Społeczniczka na afiszu
Dziś w łódzkim Powszechnym siedemdziesiąta premiera wyreżyserowana społecznie (informuje pogrubieniem plakat) przez dyrektorkę sceny. Pierwszą taką społeczną aktywność dyrektorka podjęła w 2005 i od tej pory jej teatr regularnie i na wiele sposobów komunikuje światu, że na jego czele stoi społeczniczka, która – cytuję za stroną Powszechnego – „z tytułu tych realizacji nie otrzymuje żadnego honorarium”, bo przecież – znów pogrubienie – reżyseruje społecznie.
Warto potraktować te wpisy z należytą powagą, gdyż Teatr Powszechny w Łodzi nawiązuje nimi do wielowiekowej tradycji portretu wotywnego: też próbuje powiedzieć widzowi, że bez osoby dyrektorki, dzieła by nie było. Znamy słynną mozaikę bizantyjską, na której równi wzrostem Matce Boskiej cesarze Konstantyn i Justynian prezentują Dzieciątku trzymane w dłoniach makiety Konstantynopola i kościoła Hagia Sophia. Pamiętamy czarne stroje i zamyślone twarze donatorów z tryptyków Memlinga. Nie zapominamy wykutych dłutem Berniniego członków rodziny Cornaro wpatrujących się w – ufundowaną przez nich w społecznikowskiej kalkulacji – Ekstazę św. Teresy z kościoła Santa Maria della Vittoria w Rzymie. Te Teodory z mozaik Rawenny, niderlandzkie małżeństwo Rockox z tryptyku Rubensa, kardynał Rolin spod pędzla Mistrza z Moulins… O, społeczniczko z Polskiego Centrum Komedii! Ty, która ofiarowałaś nam reżyserię siedemdziesięciu spektakli, nie jesteś pierwszą, która chce, by o tym głośno mówić! O instytucjo publiczna, która starasz się kroczyć śladami Jana van Eycka, Masaccia i Mantegny, nie wstydź się tej tradycji! O dziale promocji Teatru Powszechnego, który dwoisz się i troisz, by sprostać oczekiwaniom chlebodawczyni! Nie ty pierwszy świecisz oczami za społeczne ambicje tego, kto ci płaci (nie swoimi zresztą pieniędzmi).
Piotr Olkusz (społecznie)