thumbnail_kopkiewicz_zdjecie_1.jpg

Kto zagra meble?
Jesteś autorką czterech książek poetyckich, laureatką nagród literackich, rozpozawalną postacią w świecie współczesnej polskiej literatury, ale to nie jest też twoje pierwsze zetknięcie z teatrem. Opowiedz, proszę, dlaczego sięgasz czasem po formy dramatyczne?
Moje spotkania z teatrem, powiedziałabym, są trochę chaotyczne i trudno je zdefiniować. Powiedzmy, że od czasu do czasu pojawiam się w teatrze i niektórzy twórcy teatralni mnie fascynują. Jeśli chodzi o ten bezpośredni kontakt, to przez parę lat pracowałam z Cezarym Tomaszewskim. Zaczęliśmy w 2015 roku. Zrobiliśmy parę spektakli w ciągu kilku lat, spotykaliśmy się w miarę regularnie, choć nie pracowaliśmy ze sobą na wyłączność. W pewnym momencie uznałam, że praca w teatrze jest dla mnie zbyt obciążająca. Chodziło o to pisanie na czas, ciągłe dostosowywanie się do sytuacji, która wytwarza się w trakcie procesu twórczego, w końcu uznałam, że praca dramaturga nie współgra z moim pisarskim temperamentem. Czułam, że tworzę jakieś teksty, że to jest jakoś tam kreatywne, ale ten proces był dla mnie zbyt szybki i za bardzo podporządkowany temu, czego chce reżyser, czego potrzebują aktorzy i tak dalej. Brakowało mi tego poczucia, które pojawia się, kiedy piszesz dzieło literackie – że masz jakiś zamysł, jakąś intuicję twórczą, chcesz je rozwinąć w pełne dzieło i dajesz sobie na to czas i przestrzeń. Z drugiej strony, chyba wciąż czułam niedosyt i chciałam spróbować napisać dramat tak właśnie sama z siebie, napisać dramat jako integralny tekst. Od początku było dla mnie ważne, żeby ten tekst dobrze się czytał, był tekstem literackim. Na początek musiałam więc porzucić dramaturgiczne przyzwyczajenie, by myśleć o tym, jak to, co piszę, będzie działać na konkretnej scenie. Uznałam, że jeżeli ktokolwiek będzie to chciał wystawić, to i tak zrobi z tym, co zechce, więc równie dobrze mogę przestać się przejmować teatrem i myśleć o literaturze. Uznałam, że jedyne wyjście to napisać po prostu dramat jak literaturę, czyli coś do czytania. W sumie lubię pisać dialogi, więc czemu nie?
Jakiś czas temu byłam na festiwalu literackim, na którym odbywał się panel z udziałem dramatopisarek. Jedna z nich powiedziała zdanie, z którym się nie zgadzam, ale zapadło mi w pamięć: „w tej prozie to trzeba opowiadać, jak wygląda komoda, a w dramacie można po prostu tylko gadać ludźmi i to jest bardzo wyzwalające” …
Dokładnie, dokładnie. Mam tak samo. Tylko że ja nie gadam tutaj ludźmi... Strasznie mnie nudzą w literaturze opisy i realistyczne konwencje. To, że mogę od razu uciec w te żywe języki i zderzanie postaci w dramacie, bez tworzenia świata naokoło, jest dla mnie pociągające. Dramat jest dla mnie taką rozbudowaną poezją, do której możesz wrzucić wiele głosów i nie jesteś zobowiązana wypełniać świata tak bardzo jego materialnością. To puste miejsce to zaproszenie do aktualizacji na scenie i w wyobraźni czytelniczki.
Powiedziałaś, że nudzą cię realistyczne konwencje – czy mogłabyś opowiedzieć coś więcej o swojej fascynacji bajkami, którą widać w wielu twoich tekstach, a która też przychodzi mi mi na myśl, kiedy czytam W drzwiach.
Bajki, które piszę od wielu lat, ukażą się za chwilę nakładem Wydawnictwa Lokator pod tytułem Panna Denna i inne zmyślenia. Uznaliśmy, że zmyślenia to może trochę lepsza nazwa dla tej formy, bo bajka jednak kojarzy się zbyt jednoznacznie z tekstami dla dzieci, choć osobiście jestem przywiązana do słowa bajka. Te historyjki nie są mityczne, są małe, dziwne, absurdalne i dotkliwe, są w nich mówiące obiekty, zwierzęta, i dzieją się w nich dziwne rzeczy, ale też może jeszcze więcej w ogóle się nie dzieje. Odczuwam niezrozumiały pociąg do takiego fantazjowania i cieszę się, gdy do mnie wraca i podpowiada mi jakiś tekst. To zwykle są obrazy albo tytuły, które próbuję rozpisać, bez wielkich planów i przekonań, co właściwie chcę powiedzieć. Tak było też tym razem. Był obraz kobiety w tym domu, te meble, które z nią rozmawiają… Chciałam opowiedzieć, rozpisać ten stan, tę sytuację.
Ja, na swoje potrzeby, myślałam o tym tekście jako o bajce science fiction. Są w W drzwiach elementy bajkowe – mówiące meble, ożywione części świata, który zazwyczaj pozostaje niemy – ale mamy też jakąś rzeczywistość z bliżej nieokreślonej przyszłości. Czy mogłabyś więcej coś powiedzieć o tym świecie? Bo on mnie ujmuje czymś, czym ujmuje mnie parę tekstów kultury, na przykład serial Black Mirror – szczególną dotykalnością przyszłości, o której jest mowa. Mam wrażenie, że odcinek czasu, który dzieli teraźniejszość od tej przyszłości, zaczyna się w punkcie, który wydarza się teraz. Co to za przyszłość, opowiedz mi o tym świecie?
Wiesz, mam taką prześladującą mnie fantazję, że wydarza się apokalipsa i tylko ja ją przeżywam, a wszyscy moi przyjaciele umierają. Nie wiem, czasami po prostu mam tę myśl i ona do mnie wraca. Trochę mnie też fascynuje obraz świata, który rzeczywiście staje się „doskonały”. Czym by była taka spełniona utopia? Napisałam też takie jedno opowiadanko, bajkę, o syrenie, która żyje w świecie doskonałym, w którym wszystko jest bardzo uporządkowane, od linijki, w którym zawsze wszystko jest w porządku. Co to jest za świat? Ja się takiego świata bardzo boję, bo boję się nudy, a jednocześnie mam poczucie, że przecież to by było etycznie właściwe. Podobają mi się obrazy postapokaliptyczne, które są takie pozornie utopijne, w których jednak nie jesteśmy w stanie żyć. Lęk przed takim światem odczuwam od dawna, ale być może wzmocnił się on od kiedy zamieszkałam na stałe w Holandii. To jest taki trochę kraj ostatnich ludzi, tak to w każdym razie widzę. Ludzie tu na przykład są w stanie bardzo racjonalnie mówić i radykalnie kontrolują swoje emocje, ale przez to jest niezwykle trudno nawiązać jakąkolwiek relację. Jednocześnie są przywiązani do procedur i wygląda na to, że czują się komfortowo podążając za nimi. Do tego panuje tu także na przykład kult normalności. Nie wiem, czy wiesz, ale w Holandii najczęściej używanym powiedzeniem jest „zachowuj się normalnie”. Oni robią z tego prawdziwy kult, takiego bycia zwyklakiem, zachowywania się jak najnormalniej, zachowywania się tak jak wszyscy; to także znaczy: skromnie, przyziemnie, bezpretensjonalnie. Zarazem wierzą, że są wielkimi indywidualistami, co jest bardzo zabawne. To są paradoksy doskonałych efektów treningu w higienie międzyludzkiej i dobrym życiu, taka doskonała równowaga między indywidualistycznym poleganiem na sobie a nieodróżnianiem się od innych.
Powiedziałaś, że ten tekst tylko mimochodem bierze pod uwagę możliwość uteatralnienia, a jednocześnie prowadzisz w nim ożywioną grę z „czwartą ścianą”, komplikujesz didaskalia. Do czego ci potrzebne takie rozwiązanie formalne?
Tak mi chyba działa wyobraźnia. Pisząc, widziałam bohaterkę na scenie, widziałam ją mówiącą w miejscu, gdzie słuchają jej niewidzialni widzowie, ale w moich tekstach prozatorskich i poetyckich także często pokazuję bohaterów w zamkniętych przestrzeniach, mówiących coś do kogoś. Znaczy, jeśli ktoś zechce to wystawić, to się bardzo ucieszę, ale niezależnie od tego: wyobrażanie sobie jakiegoś „ty” uruchamia mnie we wszystkim, co piszę. I często mam fantazję – ona pojawia się chyba też w innych moich tekstach – o zamknięciu w czterech ścianach. Istnieje taki motyw w modernistycznej sztuce, zamknięcia w pokoju albo w innej przestrzeni, izolacji, w której rodzi się wyobraźnia. Te dwie rzeczy spotykają się w W drzwiach. Mamy tu obraz zamkniętej w czterech ścianach pisarki, która paradoksalnie cały czas jest obserwowana. Obserwowana przez urzędników, przez własne meble i na końcu też przez widzów. Jej się wydaje, że jest sama, ale w sumie jest na tej scenie wystawiona na aż trzy spojrzenia, cały czas brutalnie podglądana w tym swoim ubieraniu czy odchodzeniu.
A powiedz – trochę tak pół żartem – gdybyś mogła sobie tak ze wszystkich historycznych i współczesnych aktorek każdej narodowości wybrać, kto miałby zagrać Alinę, na kogo byś się zdecydowała?
To jest oczywiście bardzo trudne pytanie. Ostatnio lubię Sandrę Hüller. Nie wiem, czy ona pasuje do tej roli, ale może tak, bo ona właśnie umie takie małe rzeczy wydobyć. A tutaj trzeba chyba małe rzeczy robić delikatnie. Ale wiesz, aktorkę zawsze można znaleźć, prawdziwe pytanie brzmi: kto zagra meble?