powiem-i-zobacze-co-sie-stanie-foto-alina-gajdamowicz3_orig.jpg

„Ale chcę wiedzieć, że mogę”
W polskim teatrze pierwszej dekady dwudziestego pierwszego wieku, jak widać w krótkim przeglądzie Eweliny Wejber-Wąsiewicz, „niechciana ciąża jest tematem słabo eksponowanym. Motyw aborcji pojawia się częściej jako jeden z elementów fabuły potęgujący dramatyzm akcji, a nie jako główny temat”. Odkąd tylko w 2016 roku zaczęto podważać osiągnięty w 1993 roku „kompromis aborcyjny” (przypieczętowany – jak przypomniał Marcin Kościelniak – wymownym kadrem z Polskiej Kroniki Filmowej, upamiętniającym moment tuż po uchwaleniu ustawy antyaborcyjnej, w którym politycy dzielą się opłatkiem z prymasem Glempem na sejmowych korytarzach), nastąpiło ożywienie narracji związanych z wolnością wyboru podejmowanych przez kobiety decyzji w obronie własnej godności, zdrowia i życia. Od kilku sezonów spektakle o kobietach, a w szczególności o systemowej opresji wobec ich ciał pozostają gorącym tematem. Zmienia się sposób prowadzenia narracji – z konwencji dramatycznej na bardziej performerską – ale najczęściej aborcja pozostaje wątkiem wpisanym w szerszy kontekst.
powiem-i-zobacze-co-sie-stanie-foto-alina-gajdamowicz2_orig.jpg

Ślady jej obecności odnajdujemy w Kobiecie i życiu Maliny Prześlugi (mającej premierę w tym sezonie dwukrotnie, w reżyserii Piotra Łukaszczyka we Wrocławiu i Jerzego Jana Połońskiego w Warszawie). Wkrótce w TR Warszawa zaprezentowane zostaną czytania performatywne tekstów laureatek i laureata konkursu dramaturgicznego pod hasłem „Aborcja. Nigdy nie będziesz szła sama”: Wyparte Darii Kubisiak, Wielki wybuch Agnieszki Nasierowskiej i Grupa Wsparcia im. Boya Żeleńskiego Marcina Miętusa. W teatrze temat aborcji prześlizguje się też na przykład w Diabłach (Teatr Powszechny w Warszawie, 2019), Malinie (Teatr Studio w Warszawie, 2018), Kobietach objaśniających mi świat czy Piekle kobiet (Teatr Nowy Proxima w Krakowie, 2019 i 2017). Przedstawień opowiadających stricte o niej powstało mało i przychodzą mi do głowy właściwie tylko dwa: Have a good cry Magdy Szpecht, Weroniki Pelczyńskiej i Leny Schimscheiner (Scena Robocza w Poznaniu 2021), umieszczający przerwanie ciąży w kontekście politycznych zagrywek oraz Powiem i zobaczę, co się stanie Teraz Poliż (Teatr Ochoty, premiera: 21 grudnia 2021). Twórczynie tego ostatniego chyba jedyne, jak do tej pory, wykonały naprawdę oddolną pracę, budując partyturę spektaklu na indywidualnych aborcyjnych doświadczeniach i przemyśleniach kobiet.
W 1971 roku na łamach niemieckiego magazynu „Stern” trzysta siedemdziesiąt cztery kobiety opublikowały swój zbiorowy aborcyjny coming out. Na okładce pisma znalazło się trzydzieści zdjęć portretowych, przedstawiających zarówno anonimowe osoby, jak i aktorki, dziennikarki, osoby znane z życia publicznego. Przez środek kolażu biegł żółty pasek, na którym czarnymi literami napisano: „Wir haben abgetrieben”. Terminowanie ciąży było wówczas w Niemczech nielegalne. Inicjatorka tej akcji, Alice Schwarzer, inspirowała się Manifestem 343, petycją podpisaną kilka miesięcy wcześniej przez znane Francuzki, przyznające się do przeprowadzenia aborcji i oczekujące za nią kary. Manifest również ukazał się na łamach prasy, w „Le Nouvel Observateur”. Mocną stroną obu akcji było zaangażowanie sławnych i lubianych kobiet. Ich autorytet sankcjonował wagę sprawy. Co więcej, presja, jaką udało się wywrzeć na rządzących, przyniosła z czasem zmiany w prawie w obu krajach.
powiem-i-zobacze-co-sie-stanie-foto-alina-gajdamowicz5_orig.jpg

Teraz Poliż, w składzie Dorota Glac, Marta Jalowska, Kamila Worobiej, we współpracy z Gosią Wdowik (reżyseria), Martyną Wawrzyniak (dramaturgia i tekst), Martą Szypulską (scenografia i kostiumy), Jasią Rabiej (muzyka), Eternal Engine (multimedia), Alicją Długołęcką (opracowanie ankiety) i Aliną Gajdamowicz (zdjęcia) wyruszyły – zdalnie i offline – na poszukiwania kobiet, które byłyby gotowe zrobić aborcyjny coming out, ujawnić swoją twarz i wspólnie zrekonstruować niemiecką okładkę dokładnie pięćdziesiąt lat po jej publikacji. Próba odtworzenia akcji stała się klamrą spektaklu, który przybrał nieoczywistą formę reportażu, sprawozdania z poszukiwań, gdzie temat nie jest szczególnie fabularyzowany ani upoetyczniony, a narracja skupia się głównie na zaprezentowaniu spectrum aborcyjnych doświadczeń kobiet. Powiem i zobaczę… jest przede wszystkim oddaniem głosu tym, które upubliczniają swój wizerunek w geście solidarności.
Rekonstrukcja „Wir haben abgetrieben” nie była w zasadzie pomysłem twórczyń Powiem i zobaczę…, lecz Agnieszki, której opowieść oglądamy z nagrania. Podejmowane przez aktywistkę próby sprzymierzenia kobiet spełzły na niczym, mimo że udało jej się wstępnie umówić temat wydania z jedną z gazet (lub magazynem internetowym – nie zostało to dookreślone). Trudno ustalić przyczynę tej porażki, ale między wierszami, śledząc wraz z Agnieszką wymianę wiadomości w grupowej konwersacji, można wyczuć stopniowe opadanie entuzjazmu wśród jej uczestniczek. Być może zabrakło choć jednej „znanej twarzy”? Poczucia bezpieczeństwa? Odpowiedniej zachęty? Idei?
Powiem i zobaczę, co się stanie składa się głównie z pytań – tych zadanych wprost, ale też tych, z którymi wychodzimy. Zaczyna się od drobnych. Na przykład w pierwszej scenie aktorki analizują dokładnie okładkę „Sterna”, zastanawiając się, czy pod paskiem z napisem rzeczywiście znajdowało się zdjęcie. Czy osoba na nim uwieczniona wiedziała, że zostanie zasłonięta? Czy może właśnie pod warunkiem, że zostanie zasłonięta, zgodziła się na udział w projekcie? Potem padają inne pytania: o powody. O to, czy w ogóle i jak. O samopoczucie. Kończy się na pytaniu fundamentalnym: dla kogo i po co powstał ten spektakl?
Odpowiedź sugerowana jest właściwie od samego początku, gdy przez bardzo długi czas Glac, Jalowska i Worobiej pozostają odwrócone do widowni plecami – najpierw oglądają, wraz z nami, archiwalny dokument o Alice Schwarzer; potem przypatrują się zdjęciom; następnie przeskakujemy do wywiadu z Agnieszką i jej córką, a później na ekranie śledzimy wymianę wiadomości z osobą, która nie jest gotowa na pokazanie swojej twarzy, ale chciałaby zabrać głos. Podczas projekcji materiałów video scena jest zbyt ciemna, by w ogóle zauważyć brak widocznych twarzy, ale gdy w trakcie krótkich wymian zdań aktorki również nie odwracają się do widowni nawet na chwilę, zaczyna to coś znaczyć. Być może jest to jedna z możliwych odpowiedzi na pytanie, dla kogo podjęły się poszukiwań osób, które zechciałyby w ramach spektaklu zrobić aborcyjny coming out – to nie w oczy aktorek mamy dziś patrzeć i nie ich twarze są najważniejsze. Gdy tylko można, performerki wycofują się z pierwszego planu, oddając przestrzeń kobietom po aborcji. Pod koniec spektaklu to im bijemy brawo.
powiem-i-zobacze-co-sie-stanie-foto-alina-gajdamowicz1_orig.jpg

Innym widocznym „brakiem” jest puste miejsce na słowo „aborcja”. Pada ono bardzo rzadko. Bywa zakamuflowane, jak w dowcipnej scenie, gdzie słowo na „a” zostaje podmienione na „Agnieszkę”. Unikanie dosłowności, prześlizgiwanie się pomiędzy znaczeniami – jak gdyby spektakl podsłuchiwany był przez zmniejszający zasięgi algorytm – buduje porozumienie między performerkami a widownią. Biorąc pod uwagę, że przestawienie prawdopodobnie zostało i będzie obejrzane przez osoby sojusznicze (chyba że ktoś uzna je za prowokację i sam taką urządzi), ukrywanie słowa-klucza pod różnymi tropami do niego prowadzącymi (jak chociażby: „to”), jest interesującym zabiegiem dramaturgicznym. Odzwierciedla społeczne wyparcie tematu i stygmatyzację osób po aborcji, przez co fakt przerwania ciąży urasta do rangi sekretów państwowych. Z drugiej strony, jak unikanie nazywania rzeczy po imieniu ma pomóc w przełamaniu milczenia i budowania wspólnoty wokół doświadczenia lub braku doświadczenia „tego”?
Bo o utworzenie grupy i jej wsparcie tutaj głównie chodzi. W trakcie przygotowań do premiery twórczynie umieściły na swojej stronie internetowej oraz w mediach społecznościowych dwie ankiety – dla kobiet, które przeprowadziły aborcję i tych, które tego nie zrobiły. Zebrano odpowiedzi od pięćdziesięciu sześciu kobiet z pierwszej i dwustu siedemdziesięciu dziewięciu z drugiej grupy, które następnie podsumowała i opatrzyła kontekstem psychoterapeutka i edukatorka seksualna, Alicja Długołęcka. Obie analizy wraz z przykładami wypowiedzi z pytań otwartych dostępne są na stronie Teraz Poliż. Nie będę ich streszczać, choć polecam lekturę obu raportów – zarówno ogólne wnioski, jak i przytoczone cytaty dają dużo do myślenia o poziomie edukacji seksualnej, przemocy w polskich domach i niekompetencji personelu medycznego. Potwierdzają także powszechnie znany fakt, że aborcja jest, była i będzie, niezależnie od zmian legislacyjnych czy dezaprobaty opinii publicznej.
Dzięki przeprowadzeniu tej ankiety spektakl wykracza poza ramę sceniczną, stając się czymś więcej niż projektem artystycznym. Chociaż Teraz Poliż i współdziałaczkom nie udało się zebrać portretów trzydziestu kobiet i w projekcie polskiej multimedialnej okładki wciąż są puste miejsca, ilość i treść udzielonych odpowiedzi wskazuje na to, że istnieje potrzeba podzielenia się tym doświadczeniem. Być może tylko czeka na inny sposób jej zagospodarowania. Zobaczmy, co się stanie.