Cisza po Biennale

Piotr Morawski
Blog
23 lis, 2021

We czwartek 18 listopada Rada Miasta Stołecznego Warszawy na wniosek Prezydenta oraz Biura Kultury przyjęła uchwałę zmieniającą nazwę i statut Biennale Warszawa: od 1 września przyszłego roku instytucja ta będzie funkcjonowała jako Warszawskie Obserwatorium Kultury. Zmiana nazwy i statutu przez warszawskich radnych w praktyce oznacza likwidację działającej w istniejącym kształcie instytucji, która przez ostatnie lata pełniła wyjątkową rolę na warszawskiej mapie kultury. Biennale Warszawa – rezygnując ze spektakularnych działań eventowych – w swojej działalności kładło nacisk na wytwarzanie wiedzy, budowanie relacji, łączenie pola sztuki z aktywizmem społecznym, spekulacje na temat przyszłości czy testowanie idei, kwestionując tym samym neoliberalny system produkcji sztuki w rytmie premier czy wernisaży.

O decyzji rady miasta napisał Witold Mrozek w „Gazecie Wyborczej”, poza tym od tygodnia trwa cisza. Inaczej niż dzieje się zazwyczaj, kiedy władza rozbija teatry, nikt nie protestuje, nikt nie zadaje pytań dotyczących tak powodów, jak i konsekwencji tej decyzji. Dyrektorzy – Paweł Wodziński i Bartosz Frąckowiak – nie zabierają głosu we własnej sprawie, chcąc skoncentrować się na przygotowaniu drugiej edycji biennale w czerwcu 2022; ich milczenie jest zrozumiałe. Jednak milczy również środowisko.

Sytuacja pewnie byłaby prostsza, gdyby za decyzją o faktycznej likwidacji instytucji w obecnym kształcie organizacyjno-programowym stała rządząca Polską prawicowa władza. Skądinąd to jej funkcjonariusze atakowali Biennale w zeszłym roku, twierdząc jakoby szkoliło ono terrorystów: o „szwadronach Trzaskowskiego” mówiła wówczas TVP, uderzając w kandydata na prezydenta. Jednak to nie PiS po cichu zlikwidował Biennale, zrobił to opozycyjny ośrodek, deklarujący zaangażowanie w sprawy kultury i stojący na straży wolności twórczej, hojnie rozdający granty i stypendia. Gdy się jest ich beneficjentem, pewnie trudniej o solidarność z tymi, których akurat miasto pozbawia możliwości dalszego działania.

Biennale płaci też chyba cenę obranej strategii wyrwania się z systemu funkcjonowania instytucji kultury, w którym widzialność, a więc i wagę, zapewnia nieustanne produkowanie, wytwarzanie i prezentowanie efektu. To on w ostatecznym rozrachunku liczy się najbardziej w neoliberalnej logice, którą kapitalizm zdołał narzucić również działalności artystycznej. Biennale działa po cichu, bez fajerwerków – tu miejsce znajduje dyskusja o pracy opiekuńczej – jednak jest to działanie obliczone na długi proces zadawania pytań i szukania rozwiązań, daleko dłuższy niż interwały między kolejnymi premierami w teatrach. Biennale – instytucja z niewielkim zresztą budżetem – nie jest w mieście tak widzialna jak teatry repertuarowe czy galerie.

W dodatku, jako prowadzący ekspercką działalność think tank kultury miejskiej, Biennnale wypracowywało inne sposoby myślenia o mieście niż radośnie opowiadająca o własnej wizji spektakularnego rozwoju Warszawy liberalna władza. Te diagnozy wcale nie musiały podobać się w Ratuszu. Podobnie jak wcześniej w Teatrze Polskim w Bydgoszczy Paweł Wodziński i Bartosz Frąckowiak zrealizowali zapowiadaną agendę, nie idąc na kompromisy z urzędnikami. Likwidacja to też zapewne konsekwencja obrania tej drogi.

Sytuacja Biennale i cisza wokół decyzji radnych jest symptomatyczna. Pokazuje jak funkcjonują mechanizmy widzialności, które tworzą i umacniają instytucjonalne hierarchie, pokazuje hegemonię dużych instytucji działających w konserwatywnym modelu ciągłego wytwarzania i pokazywania sztuki. Pokazuje to, jak neoliberalny system wzmacnia silnych i osłabia słabszych. A przede wszystkim to, w jaki sposób władza rozbija środowiskową solidarność.

Ale też – choć decyzja zapadła – pozostają pytania, które trzeba zadawać. Dotyczą one przede wszystkim funkcjonowania zespołu, którego sytuacja w obliczu wprowadzanych zmian pozostaje niejasna oraz ogromnego archiwum, w którym znajdują się nagrania spotkań i wykładów, publikacje, dokumentacje wystaw i projektów performatywnych – cała wiedza wytworzona przez instytucję. Wszystko to powinno znaleźć się w zasobach cyfrowych i powinno być upublicznione, jako wytworzone w instytucji publicznej dobro wspólne, by archiwum mogło dalej pracować, nawet gdy instytucja przestanie istnieć.

Idee są bowiem wytwarzane przez instytucje, jednak nie kończą się wraz z nimi.

Udostępnij

Piotr Morawski

W zespole redakcyjnym „Dialogu” od 2008 roku. Kulturoznawca, zajmuje się kulturową historią teatru, teatrem współczesnym i jego rozmaitymi kontekstami. Pracuje także w Instytucie Kultury Polskiej UW. Wydał m.in. „Ustanawianie świętości. Kulturowa historia angielskich widowisk religijnych w XVI wieku” (Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, 2015) oraz „Oświecenie. Przedstawienia” (Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, Wydział Polonistyki UW, 2017). Jako dramaturg współpracował z Michałem Kmiecikiem.