harvard.jpg

Zdjęcie grupowe wykładowców Bauhausu (Dessau, 1926)

Zamiecione pod dywan

Blog
29 sty, 2019

Walter Gropius i Mies van der Rohe byli przekonani, że kobiety nie myślą przestrzennie, i że ich wyobraźnia uwzględnia najwyżej dwa wymiary. Oskar Schlemmer uważał, że kobiecy mózg nie pojmuje nawet co to takiego „wzdłuż” i co to takiego „wszerz”: w swojej pracowni malarstwa chciał mieć jedynie mężczyzn, zaś wśród jego wypowiedzi o sztuce znaleźć można również taką, że kobiecie jest najlepiej, jak się pobawi kłębkiem wełny. Kiedy sto lat temu inaugurowano Bauhaus, to pisano w manifestach, że szkoła będzie otwarta „dla każdego, niezależnie od wieku czy od płci”, ale gdy na rekrutację zaczęło zgłaszać się więcej kobiet niż mężczyzn, to Gropius przestraszył się, że może to zaszkodzić reputacji uczelni oraz powadze jego artystycznych teorii. I choć na prawo i lewo głosił tezy o potrzebie równouprawnienia artystów i rzemieślników w sztuce jutra, to już mniej chętnie bronił równouprawnienia kobiet w swojej szkole. Szybko więc Bauhaus, to „laboratorium przyszłości”, stworzył dla studentek pracownię na miarę wyobrażeń ojców założycieli: pracownię tekstylną, do której oddelegował te wszystkie płaskomyślące panienki, by – jak na kociaki przystało – bawiły się wełnianymi kłębkami.

Niektóre studentki, na przykład malarka Dörte Helm, próbowały się buntować. Inne, choćby Gunta Stölzl, oddały się niemal bez reszty zajęciom przy krosnach, tworząc przy tym prace ze wszech miar wyjątkowe. Marianne Brandt, projektantka słynnych dziś lamp Globe i Kandem, mogła zająć się wykorzystaniem metalu, bo wsparł ją László Moholy-Nagy. Gertrud Arndt, znana dziś z fotografii, marzyła o studiach architektonicznych w Bauhausie, ale pozwalano jej tam głównie tkać (szkoła do dziś szczyci się jej dywanem do biura Gropiusa, ale o jej niezrealizowanym marzeniu projektowania wygodniejszych domów wiedzą tylko nieliczni). O pracy ze szkłem marzyła Anni Albers – została mistrzynią tekstyliów. Po wojnie Gropius zamówi u niej wykonanie tkanin do wystroju swojej willi w Harwardzie. A przecież były jeszcze niespełnione marzenia Lou Scheper-Berkenkamp, Benity Koch-Otte…

Myślę o tych artystkach kartkując pełne nazwisk mężczyzn Bauhausowskie albumy, które kolekcjonowałem w studenckich czasach z nadzieją, że kiedyś kupię sobie któryś z wciąż produkowanych mebli Bauhausu. Przeszło mi. I myślę dziś, że Bauhaus okazał się rozczarowaniem nie tylko dla tamtych kobiet, ale zawiódł także wszystkich, którzy szczytne idee wizjonerów lepszego świata brali na poważnie. Licencje na większość tych rewolucyjnych projektów mających demokratyzować społeczeństwo, upowszechniać dostęp do rzeczy ładnych, praktycznych, wygodnych i nowoczesnych posprzedawano wielkim korporacjom optymalizującym koszty produkcji i maksymalizującym marże. Bauhaus jest dziś tym, czym właśnie miał nie być: stał się produktem luksusowym, podkreślającym społeczne nierówności i ekonomiczne hierarchie. Sklepowe witryny z chromowanymi krzesłami projektu Marcela Breuera sąsiadują z witrynami Louis Vuittona. Obie przypominają, że marzenia może i są powszechne, ale krosna, na których te marzenia są tkane, już takie demokratyczne nie są.

PO

Udostępnij