hipochondria-www.jpg

Rys. Krzysztof Myśliwiec

Kto dziś kaszle, jutro jest martwy

Lukas Linder
Tłumaczenie: 
Monika Wąsik-Linder
W numerach
Czerwiec
2024
6 (808)

Każdy musi umrzeć. Ale najpierw trzeba wpaść na ten pomysł. Dzieciństwo jest jak długi letni dzień. Jesień życia zaczyna się dla każdego w innym momencie. Niektórzy w wieku osiemdziesięciu lat zostają ponownie ojcami, biegną w Ironmanie na Hawajach lub robią karierę jako filateliści. Dla mnie jesień zaczęła się w liceum, w wieku szesnastu lat, kiedy oficjalnie zacząłem umierać.

Pewnego dnia nasza klasa miała pójść na badania kontrolne do szkolnego lekarza. Nazywał się Blunschi i patrzył na mnie smutno. Podejrzewałem najgorsze. Kiedy przyszła moja kolej, nagle oblał mnie zimny pot. Serce waliło mi jak oszalałe. Blunschi zmierzył mi ciśnienie. Było zdecydowanie za wysokie. „To niedobrze” – wyjaśnił Blunschi, patrząc na mnie surowo. „Nieleczone nadciśnienie tętnicze może powodować zawał serca, udary mózgu i inne problemy. Połóż się i zrelaksuj. Zmierzymy ponownie za pięć minut.” Pięć minut później moje ciśnienie krwi przekraczało już normy pomiarowe aparatu.

Odkrycie własnej śmiertelności wywołuje u ludzi bardzo różne reakcje. Są wśród nich tacy, którzy decydują się jak najlepiej wykorzystać swój czas. Zostają bankierami inwestycyjnymi lub, jeszcze lepiej, zajmują się badaniami i opracowują leki, ratujące niezliczoną ilość żyć. Ja wybrałem inną strategię: zachorowałem. Z jakiegoś powodu śmierć nie poprawiła mojego życia, jak twierdził Sartre. Wręcz przeciwnie. Jeśli jesteś śmiertelny, oznacza to, że możesz umrzeć w każdej chwili. Internet, który w tamtym czasie, dwadzieścia pięć lat temu, stał się drugą rzeczywistością, jeszcze bardziej podsycił moje obawy. Poprzez swoją obsesyjną strukturę, która nie zna granic, sugeruje spanikowanemu hipochondrykowi, że każdy wniosek jest w rzeczywistości możliwy, a zatem również, że ta wysypka na jego ramieniu jest w rzeczywistości rzadką formą trądu. Widziałeś to w kiepskich filmach: kto dziś kaszle, jutro jest martwy. To niesamowite, że dookoła nadal żyje tylu ludzi, zawsze myślę, kiedy przez kolejne trzy godziny googluję swoje objawy.

Podczas studiów myślałem, że mam wadę serca i spędziłem lato leżąc w łóżku (co zrobiłbym nawet, gdybym nie myślał, że mam wadę serca). Pewnego razu miałem wrażenie, że moje źrenice mają różne rozmiary i siedziałem całą noc przed lustrem, aby dojść do sedna tego zjawiska. O siódmej rano padłem wyczerpany. 

Hipochondria to śmieszna choroba. Istnieją choroby, które emanują pewnym olśniewającym urokiem. Na przykład schizofrenia, depresja maniakalna czy choroba afektywna dwubiegunowa kojarzą nam się nie tylko z ogromnym cierpieniem, ale także z fascynującymi biografiami artystów. Hipochondria nie jest już dla nas tak fascynująca. Nie kojarzymy jej też z takimi nazwiskami jak Van Gogh czy Klaus Kinski. Jej dramat jest nieruchomy, a przez to nudny. Gdyby życie hipochondryka było filmem, scenariusz wyglądałby mniej więcej tak:

Siedzi przed komputerem w spodniach od piżamy

Siedzi przed komputerem w spodniach od piżamy

Siedzi przed komputerem w spodniach od piżamy

Idzie do łazienki i sprawdza swoje źrenice

Siedzi przed komputerem w spodniach od piżamy

Trochę płacze

Woła swoją żonę

Ale jego żony nie ma. Zostawiła go, 

bo nie mogła już znieść jego marudzenia

Siedzi przed komputerem w spodniach od piżamy.

Koniec

 

Marzeniem każdego hipochondryka jest bliska znajomość z lekarzem. Zapraszanie lekarza na kolację i wspólne wędrówki z nim. Tak rozwija się przyjaźń, podczas której rozmawiają o dużych i małych rzeczach. Świadczenia emerytalne, globalne ocieplenie czy też ta dziwna opuchlizna za uchem. „Hej, doktorku, możesz rzucić na to okiem, a ja otworzę kolejne piwo? Jak myślisz, czy to rak?”

Raz byłem już blisko. Mój ówczesny lekarz rodzinny popełnił błąd, podając mi swój prywatny adres e-mail. Złota karta kredytowa hipochondryka! „Nie możesz nadwyrężać jego zaufania, wolno ci pisać do niego tylko w naprawdę poważnych sytuacjach” – powiedziałem sobie. Dwa tygodnie później zdałem sobie sprawę, że przestał odpowiadać na moje wiadomości.

Oczywiście idealnie byłoby być mężem lekarki. Podjąłem wiele wysiłków w tym kierunku, ale z jakiegoś powodu spotykałem tylko ludzi z sektora kultury, którzy są tak samo niespokojni jak ja. Lata temu, podczas jakiejś imprezy, dowiedziałem się, że współlokatorka mojej przyjaciółki studiuje medycynę. Natychmiast wpadłem do kuchni, gdzie przy ginie z tonikiem ucięliśmy sobie niezobowiązującą pogawędkę o moich zawrotach głowy. „Zakochałem się” – pomyślałem w drodze do domu, co oznaczało, że jestem w trakcie leczenia.

Dziś naprawdę jestem żonaty, ale nie z lekarką. Moja żona jest teatrolożką, co nie powstrzymuje mnie przed ciągłym opowiadaniem jej o moich chorobach. Pewnego dnia na pewno się ze mną z tego powodu rozwiedzie. I słusznie. Chcesz być z kimś, kto rozpieszcza cię filiżanką herbaty lub długim masażem wieczorem – a nie swoim powiększającym się pieprzykiem (w rzeczywistości robię jedno i drugie. Najpierw masaż, potem pieprzyk – to moje motto). Ale nic nie mogę na to poradzić. Hipochondria jest tak śmieszną chorobą, że nie da się z nią zostać samemu, żeby nie zwariować. Więcej nawet. Cały czas mam wrażenie, że znajduję się w pomieszczeniu kilka metrów pod powierzchnią ziemi, w którym jest tylko komputer, na którym właśnie przeczytałem wyrok śmierci i stamtąd wzywam pomocy.

 

***

Tek tekst jest częścią WYROSTKA ROBACZKOWEGO, specjalnego lekarsko-hipochondrycznego dodatku do numeru 6/2024. Zobacz pozostałe teksty: 

Sara Manasterska, Czekając na>>

Quiz: czy umierasz? >>

Udostępnij

Lukas Linder

Lukas Linder jest jednym z najciekawszych szwajcarskich prozaików i dramatopisarzy, regularnym felietonistą kilku szwajcarskich pism. W sierpniu 2024 roku nakładem wydawnictwa Kein & Aber ukazała się jego najnowsza powieść Charly Broms Dilemma. Czytelnikom „Dialogu” znany jest między innymi ze sztuki Człowiek z Oklahomy (przeł. Iwona Uberman, druk. 2/2016), w Polsce wystawionej pięć lat temu w Teatrze Bogusławskiego w Kaliszu (reż. Cezary Iber) czy felietonu Dramatopisarz nie umiera, czyli utrapienie (nr 4/2021).