6_129_x_77.jpg

„Obcy w domu. Wokół marca ‘68” Muzeum POLIN, Warszawa 2018 (widok ekspozycji). Fot. M. Starowiejska/Muzeum POLIN

Marcowe gadanie 2018

Kornelia Sobczak
W numerach
Maj
2018
5 (738)

Można by zacząć od składanki obrazków.

Na pierwszym obrazku endecki plakat z 1938 roku, apelujący o wymiatanie Żydów do getta z podpisem: „«GHETTO» – to zamknięty teren, gdzie Żydom wolno żyć i zarobkować. Dopóki Żydów całkowicie z Polski nie usuniemy, trzeba im we wszystkich dziedzinach życia polskiego wyznaczyć «GHETTO»!”. Na drugim karykatura z roku 1968 przedstawiająca trzech lecących mężczyzn z teczkami, lecących, by tak rzec, w pozycji siedzącej, sugerującej, że zostali do tego lotu wykopani. Podpis: „Wiosna! Niebieskie ptaki wylatują”. Na trzecim współczesna reklama koszulki sygnowanej patronatem „Gazety Warszawskiej”, wizualnie nawiązująca do pierwszego plakatu i obiecująca wymiecenie lewactwa z Polski.

1.

Na przykładzie tego kolażu można by ukazać ciągłość i ewolucję dyskursu antysemickiego w Polsce. Pierwszy obrazek niczego nie ukrywa, traktuje Żydów jako problem społeczny i domaga się ich izolacji. Ten postulat zostanie wkrótce spełniony przez władze okupacyjne. Drugi obrazek jest bardziej aluzyjny. Opowiada o czystkach kadrowych, jakie zaczęły się po wojnie sześciodniowej (czerwiec 1967), a nasiliły w pierwszej połowie 1968 roku. Nie nazywa niczego wprost, ale w sytuacji wiosny 1968 jest czytelny – niebieskie ptaki, bananowa młodzież, wiadomego pochodzenia partyjni dygnitarze, niedobitki żydokomuny moszczące się wygodnie w ministerstwach, urzędach i na ciepłych posadkach – „wylatują”, a w tym samym czasie dosłownie z Polski wylatują, choć raczej wyjeżdżają pociągami, tysiące osób pochodzenia żydowskiego. Na trzecim obrazku widzimy miotłę niemal identyczną, jak na pierwszym i „lewactwo” reprezentowane przez zbiór figur i symboli. Wśród nich sześcioramienna gwiazda z wpisanymi w nią sierpem i młotem, karykatura Adama Michnika, winieta Agory, chorągiewka z napisem „Soros”. „Żydostwo” występuje tu więc pod symbolami i personifikacjami.

Nie ma już (a przecież są! to aporia, z której nie wybrniemy) Żydów na ulicach polskich miast i  miasteczek, ale cały czas jest, wewnętrzna i zewnętrzna, żydowska idea (komunistyczna – patrz: sierp i młot), żydowskie wpływy (Michnik, Agora) i finanse (Soros). Kusząc się o syntezę i egzegezę, można by sprawę ująć tak: Żydzi to najpierw konkretna społeczność składająca się z żyjących w Polsce osób, której chcemy się pozbyć, do czego pierwszym krokiem będzie gettoizacja. Potem, dwadzieścia pięć lat po zagładzie getta warszawskiego, Żydzi to pojedyncze, ale za to wpływowe i problematyczne osoby, o których tożsamości mówi się aluzyjnie, ale których dotykają realne represje. I w końcu lewactwo i żydostwo tworzą trujący amalgamat (wespół z „gender”, „LGBTQ”, partią Razem, Jerzym Owsiakiem i innymi szkodliwymi osobo-zjawiskami). Wszystkie trzy obrazki opowiadają o wymiataniu, oczyszczaniu, pozbywaniu się, nawiązując do dyskursów higienicznych, do fantazmatu o czystości i homogeniczności: etnicznej, narodowej, ideowej. W przedwojennym plakacie wszystko jest wprost i na wierzchu, propaganda marcowa jakby trochę się kryguje, kamufluje swój rasizm, współczesna koszulka łączy i kod wizualny, i dość niewyszukane aluzje, i znajduje dla wszystkiego spójną ramę ideową. Lewactwo to wszystko, co złe, w tym Żydzi. Więc nie „parch pro toto”, ale jakby „totum pro parche”.

Byłaby to interpretacja idąca dość blisko powszechnej – przynajmniej do całkiem niedawna – narracji o antysemityzmie w Polsce. Znów w skrócie: przed wojną mieliśmy Żydów i (a czasem podskórnie – „więc”) antysemityzm, po wojnie już nie mieliśmy Żydów (no, oprócz tych, co „rzeczywiście byli trochę nadreprezentowani” w aparacie bezpieczeństwa), a nagonkę na tych, co jeszcze tu byli, rozpętali komuniści, by rozegrać swoje partyjne sprawy i odblokować drogę awansu młodszemu pokoleniu działaczy. No a współcześnie to już naprawdę nie mamy Żydów, ale mamy „antysemityzm bez Żydów”, takie kuriozum polskiej mentalności, będące w istocie przymiotem oszołomów i wyznawców teorii spiskowych, domeną broszurek Leszka Bubla, kibicowskich przyśpiewek i bazgrołów na murach.

„Antysemityzm bez Żydów” był konstrukcją, która z jednej strony pozwalała na zdziwienie – „ale o co chodzi tym antysemitom, przecież w Polsce nie ma już Żydów?”, z drugiej zaś, nieuchronnie, choć niewypowiedzianie, dawała swoim rewersem do zrozumienia, że gdyby ci Żydzi byli, to i antysemityzm dałoby się jakoś pojąć. Była to jednocześnie konstrukcja bagatelizacji i marginalizacji zjawiska. Piszę „była”, bo ten uproszczony opis dezaktualizuje się na naszych oczach i uszach. Antysemityzm, zawsze w polskim życiu społecznym obecny, ale przez długi czas trzymany – w chwiejących się i przepuszczających, ale jednak – w ryzach w życiu, a przede wszystkim w słowie publicznym, staje się coraz bardziej: widoczny, oswojony, agresywny i tolerowany.

2.

Poczucie, że żyjemy w koszmarnej, tragifarsowej rekonstrukcji Marca 1968, jest dosyć powszechne. Samo sformułowanie pojawiało się w mediach społecznościowych, w tytułach artykułów, prywatnych rozmowach. Wojciech Maziarski pisze, że dla uczczenia pięćdziesiątej rocznicy Marca PiS zorganizował rekonstrukcję kampanii antysemickiej i dzięki wysiłkom rekonstruktorów udało się zbudować makietę Polski sprzed półwiecza w skali 1:1.1 Sabina Baral, wypędzona w 1968 roku autorka Zapisków z wygnania, mówi: „przeżywam déjà vu”2. Uparta, upiorna, nieodparta, narzucająca się analogia została też dostrzeżona na wystawie Obcy w domu w Muzeum Polin, której ostatnia część zbiera najświeższe egzemplifikacje antysemickich narracji, odwołując się wprost do projektu marcowych wypisów Michała Głowińskiego.

Muzeum zorganizowało też wykład profesora Michała Bilewicza pod wymownym tytułem Epidemie mowy nienawiści – jak blisko marca’68 jesteśmy. Bilewicz zebrał, zestawił i zanalizował przykłady mowy nienawiści z tu i teraz i z tam i wtedy, przedstawił swoje tezy badawcze na temat źródeł, korelacji i możliwych sposobów zapobiegania postawom dyskryminacyjnym, a zapis z tego wykładu mógłby właściwie pójść tutaj zamiast mojego tekstu. Wykład spotkał się z ostrą reakcją senatorów z Prawa i Sprawiedliwości oraz prawicowych mediów.3 Obecny na sali Krzysztof Bosak zadał pytanie, jak odróżnić „mowę nienawiści” od „zasadnej krytyki”, na które Bilewicz przekonująco odpowiedział. Problem w tym, że antysemitom ich własny antysemityzm zawsze wydaje się konstruktywną krytyką. Wyzywająco (w pozytywnym znaczeniu tego słowa, jeśli takie istnieje), ostentacyjnie aktualny był też spektakl Michała Zadary Sprawiedliwość w Teatrze Powszechnym w Warszawie, tyle że tam do aktualności docierano niejako od drugiej strony, przez przytaczanie wypowiedzi prasowych „z epoki”, które zdumiewały swoją zbieżnością z dzisiejszymi.

3.

No właśnie, zdumienie. W eseju Marcowe fabuły (Rzecz o propagandzie roku 1968), będącym rodzajem rewizyty marcowych klimatów i syntetyzującym spojrzeniem z dystansu, Michał Głowiński pisał, że z perspektywy ćwierćwiecza, propaganda marcowa „nadal budzi odrazę, nadal wywołuje obrzydzenie, ale też i zdziwienie, że można było pisać tak prymitywnie, bezwzględnie, napastliwie”4. To samo można powiedzieć o marcowym gadaniu 2018: że budzi odrazę i wywołuje obrzydzenie, ale też zdziwienie, że wciąż, po Zagładzie, po Marcu, po Grossie, po debacie o Jedwabnem można pisać tak – te właśnie przymiotniki wydają się przygnębiająco adekwatne – prymitywnie, bezwzględnie i napastliwie. Prymitywizm bywa maskowany już to ironią, już to niedomówieniami, już to porozumiewawczymi puszczeniami oka, ale ten lakier jest bardzo, bardzo cieniutki, wyziera spod niego napastliwość, a bezwzględność to dzisiaj nic innego, jak odmowa empatii, zamykanie się na współczucie, odrzucenie możliwości przemyślenia historii wspólnoty, uznawanej za własną (czy, niech już będzie, narodową). To zarazem tyleż histeryczne, ile uparte okopywanie się na pozycjach narodu skrzywdzonego i bohaterskiego, osamotnionego, nierozumianego, niesprawiedliwie oskarżanego i atakowanego. Atakowanego przez Żydów, powiedzmy od razu, ich agentów i kolaborantów.

Oczywiście, to zdumienie, że można wciąż przywoływać i wałkować te same argumenty, te same klisze, stereotypy i ataki, ba, te same, wydawało się – przez krótką chwilę – wykluczone z języka publicznego słowa, jak na przykład „parch”5, albo „hucpa”6, frazeologizmy skompromitowane (jak przywoływana wcześniej piąta kolumna), epitety jednoznacznie kojarzące się z gomułkowską nowomową czy całe struktury myślenia, syzyfowo przepracowywane przez lata badań i debat, to zdumienie ma w sobie coś ze świętej naiwności. Mam tego świadomość. Rozumiem, że zdumieniu temu można by przypisać pięknoduchostwo albo dziecinadę, ale patrzenie na ten antysemicki dyskurs jak na skandal, interpretowanie go w kategoriach etycznych jest moją samoobroną, choć może i stoi w sprzeczności z postulatem badawczego dystansu. Bo przecież badacze zbiorowej pamięci i psychologii, socjologowie, filozofowie, psychoanalitycy i analitycy dyskursu, historycy i kulturoznawcy mają szereg odpowiedzi na to dziecinne „jak można?”.

Można, bo polski antysemityzm to latentna potencja, która może być przywoływana i wykorzystywana w określonych momentach. Bo ma źródła w wypartej odpowiedzialności, więc wzmaga się szczególnie wtedy, kiedy pojawiają się oskarżenia Polaków o antysemityzm (to teza Michała Bilewicza o antysemityzmie wtórnym). Można, bo to uniwersalny kod kultury polskiej, immanentna cecha polskości jako paradygmatu. Można, bo grupa dominująca reaguje histerycznie na wszelkie próby przedefiniowania jej historii, a więc tożsamości, która to tożsamość jest zarazem narcystyczna i zagrożona. Można, bo uczył nas tego przez lata Kościół katolicki, a jeśli nawet nie uczył, to nie oduczał. Można, bo inteligencja polska zamyka się w wieżach z kości słoniowej i przekonuje przekonanych, w dodatku używając hermetycznego języka. Bo nie przerobiliśmy paradygmatu romantycznego, bo mamy traumę świadka, bo wypieramy współudział w Holokauście, bo nie wyzwoliliśmy się nigdy z postrzegania siebie jako ofiar niewinnych i jedynych, bo bagatelizowaliśmy antysemityzm „ludowy” i „chuligański”, bo antysemityzm to „temat zastępczy”, bo nie rozwiązaliśmy napięć klasowych, bo nie wykształciliśmy społeczeństwa obywatelskiego, bo łatwo na antysemityzmie (i jego rewersie – nacjonalizmie) zbijać dziś kapitał polityczny, bo prześniliśmy rewolucję, bo jesteśmy społeczeństwem zdziecinniałym, bo nie mamy kultury politycznej. I tak dalej, można by mnożyć tezy, teorie i odpowiedzi, z których żadna nie jest wyczerpująca, a wszystkie razem, składają się na jakąś eksplikację naszej smutnej sytuacji. Na szczęście – i piszę to „na szczęście” bez ironii, a z prawdziwą ulgą – nie muszę szukać przyczyn, chcę tylko pokazać kilka cech najnowszej odsłony marcowego gadania.

4.

Kilka rekonstrukcji w skali 1:1 i jedna konstrukcja bez „re-”. Więc można by złożyć jeszcze taki obrazek, jak na wspomnianej wystawie w Muzeum Polin. Na dole słynne zdjęcie z wiecu, smutni panowie w kapeluszach i gabardynowych płaszczach, na tle transparentu „Studenci do nauki, literaci do pióra”. Na górze barczysty pan z flagą Obozu Narodowo Radykalnego i trzy osoby trzymające prześcieradło z napisem ni mniej, ni więcej tylko „Studenci do nauki”. Zima 2018.

Można by zestawić wypowiedź Władysława Gomułki z 19 marca 1968 roku: „Tym, którzy uważają Izrael za swoją ojczyznę, gotowi jesteśmy wydać emigracyjne paszporty” z propozycją Piotra Nisztora, dziennikarza „Gazety Polskiej”, która padła na antenie Polskiego Radia 29 stycznia 2018 roku: „Jeśli dzisiaj ktoś występuje w roli rzecznika Izraela, to może warto byłoby, żeby po prostu trzy razy zastanowił się, czy nie oddać polskiego obywatelstwa i zamienić je na obywatelstwo izraelskie”. A skoro już przy słynnych cytatach z Władysława Gomułki jesteśmy, to zupełnie nieironicznie i na serio, choć nie wiem, na ile świadomie, nawiązuje do nich Wojciech Wybranowski, w artykule Reżyserowany konflikt? pisząc o „piątej kolumnie”7.

Można by przywołać tweet Magdaleny Ogórek, zapytującej „czy oznaką kręgosłupa jest zmiana nazwiska z Berman na Borowski?”8, i zestawić z marcową praktyką pisania „vel” przy przedstawianiu osób, które zmieniły nazwiska z żydowskich na polskie, i w ulotkach „demaskujących” syjonistów, rozrzucanych w marcu na Uniwersytecie.9 Ambasada Izraela otrzymuje anonimy pisane ręcznie. Centrum Badań nad Zagładą Żydów – drukowane i adresowane „Dla kłamliwej żydówy Engelking-Boni. Dla oszalałego z nienawiści do Polski i Polaków Grabowskiego. I całej reszty kłamców, oszczerców i chorych z nienawiści do wszystkiego co polskie z tak zwanego Centrum Badań Zagłady żydów. Poczytajcie i może coś zrozumiecie wy głupie parchy”10. Fundacja Bęc-Zmiana – pocztówkę z widokiem bramy obozu Auschwitz-Birkenau i komunikatem „WYPIERDALAĆ Z MOKOTOWSKIEJ ŻYDY”, wypisanym ręcznie i uzupełnionym naklejką z krzyżem celtyckim i hasłem White Pride.11

5 lutego pod Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu przedstawiciele ONR i innych organizacji domagali się od prezydenta Andrzeja Dudy podpisania ustawy o nowelizacji IPN. Mieli transparenty z napisami: „Zbyt wielu Żydów w tym i marcowych emigrantów mordowało żołnierzy wyklętych” (to już współczesna kontaminacja starego dobrego stereotypu żydokomuny z nowymi trendami w polityce historycznej). Krzyczeli „zdejmij jarmułkę, podpisz ustawę!”. O co im chodziło w tym okrzyku? Skąd ta jarmułka u tak pronarodowo nastawionego prezydenta, który już w debacie przedwyborczej atakował Bronisława Komorowskiego za przepraszanie za Jedwabne? Może tu chodzić o pochodzenie żony prezydenta albo o to, że żadna władza nie jest dość pronarodowa i radykalna dla radykalnych narodowców, albo o to, że żydowskie macki i wpływy sięgają nawet do długopisu prezydenta Dudy, ale niewątpliwie jest to moment, w którym tegoroczna rekonstrukcja Marca 1968 przekracza i przerasta samą siebie, przynajmniej w warstwie retorycznej.

5.

Nie należy zbytnio się przywiązywać do dat i cezur, ale wprowadzają one pewien porządek. Kampania antysemicka zwana „marcową” rozpoczęła się w czerwcu 1967, po zwycięstwie Izraela w wojnie sześciodniowej, i trwała w zasadzie do czerwca 1968, kiedy to cenzura zaleciła powściągliwość w rozwijaniu wątków antysemickich12, choć z tą powściągliwością bywało różnie. Wypisy Michała Głowińskiego, wydane później jako Marcowe gadanie. Komentarze do słów 1966-1971, które dały zbiorczą nazwę całej, nie tylko wprost antysemickiej, nowomowie, obejmują okres od sierpnia 1966 do kwietnia 1971. Pięć lat czytania prasy, słuchania przemówień, oglądania telewizji, nasłuchiwania rozmów i nastrojów. Współczesne „marcowe gadanie” trwa mniej więcej od początku roku. Trzy miesiące. Ale przecież podobnie jak tamten Marzec to nie tylko marzec, tak i dzisiejszy język mówienia o historii, tożsamości, polityce, „stosunkach polsko-żydowskich” etc. nie zrodził się nagle, grunt był od dawna przygotowywany, znaczenia urabiane, konsensusy, będące w istocie oddawaniem pola wypowiedziom coraz bardziej agresywnym – wypracowywane.13Tamten Marzec miał w tle wojnę sześciodniową, zerwanie stosunków dyplomatycznych z Izraelem, walki frakcyjne o władzę, ruchy studenckie, domaganie się swobód obywatelskich, zamach na autonomię Uniwersytetu, młodzieżową rewoltę i żyzne podglebie nastrojów antysemickich w społeczeństwie, które można było zinstrumentalizować i wykorzystać. Jak pisał Feliks Tych, kampania antyżydowska okazała się lekiem na całe zło „w nieleczonym nigdy z antysemityzmu społeczeństwie”, w kraju, w którym w żadnym momencie powojennego 23-lecia […] ani rządząca partia komunistyczna, ani Kościół, ani legalna w latach 1945-1947 demokratyczna opozycja w postaci PSL, ani też PPS, partia bardzo liczna, która bynajmniej nie była do 1948 r. czymś w rodzaju filii PPR – nie podjęły żadnej próby uświadamiającej, zmierzającej do zniwelowania w kraju antysemityzmu. […] Zaniechanie, konsensus ciszy rozciągający się od skrajnej lewicy do skrajnej prawicy – w każdym zresztą przypadku z innych przyczyn – w sprawie istnienia w Polsce antysemityzmu były główną i pierwotną przyczyną możności sięgnięcia po ten właśnie oręż w kampanii marcowej.

Za trwały skutek moralno-polityczny Marca historyk uważa „zalegalizowanie antysemityzmu w powojennej Polsce”, które „trwa w istocie do dziś, choć obecnie rozciąga się ono już nie tylko na sferę rządzących przez dwadzieścia następnych lat zwycięzców Marca”14. Tych pisał te słowa na trzydziestą rocznicę marcowych wydarzeń, ale diagnoza pozostaje wciąż aktualna. Marzec 2018 rekonstruuje Marzec 1968, ale główną, uderzającą cechą tej rekonstrukcji jest nagłe wzmożenie, zagęszczenie, zbrutalizowanie argumentów i języka, który ma się dobrze od lat. A więc rekonstrukcja, ale i zarazem długie trwanie.

Marzec 2018 ma za bezpośrednią przyczynę projekt nowelizacji ustawy o IPN, a w tle ustawę reprywatyzacyjną i demonizowany projekt amerykańskiej „Ustawy 447”, czyli roszczeń Żydów amerykańskich wobec państwa polskiego, do mienia należącego przed wojną do obywateli polskich pochodzenia żydowskiego. To tak zwane „mienie bezspadkowe”15, przechodzące, zgodnie z prawem, na własność Skarbu Państwa, ale w polskich realiach będące często przedmiotem spekulacji i manipulacji.

W tle tegorocznej, nazwijmy już rzecz po imieniu, kampanii antysemickiej jest też po prostu sama rocznica Marca 1968, z wielu względów dla prawej strony sceny politycznej niewygodna. Sytuacja jest dynamiczna, nowe akty rekonstrukcji pojawiają się co chwila, trzeba jednak powiedzieć o dwóch ważnych wypowiedziach premiera rządu Mateusza Morawieckiego. 17 lutego, na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium „z ust premiera padły niefortunne słowa”16:

Oczywiście nie będą karane wypowiedzi, że byli polscy sprawcy, tak jak byli żydowscy, rosyjscy, ukraińscy, nie tylko niemieccy sprawcy.

Wypowiedź wywołała ostry sprzeciw polityków izraelskich. Dosyć „niefortunne” w kontekście rozbuchanego antysemityzmu w polskich mediach były też słowa premiera o tym, że „Marzec ’68 powinien być powodem do dumy, a nie do wstydu”. Jasne, w takiej formie zostały one wyrwane z kontekstu, ale tak właśnie pojawiły się na oficjalnym Twitterze Kancelarii Prezesa Rady Ministrów – w formie obrazkowej. Piękny pan premier i pięć linijek dokładnie takiego tekstu: „Często dziś słyszymy, że Marzec ’68 powinien być powodem do wstydu. Otóż ja uważam, że dla Polaków walczących o wolność powinien być powodem do dumy”17. Kontekst tej upiornie freudowskiej wypowiedzi był taki, że nie ma co przepraszać za Marzec, bo „tamto państwo” nie było niepodległe i zależało od ZSRR, a jeśli chodzi o „niepiękną część Marca” to „nie ma ona nic wspólnego z Polakami, którzy pragnęli wolności i o nią walczyli”.

Głowiński miał sprawę poniekąd uproszczoną – choć pisał i o atmosferze, i o prywatnych rozmowach, i o przykładach języka potocznego i opozycyjnego, to przede wszystkim analizował mowę władzy. Dość łatwo było to zrobić w sytuacji, gdy prasa podlegała kontroli władzy i instrukcjom cenzorskim, choć dysponowała różnymi stopniami swobody. Dziś sytuacja jest bardziej skomplikowana. Nie ma „państwowej” gazety, choć jest państwowa telewizja (i o tej będzie za chwilę) i są tytuły prasowe sympatyzujące z rządzącą partią. Ale nie ma jednostronnego i jednoznacznego kierunku inspiracji, przeciwnie, język mediów wpływa na język władzy, a ich twórcy i odbiorcy mają oczekiwania wobec swoich reprezentantów, które ci, w mniejszym lub większym stopniu antycypują. Politycy wypowiadają się za pomocą różnych mediów, ich wypowiedzi mają różne statusy, zmącona gatunkowość utrudnia podążanie wiernym tropem Głowińskiego, podobnie jak ogromna podaż antysemickich wypowiedzi.

Trzeba jakoś wyabstrahować możliwie reprezentacyjną próbkę „marcowego gadania 2018”, zbierając materiał pojawiający się raczej w świetle reflektorów, docierający do szerokiej publiczności i pochodzący od osób sprawujących władzę, redaktorów wpływowych „tygodników opinii”, gospodarzy popularnych programów publicystycznych, na których spoczywa szczególna odpowiedzialność za słowa. Wyłączam więc z rozważań „Najwyższy Czas” publikujący ostatni „niedokończony esej” profesora Wolniewicza Żydzi a Polska, choć tekst ten byłby łakomym kąskiem do analizy. Odrzucam także „Gazetę Warszawską” nawet nie ze względu na wyjątkową skalę, agresję i jawność antysemityzmu, ale raczej dlatego, że prezentuje linię polityczną spod znaku „nienawidzimy wszystkich”, a więc i krytyczną wobec rządu PiS (artykuł o rekonstrukcji gabinetu i powołaniu Jacka Czaputowicza na stanowisko Ministra Spraw Zagranicznych zatytułowany jest znacząco Czulent zamiast schabowego).

Z analizą współczesnego dyskursu antysemickiego mam jednak kłopot. Z jednej strony – trudno pisać o nowomowie nie zarażając się nią, nie wpadając w retoryczne komunały i apelatywne frazesy, nawet jeśli używane w słusznej sprawie. Z drugiej strony – wydaje mi się, że jest to język, który sam się kompromituje, zatem jedyne, co trzeba, to go po prostu przytoczyć i ewentualnie zreferować przy użyciu „ironizujących” i „dystansujących” cudzysłowów. Tyle że może to być język samokompromitujący się, zły i głupi, ale przecież – przerażająco skuteczny.

6.

Za reprezentacyjny ekstrakt i numer jeden marcowego gadania 2018 posłuży mi numer 9/2018 (26 lutego – 4 marca) tygodnika „Do rzeczy”. Tematem wydania jest „Atak na Polskę. Jak powstrzymać tę brutalną nawałnicę?”. Na okładce twarz spowita polską flagą, w literę A w słowie „atak” wpisana gwiazda Dawida w barwach Izraela.

Wystarczyłoby wziąć na warsztat któryś z artykułów tego numeru i rozebrać akapit po akapicie, argument po argumencie, a następnie zestawić na przykład z tekstem Do studentów Uniwersytetu Warszawskiego zamieszczonym w „Słowie Powszechnym” 11 marca 1968, który to tekst Michał Głowiński nazywa „typem empirycznym tekstu marcowego”18. Problem polega na tym, że takich typów empirycznych tekstów marcowych AD 2018 jest nadmiar, przykładów zatrważająca ilość, choć są one najczęściej boleśnie nużącymi wariantami tej samej specyficznej logiki (podobnie zresztą, jak w przypadku tamtego Marca). Posłużę się więc zaledwie kilkoma próbkami.

Zacznijmy od artykułu wstępnego redaktora naczelnego, Pawła Lisickiego, zatytułowanego Tezy o wojnie. Na przykładzie tych tez, jak to mawiają nauczyciele i wykładowcy, „łatwo widać” najważniejsze elementy współczesnego, marcowego gadania, czyli po prostu dozwolonego dyskursu antysemickiego w Polsce. Dozwolonego? Piszę ten tekst z trudem, ponieważ co czwarte słowo budzi moje wątpliwości, w tym słowo „dozwolony”, bo na dobrą sprawę właściwie każdy dyskurs antysemicki jest dziś – i zarazem ciągle – w Polsce dozwolony, tolerowany, a w pewnych obiegach – kwitnący. Więc może inaczej: zobaczmy podstawowe elementy, frazy i zręby tego obecnego w oficjalnych, niecenzurowanych, legalnych środkach masowego przekazu dyskursu antysemickiego, który bywa zawoalowany czy budowany na pozornych argumentach, a zarazem rytualnie odcina się od „antysemityzmu jako takiego”. Pisze Lisicki:

Ogłaszając w ustawie karalność stwierdzenia o współsprawstwie narodu polskiego w Holokauście, Sejm uderzył w dogmat religii Holokaustu, który mówi o powszechnym współdziałaniu narodów Europy w zbrodni Hitlera. Mówiąc w Monachium o żydowskich sprawcach i wymieniając ich na równi z innymi, Mateusz Morawiecki uderzył w drugi dogmat, który głosi absolutną niewinność Żydów w czasie wojny. W obu tych przypadkach można bronić polskich polityków, twierdząc, że mówili prawdę. Owszem. Tylko że mówienie prawdy do zwycięstwa nie wystarcza. Uderzając frontalnie i otwarcie w dwa kluczowe elementy ideologii holokaustiańskiej, trzeba się było spodziewać wojny na śmierć i życie. Izrael i ogólnie środowiska żydowskie nie po to przez lata budowały wielką machinę narracyjną (przepraszam za to zapożyczenie), aby teraz ktoś śmiał ją lekceważyć.
[…] nie wygrywa się wojny przy tak ogromnej dysproporcji sił. Po stronie, umownie to nazywając, żydowskiej jest opinia mediów, elit zachodnich, są pieniądze i wpływy różnych lobby. W każdym dużym państwie europejskim na uniwersytetach działają centra badań nad Zagładą, które są faktycznie ideologicznym zapleczem holokaustianizmu.
[…] trudno odnieść zwycięstwo w takiej wojnie o pamięć, jeśli w samej Polsce tak znacząca część mediów i klasy politycznej przyjmuje tak naprawdę wersję oponenta. Nie tylko na Zachodzie nie ma centrów badań nad polską martyrologią, nie ma ich też w Polsce. Są natomiast centra badań nad Zagładą, ośrodki utrzymywane z polskich pieniędzy publicznych, które pełnią dokładnie taką samą rolę nad Wisłą, jak wszędzie czyli krzewią rozwój religii Holokaustu.19

A więc wojna! Można by odesłać do hasła SIŁY20 z Głowińskiego. Jesteśmy na wojnie, zasadą rządzącą mówieniem o historii jest agon i konkurencja, nie ma wyjścia poza kategorie wspólnot narodowych. Co jest tu starego i tradycyjnego? „chora i głupia antypolska propaganda”, czyli, z Głowińskiego POLITYKIERZY Z TYTUŁAMI NAUKOWYMI i PSEUDOINTELEKTUALIŚCI oraz PROPAGANDA. Działalność Grabowskiego nie jest rzetelnym badaniem historycznym, może być rozumiana tylko w opozycji do „polskości”, tylko jako atak i wyzwanie. Stare jak świat i niezbyt oryginalne jest stwierdzenie, że za Żydami stoją potężne siły: media, zachodnie elity, pieniądze i wpływy „różnych lobby”. Niby mówi się o propagandowej wojnie polsko-izraelskiej, ale strona izraelska szybko staje się „umownie to nazywając, żydowską”, rozciągniętą na Żydów, którzy, jak wiadomo, są wszędzie i za pomocą swoich tajnych agend tworzą ni mniej, ni więcej tylko piąte kolumny. Gdzie? No przepraszam, ale przecież tego nie wymyślam – na uniwersytetach! Tam są pseudonaukowe ośrodki, „faktyczne zaplecza holokaustianizmu”. (Chociaż może trzeba redaktorowi Lisickiemu uzmysłowić, że Polska Akademia Nauk uniwersytetem nie jest, no, ale nie czepiajmy się szczegółów.)

„Holokaustianizm”, „religia holokaustiańska”, „ideologia holokaustianizmu” to kluczowe pojęcia współczesnego dyskursu antysemickiego, oryginalne twory prawicowej nowomowy. Nie zrobiły jeszcze kariery na miarę „syjonizmu”, ale trzeba przyznać, że są od tego ostatniego bardziej precyzyjne. Holokaustianizm to ideologia czy wręcz religia, którą Żydzi wypracowali sobie przez lata uporczywego samokształcenia historyczno-tożsamościowego. Jak na religię przystało, ma ona swoje dogmaty – czyli, jak wskazuje Lisicki – ten o niewinności żydowskich ofiar i ten o współsprawstwie wszystkich nie-Żydów w Holokauście. Holokaustianizm (zwróćmy uwagę, na perfidny „izm” w tym neologizmie) zaślepia Żydów i nie pozwala im zrozumieć prawdy historycznej, choć nie jest do końca jasne (a może po prostu jest płynne), czy to fanatyzm i zaślepienie, czy cyniczne i instrumentalne granie kartą ofiary. Tak, wiem, to jest naprawdę ponuro-ironiczne, że akurat Polacy zarzucają innemu narodowi histeryczne zafiksowanie na własnym męczeństwie. Ale to też pewien postęp w stosunku do lat sześćdziesiątych, kiedy mówiło się po prostu o niewdzięczności Żydów. Upowszechnienie się terminu „Holocaust” i wzrost wiedzy na temat jego specyfiki zaowocowały w Polsce fantazmatem „holokaustiańskiej ideologii”, która uniemożliwia „spokojną debatę o faktach”.

Ciekawsze wydaje mi się tu jednak coś innego. To kariera słowa „narracja” w prawicowym dyskursie ostatnich lat. Z jednej strony prawicowi publicyści bardzo lubią posługiwać się kategoriami „prawdy” i „logiki”, z drugiej jakby przyswoili sobie postmodernistyczną wizję opowieści o świecie, w której „prawda” jest właśnie sposobem opowiadania, interpretacją, skutecznym oświetleniem faktów i wyborem gramatyk odpowiednich do danej wersji historii. A przecież jeszcze niedawno sam Rafał Ziemkiewicz pisał:

Dawniej powiedziano by „bajka”, „fabuła” – dziś mówi się na to „narracja”. Opowieść przykrojona do potrzeb tych, dla których jest przeznaczona, mająca coś uzasadnić, coś zilustrować. W świecie masowej komunikacji wszystko opędza się narracjami. Także historię wojny, która ukształtowała współczesny świat.21

Teraz bez ogródek pisze się o tym, że mamy do czynienia z wojną na skuteczniejsze opowiedzenie własnej wersji historii, a udział w tej wojnie, „walka o pamięć” jest naszym zbiorowym obowiązkiem. Walka o narrację (chciałoby się rzec „jedynie słuszną”) jest dozwolona, bo toczy się w imię prawdy. No przecież premier Morawiecki powiedział w Monachium prawdę – można mówić o „żydowskich sprawcach”, to zdanie broni się logicznie. No i przecież te obozy naprawdę były i niemieckie, i nazistowskie. Tyle że jest to taka prawda, która więcej zaciemnia niż wyjaśnia, prawda, która ignoruje wszystkie konteksty historyczne, społeczne, komunikacyjne. No i jest to też taka prawda, która ignoruje inną prawdę – że obywatele polscy pochodzenia polskiego niejednokrotnie brali czynny udział w zabijaniu obywateli polskich pochodzenia żydowskiego, na co istnieją liczne świadectwa, dowody i opracowania naukowe. Ufff, powiedziałam to, wydaje mi się, że w świetle nowej ustawy nie powinnam iść do więzienia, bo nie napisałam nic „wbrew faktom”22.

Dodam może jeszcze, że pesymizm redaktora Lisickiego, choć wyłożony w tonie rozważnego, wytrawnego polityka i stratega, wydaje mi się nieco krokodyli. Te wszystkie tezy, będące w istocie tezami o przewadze przeciwnika, mają przygotować nas na szlachetną klęskę, w której zwycięstwo moralne i tak będzie po naszej stronie.

W tym samym numerze, w tekście Elżbiety Morawiec Boję się, że Polska przegra, mamy do czynienia ze starymi tezami o żydowskiej niewdzięczności i zaślepieniu, podanymi w poetyce emocjonalno-apelatywnej. Zacytuję dwa fragmenty:

Z przyczyn dla mnie niepojętych, naród, który ponad 600 lat współżył w naszym kraju z Polakami, cieszył się od XIII w. specjalnymi przywilejami, którego król – Kazimierz Wielki – zwany był królem chłopów i Żydów, tak głęboko nas – trzeba to powiedzieć – nienawidzi, tak głęboko chce nas zgnębić, upokorzyć?

Marzę o chwili, w której naród żydowski przestanie czcić cielca Holokaustu i samego siebie jako jedynej ofiary niewinnej.23

I nie oprę się złośliwej pokusie przytoczenia słów Ewangelisty: „Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka [tkwi] w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata” (Mt, 7, 3-6).

Z kolei artykuł Wojciecha Wybranowskiego Reżyserowany konflikt? to już po prostu retoryczna zżynka z 1968. Zdaniem autora obecny konflikt polsko-izraelski został na zimno wyreżyserowany przez rozmaite prożydowskie siły, mające w nim, właśnie na pięćdziesiątą rocznicę Marca, swoje interesy, zarówno wizerunkowe, jak i finansowe. Mówią za siebie śródtytuły: Elementy układanki, Monachijska prowokacja (zob. MONACHIUM), V kolumna. Współczesna piąta kolumna to „Krytyka Polityczna” publikująca artykuł Jana Grabowskiego, Centrum Badań nad Zagładą Żydów, Andrzej Żbikowski z Żydowskiego Instytutu Historycznego, w ogóle cały ŻIH. A także „przedstawiciele kilkunastu funkcjonujących w Polsce organizacji żydowskich (między innymi Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich RP, Naczelny Rabin Polski, Fundacja Szalom i Żydowski Instytut Historyczny), cieszących się również sporymi wpływami w Europie”, którzy wydali oświadczenie o tym, że „w przededniu pięćdziesiątej rocznicy Marca ’68 i siedemdziesiątej piątej rocznicy powstania w getcie warszawskim” nie czują się w Polsce bezpiecznie.24

7.

17 marca 1968 roku Telewizja Polska nadała pierwszą z cyklu audycji Wieczorne rozmowy, w których Kazimierz Kąkol, jeden z najaktywniejszych retorów marcowego gadania, objaśniał, w odpowiedzi na pytania telewidzów i słuchaczy, przyczyny i inspiracje marcowych wydarzeń. Skojarzenie z programem Jana Pospieszalskiego Warto rozmawiać może być nieco na wyrost, ale skojarzenie z bałamutnością tych rozmów – już nie.

Współcześnie Telewizja Polska pozostaje najbardziej „rządowym” medium, a więc emitowane w niej treści można uznać za pozostające w bliskim związku z przekonaniami władzy. Treści te nadają się więc świetnie do badania marcowej retoryki. W programie wyemitowanym 22 lutego 2018 Pospieszalski zaczyna od klasycznego fałszywego dylematu: „Co tak naprawdę blokuje debatę i dochodzenie do prawdy o tragedii zagłady i drugiej wojny światowej? Polska ustawa o IPN czy żydowska narracja o Holokauście?”.

Tak ustawiona debata będzie debatą pozorowaną, nawet jeśli do studia zaprasza się przedstawicieli „drugiej strony”, czyli „środowisk żydowskich”, które, jak wiadomo, mówią jednym głosem, bo łączy je mistyczne żydostwo, chyba że akurat potrzebujemy ich, by odcięły się od tego, co mówią inne środowiska żydowskie. W tym odcinku odcina się Eli Zolkos z Jewish Defense League, mówiąc, że on się w Polsce czuje bezpiecznie, a „pewne rany są po obu stronach”. W odcinku z 27 lutego gościem jest Johnny Daniels z Fundacji „From The Depths”, który przyznaje, że owszem, mamy do czynienia z pewną eskalacją antysemityzmu, zwłaszcza w mediach społecznościowych, ale on musi z całą mocą podkreślić, że przecież nie ma mowy o żadnych fizycznych atakach i on, jako Żyd, czuje się wciąż w Warszawie bezpiecznie, bezpieczniej niż w wielu innych krajach Europy. Pospieszalskiemu to jednak nie wystarcza, przypomina więc, że przecież w internecie jest wolność słowa, „która jest realizowana wszędzie”. Daniels przytakuje, że oczywiście, wolność słowa, ale zdarzają się też groźby śmierci, na co Pospieszalski, że to przecież nic w porównaniu z fizycznymi atakami w Niemczech, a w ogóle to w Izraelu była brutalna napaść na polski konsulat, na co Bronisław Wildstein dobrodusznie przestrzega, żeby się nie licytować, po czym sam przechodzi do wyliczania przykładów antypolonizmu.

Potem jest do znudzenia przewidywalnie: Wildstein mówi, że nie próbowaliśmy opowiedzieć naszej historii najnowszej, więc popularność na Zachodzie zdobyły książki historyków nierzetelnych („jeden to w ogóle nie historyk” – mówi Wildstein, na co gospodarz: „mówimy o socjologu”, a państwo już się pewnie domyślają, o którym). Daniels stwierdza, że „powinniśmy przede wszystkim edukować”. W tym odcinku fałszywy dylemat przybiera postać dramatycznego pytania „Czy ceną poprawy stosunków ma być rezygnacja z prawdy o naszej historii?”. Podobny przebieg ma rozmowa z Zolkosem, któremu Pospieszalski przerywa, kiedy ten zaczyna mówić, że „sprawa jest złożona”, i pyta o „kontekst innych krajów”, by usłyszeć, że Polska jest najbezpieczniejszym krajem Europy z punktu widzenia państwa Izrael, wymiana kulturalna między naszymi krajami jest bardzo dobra, a ludzie chcą się nawzajem odwiedzać. Zolkos tłumaczy też, że postawa premiera Netanjahu to próba podbicia słupków poparcia partii Likud i gra pod publiczność krajową.

W drugiej części programu do studia zostaje zaproszony Sylwin Kamiński, wnuczek Polaków zamordowanych za ukrywanie Żydów, ale kwestię narracji o Sprawiedliwych pozwolę sobie jeszcze odłożyć. Natomiast już 1 lutego zostały widzom wyjaśnione, niczym w programie Kąkola, źródła kryzysu w stosunkach polsko-izraelskich. Nie chodzi o nowelizację ustawy o IPN, ale o złowieszcze roszczenia. Jak zwykle zaczyna się od serii alarmujących pytań: „Czy Polacy uzyskają należne zadośćuczynienie? Czy będą płacić za nieswoje winy?”, „Dlaczego z taką mocą wracają dziś nierozwiązane sprawy własnościowe? Jaki ma z tym związek budowanie za granicą obrazu Polski antysemickiej i faszystowskiej?”. Wiceminister Patryk Jaki najpierw słusznie zauważa, że to za rządów Platformy zarejestrowano Stowarzyszenie „Duma i Nowoczesność” (od wafelkowej swastyki na torcie), a za rządów PiS się je delegalizuje, po czym Pospieszalski przechodzi do kwestii „żydowskich roszczeń amerykańskich” za mienie bezspadkowe, które „mogą powodować – Pospieszalski mówi to z zafrasowanym namysłem – PRAWDZIWĄ niechęć do Żydów”. Jaki odpowiada, że „my sami musimy się troszczyć o wizerunek Polski za granicą”. Bo „mimo że Polska się tak poświęciła, to prawda jest taka, że Niemcy, którzy są odpowiedzialni za te wszystkie zbrodnie, dostali Plan Marshalla, a Polska co? Lenina do czytania”.

W dramatycznie brzmiących, podanych z odpowiednio zatroskaną dykcją pytaniach retorycznych (a może wcale nie retorycznych?) organizujących przebieg dyskusji celują też prowadzący program Studio Polska. 25 stycznia Magdalena Ogórek i Jacek Łęski pytali: „Czy pamięć o Auschwitz może stać się wspólnym polem wszystkich Polaków? Czy uda nam się wygasić spory polityczne w Polsce? Czy w końcu dotrze do nas, że mimo dzielących nas różnic, jesteśmy jednym narodem?”. Studio Polska to program z udziałem publiczności, mającej chyba w założeniu reprezentować przekrój polskiego społeczeństwa. Jest więc młodzieniec w mundurze harcerskim, skromnie ubrane panie w średnim wieku, panowie z łysinami i wąsami w niemodnych garniturach, dyżurny lewicowiec „pan Rafał” w welwetowej marynarce i naczelny więzień polityczny III RP Zygmunt Miernik.

Prowadząca ostro dyscyplinuje zebranych, ale co chwila i tak wybucha rwetes, goście się przekrzykują i unoszą. Odcinek z 25 stycznia odbił się szerszym echem ze względu na wyjście ze studia Adama Sandauera, który poczuł się obrażony słowami jednego z gości. Znów mam problem z doborem słów. Po wpisaniu frazy „Adam Sandauer Studio Polska” w Google otrzymałam takie sformułowania jak „Sandauer ucieka ze Studio Polska”, „Zdziwisz się kim jest Adam Sandauer poniżony w Studio Polska”, „Gorąca awantura o Żydów!”, „Skandal w TVP”, „Awantura w Studiu Polska” czy „«Atak» na Żyda w Studio Polska”. Ale mniejsza, czy był to skandal, incydent, awantura czy atak. Zdarzenie wydaje mi się znaczące nie ze względu na skalę agresji, nie ze względu na nużąco powtarzalne argumenty o żydowskiej niewdzięczności, którymi Sandauer poczuł się dotknięty, bo zostały skierowane bezpośrednio do niego, ale ze względu na „strategię obronną” samego Sandauera, który z widocznym wzburzeniem zawołał, że „ostatni raz od Żydów wymyślano mi w marcu ’68”, a potem dodał, że ma obywatelstwo polskie, nie zna hebrajskiego i nie jest obrzezany. I jeszcze raz: „nie życzę sobie, żeby mi od Żydów wymyślano”.

W tym czasie na ekranie pojawiały się antysemickie tweety od widzów, które Ogórek tłumaczyła potem jako „atak trolli”. Retoryki i praktyki antysemickie zapętliły się tutaj i boleśnie zderzyły ze ścianą. Oto Żydem się zawsze jest przez sam fakt bycia zaklasyfikowanym jako taki, nie ma się tu nic do decydowania, bo klasyfikacja przychodzi z zewnątrz. Nie ma znaczenia obywatelstwo, kultura, język, tradycja czy religia. Oto mamy brutalny antysemicki atak, który spotyka się z prośbą o „tonowanie wypowiedzi”, i oto mamy próbę udowodnienia „aryjskości” przez zaatakowanego, który jednocześnie przyznaje, że słowo „Żyd” jest obelgą. Jak to trafnie ujęła Anna Zawadzka – w Polsce „obraża się nie Żyda, lecz Żydem”. Ogórek wybiega za Sandauerem i namawia go na powrót do studia, w tym czasie Łęski pyta „dlaczego lewica nie chce się wytłumaczyć z Hitlera?”, dowiadujemy się, że segregacja rasowa to to samo, co segregacja klasowa, a w ogóle to powinno nas zastanowić, że „Marks, Hitler i Engels to ten sam obszar kulturowy” (naprawdę, nie wymyślam), po czym jeszcze zaświadcza się, że Adam Sandauer to jednak dobry Żyd i oby takich jak najwięcej.

8.

Sprawiedliwi są filarem polskiego dyskursu antysemickiego. Stanowią jego centrum, ośrodek, podstawową figurę. Napisano i pisze się już na ten temat bardzo wiele, więc ja się ograniczę tylko do kilku kwestii. Na przykład do tego, jak aktualny pozostaje film Sprawiedliwi Janusza Kidawy z 1968 roku, według scenariusza Ryszarda Gontarza. Zestarzał się trochę tylko obraz, muzyka i melodyjny głos lektora, ale opowieść pozostaje zasadniczo ta sama. Najważniejsze jest w niej to, że a) Polacy cierpieli (Generalna Gubernia to było pierwsze getto, a znak z literą P – „pierwszy znak hańby”); b) najbardziej; c) Polacy pomagali Żydom ofiarnie, solidarnie i z narażeniem życia; d) Niemcy mordowali Polaków za ukrywanie Żydów; e) Żydzi są niewdzięczni i zapominają o tym.

W filmie Kidawy Żydzi przedstawieni są jako masa „bierna i otępiała”, trochę bezradna, trochę naiwna, nie zawsze kooperująca przy próbach ratowania. Kolaborująca za to chętnie z Niemcami, niesolidarna i zdradziecka wobec samej siebie. Film wybija kontrasty panujące w getcie – na ulicach dzieci umierają z głodu, a wystrojone przedstawicielki żydowskiego establishmentu potykają się o ich trupki, wychodząc z restauracji spływających drogimi alkoholami. Kazimierz Sidor, w filmie występujący jako były żołnierz Batalionów Chłopskich, przyznaje, że Żydów ratowali nawet ludzie związani przed wojną z ruchem narodowym (Jan Mosdorf), choć przede wszystkim ludzie o ideałach lewicowych.

Sprawiedliwi dziś to przede wszystkim pobożni katolicy, jak rodzina Ulmów z Markowej. Zamiast kontrastów w getcie uwypukla się raczej żydowską „kolaborację” z Niemcami w ramach Judenratów i żydowskiej policji. Mnie jednak interesuje bardziej gramatyka tych opowieści, przede wszystkim – używanie czasownika „ratować” w trybie niedokonanym. Ważne jest, że „Polacy ratowali”, mówi się o Polakach „ratujących”, ale czy Żydzi zostali „uratowani” to już nieważne, bo przecież nie o Żydów tu chodzi, ale o Polaków, choć chciałoby się zapytać, jak to możliwe, że skoro tylu Polaków ratowało Żydów, to tak niewielu Żydów przeżyło wojnę? W filmie Kidawy pojawia się też wyliczenie, które powtarzane jest do dziś. „Szacuje się, że do ukrycia jednego Żyda potrzeba było współpracy dwudziestu Polaków”. Skoro więc po wojnie znalazło się jakimś cudem sto tysięcy Żydów, rachunek jest prosty – dwa miliony Polaków ratowało Żydów! Jakże przekonująca jest ta liczba w porównaniu ze żmudnymi i ostrożnymi statystykami Jana Grabowskiego badającego jeden powiat!

9.

Spróbujmy podsumować. W marcowym gadaniu 2018 biorą udział stare dobre argumenty, figury, klisze i stereotypy: o żydowskiej niewdzięczności, o ich interesach stojących za nagonką przeciw Polsce, o żydokomunie. Królują fałszywe dylematy i bałamutne symetrie. Co nowego? Figura „religii holokaustiańskiej”, która jest w istocie unowocześnioną formułą „żydowskiej niewdzięczności” i nawiązaniem do wymierzonego w Polskę braterstwa Izraela z Niemcami. Nowy jest też, siłą rzeczy, antykomunizm marcowego gadania, bo stereotypy się kumulują. W 1968 roku nie można było mówić o żydokomunie, choć wskazywano związki Żydów ze stalinizmem. Dziś można do tego dopowiedzieć, że żydokomuniści żydokomunistom zgotowali ten los, a dla prawdziwych Polaków „Marzec może być powodem do dumy”.

Czy mamy przepraszać za Gomułkę? – pytają okładki prawicowych tygodników25 i nazywają Adama Michnika „kumplem antysemitów”26. Zresztą po Żydach nie ma co płakać, w końcu „mordowali Żołnierzy Wyklętych”. Nowe wydaje się też merkantylne podejście do historii, wymieszane z przyswojeniem jej wizji jako narracji, którą można nie tylko odpowiednio przedstawić, ale także „wypromować” i „sprzedać”. W Polsce w 2018 roku odbywa się nie tylko rekonstrukcja roku 1968, trwa też w najlepsze rekonstrukcja lat trzydziestych: ONR żąda od prezydenta zdjęcia jarmułki, urządza marsze z pochodniami i narodowe pielgrzymki na Jasną Górę, a w chwili, gdy kończę pisać ten tekst, w Gdańsku trwa ogólnopolski zjazd ONR. W sali BHP Stoczni Gdańskiej żąda się „Solidarnej i Wielkiej Polski dla Polaków”. Ma to jakiś ponury, historyczny sens, bo przecież główny ideolog ONR-Falangi, Bolesław Piasecki, założył po wojnie Stowarzyszenie PAX, które wydawało między innymi „Słowo Powszechne” – dziennik mogący się poszczycić zainicjowaniem antysemickiej kampanii w marcu 1968 roku.

10.

„Dlaczego w sześćdziesiątym ósmym wyjechała prawie cała młodzież?” – pyta sam siebie Adam Gryniewicz, jeden z rozmówców Mikołaja Grynberga w tomie Księga Wyjścia – „Wtedy już nikt nie wierzył, że to jest kwestia «uwarunkowań chwili». Wszyscy zrozumieli, że historia co jakiś czas będzie się powtarzać i najlepiej nie być przy tym, kiedy się to znowu stanie”27.

  • 1. Wojciech Maziarski Udana rekonstrukcja Marca 68, rekonstrukcja Gomułki też, http://wyborcza.pl/7,75968,22995886,udana-rekonstrukcja-marca-68-rekonst....
  • 2. Włodzimierz Szczepański „Przeżywam déjà vu”. Wypędzona z Polski w 1968 roku wyjaśnia, dlaczego znów usłyszała Gomułkę, „Na Temat”, 26 lutego 2018, http://natemat.pl/231083,kto-wyjechal-w-marcu-1968-roku-historia-sabiny-....
  • 3. Senatorowie Rafał Ślusarz i Artur Warzocha w oświadczeniu adresowanym do marszałka Senatu zarzucali Bilewiczowi „kłamliwe tezy o «antysemityzmie wtórnym», którego poczucie ma rzekomo narastać obecnie wśród Polaków”. Ich zdaniem Muzeum Polin stało się „narzędziem walki politycznej”. „W związku z powyższym zasadne wydaje się pytanie do Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego, czy nadzorowana przez niego jednostka powinna wspierać ze środków publicznych tego typu działalność oraz do czego przydatne będą wyniki badań interpretowane w podobny sposób?” – pytali. „Należy oczekiwać, że MNiSW za pośrednictwem NCN dokładnie rozliczy wykorzystanie na realizację przedmiotowego projektu środków pochodzących z grantu” https://warszawa.onet.pl/senatorowie-pis-ws-debaty-w-muzeum-polin-stawia.... Zob. też – Rozmowa z Krzysztofem Bosakiem, http://www.radiomaryja.pl/informacje/tylko-u-nas-k-bosak-muzeum-polin-za... .
  • 4. Michał Głowiński Marcowe fabuły (Rzecz o propagandzie roku 1968), w: tegoż Pismak 1863 i inne szkice o różnych brzydkich rzeczach, Wydawnictwo Open, Warszawa 1995, s. 60.
  • 5. Rafał Ziemkiewicz na Twitterze: „Przez wiele lat przekonywałem rodaków, że powinniśmy Izrael wspierać. […] Dziś przez paru głupich wzgl. chciwych parchów czuję się z tym jak palant”.
  • 6. Też Rafał Ziemkiewicz, też na Twitterze: „Skrajna lewica szykuje jutro polityczną hucpę na UW, z wykorzystaniem infrastruktury uczelni”. O „hucpie” pisała też skrajnie antysemicka „Gazeta Warszawska” w artykule Hucpa – reaktywacja, „Gazeta Warszawska” nr 8/2018.
  • 7. „Do rzeczy” nr 9/2018.
  • 8. https://twitter.com/ogorekmagda/status/890987719530295297. Można by tu pójść jeszcze dalej – w odpowiedzi na to zapytanie Marek Borowski odparł, że nazwiska nie zmieniał, na co Ogórek drążyła dalej „a ojciec też nie zmieniał? Senator w wolnej Polsce musi rozliczyć się ze stalinowskiego i KPP-go [!] spadku”.
  • 9. VEL, 14 IX 1968, w: Michał Głowiński Marcowe gadanie, Wydawnictwo Pomost, Warszawa 1991, s. 36.
  • 10. Pisownia oryginalna, wstawiłam tylko brakujące kropki, tam gdzie w oryginale były entery. Źródło: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=10210855051603652&set=a.30454513... .
  • 11. https://www.facebook.com/FundacjaBecZmiana/photos/pcb.10155519320023543/... .
  • 12. Krystyna Kersten Marzec 1968 i tzw. kwestia żydowska w Polsce po II wojnie światowej, w: Polacy, Żydzi, komunizm, Niezależna Oficyna Wydawnicza, Warszawa 1992, s. 168.
  • 13. Zob. Konrad Matyjaszek Bowiem kto Polskę chciał okłamać, teraz od Polski dostanie w pysk. Marzec 1968 roku teraz, https://strajk.eu/bowiem-kto-polske-chcial-oklamac-teraz-od-polski-dosta... .
  • 14. Feliks Tych Kilka uwag o Marcu 1968, w: Marzec 1968. Trzydzieści lat później, tom 1, Referaty, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1998, s. 23-27.
  • 15. Publicyści „Gazety Warszawskiej” piszą uparcie o „zmarłych bezpotomnie Żydach”, co wydaje mi się szczególnym okrucieństwem.
  • 16. Bartosz T. Wieliński „Żydowscy sprawcy” premiera Morawieckiego, http://wyborcza.pl/7,75398,23039760,zydowscy-sprawcy-premiera-morawiecki... .
  • 17. https://twitter.com/PremierRP/status/971427343653892097 .
  • 18. Głowiński Marcowe fabuły, dz. cyt., s. 62.
  • 19. Paweł Lisicki Tezy o wojnie, „Do rzeczy” nr 9/2018 (26 lutego – 4 marca 2018).
  • 20. Wszystkie wyróżnione dużymi literami hasła Marcowego gadania według wydania: Michał Głowiński Marcowe gadanie, Wydawnictwo Pomost, Warszawa 1991.
  • 21. Rafał Ziemkiewicz Jakie piękne samobójstwo. Narracje o wojnie, szaleństwie i cynizmie, Fabryka Słów, Lublin 2014, s. 18.
  • 22. Rafał Ziemkiewicz Jakie piękne samobójstwo. Narracje o wojnie, szaleństwie i cynizmie, Fabryka Słów, Lublin 2014, s. 18.
  • 23. Elżbieta Morawiec Boję się, że Polska przegra, „Do rzeczy” nr 9/2018.
  • 24. Wojciech Wybranowski Reżyserowany konflikt?, „Do rzeczy” nr 9/2018.
  • 25. Na przykład „Do rzeczy” nr 10/2018.
  • 26. „Gazeta Polska”, nr 10/2018.
  • 27. Mikołaj Grynberg Księga wyjścia, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2018.

Udostępnij

Kornelia Sobczak

Absolwentka Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. W Instytucie Kultury Polskiej UW obroniła  pracę doktorską na temat recepcji Kamieni na szaniec Aleksandra Kamińskiego.