img_4142.jpg

887
„Spektakl zaraz się rozpocznie” – mówi niepozorny aktor w średnim wieku na pustej scenie, ale skarży się, że pamięć mu szwankuje. Przywołuje sytuację, gdy nie mógł opanować tekstu słynnego wiersza i ratował się trickiem mnemotechnicznym pod nazwą „pałac pamięci”, polegającym na powrocie myślami do dobrze znanych miejsc. Oznajmiwszy to, bez uprzedzenia, przez dwie godziny oprowadza widzów po tym swoim „pałacu”. To kamienica, w której dorastał. Za jego plecami ukazuje się przypominająca domek dla lalek makieta kamienicy, rozjaśniają się poszczególne okna i podglądamy – jak przez odwróconą lornetkę – zminiaturyzowane życie sąsiadów, albo na pierwszym planie, w otwierających się mansjonach, sceny z udziałem narratora. Te bliskie i dalekie plany mieszają się, miniaturowe rekwizyty pojawiają się wśród działań w przestrzeni naturalnej wielkości, do tego dochodzą nagrania wideo, lalki, teatr cieni, projekcje komputerowe. Zmiany skali i technik następują z płynnością właściwą niezbadanym mechanizmom pamięci. Słowa wywołują obraz i vice versa, mieszają się różne warstwy przeszłości.
Z tych migawek poznajemy biografię autora. Pochodzi z francuskojęzycznej rodziny w Quebecu, ojciec służył w armii brytyjskiej i został taksówkarzem, babcia zmarła na alzheimera, z trójki rodzeństwa dwoje uczyło się w szkołach angielskich, a on, mimo doskonałych wyników, nie dostał się do wymarzonej szkoły, bo dochody ojca nie gwarantowały możliwości pokrycia czesnego. Ten autor to Robert Lepage, jeden z najbardziej rozpoznawalnych dziś twórców teatralnych na świecie. W „pałacu pamięci” przywołuje rzeczy wzruszające, czasem sentymentalne albo rozczulające, rzeczy śmieszne i smutne z życia rodziny. W jej dziejach odbijają się wszystkie problemy społeczności francuskojęzycznej w Kanadzie: jej historia i aspiracje separatystyczne, dyskryminacja ekonomiczna i społeczna. Lepage tego nie pomija i nie poprzestaje na opisie ubóstwa swojego środowiska. Znajduje okazję, żeby wspomnieć generała Wolfa, który odbił Francuzom Quebec w osiemnastym wieku, pokazać słynną wizytę de Gaulle’a w Quebecu, kłopoty z zaprojektowaniem nowej flagi Kanady, wprowadza mnóstwo drobnych elementów, które z dziejami jego ojczyzny się kojarzą. Gładko spina pamięć osobistą z pamięcią narodu i odwołując się do postawy swojego ojca, bez jadu, z prostotą, stawia bardzo trudne pytania.
A wiersz? Wreszcie się go nauczył, bo kończy nim swój występ. Jest to pełen gniewnego żaru poemat Michèle Lalonde Speak White, kultowy protest przeciwko anglojęzycznej supremacji. Zważywszy tonację spektaklu 887 (tytuł pochodzi od adresu opisywanej kamienicy – 887 Avenue Murray – alei nazwanej na cześć generała Jamesa Murraya, pierwszego gubernatora Quebecu, słynnego z koncyliacyjnego stosunku do Francuzów) nawet trudno się dziwić, że Lepage’owi tekst nie wchodził.
P.S. Spektakl był po angielsku, inkrustowany francuszczyzną i oglądałam go na XXX Festiwalu Divadlo w Pilźnie.