wwwjaworska_jelenie.jpg

Fot. Domena publiczna

Opowieści o łowach i zemście

Justyna Jaworska
W numerach
Kwiecień
2020
4 (761)

Pamięci Ewy, która nawracała nas na wegetarianizm

1.

Kiedy Janina Duszejko spotyka przy strumieniu w dolinie słynnego Wnętrzaka, najbogatszego człowieka w okolicy, właściciela lisiej fermy, hotelu, stadniny i ubojni, jest jego widokiem mocno skonsternowana:

Wyszedł z zarośli. Wyglądał dość dziwacznie i śmiesznie. Ubrany był w coś w rodzaju munduru, panterkę w kolorach zieleni i brązu. Wszędzie poutykane miał gałązki świerczyny, od głowy po buty. Także jego hełm obciągnięto tym samym materiałem co mundur. Jego twarz była pomazana ciemną farbą, na której tle świeciły siwe, wypielęgnowane wąsy. Nie widziałam oczu, bo zakrywał je niezwykły aparat optyczny, coś jak przyrząd okulisty, służący do badania wad wzroku, pełen śrub i przegubów. Jego szeroką pierś zaś i obfity brzuch oplatały menażki, mapniki, przyborniki i taśma z nabojami. W ręku trzymał strzelbę z lunetą; przypominała broń z Gwiezdnych Wojen. 1 

Wnętrzak, miłośnik łowów i gadżetów, jest w swoim stroju maskującym tyleż zabawny, co groźny, bo własnej śmieszności nie dostrzega. W każdym razie bohaterka, która zna się na astrologii, rozpoznaje po jego saturnicznym wyglądzie i (uwaga!) stawianiu stóp do środka, że „przywykł do rozpusty i że przez życie prowadzi go jedno – konsekwentne realizowanie swoich pragnień, za wszelką cenę”. Duszejko ma intuicję i choć powszechnie biorą ją za wariatkę, potrafi rozpoznać w ludziach ich nieprawości.

Tym, którzy nie czytali kryminału Olgi Tokarczuk Prowadź swój pług przez kości umarłych (a tytuł nie wszystkich zachęcił do lektury) i nie oglądali nakręconego na jej podstawie Pokotu Agnieszki Holland, należy się wyjaśnienie. Janina Duszejko to nauczycielka angielskiego, miłośniczka horoskopów i poezji Blake’a, w poprzednim życiu projektantka mostów, mieszkająca samotnie w małej osadzie w Kotlinie Kłodzkiej. Zaintrygowana serią morderstw, których ofiarą padają myśliwi, dochodzi do wniosku, że zbrodni dokonały z zemsty dzikie zwierzęta. Pisze w tej sprawie kolejne interpelacje na policję i do urzędów, domagając się zaprzestania polowań. Jak sprawa ma się w istocie – z rozmysłem nie będę przypominać, spróbuję za to wydobyć z powieści portrety pamięciowe denatów.

Pierwsza ofiara to zadławiony sarnią kością Wielka Stopa, odludek, kłusownik i złodziej. Bohaterka przypuszcza, że nikt go nie lubił. Żył z lasu, ale lasu nie szanował: rabował drzewo, wypalał ściółkę. Na uwagi odpowiadał grubiańsko, nie dbał o siebie, miał też – ciekawostka, która wyszła na jaw dopiero po jego śmierci – chwytne, małpio owłosione stopy. A co najgorsze, bardzo źle traktował swojego psa. Druga ofiara to Komendant okolicznego komisariatu. Apoplektyk niestroniący od alkoholu, średnio lotny, za to niecierpliwy i bezwzględny. Typ człowieka, który nie rozumie wielu rzeczy i na dodatek „gardzi tym, czego nie rozumie”. Gdy wpadał w gniew, naczynia krwionośne rysowały mu na policzkach „niezwykły wojenny tatuaż”. Znajdują go martwego na dnie studni, wokół na śniegu pełno jest śladów sarnich racic. Jako trzeci ginie arogancki Wnętrzak, o którym była już mowa. Zostaje znaleziony w lesie, we wnykach. Potem umiera Prezes – zawsze zasiadający w jakimś zarządzie megaloman i tyran domowy, do tego, jak to oględnie określa Duszejko, „niezły hulaka”. Jego zwłoki, znów ukryte w leśnym poszyciu, zostają zaatakowane przez niepozorne lokalne żuki, zgniotki szkarłatne. Wreszcie ksiądz Szelest, hipokryta i mistrz frazesów, który bohaterce zdaje się „sztucznym wydrążonym stworem, na dodatek łatwopalnym”, płonie żywcem w pożarze własnej plebanii. 

Jak już się rzekło – wszyscy polowali i znali się dobrze, bo należeli do bractwa myśliwskiego, którego ksiądz Szelest był kapelanem. Wszyscy byli też co najmniej antypatyczni, a ich portrety, groteskowe, czasem ludzko-zwierzęce albo nie w pełni ludzkie, złożyć można w karykaturalny poczet „prawdziwych mężczyzn polskich”. Oczywiście widzimy ich oczami bohaterki, do której należy narracja i która nie jest obiektywna, być może nie jest nawet przy zdrowych zmysłach i ma powody do uprzedzeń: podejrzewa, że myśliwi zastrzelili jej ukochane psy. Ale nawet biorąc na bok jej osobiste zacietrzewienie, musimy przyznać, że takich Akteonów wolelibyśmy nie spotykać. A spotykamy. Przynajmniej oglądamy, wystarczy włączyć telewizor.

Oksana Weretiuk w swoim szkicu o Prowadź swój pług… zauważa, że Tokarczuk skupia się raczej „na zewnętrzu człowieka niż na jego wnikliwej historii i świecie wewnętrznym” 2, stąd zapewne ta nieco renesansowa typologia niegodziwców niczym okazów z bestiariusza. Duszejko widzi w ludziach atawizmy i sama siebie postrzega jako Samotną Wilczycę, za to antropomorfizuje zwierzęta: suki to dla niej „Dziewczynki”, sarny to „Panny” i tak dalej. W ten sposób ukryta za swoją bohaterką Czuła Narratorka wychodzi poza antropocentryczną perspektywę w stronę ekoetyki i „światoczucia” 3, ale też zauważmy, że w tej akurat powieści wcale nie jest taka znowu czuła. Owszem – odnajduje między ludźmi i nie-ludźmi „więzi, podobieństwa i tożsamości”, jest wyczulona na ukryte powiązania i przejawy życia, przy całej swojej empatii nie ulega jednak zanadto sentymentom. Górę bierze w niej święty gniew.

2.

Na drugim planie za myśliwymi stoją kobiety, o których wiemy mniej. W scenie spotkania Duszejko z Wnętrzakiem pojawia się też jego partnerka, atrakcyjna blondynka „opalona tak bardzo, że wydawała się jak zdjęta przed chwilą z rusztu”, typowa „trophy wife” (określenie żona-trofeum w przypadku myśliwego niepokojąco się konkretyzuje). Czeka w samochodzie na męża, aż ten w swoim pociesznym rynsztunku wyłoni się z krzaków. Nie odzywa się głośno, by nie spłoszyć zwierzyny, przewraca jednak oczami i tłumi w sobie pobłażliwe zniecierpliwienie. Potem dowiadujemy się, że wcale nie rozpaczała, gdy mąż zaginął – spokojnie przyjęła, że wyjechał z kochanką.

Żona Prezesa, prawdopodobnie ofiara przemocy domowej (widzimy tylko scenę krótkiej szarpaniny na Balu Grzybiarzy, raczej nie pierwszą), jest z kolei kłębkiem nerwów. Boi się o męża, któremu giną kolejni koledzy, ale też po prostu nie wytrzymuje już życia z mordercą: 

Nie mogę przestać o tym myśleć. Martwe ciała. Wie pani, kiedy on wraca z polowania, rzuca w kuchni na stół ćwierć sarny. Zwykle dzielą ją na cztery części. Ciemna krew rozlewa się po blacie. Potem tnie to na kawałki i wkłada do zamrażalnika. Zawsze kiedy przechodzę koło lodówki, myślę o tym, że tam jest poćwiartowane ciało. […] Albo wiesza martwe zające na balkonie zimą, żeby skruszały, i one tam wiszą z otwartymi oczami, z zaschniętą krwią na nosach. Wiem, wiem, jestem neurotyczna, przewrażliwiona i powinnam się leczyć. 4

Pytanie, kto tu jest przewrażliwiony i powinien się leczyć, wyjątkowo mocno podzieliło odbiorców powieści, która była co prawda nominowana do Nike i Bookera, ale w konserwatywnych kręgach wzbudziła duże kontrowersje. Dość wspomnieć, że na głowę empatycznej autorki na dziesięć lat przed Noblem spadły gromy za „ekolewactwo”, „oszołomstwo” i „ekoterroryzm”. Jeszcze większą falę niechęci środowisk prawicowych ściągnął na siebie Pokot, z premierą w lutym 2017, gdy od ponad roku ministrem środowiska był Jan Szyszko i pokotem zdążyły już lec polskie drzewa. Ten kontekst ustawił zarówno Olgę Tokarczuk, jak Agnieszkę Holland na pierwszej linii frontu politycznego. Tym bardziej warto docenić zręczność, z jaką pisarka w tej scenie (i wielu innych) odsłania własne przekonania, a zarazem bierze je w nawias, konstruując z ironią swoje ekscentryczne bohaterki, z narratorką na czele – ten typowo literacki zabieg trudniej już było oddać w filmie. Czytelnik zostaje dzięki temu postawiony w trudnej i aktywizującej moralnie pozycji arbitra: sam musi rozstrzygnąć, co o tym wszystkim myśleć.

Wróćmy jednak do przerażonej żony Prezesa i dopowiedzmy do końca, choćby to był banał, że rodziny członków bractwa pod egidą świętego Huberta zostają tu pokazane jako tradycyjnie patriarchalne. Kobiety nie polują, bo już same zostały upolowane – albo, jeśli tak wolą widzieć własną sytuację, upolowały sobie swoich łowczych. Sprawiają więc zwierzynę lub tylko tolerują jej obecność w lodówce, dobrze się prezentują, czekają na czatach w terenowych samochodach… O problemach w domu nie mają komu opowiedzieć, nawet księdzu na spowiedzi, Szelest jest w końcu skorumpowany. Są niczym żony mafiosów: jedne cyniczne, inne zdesperowane, zawsze jednak świadome, że najsilniejsze więzi i układy łączą ich mężów ze sobą nawzajem. Wobec przemocy łowieckiej homo­wspólnoty pozostają bierne, może nawet nie wiedzą, że mogłyby żyć inaczej.

A przecież można żyć inaczej. W książce pojawia się epizodyczna postać letniczki Popielistej, pisarki tworzącej dom z drugą kobietą – ich związek jest w powieści ledwie naszkicowany, za to wygląda na najszczęśliwszy. Dobra Nowina, bystra dziewczyna pracująca w lumpeksie, pochodząca z przemocowej rodziny, wyrywa się do miasta na studia i wiąże z subtelnym badaczem Blake’a. Wreszcie Duszejko, choć właściwie całkiem spełniona w swojej dojrzałej samotności, nawiązuje równolegle dwie różne relacje z mężczyznami, którzy w odróżnieniu od myśliwych naprawdę kochają przyrodę (tu z kolei film poszedł dalej niż powieść, sugerując w finale szczęście całej trójki w idyllicznej, poliandrycznej komunie). Jeśli pisarka stawia znak równości między władzą a patriarchatem, to jednocześnie podpowiada drogi ucieczki, choćby i utopijne.

Nie to jest jednak osią problemową powieści – jest nią raczej pytanie, co zrobić w sytuacji, gdy homowspólnota morderców ustanawia prawo. Duszejko czuje moralne powołanie, by się ponad tym prawem postawić, choć jej zwycięstwo jest pyrrusowe, środki kontrowersyjne, a jej anarchia chyba jednak zbyt radykalna, byśmy taką bohaterkę przy całej do niej sympatii na serio mogli przyjąć za patronkę. Ale kultura masowa sobie poradziła: rzeczywiście nieoczekiwanie obwołano ją patronką, nie tyle jednak anarchistek i mścicielek, ile „aktywnych seniorek”. Kiedy na ekrany wszedł Pokot ze znakomitą kreacją Agnieszki Mandat, aktorki raptem po sześćdziesiątce, znanej dotąd przede wszystkim z ról u Krystiana Lupy, w wywiadach z nią kładziono nacisk przede wszystkim na siłę i mądrość starszych kobiet, którymi świat się nie interesuje, chociaż „w tym wieku mają przecież do opowiedzenia tyle ciekawych historii” 5. Odkrycie, że bohaterka „w tym wieku” może być postacią pierwszoplanową, a nawet, o zgrozo, uprawiać seks, było w prasie towarzyszącej premierze mimo wszystko bezpieczniejszym tematem niż kwestia walki z myśliwskim lobby 6

A przecież – do tego trzeba wrócić – afektem, który najsilniej organizuje tę powieść i jej ekranizację, jest gniew. Kino amerykańskie klasy B z nurtu exploitation zrodziło w latach siedemdziesiątych podgatunek znany jako „rape and revange”, filmy gwałtu i zemsty. Ich fabuła była skonwencjonalizowana, niewyszukana i w ostrzejszych wersjach na wpół pornograficzna: najpierw mężczyzna lub kilku mężczyzn uprowadza i wykorzystuje bohaterkę, dajmy na to piękną autostopowiczkę, po czym w finale dziewczyna powraca, by ukarać, upokorzyć i najczęściej zabić swoich krzywdzicieli. Krytycy zdemaskowali takie historie jako służące koniec końców męskiej przyjemności (pierwszymi ich twórcami byli mężczyźni, jak Meir Zarchi, reżyser klasycznego już Pluję na twój grób z 1978), druga fala gatunku przyniosła jednak i kobiece „rape and revange”, mocniej emancypacyjne, choć dalej uwikłane w dwuznaczną, wcale niekoniecznie męską, przyjemność z odbioru. Fabuły książki Olgi Tokarczuk i filmu Agnieszki Holland, przedstawiane jako nietypowe kryminały, należałoby może raczej zakwalifikować do nowego nurtu „hunt and revange”. Są gniewnymi, kompensacyjnymi fantazjami o zabijaniu tych, którzy zabijają w majestacie prawa. Niosą też marzenie o przyjacielskiej wspólnocie, która zastąpiłaby patriarchalną rodzinę, lokalną i parafialną władzę, układ kolesi czyniących sobie ziemię poddaną. Te pragnienia mogą brzmieć sprzecznie i nielogicznie niczym hasło „walki o pokój”, ale właśnie na sprzecznościach ufundowane są mity i ideały, które zapadają w nas najgłębiej.

3.

A co właściwie kieruje myśliwymi? O czym rozmawiają między sobą i ze swoimi biernymi żonami? Z powieści Tokarczuk nie dowiemy się wiele o ich życiu domowym i osobistym, z prostej przyczyny: oglądamy świat Kotliny Kłodzkiej oczyma Janiny Duszejko, a ona jako lokalna dziwaczka nie jest zapraszana do domów. Sama, choć bardzo spostrzegawcza, nie interesuje się zanadto psychologią mężczyzn, którzy zabijają zwierzęta – w jej perspektywie są mniej ludzcy od zwierząt i jako tacy nie zasługują na nadmierną wiwisekcję, wszystko i tak można wyczytać z ich horoskopów. Za to drukowana w „Dialogu” sztuka  Ishbel Szatrawskiej Polowanie zadaje pytania, które Tokarczuk zostawia niewypowiedziane. A więc (przepraszam za patos) unde malum? Co to za kulturowy przymus i jakie kompleksy każą facetom zdobywać krwawe trofea? Jak przemoc reprodukuje się z ojca na syna i w jaki sposób kobiety, w tym gastronomiczne matki i żony oraz obiekty seksualnej rywalizacji, podtrzymują ten system? W co wyrodziła nam się tradycja ziemiańska?

Polowanie, choć w zupełnie innej konwencji, też byłoby pociągającą fantazją o łowach i zemście z gatunku „hunt and revange”. Z tą jednak różnicą, że u Ishbel Szatrawskiej nie mszczą się ani zwierzęta, ani ich rzecznicy, mści się raczej los (a może las?). Na dodatek ofiarą pada suka, niewinna i nieświadoma: nie jest człowiekiem, ale należy do rodziny i zostaje opłakana jak córka. Jeśli poddamy się mocy tej prawie antycznej opowieści, mamy szansę doznać wstrząsu i oczyszczenia, być może nawet rozpoznania (w ekologicznym sensie), zostanie nam natomiast odmówiona łatwa satysfakcja kompensacyjnej zemsty. Może i słusznie, bo przecież myśliwych w tym kraju nie wystrzelamy, niestety nie pozamykamy ich nawet do więzień – prędzej już oni nas. Jedyne, co nam na razie pozostaje, to zrozumienie tradycyjnych, zakodowanych w polskich rodzinach mechanizmów rywalizacji i przemocy, tak by ich nie powielać. Pod tym tylko warunkiem następne pokolenie przestanie wreszcie strzelać po lasach – o ile będą jeszcze wtedy lasy.

  • 1. Olga Tokarczuk Prowadź swój pług przez kości umarłych, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009, s. 173. Następny cytat s. 174.
  • 2. Oksana Weretiuk Olgi Tokarczuk „przesunięcie znaczenia i uwagi z człowieka na to, co nie jest człowiekiem” w powieści „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, w: Światy Olgi Tokarczuk, redakcja Magdalena Rabizo-Birek, Magdalena Pocałuń-Dydycz i Adam Bienias, Wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego, Rzeszów 2013, s. 198.
  • 3. Tamże, s. 202.
  • 4. Tokarczuk, op.cit., s. 235.  
  • 5.  W samoobronie, z Agnieszką Mandat rozmawiał Mike Urbaniak, „Wysokie Obcasy” z 25 lutego 2017.
  • 6. Chociaż na przykład cytowane „Wysokie Obcasy” zamieściły bezpośrednio po wywiadzie z Agnieszką Mandat reportaż Anny Maziuk Prawo lasu o przebranych za grzybiarki grupach ekologicznych, blokujących polowania.

Udostępnij

Justyna Jaworska

W zespole redakcyjnym „Dialogu” od 2007 roku. Wykładowczyni Instytutu Kultury Polskiej UW pracuje jako adiunkt w Zakładzie Filmu i Kultury Wizualnej w Instytucie Kultury Polskiej UW. Wydała książkę „Cywilizacja Przekroju. Misja obyczajowa w magazynie ilustrowanym” (WUW, 2008). Naukowo interesuje się między innymi sockonsumeryzmem, kinem polskim lat siedemdziesiątych, historią kultury XIX i XX wieku, szefuje też Zespołowi Badań Mody i Dizajnu. Jest w jury Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej.