Szerokie tory
Siedziałem na stacji Sędziszów, czekałem na przesiadkę i czytałem w internecie relacje z obrony Kijowa. Przez stację Sędziszów przebiega kilka par torów i wcale nie rzuca się w oczy, że jeden jest inny. Szerszy. To linia od granicy do Sławkowa w Zagłębiu Dąbrowskim, najdalej wypuszczony na zachód tor kolejowy z rozstawem szyn takim, jaki obowiązuje w Rosji. Pamiętam, jak go budowali w końcu lat siedemdziesiątych, a prasa podziemna z Biuletynem KORu na czele pisała ze zgrozą o kolejnym, jaskrawym przykładzie wasalizacji Polski wobec ZSRR.
Przejechał wolniutko pociąg ze wschodu ciągnięty przez dwie zasapane spalinówki, towarowy, długi. Wagony miały rosyjskie napisy, większość była zamknięta bez szans zobaczenia ładunku, na paru platformach bez dachu połyskiwała górka węgla. Wieźli go może z głębi Rosji, a może z przejętego Donbasu. Wojna wojną, nadawca nie miał skrupułów co do puszczenia towaru w drogę. A odbiorca?
Gryziemy palce z bezsilności. Zachód udowadniał nam przez wiele tygodni, że wie wszystko o przygotowaniach do wojny na wschodzie, budząc iluzje, że wie też, jak błyskawicznie i skutecznie zareagować. Gdy wybuchła, okazało się, że doraźnie może niewiele, choć i tak robi chyba więcej, niż wieczny niedowiarek w człowieku gotów był przewidzieć. Ale robaczek sceptycyzmu wierci się wciąż pod czaszką i diabelnie trudno uciec od pytania, czy świat – ten zagraniczny i ten nasz – naprawdę i do końca odważy się postawić solidny szlaban na szerokich torach interesów.