nowy_mlodzieniec_fot_hawa_dsc04531.jpg

Afirmacja bez granic
Dobrze ułożony młodzieniec zaczyna się od sądowego dochodzenia. A zatem od ramy stale powracającej w przedstawieniach reżyserowanych przez Wiktora Rubina na podstawie tekstów Joli Janiczak. Na wokandzie tym razem sprawa Eugeniusza Steinbarta (Edmund Krempiński). Prokurator Kłoczkowski (Michał Kruk) uparcie stosuje do opisywania oskarżonego żeńskich zaimków i imienia Eugenia, na co nieustannie zwraca mu uwagę adwokat Szychwart (Paweł Kos). Eugeniuszowi grozi odpowiedzialność karna za używanie dowodu osobistego bliskiego męskiego krewnego, nazywanie Czesławy Zaleśnej (Paulina Walendziak) swoją żoną, a Elżbiety Steinbart (Halszka Lehman) swoją córką.
Czyli tak właściwie za co? A no głównie za to, że płeć, którą przypisano Eugeniuszowi przy urodzeniu, nie jest zgodna z płcią przez niego odczuwaną oraz z jego płciową ekspresją. Zbrodnia największa z największych, zamach zgniłego zachodniego świata na tradycyjne wartości i na nuklearną rodzinę, fanaberie, których nigdy wcześniej u nas nie było. Ale zaraz, zaraz. Rzecz dzieje się przecież u schyłku lat trzydziestych ubiegłego wieku w robotniczej Łodzi i na dodatek jest oparta na historii wydobytej wprost z lokalnego archiwum. Jak to możliwe?
Poza kategoriami
Już na początku Eugeniusz zmienia swoje ubranie na to noszone niegdyś przez jego zmarłego brata Oskara (Maciej Kobiela). Staje wtedy przed publicznością zupełnie nagi, obnażając swoje ciało – ciało transpłciowego mężczyzny, ciało, które ma prawo istnieć w przestrzeni publicznej na równi z innymi ciałami i ciało, które potrzebuje uczciwej reprezentacji tak samo, jak wszystkie pozostałe ciała, bo to nie ciała same w sobie stanowią problem, ale binarne kategorie, w których próbuje się je zamykać.
Jak pisała o tej scenie Joanna Krakowska: „Transpłciowy performer, Edmund Krempiński, w tytułowej roli obnaża swoje ciało, by wszyscy mogli się potem skupić tylko na tym, co naprawdę ważne, zamiast rozmyślać, jak właściwie wyglądają jego drugorzędne cechy płciowe”. Tak więc napięcie rozładowane, ciekawość zaspokojona, można spokojnie iść dalej… Dodam jeszcze tylko, że Krempiński, tuż po premierze, rozpoczął pracę jako etatowy aktor łódzkiego Teatru Nowego, stając się tym samym pierwszą w historii transpłciową osobą zatrudnioną w polskim publicznym teatrze. Podobno już wcześniej chciał grać, a nawet zdawać do szkoły teatralnej, ale obawiał się, że binarne reżymy uczelni artystycznych utrudnią życie osobie będącej wówczas w procesie tranzycji (wspominał o tym w swoim tekście Mike Urbaniak).
Dobrze ułożony młodzieniec to przedstawienie być może nieco wtórne formalnie wobec innych projektów tego duetu, ale za to bardziej zniuansowane dramaturgicznie. Odniosłam wrażenie, że tym razem – inaczej niż w przypadku, chociażby niedawnych przejmujących gnieźnieńskich spektakli takich jak I tak nikt mi nie uwierzy czy Mrowisko: z życia dobrej służącej – ostra społeczna krytyka częściej ustępuje miejsca afirmacji. Wektor zainteresowania osób twórczych skierowany jest tu nie tyle na tematyzowanie traumatycznych przeżyć jednostki reprezentującej określoną grupę społeczną, ile na poszukiwanie momentów, przestrzeni, związków stanowiących wobec nich przeciwwagę. To odświeżające.
nowy_mlodzieniec_fot_hawa_dsc05209.jpg

O miłości
Tego rodzaju kontrę stanowi chociażby relacja Eugeniusza i Czesławy. Poznają się na kobiecym oddziale okręgowego szpitala, do którego Eugeniusz trafił po nieudanej próbie samobójczej. Maria, matka Czesławy (Monika Buchowiec), nazywa go „stworzeniem”, od początku dając wyraz swojemu niezadowoleniu z jego obecności w życiu córki. Związek Czesławy i Eugeniusza jest po części homonormatywny: tworzą na pozór dość typową rodzinę, nazywają siebie nawzajem mężem i żoną, starają się o dziecko – nie rozsadzają więc normatywnych kategorii myślenia o partnerstwie. Ale momentami bywa też rewolucyjny: poszukujący alternatywnych sposobów współdzielenia ze sobą życia (także tego seksualnego), mierzący się z problemami, których normalsi nie mają i nie rozumieją, pełen mikro oporu wobec systemu, który z założenia jest tak zorganizowany, żeby wykluczać ich potrzeby, prawa, a nawet negować ich istnienie.
Trudno tu nie romantyzować. Wydaje się, że bliskość, która połączyła tych dwoje, niejako pozwoliła im przetrwać. A mowa tu o codzienności złożonej ze żmudnego i nieustannego dopasowywania ciała do skrojonego przez konwencje społeczne, zbyt ciasnego garnituru. Przykład? Powielany każdego ranka przed wyjściem Eugeniusza do pracy wspólny rytuał formowania wypukłości w majtkach za pomocą wypełnionej watą prezerwatywy (kostiumy: Rafał Domagała).
Inny przykład? Poszukiwanie dawcy nasienia. Zapalają się światła, a stojące na proscenium małżeństwo zwraca się do publiczności z pytaniem o to, kto byłby gotów pomóc parze w potrzebie. Innymi słowy: kto podzieliłby się nasieniem, wiedząc, że spełni w ten sposób czyjeś marzenie o rodzicielstwie. Ten, kto w geście deklaracji stanie przy Eugeniuszu i Czesławie, otrzyma książkę. „A czy to koniecznie musi być mężczyzna?” – pada z widowni. Aktorzy szybko zaprzeczają, a wtedy z górnych rzędów zrywają się dwie osoby. Zanim jednak otrzymają obiecany prezent, zgadzają się odpowiedzieć na kilka pytań. Pierwsze powiela to, które już wcześniej zostało zadane. Kolejne: „Czy ojcem jest osoba zapewniająca materiał do zapłodnienia, czy też osoba wychowująca dziecko?”. „Wychowująca” – odpowiadają bez wahania.
nowy_mlodzieniec_fot_hawa_dsc06023.jpg

Sekwencja ta jest nie tylko poruszająca (mam świadomość, że duża w tym zasługa dnia, w którym oglądałam przedstawienie – był to pokaz dla osób studiujących), ale też w sprawny sposób dekonstruowania mitu „posiadania” dzieci jako wyznacznika normy, w myśl której z wiekiem – często bezrefleksyjnie – „nabywa się” i „wchodzi w posiadanie” samochodu, domu i w końcu dziecka. Ta krótka interwencja każe spojrzeć na reprodukcję (a dalej – na macierzyństwo i tacierzyństwo) w bardziej świadomy i zniuansowany sposób. Ojcem może być osoba uznawana za biologicznego rodzica, ale może być też matka, dziadek, kuzynka. Może być każdy, kto jest w stanie zapewnić dziecku miłość, wsparcie oraz bezwarunkowe poczucie bezpieczeństwa i akceptacji. Nie jest to zatem roszczeniowa opowieść o prawie do własności, ale o prawie do kochania i obdarowywania tym uczuciem innych.
Śpiew syrena
Wybucha wojna, Eugeniusz trafia do aresztu. Nocami śpiewa How Deep Is the Ocean, współwięźniowie obwołują go syrenką. Gdy Czesława przychodziła do niego w odwiedziny (pozwalano jej na to bardzo rzadko) wytykano ich palcami, nazywano lesbijkami („jesteś tym, co masz między nogami”), a strażnicy prześmiewczo proponowali im seksualną pomoc – wspaniałomyślne podzielenie się penisem. W tym czasie Elżbietka odliczała dni do końca wojny, mając poczucie, że gdziekolwiek jest, słyszy śpiew ojca. To właśnie dla niej Eugeniusz po raz pierwszy wyrzeźbił drewnianego syrena. W finałowym monologu, tuż po podpisaniu volkslisty i trafieniu do Centralnego Obozu Pracy w Potulicach, Eugeniusz powie, że ojczyzna wielokrotnie zrobiła z niego przestępcę i zdrajcę – narodu, płci, przeznaczenia: „moja ojczyzna spaliła mi bezkarnie ubranie na ulicy, zrobiła ze mnie przestępcę co najmniej trzykrotnie. Nawet jak bym chciał, nie przeszedłbym mobilizacji, moja gotowość zawsze zostawała odrzucona, nie zdradziłem pierwszy”1 Czy możemy – czy powinnyśmy – to oceniać?
„Speak the truth even if your voice shakes” – głosi napis wydrążony w drewnianej ścianie stanowiącej tył scenografii autorstwa Łukasza Surowca. Na pokrytą trocinami scenę co jakiś czas wjeżdżają także inne obiekty: rama okna, z którego wyskoczył Eugeniusz, klatka symbolizująca więzienie i wreszcie – pełnowymiarowy pomnik syrena (z cekinowym, czerwonym ogonem) trzymającego w rękach chleb i sól. Czy biało-czerwony kraj przyjmie go z równie otwartymi ramionami i swoją wychwalaną pod niebiosa gościnnością? Na razie to się nie udaje, ale żywy i bardzo emocjonalny odbiór, jaki Dobrze ułożonemu młodzieńcowi zgotowała łódzka publiczność, napawa nadzieją na zmianę. Może ten teatr coś jednak jeszcze może. Bo gdyby nie mógł – to czy tak bardzo by się go obawiano?
- 1. Cytat pochodzi ze scenariusza udostępnionego przez teatr.