Markus Öhrn

Po co powstają takie spektakle, dla kogo są i czy faktycznie warto było wytrwać do końca? Wiele osób poległo, niejedna redakcja ma problem z tym, by ktokolwiek o gościnnym pokazie Trzech epizodów z życia Markusa Öhrna (2019) w warszawskim Nowym Teatrze napisał – recenzentki i krytycy co prawda byli, ale wytrwali tylko przez pierwszą część, być może drugą. Sam wytrzymałem do końca wyłącznie z przekonania, że takie spektakle muszą jednak dokądś zmierzać, muszą mieć jakąś puentę, która zmieni rozumienie całości. I taka puenta rzeczywiście jest.

Słowa „Hello darkness, my old friend, I’ve come to talk with you again” rozbrzmiewają w tle, gdy Ben (Dustin Hoffman) i Elaine (Katharine Ross) po dramatycznym przerwaniu ceremonii ślubnej odjeżdżają autobusem i w ich spojrzeniach rodzi się wahanie. Coś – nie wiadomo dokładnie, co – zaczyna do nich docierać, budzić wątpliwości; postąpili szybciej niż pomyśleli – i co teraz? Czy będą konsekwencje? Czy oni w ogóle chcą być razem?

Trzy epizody z życia rodziny z Nowego Teatru miały swoją premierę rok temu, więc nie jest już w dobrym guście o nich mówić. Chyba, że w jakichś podsumowaniach, porównaniach albo pracach licencjackich. W stolicy, w trakcie sezonu, odbywa się co najmniej kilka ważnych premier w miesiącu, dlatego jeśli chcesz się liczyć w teatralnych kręgach musisz szybko konsumować, trawić i wydalać. A jak nie zdążysz, to przepadło – zanim się obejrzysz, pijesz już winko na bankiecie w innym teatrze.