clergy_bartosz_mrozowski_kino_swiat_1.jpg

„Kler”, reż. Wojciech Smarzowski, 2018, fot. Bartosz Mrozowski / Kino Świat.

Chłopcy z ferajny

Karolina Maciejaszek
W numerach
Marzec
2019
3 (784)

CZEKAJĄC NA SKANDAL

Recepta na artystyczną kontrowersję w naszym kraju jest prosta – wystarczy naruszyć tabu, jakim jest funkcjonowanie Kościoła katolickiego w Polsce. Żaden inny temat, żadne obyczajowe czy erotyczne przekroczenie w sztuce nie daje gwarancji wywołania skandalu. Krytyczne spojrzenie na Kościół owocuje nim u nas zawsze. Od momentu zapowiedzi, że któryś z twórców zamierza dotknąć tematu, zaczyna się rozgrywać swoisty społeczny spektakl. Często staje się on istotniejszy od samego dzieła. Mogliśmy to ostatnio zaobserwować dwukrotnie: w przypadku spektaklu Klątwa Olivera Frljicia wystawionego w warszawskim Teatrze Powszechnym oraz premiery filmu Kler w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego – „najbardziej oczekiwanego przedstawienia sezonu 2016/2017” oraz „najbardziej oczekiwanego filmu 2018 roku”. 

Emocje towarzyszące tym oczekiwaniom podgrzewały nazwiska reżyserów. Oliver Frljić znany był w Polsce głównie z kontrowersji dotyczących odwołanej premiery Nie-Boskiej komedii w Starym Teatrze w Krakowie, realizacji, która miała dotykać innego tabu – polskiego antysemityzmu. Wojciech Smarzowski także kojarzony jest z tematami wywołującymi mocny rezonans. W wywiadach podkreśla, że zawsze robi filmy po to, by sprowokować do społecznej debaty. Przed premierą Kleru reżyser mówił: „Jestem ateistą. I absolutnie potrafię sobie wyobrazić Polskę bez Kościoła”. To bardzo odważne stwierdzenie w kraju, w którym Kościół katolicki od lat ma wyjątkowy status, pozostaje nietykalny i bezkarny. 

Wybranie się na Kler stało się więc u nas rodzajem gestu politycznego. W mediach społecznościowych powstawały grupy zrzeszające osoby, które zamierzały wziąć udział w seansie filmu Smarzowskiego, nastawione na uzyskanie rekordowej frekwencji w kinach (co zresztą się udało: film osiągnął wielomilionową oglądalność, już podczas weekendu otwarcia obejrzał go prawie milion widzów). Po drugiej stronie pojawiły się osoby, które – w ramach manifestacji swego sprzeciwu – deklarowały, że na Kler nie pójdą. Jeszcze większą polaryzację postaw można było obserwować w przypadku Klątwy w Powszechnym – gesty sprzeciwu bywały tu znacznie bardziej agresywne: widzowie spektaklu Frljicia musieli przedzierać się przez tłum protestujących przed teatrem osób (demonstracje organizował Ruch Narodowy), zdarzył się nawet przypadek wrzucenia do teatru toksycznej substancji. Organizacja Ordo Iuris oferowała darmową pomoc prawną osobom, których uczucia religijne zostały naruszone, a poseł PiS Dominik Tarczyński i Roman Giertych złożyli do prokuratury zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa. W obydwu przypadkach w dyskusji aktywnie wzięły udział osoby, które na co dzień uczestnikami kultury nie są, w tym znani politycy. Manifestujący swój sprzeciw też nie uważali za konieczne, by obejrzeć film i spektakl. Przeciwnie – nieoglądanie ich było demonstracją poglądów i niezgody na domniemany atak na Polskę i Kościół. Już choćby to pokazuje, jak głęboko afektywny jest stosunek większości społeczeństwa do Kościoła katolickiego i jak silnie polityczny wymiar ma podejmowanie tego tematu. 

DUPA ŚWIATA

W pierwszej scenie Klątwy aktorzy dzwonią do Bertolta Brechta z „profaszystowskiego kraju”, stanowiącego „dupę świata”, który nie pomógł Żydom. Klątwa Wyspiańskiego jest tu pretekstem nawet nie tyle do tego, by mówić o Kościele, ale by mówić o Polsce po ostatnich, wygranych przez PiS, wyborach. Bezpośrednio i ostro, za pomocą dosadnych, krótkich scen, z których spora część odnosi się wprost do polityki obecnego rządu. Od początku nie mamy wątpliwości, że czeka nas spektakl mocno polityczny i antypisowski. „Lewacka” perspektywa jest tu wprawdzie traktowana z dużą dezynwolturą i autoironią a Oliver Frljić bardzo mocno zaznacza też własny punkt widzenia, akcentując swoją nie-polskość i wprowadzając kolejne poziomy dystansu. A jednak wyraźnie wyczuwa się wspólnotę poglądów politycznych między sceną a widownią. Trochę się wobec tego naszego „lewactwa” dystansujemy, ale jednak jesteśmy wszyscy po jednej stronie. Trochę się nas ze sceny obraża, ale wyrobiona widownia, która zaliczyła lekcję teatru niemieckiego, lubi przecież być „publicznością zwymyślaną”. Zresztą te najostrzejsze zarzuty kierowane ze sceny przecież nie nas dotyczą. Tylko tej drugiej strony. Tych, co się modlą i protestują pod teatrem. Pamiętam przyjemność płynącą z tego poczucia wspólnoty na widowni i jednocześnie jakiś dyskomfort z tym związany. Spektakl, na którym byłam, zakończył się owacją na stojąco. Publiczność mogła wyjść z teatru w poczuciu wspólnotowości i wyższości wobec grupy manifestujących przed teatrem. To przecież oni, a nie my byliby odpowiednikiem zakłamanej gromady wieśniaków z Klątwy Wyspiańskiego, prawda?

klatwa_800x553.jpg

„Klątwa” na motywach Stanisława Wyspiańskiego, Teatr Powszechny, Warszawa 2017, reż. Oliver Frljić. Fot. Magda Hueckel

Nieco inaczej wygląda to w przypadku filmu Smarzowskiego. Oczywiście ma tu także znaczenie inne medium – kino jest o wiele mniej elitarne niż teatr i ma inne spektrum oddziaływania, ale bardzo wyraźnie możemy zaobserwować też odmienną taktykę reżyserską. Tytuł (zauważmy, że to nawet nie Kościół, tylko Kler) i trailer jasno sugerowały, że film będzie satyrą na księży. Niczym więcej. To gatunek znany od setek lat, trafiający w potrzeby masowej widowni. Tak też rozpoczyna się seans: zgodnie z tym, co zapowiadał zwiastun, dostajemy antyklerykalną satyrę, pełną przejaskrawień i dosadnego poczucia humoru. Wszystkie najbardziej popularne grzechy Kościoła zostaną tu mocno wyszydzone już w pierwszych dwudziestu minutach filmu. Zobaczymy: księży podczas ostro zakrapianej imprezy, w trakcie jazdy samochodem pod wpływem alkoholu, dawania ostatniego namaszczenia po pijaku czy spowiadania na kacu. Będziemy świadkami ich układów z policją i brudnych interesów; w skali mikro – wyłudzania pieniędzy od parafian przy okazji odprawiania podstawowych sakramentów (za „co łaska, ale nie mniej niż tysiąc”), czy zarabiania na polecaniu „zaprzyjaźnionego zakładu pogrzebowego” i makro – ustawianych przez kurię przetargów. Sporo tu niemalże farsowych zagrań, ostrych kontrastów, budzących rozbawienie widowni wulgaryzmów (wykrzykiwane przez biskupa „do chuja karmazyna” czy „mszę chuj strzeli”). Dowcipy są raczej z tych grubszych – kto zna choćby Wesele czy Drogówkę, ten wie, jak reżyser potrafi pójść po bandzie. Myślę, że w Klerze jest to bardzo świadome zagranie twórcy: uraczyć nas „smarzowszczyzną” do potęgi i już w pierwszych minutach filmu zaspokoić prostą potrzebę dowalenia klerowi po to, by potem krok po kroku z niej rezygnować i wejść w dużo głębszy dialog na temat instytucji Kościoła i jego pozycji we współczesnej Polsce. 

Film Smarzowskiego – podobnie jak Klątwa Frljicia – bywa bezpośrednio publicystyczny. Reżyser posługuje się rozpoznawalnymi kodami: w księdzu, u którego w parafii gromadzi się nacjonalistyczna bojówka, z łatwością rozpoznamy księdza Międlara, sierociniec prowadzony przez siostry zakonne przypomina ten, który znamy z reportażu Justyny Kopińskiej Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie? 1. Usłyszymy też sporo cytatów z wypowiedzi współczesnych hierarchów Kościoła – jak choćby słynne zdanie arcybiskupa Michalika o pedofilii: „Często wyzwala się ta niewłaściwa postawa, czy nadużycie, kiedy dziecko szuka miłości. Ono lgnie, ono szuka. I zagubi się samo i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga”. Ale Smarzowski na plakatowej publicystyce nie poprzestaje. Nie pozwala nam też łatwo zdystansować się wobec świata przedstawionego. 

Jeśli lubimy oszukiwać się, że jesteśmy Europejczykami, to filmy reżysera bezwzględnie wytrącają nas z tej iluzji. Polska w jego filmach jest przaśna i straszna, ale prawdziwa i bliska. I wszyscy jesteśmy w nią uwikłani. Sprawy Kościoła katolickiego dotyczą nas na każdym poziomie – jego wszechobecność zaczyna się od wieszanych na ścianach naszych mieszkań „certyfikatów” z wizyty u Ojca Świętego i od katolickiego wychowania w poczuciu winy i grzechu, a kończy na negocjacjach Episkopatu z rządem RP i sterowaniu ustawodawstwem. Smarzowski odsłania mechanizmy działania tej instytucji w różnych sferach – od wiejskiej parafii księdza Tadeusza Trybusa (Robert Więckiewicz), przez małomiasteczkową rzeczywistość księdza Andrzeja Kukuły (Arkadiusz Jakubik) aż po krakowską kurię arcybiskupa Mordowicza (Janusz Gajos), w której karierę robi ksiądz Leszek Lisowski (Jacek Braciak). Kler z minuty na minutę traci satyryczny charakter i publicystyczny impet i staje się obrazem znacznie bardziej niejednoznacznym, mrocznym i interesującym.

Publicystyka w sztuce może być niebezpieczna. Jaskrawość diagnoz nie zawsze idzie w parze z ich trafnością. Klątwa – spektakl mocno polemiczny wobec polityki obecnego rządu, operujący poetyką radykalnego politycznego ekscesu, nie ustrzegł się przed tym niebezpieczeństwem. Silne sprzężenie krytyki pisowskiego państwa z krytyką polskiego katolicyzmu zdawało się sugerować, że opresyjność Kościoła katolickiego ma szczególny związek z ostatnimi, wygranymi przez prawicę wyborami. To mylne rozpoznanie. 

Film Smarzowskiego pokazuje znacznie bardziej bolesną prawdę i uderza wprost w mit Solidarności. Obecna pozycja Kościoła w Polsce to bowiem niewątpliwie efekt ostatnich trzydziestu lat, a nie ostatniej kadencji rządu. Scena, w której na księdza będącego duchowym przywódcą solidarnościowej opozycji patrzymy oczami wykorzystywanego przez niego chłopca, należy niewątpliwie do jednej z mocniejszych w filmie. 

Ksiądz-pedofil pojawiający się w retrospektywach z życia księdza Kukuły przywodzi oczywiście na myśl księdza Henryka Jankowskiego, którego sprawa o molestowanie nieletnich była na mapie kościelnej pedofilii jedną z bardziej znanych i modelowo zamiecionych pod dywan. Kapelan Solidarności funkcjonujący w bliskim otoczeniu Lecha Wałęsy, oskarżony o wykorzystywanie chłopca nie tylko nie został ukarany, ale nawet doczekał się pomnika w Gdańsku. Do sprawy wróciła ostatnio „Gazeta Wyborcza” w artykule Sekret Świętej Brygidy. Dlaczego Kościół przez lata pozwalał księdzu Jankowskiemu wykorzystywać dzieci? 2. Po publikacji zgłosiły się kolejne ofiary. Może to zbieg okoliczności, że do tematu wrócono właśnie teraz, niedługo po premierze Kler u, a może jednak dowód na to, że sztuka bywa narzędziem realnej społecznej zmiany.  

Albo po prostu problem bezkarności Kościoła w Polsce nabrzmiał już tak bardzo, że nie można dłużej milczeć. Rok 2018 to prawdziwa lawina działań prowadzących do ujawnienia przewin Kościoła oraz symbolicznych gestów solidarności z ofiarami pedofilii: w sierpniu na bramach kościołów w całej Polsce zawisły dziecięce buciki, we wrześniu odbyła się premiera Kleru, w październiku fundacja „Nie lękajcie się” opublikowała szokującą „mapę pedofilii w Kościele”, na której zaznaczono 255 historii ofiar.

Problem pedofilii podejmowała także Klątwa. Scenę, gdy aktorzy siadają na proscenium i przedstawiając się swoimi prawdziwymi nazwiskami, opowiadają historie molestowania przez księży, zapamiętałam jako najmocniejszą w spektaklu. Chyba jedyną, której reżyser nie wziął w ironiczny nawias. W przedstawieniu, w którym wielokrotnie słyszeliśmy zastrzeżenie, że wszystko, co widzimy na scenie, jest fikcją, te bezpośrednie wyznania, odarte z wszelkiej teatralności, miały szczególną siłę. W Klerze wątek pedofilii stanowi oś fabularną filmu. Historia Kukuły, oskarżonego o gwałt na nieletnim chłopcu, poprowadzona jest w sposób niejednoznaczny i przejmujący. Reżyser długo pozwala nam wierzyć w winę księdza, a mimo to empatyzujemy z postacią graną przez Arkadiusza Jakubika, dostrzegając w nim jednocześnie oprawcę i ofiarę. W retrospektywach poznajemy przeszłość Kukuły – ministranta wykorzystywanego przez księdza. Scena samosądu i próby linczu w trakcie odprawianej przez Kukułę ceremonii pogrzebowej jest tak mocna, że trudno nie współczuć domniemanemu pedofilowi. Gdy wreszcie poznamy prawdziwego winowajcę, historia bohatera zyskuje wymiar tragiczny. 

Smarzowski brutalnie pokazuje bezradność skrzywdzonej jednostki wobec instytucji, jaką jest Kościół katolicki. Lustrem dla historii Kukuły są w Klerze postaci innych ofiar. Mechanizm manipulacji i uciszania poszkodowanych świetnie pokazuje scena rozmowy w krakowskiej kurii między mężczyzną, który po latach odważył się oskarżyć swego prześladowcę, a gremium księży i biskupów. Film kilkakrotnie przerywany jest także serią minimonologów o molestowaniu przez duchownych. Zbliżenia rozedrganych twarzy, utrzymane w reporterskiej konwencji mówienia wprost do kamery, są niczym filmowy odpowiednik sceny z Klątwy Frljicia. To fragmenty filmu dokumentalnego holenderskiego twórcy, dyskutowane w kurii Arcybiskupa Mordowicza. Nawiązanie do pracy Ekke Overbeeka, autora książki Lękajcie się. Ofiary pedofilii w Kościele mówią jest tu oczywiste.

CHŁOPCY Z FERAJNY

W jednej ze scen filmu, podczas konferencji prasowej pada stwierdzenie: „Kościół jest święty, ale tworzą go ludzie grzeszni”. Zdanie to słyszeliśmy także w zwiastunie Kleru. Mam wrażenie, że w filmie Smarzowskiego jest dokładnie odwrotnie: reżyser najmocniej oskarża samą instytucję Kościoła i mechanizmy nią rządzące, a większość portretowanych przez niego księży to słabi ludzie uwikłani w tę chorą strukturę. Jeśli ktoś oczekiwał od Smarzowskiego bezwzględnego potępienia sług Kościoła, musiał być zawiedziony. Reżyser opowiada ich historie z dużą dozą zrozumienia i empatii. Wiejski ksiądz Trybus (Więckiewicz) żyje ze swoją gospodynią (Joanna Kulig) i pije na umór, ale w gruncie rzeczy to swój chłop. Takich domów jak ten jego – gdzie żona musi twardą ręką trzymać sprawy i pilnować, by małżonek się nie stoczył – jest na tej wsi pewnie więcej. Tyle że ten dom nazywa się plebanią, a księży obowiązuje celibat, choć przecież już dawno nikt w to nie wierzy. Owszem, Trybus naciąga parafian, ale tu każdy kombinuje. Miejscowy mechanik zabierający auto księdza do naprawy też weźmie za usługę więcej, niż mówił. Zasady są proste – każdy orze jak może. A możliwości na wsi zbyt wielu nie ma. 

W wątku księdza Kukuły (Jakubik) mamy suspens: historia o pedofilu okazuje się opowieścią o ofierze pedofilii i walce o prawdę. Los niesłusznie oskarżonego księdza jest najbardziej dramatycznym wątkiem w filmie. Ksiądz Lisowski, grany przez Braciaka – choć to cwany biznesmen, strateg i polityk – też nie jest postacią jednowymiarową. Robi wprawdzie szemrane interesy, ale część zdobyczy z ustawionych przetargów oddaje charytatywnie małym pacjentom onkologii dziecięcej. Podobnie jak Kukuła, ma za sobą traumatyczną przeszłość. W retrospektywach widzimy go jako chłopca wychowywanego w prowadzonym przez siostry zakonne sierocińcu, gdzie był świadkiem scen przemocy i gwałtu. To on w końcu okaże się winien zbrodni, o którą oskarżany był Kukuła – ale nastąpi to dopiero w finale filmu.

Wcześniej będziemy głównie obserwować jego rozgrywkę z arcybiskupem Mordowiczem. Śledziłam ją ze złośliwą satysfakcją. Może dlatego, że grany przez Janusza Gajosa Mordowicz to  jedyna jednoznacznie negatywna postać w filmie. Przaśny mafiozo, wulgarny „ojciec chrzestny”, cyniczny i pozbawiony skrupułów. Trudne sprawy załatwia albo szantażem, albo przynosząc kolejne worki z pieniędzmi z sejfu i przekupując kogo trzeba. Kościół katolicki w Klerze pokazany jest jak organizacja przestępcza, a on jest jej szefem. To struktura mafijna, z której trudno się wyrwać i która niszczy co słabszych „chłopców z ferajny”. Tylko historia księdza Trybusa – alkoholika, którego ocaliła miłość do kobiety (obsadzenie w tej roli Więckiewicza nawiązuje do innego filmu Smarzowskiego – Pod mocnym aniołem) – kończy się czymś na kształt happy endu. 

Ten melodramatyczny wątek mógłby się znaleźć w klasycznym filmie gangsterskim – jedynym ocalonym jest ten, któremu udało się uciec z organizacji przestępczej i zacząć nowe życie. Z przemocowej spirali trudno się wyrwać, ofiara szybko sama staje się oprawcą (jak Lisowski), a człowiek, który próbuje walczyć z mafijnym systemem, natychmiast zostaje zniszczony (jak Kukuła). Kościół katolicki ma głębokie powiązania z polityką, biznesem, mediami i potrafi wykorzystywać je, by tuszować zbrodnie, manipulować opinią publiczną i pozostawać poza prawem („tego wymaga dobro Kościoła”). Jednostka jest tu bezradna, walka z organizacją o tak szerokich wpływach zwykle kończy się klęską. Smarzowski wyraźnie pokazuje to przez nieudaną próbę zdemaskowania zbrodni przez księdza Kukułę. Akt pedofilii zostaje fachowo zatuszowany, a ksiądz, który ośmielił się zaatakować Kościół, posądzony o niepoczytalność.

PROTESTUJĘ!

Kler kończy scena spektakularnego gestu sprzeciwu wobec zbrodni Kościoła. Podczas wielkiej plenerowej mszy odprawianej przez arcybiskupa Mordowicza, na której obecni są przedstawiciele najwyższych władz RP, ksiądz Kukuła oblewa się benzyną i dokonuje aktu samospalenia. To najbardziej radykalna forma protestu politycznego i manifestacja bezradności – jak ta Ryszarda Siwca przeciwko polityce PZPR czy Piotra Szczęsnego przeciwko polityce PiS. Odjazd kamery pozwala nam zobaczyć tłum gapiów, który przyjmuje formę trójkąta. Symbol jest nader czytelny – tyle że zamiast boskiego oka, mamy tu leżące, płonące ludzkie ciało. Ta scena, odwołująca się wprost do symboliki religijnej, jest z zupełnie innego porządku niż cały film – pewnie dlatego wzbudza też skrajne opinie. To jedyny obraz w Klerze, który odwołuje się do religii i wiary, jedyny też, który wykorzystuje afektywną siłę oddziaływania ikonografii chrześcijańskiej. Aż do tej finałowej sceny trudno w filmie Smarzowskiego dopatrzyć się znamion duchowości. Nie ma tu ani religii, ani Boga. W ostatniej scenie ten wielki nieobecny zostaje przywołany. Finał jest jednak wieloznaczny i gorzki. Cierpiące ciało Kukuły leży krzyżem i płonie. I nie zmartwychwstanie. Jego ofiara nie odkupi win Kościoła. Jest tylko bezradnym krzykiem rozpaczy, „krzykiem zwykłego szarego człowieka”.

Klątwie inaczej – symbolika religijna jest obecna cały czas. Głównym elementem scenografii jest przecież olbrzymi, górujący nad aktorami krzyż. Wszystko, co oglądamy na scenie, rozgrywa się pod monstrualnym symbolem chrześcijaństwa, symbolem, który przestał cokolwiek znaczyć i który w końcu zostanie w spektaklu ścięty piłą mechaniczną. Z małych drewnianych krzyży aktorzy w sutannach zrobią karabiny. Frljić nieustająco zderza sacrum i profanum, bardzo świadomie działa obrazami, które w widzach wychowanych w katolicyzmie, wzbudzą emocjonalne reakcje. Słynna scena fellatio wykonywanego na figurze papieża Jana Pawła II rzeczywiście ma dużą afektywną siłę. Ten seksualny akt dokonuje się w przestrzeni uświęconej, przestrzeni kultu, pod symbolem chrześcijaństwa, w tle słychać encykliki papieskie i kościelną muzykę – Frljić świetnie wie, jak odwołując się do resentymentów, manipulować emocjami widowni. Używa wielu teatralnych środków, by zbudować sacrum, po to, by na naszych oczach je podważyć i zniszczyć. 

klatwa2_1024x600.jpg

„Klątwa” na motywach Stanisława Wyspiańskiego, Teatr Powszechny, Warszawa 2017, reż. Oliver Frljić. Fot. Magda Hueckel

Nic dziwnego, że Klątwa mimo znacznie mniejszego zasięgu niż Kler wzbudziła znacznie większe protesty. W nieustającym igraniu z sacrum widzę dość przemyślaną taktykę Frljicia, by właśnie takie reakcje wywołać. Kler, owszem, był krytykowany, w kilku mniejszych miastach miejscowe władze próbowały nie dopuścić do kinowych projekcji, ale jednak pod kinami nie gromadziły się tłumy manifestantów. Wytykano Smarzowskiemu (według mnie zupełnie niesłusznie) tendencyjność i jednoznacznie negatywny obraz duchownych, jednak nikt nie oskarżył reżysera o obrazę uczuć religijnych. Rzeczywiście trudno byłoby dopatrzyć się w filmie bluźnierstwa i profanacji sacrum, bo żadnego sacrum, które można by naruszyć, w świecie przedstawianym przez Smarzowskiego po prostu nie ma. Rzeczywistość jest tu boleśnie przyziemna, ludzka i pozbawiona jakiegokolwiek duchowego wymiaru. Reżyser nie odwołuje się do mglistych wartości chrześcijańskich, w ogóle nie operuje tego typu kategoriami. Za to trzeźwe i świeckie spojrzenie na Kościół jestem mu bardzo wdzięczna. Dopiero gdy podejmiemy się rozliczenia Kościoła katolickiego w ten właśnie, nieodwołujący się do resentymentów sposób, Polska ma szansę stać się świeckim państwem prawa.

  • 1.  Justyna Kopińska Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?, Świat Książki, Warszawa 2018.
  • 2.  Bożena Aksamit Sekret Świętej Brygidy. Dlaczego Kościół przez lata pozwalał księdzu Jankowskiemu wykorzystywać dzieci?, „Gazeta Wyborcza – Duży Format” z 3 grudnia 2018.

Udostępnij

Karolina Maciejaszek

Reżyserka teatralna, performerka, aktywistką. Absolwentka Wydziału Reżyserii Dramatu Akademii Teatralnej w Warszawie oraz teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Współzałożycielka i członkini kolektywu akcjonistycznego Czarne Szmaty.