Michał Walczak

Przykro było patrzeć, jak przegrywają z Eurypidesem, Shakespeare’em, a nawet z poślednimi Niemcami o solidnych imionach Dea, Andreas i Falk. Jak otwierane dla nich drzwi zamykają się szybko z piskiem urzędniczego skandalu. Jak nawet ich sojusznicy i kibice opisując ich, używają języka ich oponentów.

Współczesny progresywny teatr wpuszcza na scenę farsę i kabaret. Czy urodzi się z tego teatr środka?

„Lejdis and dżentelmen, madam i mesje, panie i panowie. Mówią o nas różnie, wesoła trupa, dziwki, dom schadzek, diabła, dom złego prowadzenia się. Albo po prostu – burdel artystyczny le bordel artistique...” – tymi słowami często witana była publiczność na wieczorze artystycznej satyry, politycznym kabarecie, podczas którego nikt nie mógł czuć się bezpiecznie, bowiem żadne poglądy i postawy z polskiego życia nie umykały ironicznej uwadze twórców.

Kto trafi w warszawskim Teatrze Rampa na sztukę autorstwa Michała Walczaka – a trafić tam na inną jest nie tak prosto – ten może mieć pewność, że usłyszy dużo o Targówku. O warszawskiej peryferyjnej dzielnicy, gdzie mieści się Rampa, który to fakt wciąż ekscytuje dramatopisarza rozpoczynającego tu właśnie drugi sezon swoich dyrektorskich rządów. Ekscytacja ta wyraźnie jednak zmienia barwę.