www0244-capitol-gracjan-pan-fot-lukasz_giza.jpg

Natalia Fiedorczuk, „Gracjan Pan”, reż. Cezary Tomaszewski, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu, 2020. Fot. Łukasz Giza / Teatr Muzyczny Capitol

Gracjanland, kraina wiecznej lovci

Magda Piekarska
Przedstawienia
07 lut, 2020

Kto się boi Gracjana Pana w Capitolu? Ci wszyscy, którzy we wpuszczeniu youtubera do teatru widzą atak na świętości. I boją się, że efektem będzie kupa na salonach. Niepotrzebnie!

Kiedy wrocławski Teatr Muzyczny Capitol ogłosił, że styczniową premierą będzie Gracjan Pan, musical inspirowany postacią popularnego youtubera Gracjana Roztockiego, rozpętała się burza. Wielu teatromanów z góry orzekło, że to hańba, sromota i pukanie od spodu. Nielicznych przed wydaniem werdyktu o ostatecznym upadku muzycznej sceny powstrzymywała jej renoma i nazwisko Cezarego Tomaszewskiego, reżysera, który z łamania barier między kulturą popularną a sztuką wysoką uczynił swoją markę. Nawet ci jednak zachowywali wstrzemięźliwość: „poczekajmy do premiery, zobaczymy!”. 

Trudno się dziwić ostrożności – Gracjan Roztocki, wieczny chłopiec (pięćdziesiąt sześć lat) w krótkich spodenkach i z fryzurą na Piasta Kołodzieja, rozbił internetowy bank z odsłonami (jedenaście milionów) śpiewając piosenkę o kupie. Jest też autorem kilkudziesięciu innych utworów, między innymi o siusiaku, miłości, hejterach, z których żadna jednak nie zrobiła porównywalnej z Kupą kariery. Na swoim kanale prowadzi między innymi cykl Gotuj z Gracjanem, w którym prezentuje śpiewająco przepisy na nieskomplikowane dania, takie jak frytki z mikrofalówki czy parówki. Krakowski cukiernik usiłuje zarazić internautów afirmowaniem świata, nie wyłączając tego, co w nim banalne, przyziemne czy – z perspektywy wielu – zwyczajnie obrzydliwe. Wychodzi z założenia, że śpiewać czy monologować przed kamerą może każdy i w twórczym szale idzie na całość – można odnieść wrażenie, że dokumentuje każdy element swojego życia. Jego piosenki są proste w treści i w formie, sprawiając wrażenie improwizowanych na żywo – oczywiste oczywistości, rymy częstochowskie, melodie, które mógłby nucić kilkulatek. Nad tym wszystkim unosi się szczere przekonanie, że piękny jest ten świat. Bez wątpienia w przestrzeni internetu Gracjan Roztocki jest przedstawicielem sztuki naiwnej.

Nawet jednak jeśli przed premierą rzeczywiście trudno było zrozumieć, co w tym internetowym wykwicie mogło uwieść Tomaszewskiego, to histeria jaka wybuchła na widok plakatów z Gracjanem Roztockim, reklamujących spektakl w Capitolu jest równie zastanawiająca. Kiedy Tomaszewski zapraszał polskie sprzątaczki do wiedeńskiej operetki, Monteverdiego serwował w barze mlecznym, a Glucka ćwiczył w sali gimnastycznej – wydawało się to wszystko ciekawe, intrygujące i ożywcze, bo zderzało wysoką sztukę z potocznym kontekstem codziennej rzeczywistości. Kiedy jednak wyniósł na salony codzienny, internetowy banał, podniósł się krzyk, jakby na czerwonym dywanie ktoś śmiał zostawić kupę. 

Czy było się czego bać? Przede wszystkim plakat okazał się zmyłką – Gracjan Roztocki nie pojawił się na scenie, podczas spektaklu słyszeliśmy tylko jego głos z nagrania – czytał inspirowaną swoimi filmikami narrację napisaną przez dramaturżkę Natalię Fiedorczuk. Sam Gracjan Pan okazał się rozpisanym na kilkanaście piosenek hymnem o miłości bliźniego, która się nie wywyższa, nie unosi, nie czerpie satysfakcji z własnych przewag, nie ocenia z góry i akceptuje każdą inność. Po premierze spektaklu można powiedzieć, że tak jak Memphis ma swój Graceland, tak Wrocław – swój Gracjanland: kolorowy, błyszczący, kampowy, naiwny, z jawnie wyrażaną skłonnością do kiczu i przesady.

www04-capitol-gracjan-pan-fot-lukasz_giza.jpg

Fot. Łukasz Giza / Teatr Muzyczny Capitol

Gracjana Pana Fiedorczuk i Tomaszewski ujęli w ramy niby-biblijnej opowieści, w której stworzenie świata zaczyna się od sznura, na którym wiszą krótkie portki. W tej wizji raju mieści się drzewo, które wcale nie kusi do grzechu, lecz karmi frytkami. Nie ma wygnania z Edenu – jest za to samowolna wyprawa na wspaniałą planetę Internet. Jest wstyd związany z odkrywaniem miłości, jest opowieść o upadku (w wirtualnej przestrzeni dokonuje się, kiedy dostajesz bana) i o przebaczeniu. A szatan, który kusi, zwie się tutaj hejterem. Fantastyczne zupełnie, że to współczesne przesłanie peace&love przychodzi do nas z tej samej przestrzeni, w której tak łatwo kamienujemy innych.

Gracjan Pan okazał się rozpisanym na kilkanaście piosenek hymnem o miłości bliźniego, która się nie wywyższa, nie unosi, nie czerpie satysfakcji z własnych przewag, nie ocenia z góry i akceptuje każdą inność

Nie znajdziecie tu tego wszystkiego, czego obawiano się przed premierą – ani wynoszenia youtubera na piedestał, ani prostackiej beki. Czułość i szczerość są dla tego spektaklu kluczowymi pojęciami – ze swoim bohaterem, wydobytym z internetowej otchłani, twórcy spektaklu obchodzą się z delikatnością, wrażliwością i empatią. A jeśli chodzi o resztę, niech nas nie zwiodą blond peruki i krótkie spodenki – jest to w dużo większym stopniu opowieść o nas, niż o Roztockim. O naszych lękach, kompleksach, wewnętrznych ograniczeniach, które leczymy spoglądając z góry na tych wszystkich, których uważamy za gorszych od siebie.

www0220-capitol-gracjan-pan-fot-lukasz_giza.jpg

Fot. Łukasz Giza / Teatr Muzyczny Capitol

Tomaszewski żeni proste, szczere, rymy Gracjana z kompozycjami Mozarta i Tomasza Leszczyńskiego, aktora Capitolu, który daje tym tekstom drugie życie, sprawiając, że w rytmie disco, bossa novy, rapu długo nie chcą nas opuścić – łącznie z najsłynniejszym hitem Roztockiego, który zyskuje tu liryczny wymiar. Do tego znakomita, recyklingowa scenografia i kostiumy (Bracia), zupełnie szalona, gracjańska z ducha choreografia (Cezary Tomaszewski i Michał Szymański), no i role – Leszczyński, Justyna Antoniak, Rafał Derkacz, Paulina Jeżewska, Agnieszka Oryńska-Lesicka, Michał Szymański i Mikołaj Woubishet. W tym raju każdy jest Gracjanem, więc aktorów oglądamy w blond perukach i krótkich portkach, ale ta uniformizacja wcale nie sprawia, że przestają być sobą; zresztą każdy z nich porusza się na granicy kreacji i prywatności, bo to też rzecz o obarczonym uprzedzeniami, obawami, pochopnymi ocenami wchodzeniu ekipy w Gracjanland. Gatunkowo Gracjan Pan sytuuje się najbliżej rewii, więc spodziewajcie się cekinów, piór i schodów.

Mówię wam, Gracjana nie ma co się bać. Poprzednią dekadę Capitol kończył premierą Hair, obecną wyprawą do Gracjanlandu – fryzury uległy radykalnemu cięciu, ale przesłanie pozostało bez zmian. I jak ich nie lovciać, że sparafrazuję tytuł jednego z przebojów z Gracjana Pana?

Jest to w dużo większym stopniu opowieść o nas, niż o Roztockim. O naszych lękach, kompleksach, wewnętrznych ograniczeniach, które leczymy spoglądając z góry na tych wszystkich, których uważamy za gorszych od siebie

A tak na marginesie, z myślą o tych wszystkich, u których Gracjan Pan wywołał takie oburzenie: bez znaczenia jest czy społeczny sprzeciw budzi udział aktorów porno w Śmierci i dziewczynie, papieski seks oralny w Klątwie, „Całe Lipce w mojej cipce” w Chłopach, czy Gracjan w Capitolu, bo ten ostatni przykład to tylko rewers pozostałych sytuacji – zawsze u podstawy jest atak na świętości, z konserwatywnych pobudek. O ile jednak do łączenia tych świętości z religią czy narodowym kanonem zdążyliśmy już przywyknąć, to bunt w obronie teatralnego salonu, świętej przestrzeni sztuki przed youtuberem jest dziś niejakim zaskoczeniem. Dlatego, błagam – zejdźmy już z tych koturnów, są cholernie niewygodne, trudno z ich powodu nie cierpieć, nawet siedząc na widowni.

Udostępnij

Magda Piekarska

Dziennikarka, recenzentka, współprowadzi pasmo teatralne w Radiu Wrocław Kultura, publikuje na łamach kwartalnika „nietak!t ” i w portalu teatralny.pl.