maszyna_fot-nk_15.jpg
Relacje z maszyną
Z opisu możemy dowiedzieć się, że „Maszyna działa od dawna. Działa codziennie. Działa systemowo. Nie trzeba jej uruchamiać́”. Na początku spektaklu poznamy jeszcze sens jej istnienia – służy do zwalczania kamieni nerkowych, dolegliwości, z jaką zmaga się główna bohaterka. Ale to tylko przykrywka, wstęp do prezentacji, która będzie o czymś zupełnie innym. A właściwie – może być czymś zupełnie innym. Siła Maszyny wyraża się w braku konkretnych znaczeń. Są tropy wyciągnięte z Kolonii karnej Franza Kafki i omówień tego opowiadania, które przywoływane są jednak dosyć swobodnie. Gdyby zapytać osoby spośród publiczności, o czym i dlaczego powstał ten spektakl, prawdopodobnie każda z nich odpowiedziałaby inaczej. To jednak tylko pozornie brak precyzji przekazu albo umiejętności interpretacyjnych. W starciu z maszynami, technologią, a szczególnie algorytmami zasadniczo rozumiemy niewiele.
PRACA MASZYN
Na początku spektaklu poznajemy konstrukcję mechanizmu, który przez godzinę będzie strukturyzował nasze patrzenie. Krosno Panop TK 6 działa dźwiękiem, jest o dźwięku, o tym „czego nie możemy zobaczyć”. U Kafki odczytanie pisanych na ciele liter było możliwe, ale postronne oko nie potrafiło tego zrobić. W Maszynie jest podobnie. Słuchamy, ale nie jesteśmy w stanie usłyszeć. Krosno działa, ale nie słyszymy jak, pozostaje więc patrzeć. Dlatego zespół aktorski opowiada o działaniu każdego z elementów, skrupulatnie zapisuje i pokazuje parametry wyświetlane na wykresach. Wiele jest w tym teatralnego odgrywania, ale najważniejszy element spektaklu jest zupełnie „nieodegrany”. To drobna, ale dosyć ciekawa rzecz. Zwykle nie widzimy teatralnej techniki, na przykład mechanizmu obrotowej sceny czy działania sztankietów. Tutaj teatralna inżynieria staje się scenografią.
maszyna_fot-nk_20.jpg
Białe ramię maszyny przez godzinę wymusza ciągły ruch aktorek i aktorów, hipnotyzuje publiczność, a przede wszystkim wprowadza w ruch bohaterkę, wokół której skonstruowana jest opowieść. Rytm spektaklu nie opiera się na muzyce czy choreografii, reżyserskim oczekiwaniu czy aktorskiej ambicji, tylko tempie wyznaczanym przez mechanizm. Maszyna po prostu działa, a zespół – aktorski i techniczny jednocześnie – konserwuje, odczytuje i zapisuje. W Kolonii karnej jest podobnie: „Dotychczas potrzebna była jeszcze praca rąk, ale odtąd aparat pracuje zupełnie sam”. W pewnym sensie głównym bohaterem spektaklu nie jest postać, lecz rzecz. Jeśli zapytać, co po antropocenie, zarówno w sensie teatralnym, jak i pozateatralnym, to być może właśnie nie swobodny rozwój natury, ale zwycięstwo i dominacja techniki, której człowiek nie tylko asystuje, ale staje się również jej paliwem.
PRACA LUDZI
Teresa, główna „ludzka” bohaterka grana przez Sarę Celler-Jezierską, jest prezentowana przed publicznością. Rozmawia z prowadzącym wieczór prezenterem – Tricksterem i Copperfieldem, jak sam siebie przedstawia, w jednej osobie. Są momenty, w których może pozdrowić znajomych, rodzinę czy wygłosić krótką przemowę. Wykreowana postać to w pewnym sensie rewers bohaterki z Jeśli będziesz długo siedzieć w ciszy, przyjdą do ciebie inne zwierzęta 1, filmu w reżyserii Jagody Szelc. Tam funkcjonuje w codziennych sytuacjach i partnerskiej relacji, ale z niemożnością seksualnego spełnienia i w obliczu kryzysu klimatycznego. W Maszynie jest zaś pełna energii i chętna do bycia na scenie. Gotowa, by pełnić rolę wybranej. W obu przypadkach istnieje w cieniu ludzkiej działalności, która wymknęła się spod kontroli. Mimo że spektakl opiera się na nieprzekraczalności granicy, Celler-Jezierskiej udaje się nawiązać relację z publicznością,
Widownia jest rozstawiona wokół maszyny. Siedzi się po jednej z czterech stron – jak na arenie, ale też w sytuacjach, które same z siebie gromadzą publiczność: jak wypadek czy egzekucja (o czym później). Obserwujemy kolejne kroki bohaterki, która jest gotowa wyleczyć swoją chorobę nerek, i zespołu, który przeprowadzi ją przez ten proces. Oddziela nas taśma zabezpieczająca, której absolutnie nie możemy przekraczać, o czym zostaliśmy poinformowani na samym początku. Ten wyraźny podział w czasie spektaklu łamany jest kilka razy ze sceny. Jako publiczność obserwujemy bliżej nieokreślony proces – teoretycznie (para)medyczny (kontekstem jest choroba), a faktycznie telewizyjny (bo całość ma konwencję teleturnieju). O ile w pierwszym przypadku istnieje jakiś podmiot, a na pewno jest nim główna bohaterka-pacjentka, o tyle w tym drugim przypadku można właściwie tylko patrzeć. Nawet wtedy, gdy jest się w centrum uwagi – jak ta bohaterka właśnie. To kolejne nawiązanie do Kolonii karnej, w której oficer mówi do podróżnego:
Pan sądzi, że pański wpływ nie wystarcza. Ja wiem, że wystarcza. Ale przyjmując, że pan ma słuszność, to czyż dla utrzymania tej procedury nie należy koniecznie próbować wszystkiego, nawet, o ile to możliwe, rzeczy niewystarczających? Więc niech pan posłucha mojego planu. Do jego przeprowadzenia trzeba przede wszystkim, aby pan dzisiaj w kolonii zechciał się wstrzymać z pańską opinią o procedurze. Jeśli nikt pana wprost nie zapyta, nie wolno się panu w żadnym wypadku wypowiadać.
W tym kontekście zakaz przekraczania taśmy w spektaklu być może należałoby czytać odwrotnie. A jeśli nie odwrotnie, to przynajmniej ze świadomością, że brak reakcji może powodować śmierć bohaterki – którą kończy się spektakl. Nie sądzę, żeby twórcy i twórczynie wpisali taką ingerencję w precyzyjnie skonstruowany spektakl. Nie wydaje mi się, żeby teatralne BHP było gotowe na wejście kogoś spośród publiczności na scenę. Zwłaszcza na zdobycie się na taki gest wobec Maszyny, z którą – jak to z maszyną – nigdy nie wiadomo. Wydaje mi się jednak ciekawe, by zadać te pytania: jeśli Kafkowski podróżny zarówno miał, jak i nie miał wpływu na to, kto zostanie poddany egzekucji, to czy powinien był skorzystać ze swojej bezpiecznej pozycji czy nie? I podobnie jest z publicznością – nawet jeśli zespół nie ma na to gotowości, co by się stało w przypadku przekroczenia linii podziału.
PRACA KOBIET
Jagoda Szelc swój pierwszy spektakl przygotowała już jako znana i nagradzana reżyserka. Obok wchodzenia we współpracę z innymi i realizacji mniejszych produkcji, jej dorobek stanowią dwa filmy pełnometrażowe. Nie przychodzi jednak do teatru, co oczywiste, jako reprezentantka wielkich produkcji i filmowych. Wręcz przeciwnie – Maszyna zdaje się krytykować rzeczywistość, w której pokaz i show muszą być stale napędzane. Bycie wytypowaną do pokazu staje się raczej opowieścią o wyczerpaniu niż zwycięstwie. Upływ czasu, strukturyzowany mechanizmem przerywają „zejścia” – kolejne etapy synchronizowania Maszyny z Teresą, Teresy z Maszyną.
maszyna_fot-nk_81.jpg
W finale ta synchronizacja staje się na tyle ostateczna, że ciało Teresy staje się puste. To, co jedna z towarzyszących jej bohaterek nazwała „parciem na szkło”, okazuje się śmiercią. Choć bohaterka zgodnie z instrukcją wielokrotnie krzyczy „jestem”, wiemy, że z każdą chwilą jest jej mniej. Nie jest jednak jasne, czy Teresa umiera jako ciało, a jej dusza, umysł czy jakkolwiek inaczej to ująć, staje się jednością z Maszyną. Na pewno zostaje przerwany proces, który obserwowaliśmy – dostosowywanie do rodziny, spełnianie wyobrażeń jako kobieta, ważenie ambicji i oczekiwanej powściągliwości. Nie poznajemy sensu tego procesu, widzimy tylko jego efekt. Jak się dowiadujemy – „nastąpiła pełna kalibracja”. Tak jak w Kolonii karnej skazany nie słyszał swojej winy, ale poznawał ją swoim ciałem, tak Teresa jest zarówno zwyciężczynią, jak i być może ofiarą procesu, którego sama nie rozumie, ale który odczuwa fizycznie.
Kobieta jako strofowany podmiot jest w Maszynie wyraźnie wyeksponowana. To, między innymi, nawiązanie do prac Silvii Federici. Już na samym początku spektaklu pada kwestia:
TRICKSTER Prezentacja obejmie całą skalę urządzenia wraz z wytypowanym klientem.
TERESA Klientką.
Zabieganie o własną widoczność i uznanie – i to nie tylko przez mężczyzn, lecz również przez kobiety, często w tym spektaklu powraca. Nauka języka i manier, spełnianie oczekiwań rodziny i społeczeństwa, wreszcie słuchanie własnych potrzeb jest przefiltrowane przez pytanie, co to znaczy być kobietą. Teresa nie jest głosem wyłącznie samej siebie, tylko całej grupy – nie jest jednak jasne jakiej. Być może po prostu osób niereprezentowanych, a może bardziej szczegółowo – kobiet czy, już zupełnie precyzyjnie, czarownic. Gdy padają słowa: „kobiety, wreszcie jesteśmy reprezentowane” staje się jasne, że finalnie ta reprezentacja zostanie ustanowiona za cenę życia. Dokładnie o tym pisała Federici w tekście Czarownice i walka klas:
Ruch feministyczny wcześnie odkrył, że setki tysięcy kobiet nie zostałyby zmasakrowane i poddane najokrutniejszym z tortur, jeśli nie stanowiłyby zagrożenia dla hierarchii władzy. Zdał sobie również sprawę, że wojna przeciw kobietom, prowadzona przez prawie dwa stulecia, była punktem zwrotnym w historii kobiet w Europie, „grzechem pierworodnym” w procesie ich społecznej degradacji, do którego musimy ciągle powracać, jeśli chcemy zrozumieć mizoginię, wciąż charakteryzującą praktykę instytucjonalną i relacje męsko-damskie.
PRACA ZESPOŁU
Opowiadanie Kafki i scenariusz bydgoskiego spektaklu dzieli ponad sto lat. Kolonia karna słynie z brutalnego opisu. Maszyna jest sterylna, nowoczesna i harmonijna. Jesteśmy na innym etapie industrializacji, a współczesna kolonizacja działa inaczej. Europejskie torturowanie również wydaje się bardziej soft – jednak w jakim stopniu rzeczywiście tak jest? W Prowadź swój pług przez kości umarłych Janina Duszejko mówi: „Podobno są plany, żeby go [kamieniołom] znowu uruchomić, a wtedy znikniemy z powierzchni Ziemi, zjedzeni przez Maszyny” 2. I parafrazując – podobno są plany, że możemy wyzdrowieć – jak chciałaby Teresa, ale szybciej zostaniemy zjedzeni przez Maszyny. Spektakl w reżyserii Jagody Szelc odwraca Heideggerowską obserwację dotyczącą narzędzia jako przedłużenia ręki, zwracając to narzędzie przeciwko człowiekowi. Nie jest to odkrywcza przestroga, ale na pewno stale aktualna wobec codziennych zachowań – maszyn do leczenia, apek do skupienia, elektrycznych hulajnóg w miejscu fizycznej aktywności. U Kafki koniec jest podobny, a oprawca staje się ofiarą – zarówno swoją własną, jak i systemu, którego był egzekutorem.
Maszyna to kolejny po Świętej Klusce (reż. Agnieszka Smoczyńska) i Magnolii (reż. Krzysztof Skonieczny) spektakl wyreżyserowany przez osoby kojarzone przede wszystkim z kinematografią. Wszystkie łączy bardzo filmowe podejście do teatru. Mamy dopracowane kostiumy i ciekawą scenografię, zabawy światłem i projekcjami, prostą i linearną opowieść. Zawsze takie dziedzinowe przejścia są ciekawe, bo powstające dzięki temu spektakle idą w poprzek postdramatycznym i dekonstrukcyjnym konwencjom. Niezależnie od progresywnego przekazu, powstają dosyć tradycyjne w formie spektakle. To zaleta, bo raz, że to dosyć rzadkie w nowoczesnych instytucjach, a dwa, że dzięki temu można dostrzec jak zespołową dziedziną może być teatr. A może być w bardzo dużym stopniu, bo Maszyna to przede wszystkim zgrany zespół, w którym spotykają się dwa pokolenia aktorskie, film i kino, niesamowita precyzja i naturalność.
maszyna_fot-nk_92.jpg
W dniu premiery bydgoskiego spektaklu w warszawskim Teatrze Studio również premierę miał Raj. Potop w reżyserii Grzegorza Jaremki, a w Toruniu pokazywano wyreżyserowanego przez Jakuba Skrzywanka Kaspara Hausera. Do wszystkich tych trzech spektakli choreografie przygotowywała Agnieszka Kryst. Zwrot w kierunku tańca, który podejmuje coraz więcej instytucji, nie jest tylko kwestią uznania kolejnej, obok spektakli dramatycznych, dziedziny, która powinna dopełniać repertuary teatralne. Taniec i choreografia już są ważną częścią polskiego teatru.
W Maszynie widać to w szczególny sposób. Całość koncentruje się na obecności mechanizmu i człowieka, których relacja, współpraca i niechęć prawdopodobnie najbardziej wyraża się w ruchu. I w tym sensie spektakl w reżyserii Jagody Szelc lokuje się gdzieś między – żeby sięgnąć po globalny przykład – Koyaanisqatsi Godfreya Reggio a, bardziej lokalnie – Symfonią Fabryki Ursus Jaśminy Wójcik. Wszystkie te przykłady pokazują, że relacja z maszynami, budowlami i nowoczesnością uwidacznia się w ruchu i ciele. I że jest tym trudniejsza, im niżej w hierarchii się znajdujemy.