytetu Chicagowskiego nawet w 46 procentach […]. Ze stwierdzeniem, że konieczne może być niebawem sięgnięcie po broń przeciw rządowi, zgadza się aż 37 procent tych, którzy mają w domu broń palną.3
Akceptacja dla stosowania przemocy rośnie, czy raczej ujawnia się coraz swobodniej. Partia Demokratyczna wprawdzie jednoznacznie potępia akty agresji, ale Partia Republikańska zachowuje się dwuznacznie, a jej radykalna, skrajnie prawicowa i rosnąca w siłę część coraz otwarciej pochwala przemoc, choć podział na czerwoną i niebieską, republikańską i demokratyczną Amerykę przebiega dzisiaj inaczej niż kiedyś – pisze Tarczyński. Nie jest to podział ściśle geograficzny na stany czerwone i stany niebieskie, choć tak wygląda to na mapie preferencji wyborczych, bo przecież w republikańskim Teksasie miasta są niebieskie, a w liberalnej Kalifornii wieś jest czerwona:
Dzisiejszy podział przebiega przede wszystkim na linii miasto-wieś, na przed mieściach – nie bez powodu to właśnie tam obie partie rywalizują dziś o głosy elektoratu. I to właśnie tam będzie przebiegać linia „frontu”, jeśli spełni się najczarniejszy sce nariusz i dojdzie do wybuchu „drugiej wojny domowej”. Cudzysłów jest tu konieczny, bo druga z pewnością nie będzie wyglądała jak pierwsza […]. Nie będzie frontu, bo nie będzie zorganizowanych armii prowadzących działania wojenne […]. Mówimy raczej o aktach terroryzmu czy lokalnych wybuchach przemocy […], czyli o tym, co widzimy dziś, tylko na znacznie większą skalę.4
Taką właśnie wojnę domową unaocznia serial Yellowstone (2018), który podobnie, choć ostrzej i w mniej oczywisty sposób, przedstawia linię podziału amerykańskiego społeczeństwa: wieś i miasto, choć taki podział znaczy co innego niż na przykład w Europie. W Stanach Zjednoczonych to serial o największej liczbie widzów spośród wszystkich programów telewizyjnych, które nie są meczami futbolowymi.5 W dwudziestym pierwszym wieku obrona ziemi, a konkretnie rancza wielkości stanu Rhode Island – jak szacuje jeden z bohaterów, nieraz przypomina wojnę. „Yellowstone to nie tylko strzela niny. Tam się toczą wojny totalne. Jest broń klasy wojskowej, ataki powietrzne, noktowizory i karabiny maszynowe. Kiedy John Dutton nie może wygrać, to zaczyna strzelać"6
Dość powiedzieć, że przemilczany na galach prestiżowych nagród i niemal ignorowany przez krytykę Yellowstone miał mniej więcej dziesięciokrotnie większą widownię niż nagradzana i opatrzona niezliczonymi omówieniami prasowymi Sukcesja. Ta oglądalność, a zarazem jej geograficzny rozkład sprawiają, że nie tylko sam serial, ale też demografia jego widowni oraz pewne osobliwości jego recepcji stanowić mogą doskonały pretekst do współczesnych rozważań o społecznych i politycznych podziałach, gotowości do akceptacji przemocy i uwodzicielskiej sile patriarchatu.
Serialowi towarzyszą dyskusje, chociaż nieszczególnie gorące i spory niezbyt zajadłe, bo tam, gdzie się go ogląda, ma oddaną widownię, a gdzie indziej – nie budzi większego zainteresowania. Trudno powiedzieć, czy to wynik uprzedzeń i resentymentów, czy programowego braku identyfikacji ludzi z opiniotwórczych środowisk z kowbojami? Publicystyka towarzysząca serialowi świadczy jednak o niemałym pomieszaniu w odczytywaniu, by tak rzec, wymowy ideowejYellowstone. I już ta niepewność, czy wręcz dezorientacja połączona z trudnym do spełnienia imperatywem przypisania serialowi za wszelką cenę politycznych barw, świadczą o jego przewrotności i komplikowaniu obrazu rzeczywistości, co akurat budzi moje uznanie i sympatię. Odniosłam przy tym wrażenie, że żadna z osób wypowiadających się o serialu nie obnosi się ze stuprocentową pewnością, że ma rację. Stąd zapewne letnia temperatura dyskusji. W dodatku w Yellowstone nie ma w zasadzie w ogóle mowy o partiach politycznych, nawet wtedy, gdy główny bohater zostaje gubernatorem.
Polityczność serialu jest oczywista, a zarazem nie sprowadza się do partyjnej rozgrywki. Zwłaszcza że racje stron układają się tu nieraz w niespodziewane sojusze komplikujące linie podziałów: tradycjonalistyczni ranczerzy i aktywistyczna młodzież tworzyć mogą wspólny ekologiczny front, podobnie jak obecni i rdzenni posiadacze ziemi mają do pewnego stopnia zbieżne interesy przeciw kapitalistycznej ekspansji, a środowisko uniwersyteckie deklaratywnie progresywne jest zatroskane głównie o własne bezpieczeństwo i postępowe idee nosi raczej ku ozdobie.
Polityczny przekaz serialu określony wedle partyjnych podziałów nie jest jasny i może nigdy nie będzie jasny, ale niewykluczone, że to dobrze – w telewizyjnej zapowiedzi wręcz sugeruje się widzom, by porzucili myślenie o Yellowstone partyjnymi etykietami.7 „Wielu moich znajomych uważa Yellowstone za republikański [czerwony] serial zrobiony przez ludzi o demokratycznych [niebieskich] przekonaniach"8 – pisze autorka „New Yorkera”. Na co wskazywałby fakt, że serial biegle włada idiomami kultury liberalnej, od wielokulturowości po designerskie obuwie, nawet jeśli je wyśmiewa – zastrzega Tressie McMillan Cottom9.
„Time” ujmuje to inaczej: „Hollywood pod wpływem woke uważać może, że fandom serialu to mamuśki z przedmieść zakazujące książek i wściekli kolesie w czapkach z napisem Make America Great Again"10. Ale od razu dodaje, że nie jest to takie proste.
Yellowstone, którego pięć sezonów (nie licząc prequeli i spinoffów) napisał i wyreżyserował Taylor Sheridan, a wyprodukował Paramount, cieszy się rzeczywiście największą popularnością w stanach Środkowego Zachodu i Południa, a najmniejszą w wielkich aglomeracjach wschodniego i zachodniego wybrzeża. Już to samo mogłoby go czynić serialem republikańskiego elektoratu, a jak chcą niektórzy wręcz „najczerwieńszym programem w telewizji"11 (the most redstate show on television), najbardziej konserwatywnym, republikańskim i antywoke, a już na pewno Najbardziej Amerykańskim (Białym, Męskim)12. Jego słowa kluczowe: „konie, strzelby, Kevin Costner w dżinsie” są zdaniem „New Yorkera” wystarczające, by „ugruntować jego propozycję programową obliczoną na zaspokojenie potrzeb mieszkańców interioru"13. Rozwija tę myśl także „Atlantic”:
Owszem, milieu republikańskich stanów – wszystkie te strzelby, konie i wielkie otwarte przestrzenie – wraz z uwielbieniem dla uczciwego znoju, kowbojskiej męskości, przemocy i ludzi, którzy w ogóle nie chcą żadnych zmian, mogło przyciągnąć wiejskich tatusiów, obawiających się, podobnie jak John Dutton, że ich sposób życia dobiega końca w zmieniającej się Ameryce.14
Nietrudno podążać taką drogą odbioru i interpretacji tej serialowej opowieści, sprowadzającej się do zmagań Johna Duttona (w tej roli Kevin Costner), właściciela wielkiego i pięknego rancza w Montanie, o zachowanie go w niezmienionym i nieokrojonym kształcie w sytuacji, w której tę ziemię pragną odzyskać rdzenni mieszkańcy, a pozyskać chcieliby ją napływowi biznesmeni i wielkie korporacje, by zbudować na niej kurort, a może i miasto. Dutton jest czwartym pokoleniem osadników, a walka o zachowanie status quo wpisuje się w całą rodzinną historię, której jego dzieci już raczej nie nadpiszą z równą determinacją. Relacje rodzinne są tu oczywiście niezmiernie istotne dla fabuły i dla całego zamysłu. Z jednej strony, angażują jak to w operach mydlanych; z drugiej, co tu akurat istotne, obrazują najlepiej przemiany kultury i obyczajów zachodzące w ostatnich latach. Pod względem konwencji Yellowstone odwołuje się więc do najbardziej tradycyjnych gatunków i schematów fabularnych, jak westerny i melodramaty rodzinne, które wielokrotnie zresztą poddawane były – również już dziś sklasyczniałym – krytycznym przeróbkom i demitologizacjom.
Na poziomie tak zarysowanej fabuły, widać wyraźnie, że serial nie tylko posługuje się konwencyjnymi kliszami, ale odwołuje się też do mitologii pionierów, fundacyjnej dla amerykańskiej ludowej tożsamości i do kultu ziemi wydartej dzikiemu zachodowi. Tyle tylko, że jak się wydaje, nie po to, by tę tożsamość konsekrować, lecz raczej uczciwie się jej przyjrzeć i skonfrontować z, mówiąc szczerze, mało konkurencyjnymi ofertami, a zarazem zmusić do konfrontacji z nią tych, którzy programowo się od niej odwracają, czyli przysłowiowe elity z wybrzeża. Kathryn VanArendonk tak nazywa ten motyw przewodni Yellowstone:
To taka przekonująca, urzekająca wizja białej amerykańskiej męskości – opartej na własności, opanowaniu, wolności od wszelkich ingerencji i kontroli z zewnątrz, na bezwzględnej lojalności, sile fizycznej i posiadaniu z i e m i. Głęboki lęk Duttona przed utratą choćby jej kawałka wynika z faktu, że bez ziemi jego światopogląd nie ma sensu, a w hierarchii Yellowstone światopogląd Duttona jest nadrzędny wobec wszystkich innych. To najgłębszy fundament przedstawionej w serialu istoty amerykańskości.15
Co może wynikać z tej tak zarysowanej wizji amerykańskości i czy nie należałoby pomyśleć o niej dzisiaj nieco głębiej i z większym zrozumieniem zarówno dla bohaterów Yellowstone, jak i dla jego widowni, nie mówiąc już o twórcy serialu, który z udawanym zdumieniem obserwuje jego recepcję. Udawanym, bo nie może chyba nie zdawać sobie sprawy, że tak silny mit, który uczynił osnową filmu, ma potężną uwodzącą siłę i jeśli ktoś nie odrzucił go na samym początku, rezygnując z oglądania, to może na tym rumaku się cokolwiek zagalopować. Taylor Sheridan nie zgadza się jednak z nazywaniem Yellowstone serialem „czerwonych stanów” i gdy słyszy, że to serial konserwatywny czy republikański, twierdzi, że chce mu się śmiać. Bo jak to? Serial, który mówi o wysiedlaniu rdzennych mieszkańców, o tym, jak były traktowane rdzenne Amerykanki, o zachłanności wielkich korporacji, gentryfikacji Zachodu i grabieniu ziemi. To ma być republikański serial? 16– dziwi się Sheridan. Rzeczywiście, nazywanie Yellowstone głosem konserwatywnej Ameryki i utożsamienie serialu z jego widownią jest daleko idącym uproszczeniem, bo w istocie owo „milieu republikańskich stanów” to rozpadająca się pod ciężarem własnego anachronizmu konstrukcja, której trwanie przedłużają nadużycia władzy, przemoc, bezprawie i polityczna korupcja. Można oczywiście zamykać na to oczy, obudzić w sobie nostalgię i oglądać krajobrazy Montany, ale odmowa rozpoznania zepsucia tego świata, czy też tego „milieu”, nie oznacza, że scenarzysta i reżyser nie daje w to wglądu, choć odmowa uznania tego faktu może być symptomem czegoś więcej niż tylko nader powierzchowny odbiór serialu. Yellowstone zresztą nie pozostawia złudzeń, co do możliwych alternatyw dla lokalnych patologii – wszystko, co napływa z zewnątrz, na przykład z zachodniego czy wschodniego wybrzeża, jest równie zepsute, a w dodatku cyniczne jak wielki biznes i jego prawnicy albo zaślepione jak ekologiczni ak tywiści. W tym sensie rację ma Sridhar Pappu z „Atlantic”:
Yellowstone nie ma wyraźnej ideologii, która wpisałaby się w tradycyjne czerwo-noniebieskie spektrum. To mieszanka ogólnie antykapitalistycznego, antymodernizacyjnego populizmu; proranczerskiego libertarianizmu; konserwatywnego ekologizmu (wiem, dziś brzmi to jak oksymoron, ale ma solidne Roosveltowskie podstawy) i buntu uciśnionych, budzącego sympatię dla rdzennej ludności. Serial nie jest ukłonem w stronę konserwatywnych wartości, a przynajmniej nie tylko. To, co zamierzył Sheridan, jest bardziej przebiegłe, a może po prostu bardziej zagmatwane.
„Zagmatwanie” w odniesieniu do politycznej wymowy serialu pojawia się także w innych tekstach. Można by uznać to zagmatwanie za zaletę i dostrzec w tym potencjał polityczny. To w końcu serial, który zrywa z partyjnymi podziałami i zstępuje do decydujących o przebiegu rozmaitych linii frontu pierwotnych źródeł amerykańskiej siły, porządku, hierarchii i mitów. Nie jest wcale łatwo się całkowicie od nich odciąć, mimo świadomości, jak bardzo bywają krzywdzące, anachroniczne, szkodliwe. Nie tyle ich odrzucenie, ile krytyczny i pozbawiony sentymentalizmu ogląd odsłaniający wpisaną w nie przemoc mógłby je zneutralizować, ale – o czym świadczy recepcja Yellowstone – być może nie jest w ogóle możliwe, żeby z takim przekazem dotrzeć do widowni. Otrzymujemy więc kolejne potwierdzenie, że dekonstrukcja, a nawet destrukcja silnych mitów tylko je wzmacnia. A zagmatwanie? Cóż, sytuacja po prostu jest zagmatwana – historycznie, emocjonalnie i egzystencjalnie, a dopiero z tych komplikacji wynikają kolejne, kulturowe, systemowe, polityczne. Począwszy od tytułu serialu wszystko naznaczone jest tu paradoksem albo ambiwalencją.
„Yellowstone” kojarzy się powszechnie z najstarszym na świecie parkiem narodowym (został utworzony w 1872 roku, kilkanaście lat zanim do Montany przybyli przodkowie Duttona), a jego nazwa, podobnie jak rancza Duttonów, pochodzi od rzeki, która przez nie przepływa. Można zresztą uznać, że ranczo też ma charakter rezerwatu, nie tylko ze względu na rytm życia i porządki panujące tu od początku jego istnienia, ale też niedopuszczanie do ingerencji z zewnątrz w jego funkcjonowanie, naturalną (i okrutną) samoregulację, znakowanie kowbojów sygnaturą wypalaną żywcem na ciele. Tyle że park narodowy jest dobrem – jak sama nazwa wskazuje – powszechnym, a nie prywatnym stanem posiadania podlegającym wyłącznej władzy posiadacza. Kult dzikiej przyrody w połączeniu z feudalizmem to pierwszy paradoks Yellowstone.
Drugi łączy się z rdzennymi mieszkańcami, którzy pragną odzyskać ziemię swoich przodków, a żeby tego dokonać, muszą zgromadzić odpowiednie środki, budując wielkie kasyno na terenie rezerwatu w sąsiedztwie rancza. Droga do zadośćuczynienia ich krzywdom i do sprawiedliwości wiedzie zatem przez hazard.17 Alternatywą czy raczej konkurencją dla feudalnego kapitalizmu Duttonów i kasynowego kapitalizmu Szoszonów czy Apsáalooke’ów jest kapitalizm korporacyjny, który poza używaniem enigmatycznej i podejrzanej kategorii „postępu”, nie może niestety swojej bezwzględności podszyć żadną tak zwaną wyższą racją, co przychodzi zupełnie bez trudu Duttonom, stojącym na straży rodzinnej pamięci i tradycyjnego życia, oraz indiańskiemu wodzowi, który ma na uwadze reparacje i dobro rdzennej ludności. Napływowi biznesmeni z liberalnej demokracji zachodniego i wschodniego wybrzeża nie mogą natomiast szczycić się i legitymizować swoich działań żadną z dwóch największych wartości liberalnej demokracji: ani rządami prawa, bo te są w Yellowstone przedstawione jako sprzedajne, ani wolnymi mediami, bo te są albo niewygodne, albo skomercjalizowane w swojej pogoni za skandalem. Niewykluczone zatem, że faktycznie, jak uważa jeden z komentatorów serialu, główny przekaz Yellowstone brzmi: kapitalizm rodzinny jest szkodliwy i występny, ale kapitalizm korporacyjny jest jeszcze gorszy, a zatem może „lepiej jest być rządzonym przez patriarchat niż przez najeźdźcę z prywatnym kapitałem albo przez zarząd bez twarzy"18. Oznaczałoby to, że mamy do czynienia z konserwatywnoprawicowym serialem. A może jednak nie? Może cały ten Yellowstone jest o zaślepieniu i hipokryzji? Tylko znowu trzeba byłoby ustalić czyjej: bohaterów, twórców czy widzów?
„Zbyt łatwe jest nazwać go konserwatywnym” – pisze o Yellowstone Tressie McMillan Cottom z University of North Carolina – „Symboliczna różnorodność obsady serialu sugeruje, że konserwatyści nikogo nie nienawidzą, o ile wszyscy są gotowi dostosować się do ich stylu życia. Serial uznaje kradzież ziemi przez białych oraz krzywdy rdzennych Amerykanów, ale nie domaga się zadośćuczynienia. Akceptuje fakt, że Krzysztof Kolumb był kolonizatorem, ale sugeruje, że wystarczająco dobre cele Duttonów usprawiedliwiają ich środki. Przyswaja feminizm w ten sposób, że czyni kobiety najbardziej bezwzględnymi agentkami kapitalizmu. Przedstawia policję jako nieudolną, ale nie chce pozbywać się policjantów. Chce ich wybierać."19 Dla autorki to dowód, że Yellowstone nie jest napędzany ideologią, nawet jeśli tak działa na konserwatywną widownię: „Ostatecznie jednak serial ma ten sam problem, co polityka Partii Republikańskiej: nie oferuje przekonującej wizji przyszłości”. Partia polityczna zapewne powinna ją mieć i oferować, choć nie od dziś wiadomo, że prawica zwrócona jest w przeszłość, a nie w przyszłość. Co zaś do oferty Yellowstone, to tu właśnie dotykamy sedna jego przekazu: opty mistyczna wizja po prostu nie istnieje. Fundamenty konserwatywnego świata kruszeją, zostaje tylko nostalgia i naga przemoc. A liberalny świat niewiele z tego rozumie.
Paradoksalnie, to właśnie postępowcy nie mają przekonującej wizji przyszłości i nic w zamian za ziemię. John Dutton z kolei, poza ziemią niewiarygodnej piękności, ma jeszcze seksapil, choć niewykluczone, że w dużej mierze to tej ziemi go zawdzięcza, bo z niej czerpie siłę. To atrakcyjność o bardzo pierwot nym charakterze, ufundowana właśnie na sile, autorytecie, niepodzielnej władzy, zdolności egzekwowania bez względnego posłuszeństwa i podejmowania radykalnych decyzji, na stanowczości, niezachwianej pewności siebie, mocno powściągniętej nonszalancji, nieokazywaniu słabości, szorstkiej opiekuńczości, bolesnych doświadczeniach życiowych, odwadze (rozumianej staromodnie), na umiejętnościach jeździeckich, ogorzałej twarzy, ekonomii uśmiechu i niskim, chropowatym głosie. Taka sformułowała się tu mimowolnie definicja patriarchalnej męskości, definicja zupełnie nieironiczna, wprost przeciwnie – biologiczna, darwinowska wręcz, może z lekkim tylko zabarwieniem hollywoodzkim. Aż trudno uwierzyć, że dziś jeszcze udało się stworzyć takiego bohatera.
Taylor Sheridan potrzebował go w planie fabularnym w roli filara świata, który skonstruował, a w planie sensów w charakterze takiego właśnie dar winowskiego fetysza, który umożliwia reprodukowanie się tego świata w nieskończoność. Ale potrzebował go także, by pokazać, jak ten patriarchalny filar i fetysz uruchamia, stosuje, rozkręca, kultywuje i usprawiedliwia przemoc. I na tym, w moim przekonaniu, polega największa przewrotność tego serialu. Na skonstruowaniu pociągającego archetypicznie, choć zdecydowanie wbrew emancypacyjnym zdobyczom, bohatera i pokazaniu, kim jest naprawdę. Na wyrwaniu go z bajki, w której każde morderstwo czy nadużycie jest tylko „na niby”, i włożeniu w świat „rzeczywisty”. Wreszcie na postawieniu pytań: czy to może być jeszcze dla kogoś wzór osobowy albo gwarant porządku świata? I pytanie trudniejsze: dlaczego to, co go definiuje, ciągle jeszcze niektórych z nas uwodzi? Patriarcha nawet w swoim najlepszym wcieleniu, nawet kiedy potrafi zagrać na najczulszych strunach, nawet jeśli wydaje się stateczny, zarządza przemocą i pozostaje odpowiedzialny za jej reprodukcję w każdej skali – od relacyjnej i rodzinnej po państwową. Taka jest jego natura i tak działa oparty na niej system, w jakimś sensie najbliższy przyrodzie. Ekopatriarchat jest uwodzący, w rezerwacie.
Ross Douthat z „New York Timesa” dostrzegł w Yellowstone zabieg, jaki serwują inne seriale pozwalające widzom na doświadczenie subwersywnej przyjemności:
Jak Rodzina Soprano, Mad Men i ich różne imitacje – seriale, które zapraszały przede wszystkim liberalną widownię, by doświad czyła atawistycznego, zdominowanego przez mężczyzn świata i poczuła dreszczyk podniecenia wobec atrakcyjności tego, co niechlubne czy egzotyczne w [opowiadanych w serialach] historiach, które bądź co bądź pozwalały prześledzić zepsucie i za służoną zagładę tych światów. Można się spierać, czy tworząc postać Johna Duttona, ranczera twardego jak skała, który aby utrzymać ziemię, zabija lub przyzwala na zabijanie bardzo wielu ludzi, Sheridan po prostu naśladował styl tych seriali i pozwolił widzom doświadczyć dobrze im znanej przyjemności oglądania westernu, a jednocześnie zajął zasadnicze stanowisko osądzające grzechy białego męskiego patriarchatu. Może taki był jego zamiar, ale serial nie działa w ten sposób: Sheridan po prostu za bardzo lubi Duttona, jego świat i sposób życia. Owszem, ranczerpatriarcha ma wady i niepowodzenia. (Kto nie ma?) Owszem, od czasu do czasu popełnia morderstwo, żeby chronić rodzinę i ziemię. (Nie bądźmy naiwni, czasami przywódcy tak właśnie postępują.) Owszem, można powiedzieć, że niezbyt starannie przykładał się do wychowania dzieci. (Niech ojciec bez grzechu pierwszy rzuci kamieniem.) Ale jednak istota jego świata, Ranczo Yellowstone ze swoim mini porządkiem politycznym, jest dobrym miejscem i dobrym systemem, czymś, o co warto walczyć. To ostatnia wyspa na morzu osiedli deweloperskich i sieciowych kawiarni, gdzie jeszcze istnieje prawdziwa męskość, a związek między człowiekiem a naturą pozostaje nadal czysty.20
Douthat najwyraźniej sądzi, że Sheridan wpadł we własne sidła – wraz z częścią swojej wielomilionowej widowni uległ seksapilowi Johna Duttona, mimo tego, co sam o nim wie najlepiej. Przemoc czy możliwość używania przemocy w słusznej (dla kogo słusznej?) sprawie zawsze jest pokusą. Zwłaszcza że rzadko bywa naga, bo na ogół przyjmuje jakąś postać, którą najwyraźniej możemy same stworzyć lub wygrzebać z kulturowego repozytorium, a potem ulec jej urokowi. Zatem pytajmy, co nas właściwie uwodzi? Pół biedy, jeśli to galopujący w rozległej górskiej dolinie jeździec, który ma wokół siebie nieskalaną dziką przyrodę, bo ten język aż nadto dobrze znamy.
- 1. Mateusz Mazzini Przemoc, histeria i zdrada, czyli wszystko w normie¸ „Gazeta Wyborcza”, 20-21 lipca 2024.
- 2. Tamże.
- 3. Piotr Tarczyński Rozkład. O niedemokracji w Ameryce, Znak, Kraków 2023, s. 331.
- 4. Tamże, s. 336-337.
- 5. Zob. Michael Schneider 100 Most-Watched TV Series of 2021-22: This Season’s Winners and Losers, „Variety”, 31 maja 2022.
- 6. Tressie McMillan Cottom A Big TV Hit Is a Conservative Fantasy Liberals Should Watch, „The New York Times”, 9 sierpnia 2022. – pisze autorka „New York Timesa”.
- 7. Lauren Piester „Yellowstone” Season 5 Premiere Review: John Dutton May Be Governor, But the Ranch Remains the Same, www.tvguide.com, 9 listopada 2022.
- 8. Lauren Michele Jackson „Yellowstone’s” Epic TV-expansionism, „New Yorker”, 4 lutego 2023.
- 9. McMillan Cottom, dz. cyt.
- 10. Noel Murray Is „Yellowstone” a Red-State Show? According to Fans, the Answer Is Complicated, „Time”, 10 listopada 2022.
- 11. Ross Douthat Right Wing or Woke? The Complicated Politics of „Yellowstone”, „The New York Times”, 24 lutego 2023.
- 12. Kathryn VanArendonk „Yellowstone” Is the Most (White, Male) American Show on TV, „Vulture”, 21 sierpnia 2020.
- 13. Jackson, dz. cyt.
- 14. Sridhar Pappu How Taylor Sheridan Created America’s Most Popular TV Show, „The Atlantic”, 10 listopada 2022.
- 15. VanArendonk, dz. cyt.
- 16. Pappu, dz. cyt.
- 17. Nie ma w tym niczego wyjątkowego, stawianie kasyn na terenie rezerwatów przez ich mieszkańców umożliwia prawo federalne, które zarazem wyłącza je spod ograniczeń prawa stanowego i gwarantuje plemionom indiańskim suwerenność, a tym samym niczym nieograniczone dochody z hazardu. Rdzenni Amerykanie zyski z kasyn przeznaczają między innymi na odkupywanie ziemi wcześniej im odebranej.
- 18. Douthat Right Wing or Woke?, dz. cyt.
- 19. McMillan Cottom, dz. cyt.
- 20. Ross Douthat On „Yellowstone”and in Montana, the Same Question: Who Owns the West?, „The New York Times”, 27 lipca 2022.