powiem-i-zobacze-co-sie-stanie-foto-alina-gajdamowicz3_orig.jpg

Martyna Wawrzyniak „Powiem i zobaczę, co się stanie”, reż. Małgorzata Wdowik, Teraz Poliż w Teatrze Ochoty, Warszawa 2021. Fot. Alina Gajdamowicz

„Ale chcę wiedzieć, że mogę”

Agata M. Skrzypek
Przedstawienia
28 sty, 2022

W polskim teatrze pierwszej dekady dwudziestego pierwszego wieku, jak widać w krótkim przeglądzie Eweliny Wejber-Wąsiewicz, „niechciana ciąża jest tematem słabo eksponowanym. Motyw aborcji pojawia się częściej jako jeden z elementów fabuły potęgujący dramatyzm akcji, a nie jako główny temat”. Odkąd tylko w 2016 roku zaczęto podważać osiągnięty w 1993 roku „kompromis aborcyjny” (przypieczętowany – jak przypomniał Marcin Kościelniak – wymownym kadrem z Polskiej Kroniki Filmowej, upamiętniającym moment tuż po uchwaleniu ustawy antyaborcyjnej, w którym politycy dzielą się opłatkiem z prymasem Glempem na sejmowych korytarzach), nastąpiło ożywienie narracji związanych z wolnością wyboru podejmowanych przez kobiety decyzji w obronie własnej godności, zdrowia i życia. Od kilku sezonów spektakle o kobietach, a w szczególności o systemowej opresji wobec ich ciał pozostają gorącym tematem. Zmienia się sposób prowadzenia narracji – z konwencji dramatycznej na bardziej performerską – ale najczęściej aborcja pozostaje wątkiem wpisanym w szerszy kontekst.

Ślady jej obecności odnajdujemy w Kobiecie i życiu Maliny Prześlugi (mającej premierę w tym sezonie dwukrotnie, w reżyserii Piotra Łukaszczyka we Wrocławiu i Jerzego Jana Połońskiego w Warszawie). Wkrótce w TR Warszawa zaprezentowane zostaną czytania performatywne tekstów laureatek i laureata konkursu dramaturgicznego pod hasłem „Aborcja. Nigdy nie będziesz szła sama”: Wyparte Darii Kubisiak, Wielki wybuch Agnieszki Nasierowskiej i Grupa Wsparcia im. Boya Żeleńskiego Marcina Miętusa. W teatrze temat aborcji prześlizguje się też na przykład w Diabłach (Teatr Powszechny w Warszawie, 2019)Malinie (Teatr Studio w Warszawie, 2018), Kobietach objaśniających mi świat czy Piekle kobiet (Teatr Nowy Proxima w Krakowie, 2019 i 2017). Przedstawień opowiadających stricte o niej powstało mało i przychodzą mi do głowy właściwie tylko dwa: Have a good cry Magdy Szpecht, Weroniki Pelczyńskiej i Leny Schimscheiner (Scena Robocza w Poznaniu 2021), umieszczający przerwanie ciąży w kontekście politycznych zagrywek oraz Powiem i zobaczę, co się stanie Teraz Poliż (Teatr Ochoty, premiera: 21 grudnia 2021). Twórczynie tego ostatniego chyba jedyne, jak do tej pory, wykonały naprawdę oddolną pracę, budując partyturę spektaklu na indywidualnych aborcyjnych doświadczeniach i przemyśleniach kobiet.

W 1971 roku na łamach niemieckiego magazynu „Stern” trzysta siedemdziesiąt cztery kobiety opublikowały swój zbiorowy aborcyjny coming out. Na okładce pisma znalazło się trzydzieści zdjęć portretowych, przedstawiających zarówno anonimowe osoby, jak i aktorki, dziennikarki, osoby znane z życia publicznego. Przez środek kolażu biegł żółty pasek, na którym czarnymi literami napisano: „Wir haben abgetrieben”. Terminowanie ciąży było wówczas w Niemczech nielegalne. Inicjatorka tej akcji, Alice Schwarzer, inspirowała się Manifestem 343, petycją podpisaną kilka miesięcy wcześniej przez znane Francuzki, przyznające się do przeprowadzenia aborcji i oczekujące za nią kary. Manifest również ukazał się na łamach prasy, w „Le Nouvel Observateur”. Mocną stroną obu akcji było zaangażowanie sławnych i lubianych kobiet. Ich autorytet sankcjonował wagę sprawy. Co więcej, presja, jaką udało się wywrzeć na rządzących, przyniosła z czasem zmiany w prawie w obu krajach. 

Teraz Poliż, w składzie Dorota Glac, Marta Jalowska, Kamila Worobiej, we współpracy z Gosią Wdowik (reżyseria), Martyną Wawrzyniak (dramaturgia i tekst), Martą Szypulską (scenografia i kostiumy), Jasią Rabiej (muzyka), Eternal Engine (multimedia), Alicją Długołęcką (opracowanie ankiety) i Aliną Gajdamowicz (zdjęcia) wyruszyły – zdalnie i offline – na poszukiwania kobiet, które byłyby gotowe zrobić aborcyjny coming out, ujawnić swoją twarz i wspólnie zrekonstruować niemiecką okładkę dokładnie pięćdziesiąt lat po jej publikacji. Próba odtworzenia akcji stała się klamrą spektaklu, który przybrał nieoczywistą formę reportażu, sprawozdania z poszukiwań, gdzie temat nie jest szczególnie fabularyzowany ani upoetyczniony, a narracja skupia się głównie na zaprezentowaniu spectrum aborcyjnych doświadczeń kobiet. Powiem i zobaczę… jest przede wszystkim oddaniem głosu tym, które upubliczniają swój wizerunek w geście solidarności.

Rekonstrukcja „Wir haben abgetrieben” nie była w zasadzie pomysłem twórczyń Powiem i zobaczę…, lecz Agnieszki, której opowieść oglądamy z nagrania. Podejmowane przez aktywistkę próby sprzymierzenia kobiet spełzły na niczym, mimo że udało jej się wstępnie umówić temat wydania z jedną z gazet (lub magazynem internetowym – nie zostało to dookreślone). Trudno ustalić przyczynę tej porażki, ale między wierszami, śledząc wraz z Agnieszką wymianę wiadomości w grupowej konwersacji, można wyczuć stopniowe opadanie entuzjazmu wśród jej uczestniczek. Być może zabrakło choć jednej „znanej twarzy”? Poczucia bezpieczeństwa? Odpowiedniej zachęty? Idei?

Powiem i zobaczę, co się stanie składa się głównie z pytań – tych zadanych wprost, ale też tych, z którymi wychodzimy. Zaczyna się od drobnych. Na przykład w pierwszej scenie aktorki analizują dokładnie okładkę „Sterna”, zastanawiając się, czy pod paskiem z napisem rzeczywiście znajdowało się zdjęcie. Czy osoba na nim uwieczniona wiedziała, że zostanie zasłonięta? Czy może właśnie pod warunkiem, że zostanie zasłonięta, zgodziła się na udział w projekcie? Potem padają inne pytania: o powody. O to, czy w ogóle i jak. O samopoczucie. Kończy się na pytaniu fundamentalnym: dla kogo i po co powstał ten spektakl?

Odpowiedź sugerowana jest właściwie od samego początku, gdy przez bardzo długi czas Glac, Jalowska i Worobiej pozostają odwrócone do widowni plecami – najpierw oglądają, wraz z nami, archiwalny dokument o Alice Schwarzer; potem przypatrują się zdjęciom; następnie przeskakujemy do wywiadu z Agnieszką i jej córką, a później na ekranie śledzimy wymianę wiadomości z osobą, która nie jest gotowa na pokazanie swojej twarzy, ale chciałaby zabrać głos. Podczas projekcji materiałów video scena jest zbyt ciemna, by w ogóle zauważyć brak widocznych twarzy, ale gdy w trakcie krótkich wymian zdań aktorki również nie odwracają się do widowni nawet na chwilę, zaczyna to coś znaczyć. Być może jest to jedna z możliwych odpowiedzi na pytanie, dla kogo podjęły się poszukiwań osób, które zechciałyby w ramach spektaklu zrobić aborcyjny coming out – to nie w oczy aktorek mamy dziś patrzeć i nie ich twarze są najważniejsze. Gdy tylko można, performerki wycofują się z pierwszego planu, oddając przestrzeń kobietom po aborcji. Pod koniec spektaklu to im bijemy brawo.

Innym widocznym „brakiem” jest puste miejsce na słowo „aborcja”. Pada ono bardzo rzadko. Bywa zakamuflowane, jak w dowcipnej scenie, gdzie słowo na „a” zostaje podmienione na „Agnieszkę”. Unikanie dosłowności, prześlizgiwanie się pomiędzy znaczeniami – jak gdyby spektakl podsłuchiwany był przez zmniejszający zasięgi algorytm – buduje porozumienie między performerkami a widownią. Biorąc pod uwagę, że przestawienie prawdopodobnie zostało i będzie obejrzane przez osoby sojusznicze (chyba że ktoś uzna je za prowokację i sam taką urządzi), ukrywanie słowa-klucza pod różnymi tropami do niego prowadzącymi (jak chociażby: „to”), jest interesującym zabiegiem dramaturgicznym. Odzwierciedla społeczne wyparcie tematu i stygmatyzację osób po aborcji, przez co fakt przerwania ciąży urasta do rangi sekretów państwowych. Z drugiej strony, jak unikanie nazywania rzeczy po imieniu ma pomóc w przełamaniu milczenia i budowania wspólnoty wokół doświadczenia lub braku doświadczenia „tego”?

Bo o utworzenie grupy i jej wsparcie tutaj głównie chodzi. W trakcie przygotowań do premiery twórczynie umieściły na swojej stronie internetowej oraz w mediach społecznościowych dwie ankiety – dla kobiet, które przeprowadziły aborcję i tych, które tego nie zrobiły. Zebrano odpowiedzi od pięćdziesięciu sześciu kobiet z pierwszej i dwustu siedemdziesięciu dziewięciu z drugiej grupy, które następnie podsumowała i opatrzyła kontekstem psychoterapeutka i edukatorka seksualna, Alicja Długołęcka. Obie analizy wraz z przykładami wypowiedzi z pytań otwartych dostępne są na stronie Teraz Poliż. Nie będę ich streszczać, choć polecam lekturę obu raportów – zarówno ogólne wnioski, jak i przytoczone cytaty dają dużo do myślenia o poziomie edukacji seksualnej, przemocy w polskich domach i niekompetencji personelu medycznego. Potwierdzają także powszechnie znany fakt, że aborcja jest, była i będzie, niezależnie od zmian legislacyjnych czy dezaprobaty opinii publicznej. 

Dzięki przeprowadzeniu tej ankiety spektakl wykracza poza ramę sceniczną, stając się czymś więcej niż projektem artystycznym. Chociaż Teraz Poliż i współdziałaczkom nie udało się zebrać portretów trzydziestu kobiet i w projekcie polskiej multimedialnej okładki wciąż są puste miejsca, ilość i treść udzielonych odpowiedzi wskazuje na to, że istnieje potrzeba podzielenia się tym doświadczeniem. Być może tylko czeka na inny sposób jej zagospodarowania. Zobaczmy, co się stanie.

Udostępnij

Agata M. Skrzypek

Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. W „Dialogu” drukowane były jej sztuki Narzędzia ojca (nr 12/2019) oraz Na zaliczenie. Rewia udramatyzowana (nr 5/2021).