zrzut_ekranu_2025-12-01_113403.png

Seb Majewski, fot. Katarzyna Zeller.

Zrekompensować młodzieńczą nieuwagę

W numerach
01 gru, 2025
Październik
2025
10 (824)

Z Sebem Majewskim, autorem sztuki "Kraftwerk we Wrocławiu", rozmawia Piotr Olkusz

To chyba najbardziej osobista z twoich sztuk. Ale że jest to luźny autobiopic, zorientowałem się dzięki dość osobliwemu wspomnieniu. Lata temu, gdy byłeś dyrektorem w łódzkim Jaraczu, zaskoczyłeś mnie umiejętnością rozszyfrowania skrótu ZETO…

Zakład Elektronicznej Techniki Obliczeniowej. ZETO działało w  całej Polsce. W Łodzi miało swoją siedzibę w budynku za Polskim Radiem Łódź.

Zaś we Wrocławiu, we wpisanym już do rejestru zabytków, modernistycznym gmachu na tyłach placu Solnego. A wiesz to, i umiesz rozszyfrować skrót, bo w ZETO pracowali członkowie twojej rodziny. Skoro więc przeczytałem o obliczeniach komputerowych Edwarda i Teresy z twojej sztuki, to uznałem, że dzielisz się czymś osobistym.

Od kilku lat myślę o tym, co spowodowało, że jestem taki i  taki w  tym miejscu.

Przyszło to  do mnie późno, bo bardzo długo nie pozwalałem sobie na przyznanie się do tego, że jestem egocentrykiem. W  mojej rodzinie to  była najgorsza cecha, a  uwaga „Nie bądź egoistą!” była najcięższą krytyką.

I zaczęła się gra z samym sobą, żeby tylko nie zostać podejrzanym o egoizm, narcyzm, samouwielbienie, autotematyzm, obnoszenie się z sobą.

Co oczywiście musi studzić ochotę, by pisać o sobie. Z drugiej jest jednak pokusa: rodzinna historia jest prawie gotowym materiałem na fabułę, tym ciekawszą, że dzieje się na tle określonych wydarzeń historycznych.

Urodziłem się w 1971 roku, dwadzieścia sześć lat po wprowadzeniu komunizmu i  osiemnaście lat przed jego upadkiem.

Co pozwala pamiętać szczegółowo okres, który się skończył, i patrzeć na niego właśnie jak na taki „inny czas”. Miałem dwa skojarzenia filmowe, gdy czytałem Kraftwerk. Pierwsze to Historia kina w  Popielawach – bo bohater twojej sztuki z rodzinnej historii snuje opowieść jak z realizmu magicznego. Drugie – to Cwał, bo tło wydarzeń jest ponure, peerelowskie, tymczasem bohaterowie, jak ta ciotka grana przez Komorowską, są niczym z powieści łotrzykowskiej: dużo się u nich dzieje…

Moje wspomnienia ciągle obracają się wokół dziadków, którzy przyjechali ze wschodu na tak zwane Ziemie Odzyskane, ze wszystkimi, znanymi dziś powszechnie, opowieściami o dobrych Niemcach i  złych Ruskich i  Ukraińcach. Wokół poniemieckiego Wrocławia i mojego osiedla Nowy Dwór, które było wiejską peryferią miasta, a dziś jest osiedlem, gdzie cena za metr kwadratowy mieszkania wynosi trzynaście tysięcy złotych.

Ale po raz pierwszy, w twojej twórczości dramatopisarskiej, sprawy tak silnie obracają się wokół najbliższych i spraw najbardziej osobistych.

Tak. Wokół mojej matki – samotnej kobiety z  dzieckiem. Wokół jej pracy – informatyka w  pierwszej w  Polsce firmie komputerowej. Wreszcie wokół mojej tożsamości i tej gigantycznej energii, jaką wkładałem, żeby być lubiany i żeby nikt nie zauważył, że coraz bardziej jestem homoseksualny.

Dużo ludzi, obrazy, mnóstwo zdarzeń. Jedno z tych zdarzeń to koncert Kraftwerku w Hali Ludowej, gdzie moi rodzice poszli, ale nie z zainteresowania muzyką elektroniczną, tylko dlatego, że do Wrocławia przyjechał zespół z zagranicy.

I opowieść, że z tego koncertu wracali do domu pieszo. A jest to dziesięć kilometrów.

Trudno mi jest nie pisać o  komunizmie, ale nie robię tego z nostalgii za systemem, tylko z tęsknoty za sobą.

Odnosi się wrażenie, że najspokojniejsze, najbardziej sztampowe życie wiedzie w Kraftwerku bohater, którego chce się utożsamiać z tobą.

Naprawdę?

Oczywiście. Tu wyjazd do Afryki w samym środku komuny i powrót z Zairem. Tam ktoś wymyśla kursor. Gdzie indziej jeszcze pojawia się przyszły założyciel firmy Apple. Choć, rzecz jasna, nawet ta bardziej realistyczna codzienność nie jest bezbarwna. A główny bohater żyje sobie pomalutku, po cichutku.

Babcia do końca swojego życia powtarzała, że najlepszym przywódcą był Bierut. Jeden dziadek należał do PZPR. A drugi chodził do kościoła, modlił się w domu i na Bronisława Geremka mówił: „Żyd”. Trudno było za tym pójść. Dlatego robiłem dziadkom na przekór: olałem Bieruta, nie wstąpiłem do żadnej organizacji komunistycznej i zostałem filosemitą. Wszystko na odwrót, i to w systemie totalitarnym. Taki mój Cwał. Z indywidualnych pobudek. Nie z s(S)olidarności ani z o(O)azy. A w ogóle, to zostałeś germanofilem.

A w ogóle to zostałem germanofilem.

Bez żadnego planu.

Są partie tego tekstu, zwłaszcza w jego pierwszej części, które mogłyby trafić do robionego przez ciebie, lata temu, Transferu!, bo są opowieściami o przesiedleniu. A jednak wówczas fascynowało cię to, co realne w nierzadko nieprawdopodobnych historiach. Tu ta logika jest postawiona na głowie.

Mieszkałem w poniemieckim mieście, osiedlu, domu. Widziałem niemieckie napisy. Włóczyłem się po pozostałościach niemieckich ulic, cmentarzy, po zrujnowanej synagodze. Spotykałem Niemców z Nostalgie-Reisen, od których dwa razy dostałem Kinder Niespodziankę. Wreszcie jestem absolwentem klasy z poszerzonym językiem niemieckim we wrocławskim V Liceum Ogólnokształcącym.

Żyłem w  języku niemieckim i  żyłem w  niekończących się opowieściach o wojnie, i w mitologii wschodu, województwa tarnopolskiego, rzeki Strypy i Lwowa, Lwowa, Lwowa... W  2006 roku skonfrontowałem się z tym na scenie. Moja praca przy Transferze! była świadomym przeżywaniem historii przesiedleń i  wysiedleń, opowieści Polaków i  Niemców i  tworzeniem dramaturgii roku 1945.

W 2006 roku, w chwili premiery spektaklu, moi dziadkowie już nie żyli, dlatego starałem się zapisywać wszystkie prezentowane, w  czasie naboru do spektaklu i  w  czasie prób, opowieści z takim szacunkiem, jakbym chciał zrekompensować im moją młodzieńczą nieuwagę. Transfer! zostanie ze mną na zawsze. Nie wstydzę się tego, że nadal czerpię z tamtego spektaklu, z technik, które wtedy stosowałem, oraz z emocji, jakie mi wtedy towarzyszyły.

Udostępnij

Seb Majewski

urodzony w 1971 roku we Wrocławiu reżyser, dramaturg, aktor, scenograf i wykładowca w Zakładzie Tańca Akademii Muzycznej w Katowicach. Zastępca dyrektora do spraw artystycznych, a od września 2023 roku dyrektor Teatru Dramatycznego im. Szaniawskiego w Wałbrzychu. Pisał także jako drezdeński autor Andreas Pilgrim, w „Dialogu” ukazało się dotychczas dziewięć sztuk podpisanych pilgrim/majewski: Świadectwa wzlotu, upadku, wzlotu, wzlotu, upadku i tak dalej Antka Kochanka (1/2009), Zmiany w rozkładzie jazdy (10/2009), W kwestii zwycięstwa (6/2014), Holoubek syn Picassa (12/2015), Pole 150 m2 (9/2020), Pilnie kupię biografię (3/2021), Narutowicz powiedział: kula która mnie trafi niech będzie mądra (4/2022), Marta. Figura serpentinata (2/2023). Walka o ogień (3/2024).