antonowki-4.jpg

„Antonówki. Kobiety i Czechow”, reż. Janusz Opryński, Teatr im. Kochanowskiego w Opolu, 2022. Fot. Edgar de Poray

Zdrowie pięknych pań!

Piotr Dobrowolski
Przedstawienia
20 sty, 2023

Janusz Opryński, reżyser do dawna wyrażający swoją fascynację „wielką literaturą rosyjską”, trzy lata po premierze Mistrza i Małgorzaty powrócił na scenę Teatru im. Kochanowskiego w Opolu, by wystawić spektakl odwołujący się do obrazów kobiet w twórczości Antona Czechowa oraz ich roli w życiu tego pisarza. W przygotowanych przez teatr materiałach zapowiadających Antonówki wspominana jest tęsknota bohaterek jego tekstów za wolnością, miłością i lepszym życiem. Mowa o „gorsetach konwenansów” i krytyce, na którą skazane zostają te, które odważą się podjąć próbę realizacji swoich marzeń. Pojawia się też sprzeciw wobec poglądów wyrażanych przez autora Trzech sióstr, któremu – choć protestował przeciwko grubiaństwu i brakowi szacunku dla kobiet – zdarzało się też powielanie szowinistycznych przekonań swojej epoki. W liście do brata, opisując pomysł na pracę dyplomową z zakresu medycyny, wyraził przekonanie, że kobieta „we wszystkim jest pasywna. […] Nigdzie i nigdy nie była wyżej od mężczyzny” 1. W materiałach promocyjnych Teatru im. Kochanowskiego wprost zawarta została deklaracja, że Janusz Opryński „chce brać udział w procesie emancypacyjnym kobiet, które uczą nas innego odczuwania i spojrzenia”. 

antonowki-3.jpg

Fot. Edgar de Poray

Po obejrzeniu opolskiego spektaklu mam wątpliwości czy wspomniana nauka przyniosła jakiekolwiek efekty. Patriarchalny punkt widzenia organizujący opolski spektakl może budzić zastrzeżenia nie tylko w kontekście zmian, dokonujących się w świadomości Polek i Polaków w ostatnich latach, które przyniosły wiele zdarzeń upowszechniających wiedzę na temat mechanizmów upodrzędniania kobiet, ale także za sprawą powielania ponadczasowych stereotypów i reprodukcję ograniczeń narzucanych tej płci. Antonówki to spektakl bezkrytycznie prezentujący, dominującą przez długie lata, perspektywę określającą podrzędne miejsce kobiet oraz ograniczającą możliwości ich rozwoju, wolności i swobody wyrażania własnego „ja” zarówno w życiu, jak i na scenie, do której przedstawienie Opryńskiego odnosi się w metateatralnych nawiązaniach.

Jeśli, jak zapowiadał reżyser, Antonówki mają być hołdem dla kobiet, jest to hołd na miarę toastów „za zdrowie pięknych pań”, wznoszonych przy osuszaniu kolejnych butelek przez mężczyzn o lubieżnych spojrzeniach, traktujących "przedstawicielki płci przeciwnej" jak obiekty pożądania, piękne ozdoby albo atrakcyjne cele, które należy zdobywać. Sceniczna prezentacja nie tylko nie niweczy krzywdzących przekonań ani nie daje szans bohaterkom Czechowa na przemówienie własnym głosem, ale pozostawia wrażenie niesprawiedliwości i krzywdy wobec wszystkich kobiet – również tych zgromadzonych na widowni – powielając mizoginistyczne stereotypy na ich temat. Jeśli realizatorzy spektaklu próbowali przełamać, zrównoważyć lub napiętnować błędy patriarchatu – zarówno te, które były powszechne w czasach Czechowa i które ograniczają bohaterki jego sztuk, jak i powracające współcześnie, które do dzisiaj warunkują relacje pomiędzy płciami – z dystansu teatralnej widowni nie dostrzegłem ich starań. 

Antonówki zdają się dowodzić, że najważniejszym źródłem kobiecej siły jest seksapil, siła uczuć jest równoznaczna z łatwowiernością, a wolność, do której rzekomo dążą bohaterki tego spektaklu, nie jest możliwa bez silnego mężczyzny u boku. Jeśli twórcy opolskiego przedstawienia powielili perspektywę widzenia rzeczywistości warunkowaną przez szowinizm, dążąc do jej kompromitacji, ich zamysł okazał się nieskuteczny – zabrakło wyraźnego cudzysłowu, ramy, jakiegokolwiek kontrapunktu, znaku dystansu wobec prezentowanych działań i zdarzeń, albo chociaż komentarza. Po zobaczeniu opolskiego spektaklu mam nieodparte wrażenie, że nie uwzględnia on – a może celowo ignoruje – efekty kilkudziesięciu lat emancypacyjnej walki z patriarchalnym spojrzeniem warunkującym społeczną hierarchię. Jeśli opolskie Antonówki miały być oskarżeniem, zwraca się ono przeciwko temu przedstawieniu.

Bezpośrednią inspiracją do podjęcia przez Opryńskiego tematu kobiet, obecnych w życiu i twórczości Czechowa, była książka napisana przez Sylwię Frołow. Opublikowane przez Wydawnictwo Czarne w roku 2020 Antonówki – zgodnie z podtytułem Kobiety i Czechow – opisują relacje Czechowa z kobietami na przestrzeni całego życia pisarza. Autorka skupia się na historiach jego matki, siostry i żony, nie pomija jednak także licznych kochanek oraz innych osób, które pojawiały się w orbicie sławnego literata, zafascynowane zarówno jego osobowością, powierzchownością, jak i twórczością. W kolejnych rozdziałach wnikliwie opisywane wątki biograficzne przeplatają się z informacjami dotyczącymi artystycznych tekstów autora Mewy, co pozwala na łączenie jego życiowych doświadczeń oraz światów prezentowanych w jego utworach. Odniesienia te nie są jednak szczególnie liczne – książkowe Antonówki nie są tekstem interpretującym dzieło Czechowa przez jego życiorys, a ukierunkowaną, dobrze udokumentowaną opowieścią o jego życiu. Frołow portretuje sytuacje rodzinne oraz relacje między kobietami i mężczyznami w środowisku, w którym zajmował on ważną pozycję. Badając biografie swoich bohaterek korzysta z różnorodnych, dostępnych dzisiaj materiałów – listów, wspomnień oraz fikcyjnych utworów literackich – które rzetelnie i ciekawie interpretuje. Opryński, pisząc scenariusz swojego spektaklu, oparł się na ogólnym pomyśle autorki Antonówek i wykorzystał przytaczane przez nią materiały źródłowe, nie włączając do spektaklu – mam takie wrażenie – nawet fragmentów autorskiego tekstu Frołow. Na scenie nie pojawia się sam Czechow ani żadna ze związanych z nim kobiet, a przytaczane są jego listy i wyimki z opowiadań, które wraz z fragmentami Płatonowa i Mewy tworzą specyficzny kolaż, obrazujący relacje płci w realiach Rosji drugiej połowy dziewiętnastego i pierwszych kilku lat dwudziestego wieku. Całości tej prezentacji nie łączy zauważalna logika, która pozwalałaby na rekonstrukcję autorskiego zamysłu, fabularnie spajającego poszczególne sceny. Struktura spektaklu zdaje się oparta jedynie na stopniowym pozbawianiu poszczególnych kobiecych bohaterek godności, z której odzierają je – korzystający z ich wdzięków i naiwności, a równocześnie lekceważący ich potrzeby – mężczyźni.

antonowki-2.jpg

Fot. Edgar de Poray

Opolskie Antonówki inicjuje scena z pierwszego aktu Mewy. Zanim Trieplew (Konrad Wosik) zaprezentuje przed swoją matką Arkadiną (Judyta Paradzińska) spektakl, w którym gra Nina Zarieczna (Magdalena Maścianica), ujawni swój stosunek do zastanych form scenicznych słowami „mnie się wydaje, że dzisiejszy teatr to szablon, to przeżytek”. Stwierdzenie to pociąga za sobą obiecującą deklarację, która może wyostrzać apetyty opolskich widzów, gotowych traktować ją jako głos twórców zaczynającego się właśnie przedstawienia: „Potrzebne są nowe formy. Nowe formy, a jeżeli ich nie ma, to już raczej nic nie potrzeba”. Niestety rozbudzone przez ten cytat oczekiwania szybko blakną, a wkrótce całkiem gasną. Już kolejna scena, rozgrywająca się podczas alkoholowej imprezy artystycznej bohemy, zaskakuje banalnością. Przy dźwiękach miłego dla ucha jazzu Wojtka Mazolewskiego, który skomponował – świetną jako tło choreograficznych przerywników, stanowiących intermedia poszczególnych scen, chociaż opartą na zamkniętych, samodzielnych utworach – muzykę do spektaklu, grupa mężczyzn i kobiet rytmicznie unosi i opróżnia kieliszki. Ponad nimi widać młodą dziewczynę, wyniesioną na męskich ramionach i postawioną na stole. Wszyscy wpatrują się w tę postać w lekkiej sukience, w milczeniu wznosząc kolejne toasty. Być może scena ta wyrażać miała uwielbienie lub podziw, albo sugerować konieczność stworzenia pomnika wdzięczności dla kobiet; pozostawiła jednak raczej wrażenie opresji, która wiąże się z wystawianiem kobiecego ciała na widok publiczny. W jednej z kolejnych scen pięć aktorek o dumnym i zaczepnym spojrzeniu, siedząc na ustawionych w rzędzie krzesłach, prezentuje się przed stojącymi opodal mężczyznami, jak na wystawie. „Postaw pan porter”, zachęcają, „postaw pan maderę”. I choć w innej scenie cytowany jest fragment napisanego przez Czechowa w wieku dwudziestu ośmiu lat opowiadania Atak, w którym sformułowane zostały zarzuty wobec tych, którzy korzystają z usług moskiewskich prostytutek, w kontekście wyrażanego wcześniej zachwytu nad technikami ich japońskich odpowiedniczek, brzmią one ironicznie. W spektaklu przywołany zostaje opis, umieszczony przez pisarza w liście do Suworina, z którym dzielił się wrażeniami po wizycie u „japońskiej kurewki”: „W robocie wykazuje się takim mistrzostwem, że klient zaczyna odnosić wrażenie uczestnictwa nie w zwyczajnym rżnięciu, a w kursie wyższej szkoły jazdy konnej”.

Przyznaję – w opolskich Antonówkach zdarzają się sceny ciekawie zrealizowane i świetnie zagrane; aktorki i aktorzy opolskiego zespołu znakomicie wypełniają powierzone im zadania. . Kiedy Sonia z Płatonowa (w nowszym przekładzie Agnieszki Lubomiry Piotrowskiej – Sofia) informuje męża (Jakub Klimaszewski), że opuszcza go, by wyjechać z tytułowym bohaterem tej sztuki, grająca ją Karolina Kuklińska wrzuca mnóstwo brzęczących sztućców do dużej torby, czym sugestywnie oddaje dramatyczną determinację kreowanej przez siebie postaci. Dający się zauważyć przez cały spektakl nadmiar ustawionych wszędzie szklanek, kieliszków i butelek, z których skwapliwie korzystają wszystkie postacie przedstawienia, wykorzystany zostaje w sekwencji odtwarzającej wspólne picie Anny i Płatonowa. Grająca gościnnie w opolskim teatrze Eliza Borowska, wraz z Rafałem Kronenbergerem rozgrywają tę scenę, wprowadzając przebłysk nadziei na zamianę, utrwalonych hierarchią płci, miejsc. Wielkoformatowe projekcje Aleksandra Janasa malowniczo, często niejednoznacznie, portretują poszczególne bohaterki spektaklu. Jednak i one skażone bywają seksistowskim piętnem, kiedy filmowane niczym cienie z czołówek filmów z Jamesem Bondem aktorki prężą się, wypinając biusty i pośladki. I tak w kółko – każda aktorska próba, by oddać pełnię znaczeń potencjalnie wpisanych w postaci Czechowowskich kobiet, niweczona jest przez inną scenę, w której zostają upokorzone, a ich dążenia i pragnienia – strywializowane. Szczególnie jaskrawym przykładem tej praktyki jest dialog Niny Zariecznej z Trigorinem (Kacper Sasin). Kiedy Maścianica wypowiada kwestię „Za takie szczęście, jak być pisarką albo aktorką, zniosłabym nędzę, rozczarowanie, mieszkałabym na poddaszu i jadła suchy chleb” klęczy przed scenicznym partnerem niczym Julia Wyszyńska przed figurą papieża w Klątwie. Głowę podnosi dopiero, kiedy mówi – nieco zmienionym względem dramatycznego oryginału – tekstem: „ale za to wszystko żądam sławy… prawdziwej sławy”, jednoznacznie sugerując postawą ciała, czym jest „to”, które ma na myśli.

antonowki-5.jpg

Fot. Edgar de Poray

Antonówki Janusza Opryńskiego to kolaż scen, ukazujący lekceważenie, opresję i wykorzystywanie kobiet przez mężczyzn. Teksty wykorzystane w spektaklu napisał Czechow, jednak to reżyser dokonał wyboru konkretnych fragmentów, zestawił je i zainscenizował. Nawias sceny nie wystarczy, by uznać, że ukazana przed publicznością przemoc, wyzysk, wykorzystywanie czy ignorancja wzięte zostały w cudzysłów i poddane krytyce. Powielona przemoc pozostaje przemocą. Jej reprodukcja jest szkodliwa zarówno dla teatru, jak i dla tych konkretnych osób, które zetkną się z nią w teatrze. Może się nawet zdarzyć, że ktoś – choćby nie w pełni świadomie – potraktuje ją jak kulturowy wzorzec relacji. Do jednej z monologowych wypowiedzi tajemniczej postaci granej przez Michała Świtałę włączony został, cytowany przez Frołow, wierszyk z listu Czechowa do Aleksieja Kisielowa:

Starości nie ucieknie nikt z nas!
Każdy dzień tego nieuchronnie dowodzi,
Kurczy się pamięć, rozum, żołądek i kutas,
I włos z głowy na dupę przechodzi.

Jeżeli Janusz Opryński, przywołując ten czterowiersz, starał się o złagodzenie ewentualnej krytyki swojego przedsięwzięcia przez wprowadzenie autoironii, w kontekście całego spektaklu zabieg ten nie wydaje się ani szczególnie celny, ani smaczny. Dobrymi intencjami wybrukowane jest piekło. Również piekło kobiet, od którego nie uwolni nas papierowy feminizm.

  • 1. Sylwia Frołow Antonówki. Kobiety i Czechow, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2020, mobi. Wszystkie cytaty z książki za tym wydaniem

Udostępnij

Piotr Dobrowolski

Pracownik Zakładu Estetyki Literackiej w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, literaturoznawca, estetyki, teatrolog. Zajmuje się problemami współczesnej estetyki w perspektywie performatywnej, politycznej i krytycznej. Ostatnio wydał Teatr i polityka. Dyskursy polityczne w polskiej dramaturgii współczesnej (Poznań 2019).