pandemia

Teatry przestają grać. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zdecydowało, że od czwartku zamknięte będą filharmonie, teatry, muzea i galerie. Od wczoraj nie pokazują już przedstawień teatry na Śląsku i w Poznaniu. Do końca marca, do połowy kwietnia – przez kilka tygodni nikogo nie będzie na widowniach teatrów; nikt też nie wyjdzie na sceny.

Widzki i widzowie sobie poradzą. Takich, co bez teatru żyć nie mogą, aż tak wiele nie ma. Najgorzej mają twórcy. 

No to zamknęli. Uniwersytety, przedszkola i teatry. Odwołali, przesunęli, zawiesili. Dyskusje, konferencje, debaty, spotkania, wystawy. Znaleźliśmy się w trybie przymusowego, dziwnego odpoczynku, który oczywiście nie dla wszystkich oznacza to samo.

Długi tytuł krótkiego tekstu jest mi potrzebny ze względów asekuranckich. Po pierwsze, nie chcę używać frazy „cośtam, cośtam w czasach zarazy”, bo zdewaluowała się ona bardzo szybko, już na początku stanu zagrożenia epidemicznego. Po drugie, nie chcę używać terminu „kwarantanna”, bo nie jestem w kwarantannie, a termin ten oznacza teraz dla tysięcy ludzi w Polsce i na świecie de facto areszt domowy.

O teatrze i pandemii sporo już napisano. Pytania, które wydają mi się najistotniejsze wciąż jednak wibrują w powietrzu.

Sztuka na wyciągnięcie małej ręki, 
w bliskości, w bezpośrednim kontakcie, 
w relacji – z artystami, bliskimi, innymi dziećmi.
Dynamika, spontaniczność, bezpośredniość reakcji.
Bycie widzem i z widzem – tu i teraz.

Kiedyś na więzienie mówiło się pudło. Posadzili kogoś w pudle czy do pudła? Zapudłowali. Siedzieliśmy w pudle. Wypuścili nas z pudła. Większość z nas przeżyła, przynajmniej jak dotąd. Skoro mogliśmy nie przeżyć, a przeżyliśmy, to znaczy, że pudło, czyli niecelne trafienie. Byliśmy na celowniku, ale spudłowano. Pudło w pudle. 

Tak, mowa o kwarantannie, która była rodzajem więzienia, i o chorobie, z której udało się (na razie) wywinąć. Ale chodzi nie tylko o to, co nas nie zabije, ale o to, co mogłoby nas wzmocnić.

Zacznę jak większość wykonawców szesnastek: „Przepraszam, nie jestem raperem, ale sprawa…” . Nie jestem od pisania o rapie, ale skoro Daniel Olbrychski mógł stanąć (z szablą!) do raperskiego challenge’u, to chyba mogę o challenge’u napisać. Nie jestem z tego podwórka i na pewno pomylę jakieś słowa ze skodyfikowanego słownika. Hip-hopu słucham amatorsko, wykręcony język i rytm szanuję, nie szanuję tradycyjnych macho tematów – nawet jeżeli to ironia, to wolałabym nie. W hot16 tematy, jak i cała reszta, wylały się poza kanon i popłynęły – na dobre i na złe.

Dlaczego zbieramy memy? Jaki jest sens archiwizowania milionów fragmentarycznych sytuacji i co właściwie miałoby wynikać z tego, że się je zestawi i zanalizuje? Memy zakorzeniły się na dobre i na złe w powszechnej świadomości w wyniku i na gruncie wojen, teorii spiskowych i ekspansji prawicy 1, ale także poczucia humoru, wrażliwości, wspólnoty i odruchów wsparcia.