Komuna// Warszawa

Przychodzą do człowieka czasem takie marzenia, żeby raz a dobrze ze wszystkim skończyć, zerwać wszystkie więzy, „zabić to wszystko i wyjechać z tego miasta”. Albo po prostu rzucić się z okna czy mostu, albo zacząć nowe życie, kompletnie inne niż to prowadzone dotychczas. Poderwać się jeszcze do jakiegoś czynu na wszechświatową skalę, jeszcze raz coś udowodnić (sobie i innym), albo po prostu położyć kres znojowi, nudzie, udręce. 

Słowa „Hello darkness, my old friend, I’ve come to talk with you again” rozbrzmiewają w tle, gdy Ben (Dustin Hoffman) i Elaine (Katharine Ross) po dramatycznym przerwaniu ceremonii ślubnej odjeżdżają autobusem i w ich spojrzeniach rodzi się wahanie. Coś – nie wiadomo dokładnie, co – zaczyna do nich docierać, budzić wątpliwości; postąpili szybciej niż pomyśleli – i co teraz? Czy będą konsekwencje? Czy oni w ogóle chcą być razem?

Wchodząc do Komuny Warszawa dostaję gumę Turbo, wywołuje ona wspomnienia bardziej rodziców niż moje. Mimo to się uśmiecham, ale jeszcze nie rozumiem tego wyboru. Szybko staje się jednak jasne, że to atrybut sześcioletniego bohatera spektaklu Fizyka kwantowa. Czyli rozmowy nigdy nieprzeprowadzone, który tonem osiedlowego zawadiaki przedstawia się publiczności mówiąc „cześć, jestem Julek i żuję gumę Turbo”. Jednocześnie guma to także sposób na zamykanie dzieciom ust i wykorzystywania hierarchicznej wyższości przez dorosłych.

  •