_2393587d-89f3-47bc-a2af-9871352428f8.jpg

Obraz wygenerowany przez sztuczną inteligencję.

Uwagi o pieniądzach i życiu godnym

Natalka Suszczyńska
W numerach
Lipiec
Sierpień
2024
7-8 (809-810)

Od Redakcji: Poniższy tekst to jedna z trzech odpowiedzi na zaproszenie do przygotowania wizji przyszłości kultury w dowolnym kontekście jej funkcjonowania i dowolnej perspektywie czasowej.1

 

 

1. Jeśli chodzi o sprawy przyszłości, jestem głęboko sceptyczna. Muszę to od razu zaznaczyć. Zresztą wydaje mi się, że po tych wszystkich ostatnich latach nie ja jedna mogłabym złożyć tego typu deklarację.

 

2. Jako osoba ochrzczona dysponuję (z rzadka widywanym) chrzestnym. Mój (z rzadka widywany) chrzestny dysponuje natomiast wieloma powiedzonkami. Jedno z  nich brzmi mniej więcej tak: żeby dziecko mogło zostać artystą, to jego rodzice muszą być prawnikami, a dziadkowie lekarzami. Może i nie do końca tak, w każdym razie chodzi o to, że poprzednie pokolenia muszą solidnie zarobić na to, by jakiś natchniony niewydarzony gówniarz mógł się zająć czymś tak niedochodowym jak sztuka. I wtedy to jest w porządku, wtedy można próbować, bo inaczej to nie.

 

3. Kolekcjonuję cytaty mające mi udowodnić, że w przypadku osób chcących się zajmować sztuką pewne wyrzeczenia są konieczne. To całkiem tak, jakbym swój wybór musiała umocować w złotych myślach innych ludzi, wtedy się liczy. Wtedy wypisywanie się ze świata powszechnych aspiracji przestaje być nieodpowiedzialną decyzją dość przecież dorosłej osoby, a staje się szlachetnie obraną drogą.

Tak sobie mówię, przeglądając te cytaty.

Prawdę mówiąc, moja kolekcja nawet nie jest duża, mam ich raptem kilka. 

Ale i  tak mam nadzieję, że w takim na przykład roku 2036 nikt nie będzie miał podobnej i to wcale nie dlatego, że chcę być wyjątkowa.

 

3a. Powszechne aspiracje to jedno, a zwykłe, niewydziwione ubezpieczenie zdrowotne to drugie. Ono by się zasadniczo przydało.

 

3b. UBEZPIECZENIEZDROWOTNECORE, taka estetyka stopniowo zyskująca popularność w mediach społecznościowych.

 

4. „And like the burghers of Calais will a sacrifice be demanded?
To offer up our dreams and beg for mercy empty-handed?
And hapless in our hipness crowded 5 to an apartment
Relegate our dreams to hobbies and deny our disappointment”
Williamsburg Will Oldham Horror Jeffrey Lewis

5. Gdy postawi się obok siebie ludzi piszących powiedzmy prozę powiedzmy w rządku, powiedzmy dwadzieścia trzy osoby, i zapyta się ich, z czego się utrzymują, jak zarabiają na czynsz, dzięki czemu opłacają faktury za telefon, z jakich pieniędzy robią zwykłe codzienne zakupy w pobliskim dyskoncie, to rzadko odpowiedź będzie brzmiała: z literatury.

To  spostrzeżenie mieści się wysoko w rankingu truizmów, ale nie znaczy to, że można je zignorować lub pominąć.

 

5a. Warto znać biografie twórców. Kiedyś zapoznawałam się z nimi, by śledzić, w którym momencie życia zaczął się ujawniać ich talent. Teraz interesuje mnie raczej, skąd mieli pieniądze na te swoje mało dochodowe cuda. Czy ich rodzice byli prawnikami, a dziadkowie lekarzami? Trzaskali chałtury? Pracowali całe życie na spokojnym etacie czy może ich przodek był wynalazcą sumatora?

 

5b. Kiedyś wierzyłam w dochód podstawowy, ale teraz wydaje mi się to tak samo prawdopodobne, jak to, że pan A. Matalka z RPA zmarł i zostawił mi w spadku sześć milionów dolarów (dostałam raz maila z taką wiadomością).

 

5c. „A woman must have money and a room of her own if she is to  write fiction” – wiadomo, skąd to cytat – zwykle pamięta się o pokoju, zapomina o pieniądzach. Pisanie uchodzi za stosunkowo tanie, a przecież nawet jedna osoba z laptopem musi z czegoś żyć. Trudno się więc dziwić, że ostatnie strony książek prozatorskich to spis stypendiów, które umożliwiły ich powstanie.

 

6. Od kilku lat prowadzę w notesie rejestr wydatków. Przez cały miesiąc sumiennie wypisuję kwoty, a ostatniego dnia je podliczam. W ten sposób unikam przykrych niespodzianek, przynajmniej na tyle, na ile to możliwe. Moja księgowość jest domowa, kompletnie amatorska, ale jakoś się sprawdza.

Czy potrzebowałabym tego rejestru, gdyby sprawy miały się lepiej? Odpowiedź na to pytanie poznamy, gdy lub jeśli sprawy będą się lepiej mieć.

Wiele wskazuje na to, że potrzeba prowadzenia rejestru wydatków może być dziedziczna. Tak samo robił mój ojciec, który nie był ani lekarzem, ani prawnikiem, tylko wykładowcą akademickim.

Tak naprawdę to nawet nie jestem przekonana, że w mojej wymarzonej przyszłości ten rejestr by nie istniał. Jest mi do czegoś potrzebny, lubię mieć wszystko uporządkowane i zorganizowane.

 

7. Aby być dobrej myśli, trzeba wierzyć w to, że wyobrażony anonimowy tłum, powiedzmy ten z komentarzy pod tekstem na dużym portalu, myśli o nas przychylnie. Obawiam się jednak, że ten rodzaj pozbawionego twarzy oponenta sądzi, że rzeczy, które na siebie zarabiają, są lepsze od tych, które tego nie robią, z tej jednej prostej przyczyny

[ZOBACZ JAKIEJ, ODPOWIEDŹ CIĘ ZASKOCZY?!].

 

8. Aby być dobrej myśli, trzeba wierzyć w to, że ci, którzy podejmują decyzje, myślą o nas przychylnie i zależy im na tym, żeby nasze sprawy, teraźniejsze i przyszłe, jakoś się układały. Tylko czy w to w ogóle da się wierzyć?

 

9. Przyjemnie byłoby wierzyć także w to, że istnieją takie inicjatywy, które się o nas zatroszczą i wystarczy się do nich po prostu zapisać. Odrobina biurokracji, może jakiś list polecający od bardziej zasłużonych osób autorskich i – jak to  się teraz mówi – jesteśmy zaopiekowani. Zwierciadło może paradować po gościńcu, nie bojąc się, że się stłucze. A nawet jeśli, to inicjatywa, do której się zapisaliśmy, z pewnością zadba o nasze interesy.

Inicjatywy rzecz jasna istnieją, a nawet co jakiś czas powstają nowe. Mam nadzieję, że w przyszłości którejś z nich będzie można powierzyć te swoje tak zwane zwierciadła, bo póki co niewiele na to  wskazuje. To  morał z  mojej kwerendy, która polegała na przejrzeniu stron www, a także podpytaniu tej czy innej osoby. Niektóre z  pytanych nieśmiało i jakby z obowiązku wskazywały na to, że przyszłość może odegrać w działalności inicjatyw niezwykle ważną rolę, albo może inaczej: że teraz to jeszcze nie, ale przyjdą takie czasy, że tak. Mam nadzieję, bo niekiedy chciałabym, żeby ktoś na przykład przejrzał moją umowę, żebym nie została wpuszczona w maliny. Wykorzystywanie do tego celu osób przyjacielskich, które ukończyły prawo, jest oczywiście stosunkowo proste, ale nie możemy zakładać, że każda osoba autorska dysponuje tego typu przyjacielskimi osobami prawniczymi. Swoją drogą, słyszałam, że w Czechach to możliwe. Nie z tymi osobami, tylko z inicjatywami i umowami.

 

10. Tak dawno nie widziałam innej umowy niż o dzieło, że aż zaczęłam powątpiewać w ich istnienie. Są jak zorze polarne, może ktoś je ogląda, ale na pewno nie jestem to ja.

 

11. A teraz coś optymistycznego: Autorka przyszłości budzi się i wita nowy dzień tak szczęśliwa jak pies, którego właściciel powraca do domu po dniu pracy. Dziś autorki rzadko się budzą aż tak radosne, lecz już za kilka lat to  będzie norma. Autorka cieszy się, bo wie, że nikt jej nie wystrychnie na dudka, ani teraz, ani potem, i że wszystkie jej interesy są – jak to  się niegdyś mówiło – zaopiekowane. Jej umowy są odpowiednio oskładkowane, więc nie musi się martwić o lekarza teraz i emeryturę potem, a do tego ma za co żyć i  nie musi co miesiąc wymyślać projektów, z którymi zwróci się to tu, to tam, żeby uzyskać środki pozwalające jej na utrzymanie się, zapłacenie czynszu, opłacenie faktury za telefon i zrobienie zwykłych codziennych zakupów w pobliskim dyskoncie. Autorka nie przejmuje się więc także tym, że jej rodzice nie są prawnikami, a dziadkowie lekarzami. Może sobie żyć, a nawet więcej niż żyć – może się zajmować konkretnie byciem autorką, a nie niezliczoną ilością rzeczy, które miałyby jej to umożliwić, od pracy zawodowej w godzinach od dziewiątej do siedemnastej, przez sprzedawanie wyszperanych w szmateksie ubrań na różnych platformach, wynajdywanie na swojej półce przeoczonych białych kruków, które można spieniężyć, po rozwiązywanie internetowych ankiet za dwa złote od sztuki. To, że ktoś mógłby uznać jej zajęcie za drogie i  zbędne hobby, nawet jej nie przechodzi przez myśl. Dzięki temu autorka realizuje swoje autorskie zamiary przez cały dzień, a w weekend może sobie zrobić weekend, całkiem jak każdy inny człowiek, nie mając z tego powodu ani krztyny wyrzutów sumienia. Nakłada więc spodnie rurki, bo znów wróciły do mody, jakiś t-shirt, bo w ich sprawie nic się w przyszłości nie zmieni, włącza komputer i zabiera się do pracy. Zaczyna pisanie, pozwala sobie na próby i błędy, bo nie goni jej termin.

 

  • 1. nteresowała nas futurologia; wysiłek umysłu na rzecz wróżenia z fusów, laboratorium wyobraźni dotykające od czasu do czasu konkretu, który zaczyna wydarzać się teraz. Naszą inspiracją stał się cykl programów telewizyjnych pod tytułem Felieton z przyszłości, w których Stanisław Lem – twórca serii – mówił o futurologii między innymi tak: „Przewidywanie z dużym wyprzedzeniem w czasie jest właśnie dziś specjalnie potrzebne nie tylko i nie tyle dla jednostek, ile dla wielkich zespołów ludzkich to znaczy dla społeczeństw, narodów, państw i wreszcie dla całej ziemi”. I dalej: „(…) jeśli mamy przed sobą samochód, a jeszcze do tego może nawet wyścigowy jadący nocą to oczywiście oświetlenie szosy jest rzeczą pierwszorzędnej wagi”. W sytuacji, w której kolejne ogniska polikryzysu wybuchają w tak oszałamiającym tempie, nam również wydaje się istotne podejmowanie prób rzucenia snopu światła na drogę. Tym bardziej, że jesteśmy przekonani, że przyszłości – podobnie jak przeszłości – sprzyjają opowieści.

    Nie chcieliśmy wiele, nie prosiliśmy o szkic rozwoju cywilizacji po apokalipsie, raczej o coś niemal przeciwnego: skupienie się na małym wycinku rzeczywistości 
    i nieznacznym odcinku czasowym. Postanowiliśmy zaprosić Państwa do pouprawiania z nami futurologii kulturalnej. Konkretnie, chcieliśmy wiedzieć, jak nasi Goście wyobrażają sobie skutki zmian, które wprowadzane są na poziomie polityk kulturalnych – od ustawodawstwa, przez działanie instytucji kultury, po indywidualne ścieżki artystyczne. Czym może poskutkować uchwalenie ustawy o artyście zawodowym? Jak jej skutki będą wyglądały w praktyce? W jakim kierunku mogą pójść zmiany w działalności teatrów repertuarowych 
    i niezależnych? Czym byłaby kultura bez umów śmieciowych? Jak pracowałoby się nam w instytucjach zarządzanych kolektywnie? Jaka sztuka powstawałaby w instytucjach, w których normą byłoby kontraktowanie i przestrzeganie kodeksów etycznych? Co, gdyby najwyżej punktowanym kryterium oceny projektów w konkursach grantowych była ich eksperymentalność? A co, jeśli inkluzywność?  

    Słowem, co i w jaki sposób będziemy uprawiać na naszych poletkach w – powiedzmy – 2036 roku. Zachęcaliśmy do wyboru jednego aspektu rzeczywistości kultury albo pracy w kulturze i spekulacji na temat tego, jaką przyszłość (choćby na małą skalę) mógłby wytworzyć jego rozwój albo transformacja.

Udostępnij

Natalka Suszczyńska

pisarka. Ostatnio opublikowała książki: Czipsy dla gości (2024) i Dropie (2019), która była nominowana do Nagrody Gombrowicza oraz zina Sny i Pokemony (2021).