Teatr Narodowy w Warszawie

"W latach 1625-26 Matka Courage ciągnie w taborze szwedzkiej armii przez Polskę.

MATKA COURAGE Ci Polacy tutaj w tej Polsce niepotrzebnie się wtrącili. To jest prawda, że nasz król wjechał do nich z całym wojskiem, ale ci Polacy zamiast zachować pokój, zaczęli się mieszać w te swoje sprawy i napadli na króla, jak sobie akurat spokojnie jechał. Przez to zburzyli ten pokój i cała ta krew spadnie na ich głowy.

Ciemność, głuchy huk, przerażone szepty. Dookoła szaleństwo – słychać grzmoty, drobne krople zraszają nam twarze, a wiatr mierzwi włosy. W sercu pojawia się strach, nie wiadomo co robić. Ale to tylko teatr, życie jest gdzie indziej. Nawałnica po chwili ustaje, światła się zapalają, na scenę wchodzą aktorzy. 

Georg Büchner nie umarł. Jego ciało poddało się zarazie – w ciągu dwóch tygodni od chwili zachorowania zmarł na tyfus. Gdyby nie ten fakt, mielibyśmy skończonego, dopracowanego w szczegółach Woyzecka. A tak, mamy dzieło niedokończone, w pojedynczych scenach, bez numeracji stron, w zarysowanych sytuacjach – wieczną potencjalność. 

Pięć piosenek o przemocy w teatrze. Śpiewają odważnie, z zaciśniętym gardłem, nieporadnie, z wyczuwalną tremą. Historie dotyczą ich samych, więc stres jest uzasadniony. Piosenki poświęcone są zarobkom w teatrze, dyrektorom teatrów, którzy sami u siebie reżyserują; „polskim Janom Fabrom”, pedagogom niereagującym na przemoc i „wszystkim kodeksom instytucji kultury i uczelni artystycznych w Polsce, które nie działają”. Spektakl to bardziej punkrockowy koncert z elementami detektywistycznymi.

Kolejna wypowiedź studentów WoT podzieliła się na dwie części: głos p. Karoliny Pawłoś i głos całej grupy  autorów. Najpierw odpowiemy p. Pawłoś, gdyż z nią wiąże się jedyny konkret w całej tej sprawie. Zatem:

Szanowna Pani,

Dominika Kluźniak zamieściła na portalu e-teatr felieton pełen gniewu i rozpaczy o tym, że musiała 26 lutego, dwa dni po agresji, grając Olgę Prozorow, mówić ze sceny z zachwytem do partnerki „Wyobraź sobie, że pan jest z Moskwy”. W pierwszej chwili się żachnąłem, myśląc że powinno nas przecież do diabła zawsze stać na rozumienie tych słów we właściwym, sytuacyjnym kontekście. Ale po chwili sam stuknąłem się w łeb.