Jakub Skrzywanek

W spektaklu pada deklaracja: „Jeśli chodzi o temat – nie, nie będzie u nas ani Lecha Wałęsy, ani Leszka Balcerowicza, ani Lecha czy Jarosława Kaczyńskich. O dziwo, do minimum ograniczono także kwestie polityczne. U nas będą zwykli ludzie i ich popkulturowe promyczki szczęścia”. I rzeczywiście – nie ma Wałęsy ani Balcerowicza. Z polityków jest grany przez Michała Koselę Człowiek z Teczką, który jako żywo przypomina Stana Tymińskiego. Jednak nawet on nie mówi o polityce, a jedynie snuje teorie spiskowe na temat Józefa Tkaczuka.

Kiedy zaczynają Czerwony sztandar, a chwilę później Warszawiankę 1905, to chce się dołączyć i śpiewać razem z nimi. Scena, w której Kum Kaplica zbiera swoją żydowsko-socjalistyczną ekipę przed demonstracją, na której ma dojść do konfrontacji z ONRem, należy do najbardziej budujących. Nie tylko w tym spektaklu. Nastroje są raczej minorowe, pozytywnych narracji – zwłaszcza dotyczących bieżącej polityki – w zasadzie nie ma. Tymczasem na scenie warszawskiego Teatru Polskiego odgrywa się fantazję – że można. Można się strzelać z faszystami, a nawet wygrywać.

Katarzyna Niedurny rozmawia z Grzegorzem Niziołkiem, dramaturgiem spektaklu „Mein Kampf” w reżyserii Jakuba Skrzywanka

„Jak bardzo otwarty jest otwarty nabór?” – pytał Romuald Krężel, analizując strategie prowadzania „open callów” dla artystów i artystek. Pytanie Krężela, które padło podczas Imaginary School for the Future of the (Art) Institutions w Giessen, porusza problem instytucjonalnych uwarunkowań dostępu do sztuki. Warto je powtórzyć w odmiennym kontekście – przyglądając się jednorodnym grupom uczestniczek i uczestników projektów partycypacyjnych, w których biorą udział młodzi ludzie.

To zastanawiająca sprawa, kiedy ten sam tytuł w bliskim dystansie czasowym realizują różni twórcy. Często to kwestia okrągłej rocznicy czy jubileuszu. Lecz bywa i tak, że przyczyny dociec trudniej. Szczególnie, gdy nie jest to rzecz ponadprzeciętnie rozpoznawalna. Zauważona nagle aktualność tekstu? Modny temat? Chęć przywrócenia do obiegu zapomnianego dzieła? W sezonie 2019/2020 uwagę przykuwają przede wszystkim trzy warszawskie inscenizacje na podstawie Matki Joanny od Aniołów Jarosława Iwaszkiewicza.

Początkowo Jakub Skrzywanek miał realizować w Teatrze Powszechnym Dzieje grzechu na podstawie powieści Stefana Żeromskiego, które jako pierwszy na scenę przeniósł Leon Schiller w 1926 roku, i których pierwszą ekranizację wyreżyserował piętnaście lat wcześniej Antoni Bednarczyk. Schiller zresztą, jak udowadnia Krystyna Duniec w książce Dwudziestolecie. Przedstawienia 

Ubrane w białe kostiumy postaci, aktorki z tekstem dramatu w dłoniach, pływaczka siedząca w błyszczącym dresie na różowym podium – co łączy te trzy teatralne obrazy? Bliski kontakt z widownią zaproszoną na skromne, a zarazem pełne emocji teatralne spotkanie. 

Grupa siedmiu osób w pandemicznych kombinezonach ochronnych bazgrająca sprejami na rozciągniętym na scenie papierze – to widok jaki zastajemy wchodząc do sali przed rozpoczęciem Autokorekty. Projekt jest realizowany w kooperacji działu pedagogiki TR Warszawa i LO im. Lisa-Kuli, którego uczennice oraz uczniów widzimy na scenie (Amelia Karwacka, Jagoda Klimkowska, Zosia Mańkowska, Kaja Sienkiewicz, Natalia Wrońska, Aleks Ślęzak i Ostap Junko). Od początku wiadomo więc, że młodość, pandemia i bunt to główne tematy spektaklu.

Pierwsze premiery nowych dyrekcji bywają traktowane jak wypowiedzi programowe. Jeśli rzeczywiście nimi są, spektakl inaugurujący dyrekcję Jakuba Skrzywanka w Teatrze Współczesnym w Szczecinie jest wypowiedzią wyrazistą.