main-image.jpg

Alessandro Longhi "Nosorożec", rycina, XVIII wiek, fot. The Elisha Whittelsey Collection/Domena publiczna.

Twarze za rogiem

Justyna Drath
W numerach
08 Maj, 2025
Kwiecień
2025
4 (818)

Czasami mówię, że najchętniej rzuciłabym wszystko i przeniosła się do sanktuarium dla nosorożców. Są to dziwne zwierzęta. Ich twarze wyglądają trochę jakby nie były one istotami z tej samej planety, tylko niezgrabnymi przybyszami z innego wymiaru: kanciaste, ciężkie, geometryczne. Jeden z ośrodków, które obserwuję, co jakiś czas ratuje nową osobę z rogiem, osobę poszkodowaną przez odłączenie od matki zabitej przez kłusowników. Pracownicy placówki zajmują się małym, chociaż bardzo ciężkim stworzeniem, owijają go kocykami i pracują też nad jego psychiką: nosorożce bowiem pozostają długo pod opieką matki, a bez niej wydają się być bardzo kruchymi istotami. Cierpią, wymagają skrupulatnej troski. Śledzę to miejsce zresztą od momentu, w którym niepokojąco obeznany ze mną algorytm podsunął mi wideo o przyjaźni małego nosorożca i rudego kota, towarzyszy łączących w swojej dwuosobowej drużynie kontrasty: puchatość i twardość, lekkość i toporność. Ale po kilkuletniej obserwacji pracy sanktuarium można wywnioskować, że właśnie te sprzeczności niesie w sobie każdy nosorożec. Gruboskórni kosmici po traumie kłusownictwa stają się niepokojąco tacy sami jak my: płatki śniegu po bullyingowym wobec Wołodymyra Zełenskiego wystąpieniu aktualnego przywódcy USA: płaczliwi, fantazjujący o rychłym końcu, niepotrafiący się zabrać do roboty.

A Eugène Ionesco w dramacie Nosorożec przedstawia przeciętne francuskie miasteczko, w którym to ludzcy bohaterowie zaczynają przemieniać się w te wielkie zwierzęta. Wkroczenie grubiańskich bestii w świat urzędników o małych czy dużych aspiracjach wywołuje szok, a zarazem jest przyjmowane ze zbyt małym zdziwieniem. Zwłaszcza że ważniejsze są inne sprawy: główny bohater w rozchełstanej koszuli jest przez życzliwego przyjaciela gorliwie namawiany do ogarnięcia się. Jan mówi do Berengera językiem współczesnych coachów: „Zamiast wydawać pieniądze na alkohol, czy nie lepiej kupować bilety do teatru – na interesujący spektakl? Czy znasz teatr awangardowy, o którym się tyle mówi? Czytałeś sztuki Ionesco?”1 Wystarczy tylko wyprasować koszulę, ustabilizować, zmienić nawyki, otoczenie, nigdy nie jest za późno na kurs uważności. Na szczęście dla Berengera, rzeczywistość przestaje się przejmować jego kacami – miasteczko i tak ogarnia zezwierzęcenie. Ci, którzy byli kiedyś sceptyczni, dają się porwać tupaniu, nosorożce zagarniają wszystkich na swojej drodze. Na końcu ten Berenger, któremu nie przychodziły łatwo zmiany we własnym życiu, pozostaje wbrew wszystkiemu człowiekiem, ale zostaje całkiem sam. Oczywiście, interpretacja dramatu Ionesco jest powszechnie uznawana za odniesienie do mechanizmów działania ideologii, w tym faszyzmu i tego, jak z dnia na dzień rzeczywistość budząca niegdyś ogromne niedowierzanie staje się przezroczysta. Nosorożec szybko niszczy małe kruche miasteczka jako wytwory ludzkiej cywilizacji, która bywa może i, jak na stopień swojego rozwinięcia, zaskakująco rozczarowująca. Więzi są tam pozorne, a język troski, którym posługują się bohaterowie, kryje pustkę i bezradność. Dlatego chociaż tupot gigantycznych istot nie pozostawia niczego po sobie, zaczyna być postrzegany jako kusząca propozycja. Nie trzeba już się zastanawiać, wystarczy stać się bardziej zielonym, przyoblec w grubą skórę i biec przed siebie. Nawet ci, którzy jeszcze tydzień wcześniej pisali z nami petycje i chodzili na protesty, kilka dni później zmieniają zdanie i wyrasta im róg na środku czoła. Jestem przywiązana do sztuki Ionesco, od lat pozostaje moją ulubioną, niezależnie od tego, jak spory problem mam z rodzajem alegorii, używanej przez autora. Zezwierzęcenie, unosorożcowienie, gruboskórność, któremu ulegają mieszkańcy, kłóci się nie tylko z tym, co wiemy o nosorożcach, ale także i tym, co już wiemy o ludziach. Wiadomo, że ostrze Ionesco nie miało psuć wizerunku tych zwierząt; chociaż z pewnością samo ich istnienie jest doskonałym fenomenem, godnym najlepszego teatru absurdu.

Ale gdybyśmy jednak potraktowali tę perspektywę serio i naprawdę chcieli się dziś zamieniać chociażby i w nosorożce! Pędzić samotniczy i koczowniczy tryb życia, przemierzać stepy, leżeć w pobliżu bagien i dbać o terytoria zasobne w różnorodność pokarmów. Nosorożce bowiem głównie cały czas przeżuwają, chyba że śpią albo się kąpią. Nie zagraża im nic oprócz kłusowników. Pomyślcie: nie oglądalibyśmy wiadomości ani zanadto nie skrolowali ekranów, mając przypadkowo zbyt grube skóry. Każdy z nas potrzebowałby dość dużej przestrzeni i wtedy może trzeba byłoby pozbyć się w końcu centrów handlowych, zostawiając tylko ewentualnie te sztuczne fontanny, jako namiastki sadzawek, pełnych błota, na którym można się trochę przeciągnąć i poleżeć. Nosorożcom na pewno łatwiej byłoby utrzymać ten pion moralny, o który chodziło Janowi. Przestrzegalibyśmy prawidłowej ilości czasu bez ekranu, obecności białka w diecie i godzin snu. Otrząśnijmy się jednak z tych fantazji i wróćmy do Ionesco: obudziliśmy się nagle z dnia na dzień w świecie, w który naprawdę wkroczyły nosorożce. Codziennie przeglądamy serwisy i właśnie tam je widzimy. Patrzymy mrugając, i zastanawiamy się – mój Boże! – do tego chyba się nie posuną, to niemożliwe, trzeba coś przedsięwziąć! Ale te same osoby, już trzy dni później, pocierają się w swoje czoła i mówią – wiesz co, tu mnie trochę uwiera i coś rośnie. Ten sam Jan, który próbował zmieniać na lepsze Berengera, przyznaje nagle „w takim razie, jeśli stał się nosorożcem z własnej woli lub mimo woli, to może lepiej dla niego. […] A jeśli mu sprawia przyjemność, że stał się nosorożcem? Jeśli sprawia mu to przyjemność? Co tu niezwykłego?2 ”. I po chwili sam się zmienia w zwierzę w łazience. Opór ma to do siebie, że jest naprawdę męczący. Czasem każdy z nas po prostu chce się poddać i dołączyć do taranującego wszystko na swojej drodze tłumu. Wybór pomiędzy tym, czy zginąć broniąc słabych czy pójść razem z silnymi, jest ciągle tak samo trudny, a chyba ostatnio żyliśmy w przekonaniu, że liberalna demokracja uczyniła go w jakiś sposób łatwiejszym. Powstrzymywanie się od stania się nosorożcem z każdym dniem będzie wymagało więcej wysiłków. Bo zanim się nimi staniemy, zmęczy nas niuansowanie, które zło jest większe, a które: tej samej wielkości, ale ma przynajmniej puchate krawędzie i jest pomalowane w lepsze wzorki.

A może przeistoczenie w nosorożca wcale nie musi być dziś metaforą z Ionesco, a stanie się koniecznością; wynikiem tego, że w obliczu nadciągających trudnych czasów trzeba mieć z jednej strony grubszą skórę, z drugiej, być przygotowanym na zranienie. Może dla niektórych oznaczać to zapisanie na kurs strzelania, a dla innych, wręcz przeciwnie, objawiać się chęcią patrzenia o wiele częściej w horyzont. I wypatrywania tam nosorożców.

  • 1. Eugène Ionesco Nosorożec, przełożył Adam Tarn, w: Kubuś, czyli uległość. Morderca nie do wynajęcia. Nosorożec. Król umiera, czyli ceremonie. Szaleństwo we dwoje, Oficyna wydawnicza Mireki, Kraków 2004, s. 202. Pierwodruk w „Dialogu” nr 3/1960.

Udostępnij

Justyna Drath

Absolwentka polonistyki i filmoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Nauczycielka, publicystka, aktywistka społeczna.