aaaabecp35xuvaifmib3suobthigw9brwnvylsjd0dyoaelrrnmy_0yjwk8jtww5_np0nguun7esivkoljrgpi5t1fpyalbo.jpg

„Czego nauczyła mnie ośmiornica”, reż. Pippa Ehrlich, James Reed, 2020. Kadr z filmu

Pochwała uważności, czyli odkrywanie lokalności praktyk poznawczych w zachodnich naukach

Małgorzata Sugiera
W numerach
Czerwiec
2021
6 (775)

Odkrywanie lokalności praktyk poznawczych wiąże się ściśle z coraz częściej dziś ujawnianą iluzyjnością systematyzujących i puryfikujących zabiegów zachodnich nauk z jednej strony, a zasięgu ich totalizujących ambicji z drugiej. W problematycznej strefie pilnie niegdyś strzeżonych granic między faktem i fikcją, naukami i sztukami rodzą się więc hybrydyczne opowieści. Na ich podstawie powstają filmy fabularne oparte na faktach, paradokumenty i mockumenty. 1 Ale nie tylko. Także przedstawiciele nauk ścisłych sięgają po formy podawcze kultury popularnej, by bardziej przystępnie i poglądowo wyłożyć swoje teorie. 2 Ta tendencja nie omija także znamienitych instytucji naukowych, jak choćby genewskiego CERN, który oferuje stypendia artystom, by zapoznawszy się na miejscu z zasadami działania Wielkiego Zderzacza Hadronów, mogli je potem przedstawić właściwymi dla siebie środkami wyrazu w galeriach sztuki. 3

Takie i inne opowieści coraz śmielej i bujniej wyrastają z pęknięć i szczelin w antropocentrycznym gmachu wiedzy. Kapryśnie oplatają podtrzymujące go rusztowania, raz po raz wymykając się spod poskramiającej kontroli ogrodnika. Oferują nieznane dotąd perspektywy i kreślą nowe geografie epistemicznych kategorii o rozmytych, „niepoprawnie” zdefiniowanych siatkach, by dzięki temu oddać ontologiczną współzależność ludzi i więcej-niż-ludzi. Mapują zawsze już płynny, wyłaniający się jedynie we fragmentach świat. Świat zmienny niczym tańczące płomienie na tle zasłony nocy, jak poetycko ujął to francuski filozof Michel Serres w Conversations on Science, Culture, and Time z Brunonem Latourem, wydanych w połowie ostatniej dekady ubiegłego wieku. Jak bowiem tłumaczył: „To relacje powołują do istnienia przedmioty, istoty i działania, a nie na odwrót” 4. Relacje tyleż przez nas dostrzeżone, ile powołane do istnienia, które rodzą kolejne i kolejne relacje. Żółwie stojące na żółwiach, które stoją na żółwiach, stojących na żółwiach i tak dalej, jak woli o tym mówić Donna Haraway 5. Nic zatem dziwnego, że te opowieści o wiele lepiej niż puryfikujące metody i ekspercka wiedza Nowoczesnych sprawdzają się dziś jako narzędzia porządkujące rzeczywistość – by nie powiedzieć chaos świata – w pogłębiającym się kryzysie o wielu imionach i obliczach. Z ich niejednorodnej materii wysnuję tu zatem i splotę kilka nitek, przedstawiając zaledwie pobieżnie to, jak na naszych oczach zmienia się obowiązująca dotąd geografia kategorii, które zdawały się dotąd definiować i odgórnie wyznaczać obowiązujące koordynaty dla naszych życiowych praktyk, ukrywając ich podstawową nieskalowalność. 6

OPOWIEŚĆ PIERWSZA: O KOŃCU ŚWIATA, PO KTÓRYM ŻYJEMY

Wśród wielu obrazów globalnych katastrof, mnożących się w ostatnich latach, wyróżnia się z pewnością ten, z którego prowokacyjnie uczynił cezurę Timothy Morton w Hyperobjects, definiując tytułowe hiperobiekty jako podstawowy przedmiot refleksji filozoficznej i ekologicznej po końcu świata. 7 Koniec świata Mortona bardziej bowiem należy do naszej przeszłości niż przyszłości. A jego moment wyznaczyć można w zasadzie wszędzie tam, gdzie zwykliśmy już sytuować początki antropocenu jako epoki, w której człowiek stał się siłą geofizyczną, zmieniającą kształt planety. To zatem koniec świata, który powtarzał się już co najmniej kilka razy, choć często realizował się gdzieś poza obszarem naszej świadomości, ograniczonej w swojej zdolności pojmowania choćby dlatego, że w znacznej mierze czerpie dane ze zmysłów, czyli umyka jej to, co zbyt małe, zbyt duże, zbyt wolne, zbyt szybkie etc. Takie właśnie umykające pojmowaniu zjawiska, jak promieniowanie radioaktywne, globalne ocieplenie czy neoliberalny system ekonomiczny, Morton nazywa hiperobiektami i proponuje traktować jako rzeczywiste byty na ich własnych prawach. Jedynie wtedy uda się nam, jak podkreśla, przekroczyć dominującą nadal perspektywę antropocentryczną.

Wszystkie hiperobiekty podzielają wedle Mortona kilka cech wspólnych. Przede wszystkim pozostają niemożliwe dla nas do lokalizacji. Niczym promieniowanie radioaktywne są zarazem wszędzie i nigdzie, na zewnątrz i wewnątrz naszych ciał. Dlatego też ich czasowy wymiar różni się znacznie od czasowości dostępnych naszemu pojmowaniu. Hiperobiekty mają przy tym charakter fazowy, czyli podlegają skokowym zmianom własności fizycznych i/lub chemicznych, a ich trzecia własność podstawowa to kleistość. Jak zakłada Morton, „przyklejają się” one do wszystkiego, co znajduje się w ich bezpośrednim sąsiedztwie, wciągają w sferę swoich wpływów, tak jak siła grawitacyjna jednej planety oddziałuje na inne ciała w jej orbicie. Wszystko to nieodwołalnie sprawia, że tradycyjna idea świata jako na tyle przestronnego pojemnika, że zawsze dzieli nas od innych (ludzi i rzeczy) rozsądny dystans, straciła całą dotychczasową operacyjność. Jak się zatem stosunkowo niedawno okazało, terraformowanie, jakiemu w wielu wymiarach poddaliśmy Ziemię, łączyło się też ściśle z operacjami na słowach, pojęciach i wyobrażeniach. Dzięki nim coraz wprawniej zaczęliśmy odgrywać rolę poznającego podmiotu, który władczym spojrzeniem ogarnia wszystko, co wokół, nadając wedle swej woli kształty i imiona, dzieląc i rządząc także tym wszystkim, co więcej-niż-ludzkie, ożywione i nieożywione. Tak powstała gęsta materia przedstawienia tego, czym wydaje się nam świat, na czele z rozdziałem między naturą a kulturą. Gęsta materia tego przedstawienia otoczyła nas następnie niczym matrix, symulując jedynie bezpieczny dystans do świata, który w rzeczywistości przenika nas na wskroś.

Nic więc dziwnego, że Morton kilka razy powraca do tej sceny z filmu Matrix Wachowskich, w której Neo zażywa czerwoną pigułkę. Kiedy po chwili jego wzrok zatrzymuje się na lustrzanej powierzchni, nie oddaje ona posłusznie widoku jego twarzy, lecz nieoczekiwanie zyskuje sprawczość: dotknięta palcem staje się rozciągliwa, oblepia palec i resztę ciała, ściśle do niego przylega. Tak materializuje się, dodaje Morton, to niebezpieczeństwo fałszywego oszacowania odległości od nas obiektów, przed którym ostrzega napis na prawym lusterku każdego amerykańskiego samochodu: „Objects in mirror are closer than they appear”. Na tym wszakże nie koniec. Niczym produkowana przez matrix iluzja znika też wtedy gwarantujący obiektywne poznanie dystans między nami a światem, sam fundament gmachu zachodnich nauk. Dlatego Morton notuje: „Nie znajduję się już w (jednym, solidnym) świecie, lecz we wciąż zmieniających się strefach wpływu określonych obiektów” 8. Pochwycone w siatkę tych zmiennych wpływów „ja” też nieodwołalnie okazuje się iluzją, odsłaniając swój emergentny i performatywny charakter jako wytwór sprawczości rzeczy i zjawisk. Klarownie zatem brzmi konkluzja w Hyperobjects:

Lustro nauki zaczyna się rozpływać i klei się do dłoni. To samo narzędzie, które pomogło nam nadać obiektywny byt rzeczom i pokryć powierzchnię Ziemi kurczącą się coraz bardziej powłoką, staje się palnikiem i topi szklaną przesłonę, która dotąd oddzielała ludzi od Ziemi, gdyż każdy pomiar w tych samych okolicznościach ma prawo różnić się od kolejnego, jak dowodzi teoria kwantowa 9.

Na tej konkluzji Morton się jednak zatrzymuje, nie próbując nawet pytać o to, co mamy zrobić z tym klejącym się nam do dłoni lustrem nauki. Pora więc na kolejną nitkę opowieści.

OPOWIEŚĆ DRUGA: O UWAŻNOŚCI JAKO METODZIE

Amerykańska antropolożka Anna Tsing należy do coraz liczniejszego grona badaczy, którzy dobrze wiedzą, że pogłębiający się ekologiczny, ekonomiczny i migracyjny kryzys stanowi zadanie do rozwiązania nie tylko dla polityków i technokratów, lecz także badaczy z wielu dyscyplin naukowych, w tym humanistów. Anna Tsing jednakże zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że nie chodzi tu wyłącznie o wyłaniające się nowe obszary badań, domagające się interdyscyplinarnych – czy raczej transdyscyplinarnych – metod i narzędzi. Idzie o bardziej radykalną zmianę, która musi sięgnąć samych podstaw zachodnich nauk. One to przecież w znacznej mierze odpowiadają za – czasem szczęśliwe, czasem wręcz katastrofalne – efekty działania imperialnych i industrialnych infrastruktur, łatwych do racjonalnej kontroli jedynie w warunkach laboratoryjnych. Już w relacji ze swoich wędrówek śladami niepokornych grzybów matsutake Anna Tsing pisała o sztuce uważności, czyli pilnej potrzebie tego, byśmy nauczyli się nowego rodzaju patrzenia. 10 Performatywnego patrzenia, które w rozciągającym się przed nami tu i teraz zgromadzeniu ludzi i więcej-niż-ludzi zdoła dostrzec nieskalowalne wydarzenie, czyli dynamiczny efekt minionych i nadal aktualnych sąsiedztw, konfliktów i aliansów, jak i takich, które dopiero się wyłonią z niejednorodnej materii splątanych czasowości i sposobów życia.

Do sztuki uważności Anna Tsing powróciła ostatnio w szerszym kontekście tego, co może stanowić dla nas jedyną szansę przeżycia na zniszczonej planecie, uznając ją za godną polecenia, nową metodę we współczesnych naukach. Nie tylko określi ona na nowo dziedzinę antropologii i właściwych jej narzędzi badawczych, lecz także połączy nauki ścisłe z humanistycznymi, które w połowie dwudziestego wieku brytyjski naukowiec i powieściopisarz C. P. Snow na tyle skutecznie rozłączył, że nadal często bywają definiowane jako odrębne kultury. 11 Co istotne, Anna Tsing kategorycznie odmówiła objęcia zniszczonej planety unifikującym spojrzeniem i terminem antropocen, choć nigdy nie zaprzeczała globalnym wymiarom narastającego wielowymiarowego kryzysu. Niedostrzeganie lokalnych wariantów tego kryzysu, typowe dla głównego nurtu badań nad antropocenem, nazbyt zachęca bowiem do poszukiwania tylko jednego winnego i tylko jednego remedium. Dlatego badaczka woli mówić o „łaciatym antropocenie” (patchy Anthropocene). Ta nazwa kieruje zaś uwagę na liczne niezgodności i produktywne tarcia między globalnym myśleniem o ludzkiej sprawczości a lokalnymi śladami różnorakich historycznych procesów, odsłaniając zarazem istnienie ontologicznie niejednorodnych krajobrazów w czasie i przestrzeni. 12 Układają się one w rozpoznawalne, czasem zachodzące na siebie „plamy” czy „łaty” jako dostępne dla naszych zmysłów wzory i ślady takich procesów, które zwykle przebiegały współzależnie, choć w rozmaitych rytmach i skalach. Rozmiary „łat” są bardzo różne – od ledwie mikroskopijnych do obejmujących cały kontynent. Nie zawsze też oznaczają wyznaczone granicami terytoria. Częściej przybierają postać kaskadowych efektów, które wzajem się modyfikują. Krajobrazy, o których mówi Anna Tsing, ujawniają zatem zróżnicowane geografie tyleż społecznych krzywd i dysproporcji, ile odmienne stopnie degradacji ekologicznej, podkreślając ścisły związek między czynieniem sobie Ziemi poddaną a dzisiejszymi antropocentrycznymi ruinami.

Co najbardziej istotne, współkształtowane przez człowieka krajobrazy wymykają się spod jego jurysdykcji, także tej poznawczej. Dostępne dla naszych zmysłów i możliwe do empirycznej lokalizacji, stawiają jednak opór przyjętym metodom zachodnich nauk. I to niezależnie od tego, czy pod tym pojęciem będziemy rozumieć wyspecjalizowane techniki nauk ścisłych, czy też służące rozwiązaniu konkretnego problemu podejścia humanistów.

W związku z tym Anna Tsing proponuje, żeby podstawą tworzenia nowej wiedzy stała się nie tyle określona metodologia i zestaw narzędzi badawczych, ile konkretna postawa, którą nazywa uważnością. Główna funkcja przypada wtedy zmysłom, nie zaś uprzedniej względem prowadzonych badań wiedzy teoretycznej, i to ze zmysłowych danych powstają lokalne wiedze, wiedze sytuowane w formie praktyk poznawczych. Jak warto w tym momencie podkreślić, Tsing różni się znacząco od Latoura z ostatniej dekady ubiegłego wieku, który dołączył do wyprawy pedologicznej na skraj puszczy amazońskiej w Boa Vista, by następnie zrelacjonować ją w formie filozoficznego fotomontażu. 13 Ku swojemu rozczarowaniu przekonał się wtedy, że pomimo pionierskości tego przedsięwzięcia nie bierze wcale udziału w narodzinach nauki ex nihilo. Nadal znajdował się przecież w laboratorium, choć nader minimalistycznym, w jakie zmienił się las za sprawą specjalnych oznaczników, które siatką kartezjańskich współrzędnych pokryły kilka hektarów ziemi. Dzięki nim „rośliny odnajdują swe miejsce w ujednolicanej przez wieki taksonomii. [...] Przestrzeń zmienia się w wykres na stole, wykres zmienia się w szafkę, szafka w koncepcję, a koncepcja w instytucję” 14. Co kieruje Anną Tsing, kiedy proponuje sztukę uważności jako metodę, to raczej zdecydowana próba wyjścia poza zaklęty krąg krążącej referencji Latoura. To takie funkcjonowanie na ruinach tej referencji, jak życie w antropocenie oznacza funkcjonowanie na imperialnych i industrialnych ruinach, które pozostawiło po sobie kilka wieków zadufanego terraformowania planety. Aby się o tym przekonać, warto odwiedzić dostępny od kilku miesięcy w sieci Feral Atlas, który powstał z jej inicjatywy.

Czym jest Feral Atlas, zdradza już jego nazwa. Przymiotnik „feral” (zdziczały) pojawił się w tytule dlatego, że cyfrowy atlas przedstawia efekty kolonialnych i industrialnych projektów, które wymknęły się spod kontroli człowieka, czyli w metaforyczny sposób „zdziczały”. Jeśli zaś chcemy się im bliżej przyjrzeć, istotnej zmianie ulec też musi sama forma atlasu. Nadal stanowi on wybór określonych perspektyw, lecz zostały one jedynie wstępnie uporządkowane i ze sobą uzgodnione. Bywa, że nakładają się na siebie na różnych poziomach. Najbardziej ogólne z nich to „detonatory antropocenu”, czyli inwazja, imperium, kapitał i przyspieszenie, które jedynie na pozór proponują podejście chronologiczne do ostatnich pięciuset lat. Bardziej chodzi tu o zestaw rozpoznawalnych cech historycznie usytuowanych procesów i zjawisk, których materialne efekty sięgają do dzisiaj. Nie inaczej dzieje się w przypadku innych perspektyw. Ich główne zadanie polega na tym, żeby kierować naszą uwagę na konkretne, materialne skutki antropogenicznych transformacji, odsłaniając podstawowe mechanizmy „dziczenia”.

Ponieważ założonym celem Feral Atlas jest produkcja wiedz lokalnych, jego znakomitą część stanowi siedemdziesiąt dziewięć raportów, czyli usytuowanych historii konkretnych, materialnych efektów wymknięcia się spod ludzkiej kontroli (opowiedzianych słowem, przedstawionych w formie interaktywnych map, wykresów i filmów wideo). Część z tych raportów powstała z myślą o inicjatywie Anny Tsing, część została wybrana i przedrukowana za zgodą autorów. Dość przejrzeć kilka z nich, by przekonać się zasadnie, że są pod każdym względem tak samo niejednorodne, jak „łaciate” krajobrazy antropocenu. Dlatego też Feral Atlas dopuszcza rozmaite sposoby jego użytkowania. Wręcz zachęca do wyboru tych z proponowanych perspektyw, z którymi najbardziej nam po drodze. Co istotne, konkurencyjne perspektywy wcale wówczas nie znikają. Ich obecność staje się tym bardziej intensywna i demonstracyjna, niemo domaga się uzasadnienia dla dokonanych już wyborów i nie zadowoli się odpędzającym natręta burknięciem: „Nie, bo nie!”.

A co ważniejsze, twórcy Feral Atlas namawiają, żeby nie tylko tytułowe sformułowanie, lecz również wszystkie wprowadzone w nim kategorie potraktować w sposób czynny, czyli na mocy myślowego eksperymentu zmienić rzeczowniki (crowd, take, burn, pipe etc.) w nazwy czynności. Tym sposobem zwrócą z jednej strony naszą uwagę na – najczęściej przemocowy – charakter działania wykonanych przez ludzi infrastruktur materialnych i organizacyjnych, z drugiej pokażą jednak, jak te infrastruktury stworzyły – najczęściej nieświadomie – dogodne warunki dla niektórych nieludzi, pomagając w ich hybrydyzacji czy przyśpieszając określony kierunek ewolucji (dając im rozmaitego rodzaju „superpowers”). Dlatego we wprowadzeniu czytamy: „Bardziej niż stworzyć zamknięty system klasyfikacji chcieliśmy zaoferować nowe narzędzia do myślenia”.

Czym zatem staje się Feral Atlas jako czasownik? Jego twórcy zakładają, że modeluje metodę uważności, której domagają się konieczne do dostrzeżenia różnice między sytuowanymi perspektywami: „Ta metoda wymaga in situ szczególnej uwagi wobec konkretnych i zróżnicowanych procesów materialnych i uwolnionej od kontroli dynamiki, które nadal wytwarzają to, czym jest antropocen”. Na tym wszakże nie koniec. Zmiana rzeczownika w czasownik oznacza także zaproszenie do aktywnego udziału w tworzeniu nowych i pilnie potrzebnych transdyscyplinarnych i kolektywnych praktyk poznawczych. Wskazane w przywołanym cytacie „in situ” odnosi się tyleż do widocznych na ekranie komputera niejednorodnych raportów z „łaciatych” krajobrazów, ile do krajobrazów za naszym oknem i nieco dalej. Aby się zaś przekonać, że nie musi ich koniecznie łączyć krążąca referencja, analizowana przez Latoura, trzeba wykonać kilka kroków w tył i raz jeszcze spojrzeć na swoistą scenę pierwotną zachodnich nauk w ujęciu Schaffera i Shapina.

OPOWIEŚĆ TRZECIA: O NARODZINACH „WIRTUALNEGO ŚWIADKA”

Umiejscawiana zwykle w połowie siedemnastego wieku rewolucja naukowa stanowiła, jak w The Scientific Revolution przekonuje amerykański historyk i socjolog nauki Steven Shapin, efekt odrębnych i dopiero powoli kumulujących się przemian, „wielorakich praktyk kulturowych, mających na celu zrozumienie, zbadanie i podporządkowanie człowiekowi świata natury” 15. Uczeni zaczęli analizować rzeczywiste zachowania rzeczy i zjawisk, często obserwowanych jedynie jako przedmiot zaplanowanych eksperymentów. Wzrost uznania dla wiedzy użytecznej, powstającej na pograniczu uznanych dyscyplin, podważył zaś znaczenie ówczesnych uniwersytetów i gmachu wiedzy, wzniesionego na autorytecie antycznych tekstów. Nie brały one bowiem pod uwagę tych roślin, zwierząt i ludów, których istnienie ujawniły odkrycia geograficzne. Tak w dziedzinie zwanej chorografią, a łączącej między innymi nauki, które dziś nazywamy geografią, etnografią i biologią, jak w ramach uprawianej w londyńskiej Royal Society historii naturalnej, chodziło zwykle o przedsięwzięcia kolektywne, kumulujące obserwacje, eksperymenty i ustalenia wielu laików, praktyków i teoretyków, działających poza oficjalnymi strukturami akademii. Trudno się zatem dziwić, że szczególną wagę zyskało wówczas to, żeby tak w świadectwach ustnych, jak i w pisanych wyraźnie oddzielać materię faktów od hipotez i rozważań teoretycznych. Tak powstały same zręby tego świadectwa, jakim są nadal teksty naukowe z ich szczególną stylistyką i retoryką, jak też najważniejsze reguły upowszechniania wiedzy. Opisali je we wspólnej pracy Leviathan and the Air-Pump (1985) wspomniany Shapin i jego brytyjski kolega Simon Schaffer, analizując kluczowy dla narodzin nowożytnych nauk spór Roberta Boyl­e’a z Thomasem Hobbesem. 16 Szczególną uwagę poświęcili zaś formie pisanych protokołów, wypracowanej podczas serii doświadczeń Boyle’a z pompą próżniową. Jego prace należały do najczęściej czytanych, a on sam uchodził za najważniejszego członka Royal Society, wpływ protokołów trudno zatem przecenić.

Tak istotna dla eksperymentów Boyle’a pompa próżniowa zwraca uwagę na szczególną rolę naoczności świadectwa w pozyskiwaniu nieznanej dotąd wiedzy. 17 Często oko świadka wspomaga tu bowiem odpowiednia aparatura optyczna, od lunety i mikroskopu poczynając. Publikowano zatem szczegółowe opisy używanej aparatury, zachęcając tak innych badaczy, jak i laików do powtarzania eksperymentów na własną rękę. Większość z nich prezentowano też przed gronem zaproszonych gości, by zaświadczyli o prawidłowości ich przeprowadzenia, przez wpis do udostępnianych rejestrów potwierdzając rzetelność uzyskanych wyników. Żadna z metod nie zapewniała jednak wystarczającej liczby świadków. Dlatego Boyle podjął się opracowania takiej procedury sporządzania raportów, która w wiarygodny – choć jedynie pośredni – sposób poszerzy ich grono. Istotę jego metody, jak relacjonują Shapin i Schaffer, stanowił pozbawiony figur retorycznych, „nagi styl” opisu przygotowań, okoliczności i kolejnych etapów konkretnego doświadczenia. Każdemu czytelnikowi miał on zapewnić widok niczym przez „szklane oczy teleskopu” i tym samym pozycję wirtualnego świadka. Co więcej, w sporządzanych raportach wprowadził Boyle zasadę graficznego oddzielenia rzeczowego opisu od bardziej ogólnych uwag, refleksji i hipotez. Dzięki temu, jak mocno podkreślał, czytelnicy „nie muszą osobiście brać udziału w eksperymencie, żeby mieć wyraźny obraz jego przebiegu, gdyż dla ugruntowania ich uwag i przemyśleń wystarczy sama relacja” 18. Główny adwersarz Boyle’a, czyli Thomas Hobbes, komentował to ponoć kąśliwie, że w Royal Society „nie tylko wytwarzają maszyny, lecz również odbiorców” 19. Odbiorców obsadzanych w roli wirtualnych świadków. Waga ich zapośredniczonej przez retorykę tekstu obecności domagała się zaś tego, żeby autor raportu dyskretnie zniknął jako osoba z krwi i kości. Ta sztuczka gwarantowała obiektywność obu eksperymentów: tego przeprowadzonego w laboratorium, i tego projektowanego przez tekst raportu. Taki model przejęły wkrótce inne dziedziny wiedzy, także społeczne i humanistyczne. Dlatego Donna Haraway nazywa dziś autora tekstów naukowych „skromnym świadkiem” i – celowo używając męskiego zaimka – pisze:

Jego narracje odznaczają się magiczną siłą – tracą wszelkie ślady swego początku jako opowieści, efektu stronniczych przedsięwzięć, spornych reprezentacji czy wytworzonych dokumentów, w zamian zyskując niepodważalną zdolność definiowania faktów 20.

Trudno też zwięźlej podsumować to, co w Laboratory Life analizował Latour i Woolgar 21: w ramach zachodniej episteme świat stał się tekstem, a nauka – operacją na tekstach.

Jak pokazuje tak nakreślona pierwotna scena dzisiejszych nauk, narodziły się one z protestu wobec autorytetu ówczesnych instytucji akademickich, które uprawiały wiedzę dla niej samej. Miały więc manifestacyjnie empiryczny charakter, były też wspólnotowo wytwarzane i weryfikowane. Dopiero później rozpoczęła się postępująca instytucjonalizacja ich metod i konwencji, replikowanych w ramach wyodrębniających się kolejno dyscyplin akademickich, aż wyodrębniła się dziedzina pomnażania tak zwanej wiedzy podstawowej, dalekiej od wszelkiej praktyki. Wrażenie powrotu do punktu wyjścia w połowie siedemnastego wieku, kiedy przegląda się Feral Atlas, zapewne nie myli, zaś metoda uważności Anny Tsing pod wieloma względami narodziła się z podobnych intencji, jak działania entuzjastów wspólnotowego wytwarzania i uprawiania praktyk poznawczych, skupionych wokół Boyle’a. Uderzająca analogia między tamtymi wirtualnymi świadkami i dzisiejszymi wirtualnymi użytkownikami cyfrowego Feral Atlas zdaje się to jeszcze potwierdzać. Czas więc na jeden krok w przód.

OPOWIEŚĆ CZWARTA: O POWROCIE CYBORGA

Ponad trzy dekady temu Donna Haraway powołała do istnienia cyborga, w ironicznym geście spisania nowego, politycznego mitu, który na wielu planach dokona niemożliwego, łącząc w jedno to, co zdawało się już na zawsze rozdzielone. 22 Ten mit miał bowiem oddać istotę kobiecego doświadczenia, które w połowie lat osiemdziesiątych nadal pozostawało na obrzeżach widzialności. Cyborg Haraway był tyleż hybrydą biologicznego organizmu i maszyny, ile (po)tworem powstałym z materii relacji społecznych, ówczesnych nauk (głównie cybernetyki i biotechnologii) oraz kulturowych fikcji, świadom w pełni ich militarystycznych i patriarchalnych obciążeń. Niósł ze sobą nadzieję na podważenie mechanizmów reprodukcji „białych” tożsamości oraz „znalezienie drogi wyjścia z labiryntu dualizmów, którymi nauczyliśmy się sobie objaśniać nasze ciała i narzędzia” 23. Kilka lat temu cyborg powrócił. Tym razem wszakże nie w spisanym manifeście, lecz w formie filmowego mockumentu z nurtu „spekulatywnej etnografii”, a więc znów jako (po)twór ściśle określonej politycznie, społecznie i ekologicznie chwili.

Akcja filmu Juana Francisca Salazara Nightfall on GAiA (2015) rozgrywa się pod koniec kwietnia 2043 roku w oddanej niedawno do użytku, pierwszej stałej międzynarodowej stacji badawczej we wschodniej Antarktyce. Akronim nazwy stacji to zamierzenie również imię bogini Gai, Matki Ziemi, gdyż główny temat filmu stanowi przyszłość ostatniego „dzikiego” skrawka lądu, choć czytelnie funkcjonuje on jako pars pro toto całej planety. W Antarktyce zmiany klimatyczne zachodzą szybciej niż gdzie indziej, w dodatku w niemal laboratoryjnych warunkach. Doktor Noon, mikrobiolożka i członkini załogi NASA, bada sposoby adaptacji organizmów do ekstremalnego zimna, przygotowując się do misji kosmicznej na Europę, pokryty lodem księżyc Jowisza. To już jej trzydziesty dziewiąty dzień w samotności po wyjątkowo silnej burzy słonecznej, która zerwała cały system komunikacji ze światem. Nie wiadomo nawet, czy elektromagnetyczna burza, jeden z hiperobiektów Mortona, oszczędziła innych mieszkańców Ziemi. W stacji GAiA powoli kończą się zapasy energii, a organizm doktor Noon doznał poważnych uszkodzeń biochemicznych. Poleca zatem SI stacji, by połączyła się w jedno z jej umysłem, tworząc wspólną sieć neuronową. Choć dochodzi tu bodaj do głębszej integracji żywego organizmu z maszyną, niż planowała Haraway, to przecież bohaterka mockumentu Salazara zdaje się nowym wcieleniem jej mitu cyborga. Zwłaszcza kiedy korzysta z rozproszonych po świecie archiwalnych zbiorów i własnych wspomnień, by przedstawić nam historię badań Antarktyki jako międzynarodowego, kolektywnego przedsięwzięcia.

Jednak w tej opowieści interesuje mnie bardziej coś innego. Doktor Noon nie tylko pracuje dla NASA. Jest także Maoryską i Matakite, czyli kolejną kobietą w rodzinie, która posiada zdolność widzenia przyszłości i przeszłości. Tym samym w jej ciele spotykają się dwa rodzaje praktyk poznawczych, dwie odmienne technologie nawiązywania kontaktu ze światem, z ludźmi i więcej-niż-ludźmi. Zachodni system wiedzy podporządkowuje sobie rzeczywistość, traktując ją jako miejsce pozyskiwania danych do dalszego opracowywania. Tymczasem w maoryskiej epistemologii „coś wiedzieć” oznacza możliwość umieszczenia podmiotu wewnątrz whakapapa (to jednocześnie rzeczownik i czasownik), planetarnej, globalnej i lokalnej zarazem sieci relacji, gdzie ściśle powiązane „wiedzieć” i „być” wzajem się ustanawiają. Tradycyjna etnografia oddzielała od siebie te dwie technologie w przestrzeni i czasie, uprzywilejowując wiedzę naukową i nadając jej aktualność i uniwersalną wartość 24. W spekulatywnym ujęciu Salazara obie ponownie zyskują synchroniczność, sytuując się w jednym ciele, by uprzytomnić nam swoją równoważność, a zarazem niekompletność i częściowość. Pod tym właśnie względem cyborg z Nightfall on GAiA wyraźnie różni się od cyborga Haraway. W jej Manifeście cyborga szło przede wszystkim o opowiedzenie na nowo oryginalnych mitów początku zachodniej kultury, o oddanie głosu wszystkim wykluczonym i zmarginalizowanym. Mockument Salazara pokazuje coś innego – równoważność praktyk poznawczych jako wiedzy sytuowanej, wiedzy w formie czasownikowej, gdyż nieustannie sprawdzanej performatywnie, w praktycznym i politycznym działaniu.  

OPOWIEŚĆ OSTATNIA: O WIEDZY, NIEWIEDZY I TEJ TRZECIEJ

W tym samym czasie, kiedy Haraway opublikowała Manifest cyborga, ukazał się niewielki szkic Jacquesa Rancière’a Le maître ignorant 25, pomyślany jako pięć lekcji o emancypacji intelektualnej. Punktem wyjścia stała się dla nich wydobyta z ponad półtorawiecznego zapomnienia historia niejakiego Josepha Jacotota, francuskiego nauczyciela retoryki, który przygotowywał się do zawodu adwokata. Względy polityczne sprawiły jednak, że po klęsce Napoleona znalazł się w Niderlandach bez znajomości tamtejszego języka, zmuszony uczyć w szkole początków francuskiego. Sukces tego karkołomnego przedsięwzięcia zachęcił go następnie do opracowania planów całościowej reformy edukacji, której podstawą stać się miało nie tyle przekazywanie wiedzy, ile uczenie się nauczycieli i uczniów od siebie nawzajem. Podobna idea (choć bez odwołania do Rancière’a i Jacotota) przyświeca dziś portugalskiemu socjologowi Boaventurze de Sousa Santosowi. W The End of Cognitive Empire postuluje on mianowicie, żeby znane nam i zarządzane przez neoliberalnych menedżerów uniwersytety zastąpiły inaczej zgoła zorganizowane subwersytety, gdzie między innymi przestanie obowiązywać hierarchia tyleż między różnymi praktykami poznawczymi, ile między profesorami i studentami. 26 Jak jednak pokazują najnowsze przykłady, nie tylko ludzie mogą się dzielić praktykami poznawczymi. Jak przekonuje Alexis Pauline Gumbs, równie dobrze sprawdzają się w tej roli ssaki morskie 27, a nawet ośmiornice, co pokazuje nagrodzony Oscarem dokument Pippy Ehrlich i Jamesa Reeda Czego nauczyła mnie ośmiornica (2020). 

Przypominam o tym dlatego, że uczynienie z uważności podstawowej metody, do czego namawia Anna Tsing, powinno mieć swoje konsekwencje, choćby w postaci docenienia funkcji ignorancji, jak kiedyś proponował Jacotot. Binarna opozycja między wiedzą i niewiedzą uprzywilejowuje tę pierwszą, a tym samym sprawia, że to, co już wiemy, w sposób konieczny profiluje obszary tego, czego jeszcze nie wiemy, podsuwając nie tylko narzędzia i metody badania, lecz także częściowo ich wyniki. Zakłada też istnienie kryteriów oceny wyników badań, kryteriów zewnętrznych wobec wiedzy, której ocenie służą. Co jeszcze bardziej istotne, istniejący system wiedzy nie tylko profiluje obszary niewiedzy, lecz także wyznacza jej granice. Poza nimi znajduje się już to, czego badać i poznawać nie warto, gdyż nie spełnia kryteriów kwalifikowalności, a zatem właściwie nie istnieje dla kartezjańskiego podmiotu epistemicznego. Inaczej w przypadku uważności, która – jak rozumiem – zakłada potrzebę ponownej interpretacji świata jako kolektywnego i nieustannie weryfikowanego w praktyce przedsięwzięcia ignorantów, podmiotów empirycznych. To ona też będzie decydować o zmiennych i dynamicznych hierarchiach między różnymi wiedzami i ich niewiedzami. Jak zasadnie bowiem podkreśla de Sousa Santos: „Oduczenie się nie oznacza wcale zapomnienia. To jedynie przypominanie sobie inaczej” 28. Przypominanie sobie inaczej także wiedzy, którą zgromadziły i usystematyzowały zachodnie nauki i których znanego nam nazbyt dobrze losu wcale nie musimy powtórzyć.

 

Wygłoszony 28 kwietnia 2021 wykład inaugurujący doktorancko-studencką konferencję „Wiedza i niewiedza – współczesne praktyki produkcji i negacji wiedzy”, organizowaną przez Katedrę Performatyki Uniwersytetu Jagiellońskiego.

  • 1. Zob. na przykład Adam Nocek Molecular Capture. The Animation of Biology, University of Minnesota Press, Minneapolis 2021; David Kirby Lab Coats in Hollywood. Science, Scientists, and Cinema, The MIT Press, Cambridge, MA 2011.
  • 2. Pisałam o tym obszerniej gdzie indziej. Zob. Małgorzata Sugiera Praktyki kontrfaktualne w narracjach naukowych i fikcjonalnych, w: Nowa humanistyka: zajmowanie pozycji, negocjowanie autonomii, redakcja Przemysław Czapliński i in., Instytut Badań Literackich PAN, Warszawa 2017.
  • 3. Zob. Arthur I. Miller Colliding Worlds. How Cutting-edge Science is Redefining Contemporary Art, W.W. Norton & Company, New York-London 2014. 
  • 4. Michel Serres, Bruno Latour Conversations on Science, Culture, and Time, przełożyła Roxanne Lapidus, University of Michigan Press, Ann Arbor 1995, s. 107.
  • 5. Zob. Donna Haraway When Species Meet, University of Minnesota Press, Minneapolis 2007.
  • 6. Zob. Anna Lowenhaupt Tsing On Nonscalability: The Living World Is Not Amenable to Precision-Nested Scales, „Common Knowledge” nr 3, 2012.
  • 7. Timothy Morton Hyperobjects. Philosophy and Ecology after the End of the World, University of Minnesota Press, Minneapolis 2013. 
  • 8. Tamże, s. 141.
  • 9. Tamże, s. 36.
  • 10. Zob. Anna Lowenhaupt Tsing The Mushroom at the End of the World. On the Possibility of Life in Capitalist Ruins, Princeton University Press, Princeton 2015.
  • 11. Zob. C. P. Snow Dwie kultury [1959], przełożył Tadeusz Baszniak, Prószyński i S-ka, Warszawa 1999.
  • 12. Anna Lowenhaupt Tsing, Andrew S. Mathews, Nils Bubandt An Introduction, „Current Anthropology” 2019, Vol. 60, Sup. 20: Patchy Anthropocene. Landscape Structure, Multispecies History, and the Retooling of Anthropology.
  • 13. Bruno Latour Krążąca referencja. Próbkowanie gleby w Puszczy Amazońskiej, przełożył Krzysztof Abriszewski, w: tenże Nadzieja Pandory. Eseje o rzeczywistości w studiach nad nauką [1999], Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2012.
  • 14. Tamże, s. 66.
  • 15. Steven Shapin The Scientific Revolution, The University of Chicago Press, Chicago 1996, s. 3.
  • 16. Steven Shapin, Simon Schaffer Leviathan and the Air-Pump. Hobbes, Boyle and the Experimental Life, Princeton University Press, Princeton 1985.
  • 17. Pisałam o tym obszerniej gdzie indziej, zob. Małgorzata Sugiera Badacz jako świadek: między wiedzą uniwersalną a lokalną, „Teksty Drugie” nr 3, 2018.
  • 18. Steven Shapin The Scientific Revolution, op.cit., s. 108.
  • 19. Tamże, s. 110.
  • 20. Donna Haraway Modest_Witness@Second_Millenium. FemaleMale_Meets_OncoMouse. Feminism and Technoscience, Routledge, New York-London 1996, s. 24.
  • 21. Zob. Bruno Latour, Steve Woolgar Laboratory Life. The Construction of Scientific Facts, Sage Publications, New York 1979.
  • 22. Donna Haraway The Cyborg Manifesto [1985], w: tejże Manifestly Haraway, University of Minnesota Press, Minneapolis 2016.
  • 23. Tamże, s. 67.
  • 24. Zob. Johannes Fabian Time and the Other. How Anthropology Makes its Object, Columbia University Press, New York 1983.
  • 25. Jacques Rancière Le maître ignorant. Cinq leçons sur l’émancipation intellectuelle, Fayard, Paris 1987.
  • 26. Boaventura de Sousa Santos The End of Cognitive Empire. The Coming of Age of Epistemologies of the South, Duke University Press, Durham 2018. E-book.
  • 27. Zob. Alexis Pauline Gumbs Undrowned. Black Feminist Lessons from Marine Mammals, AK Press, Chico-Edinburgh 2020. 
  • 28. Boaventura de Sousa Santos The End of Cognitive Empire, op.cit., loc. 3251.

Udostępnij