niedurny_cricoteka03_www.jpg

Czarny album
Wszystkie światła palą się na czerwono. Jednak nie tylko dlatego samochody w Alejach Jerozolimskich stoją. W centralnym punkcie fotografii między dworcem a biurowcami rozciąga się czarny transparent z białym napisem „Granica pogardy”. Jego odbicie widoczne na mokrej powierzchni asfaltu tworzy dodatkowy obraz w obrazie. Październik 2016 roku jest deszczowy. Nie zatrzymuje to jednak działań podejmowanych w ramach pierwszego Strajku Kobiet.
Czarne Szmaty zaczynają się od akcji blokady jednej z najbardziej ruchliwych warszawskich ulic. Początkowo ma być to jednorazowe spotkanie. Kończy się trwającą już kilka lat współpracą i powstaniem artystycznego kolektywu założonego przez Martę Jalowską, Karolinę Maciejaszek, Magdę Staroszczyk i Monikę Sadkowską. Podejmowane przez nie działania związane są z ważnymi dla Polski rocznicami i społecznymi protestami. Tak jak przyjmując nazwę Czarne Szmaty przejęły na swoje potrzeby obraźliwe dla kobiet określenie, swoją działalnością starają się odzyskać choćby na chwilę przestrzeń miasta. Materiałem ich pracy jest sama Warszawa. Polem działalności – obiekty patriotyczne, których w stolicy kraju nie brakuje. Celem – działanie na ich znaczeniach w przestrzeni symbolicznej i przekładanie efektów tej pracy na język fotografii.
niedurny_nie_jestes_sama.jpg

Od początku definiują się jako kolektyw. Wspólnie ustalają obowiązujące w ich pracy zasady. Niektóre propozycje nie są przyjmowane. Tak jak ta mówiąca o tym, by ukrywać swoje twarze 1. Inne zmieniają się z biegiem czasu i wraz z nabytym doświadczeniem. Na początku wszystkie decyzje podejmowane były jednomyślnie. Jedno weto wystarczało do tego, by zrezygnować z akcji. Obecnie wydarzenie organizowane przez przynajmniej dwie członkinie grupy może zostać podpisane nazwą kolektywu. Inne zasady towarzyszą im cały czas. Jak choćby ta, że (w prawie) każdym przypadku nie zarabiają na swojej pracy, a pozyskane ze zbiórek, czy publikacji zdjęć fundusze przeznaczają na dalszą działalność grupy. Nie mamy innej motywacji w naszej pracy niż publiczna chęć wypowiedzi – zaznacza Karolina Maciejaszek 2.
Wspólne akcje, praca kolektywna oznacza dla nich dzielenie się odpowiedzialnością za podejmowane działania, wchodzenie w projekty z pełną świadomością ich znaczeń, możliwość dzielenia się pomysłami i wiedzą. A także odwagą. Obawy u każdej z nas pojawiają się w innym momencie – mówi Marta Jalowska. – Działalność w grupie nas umacnia – dodaje. Wychodzenie w przestrzeń miejską nie jest w końcu takie proste.
***
W miasto artystki wychodzą również w sierpniu 2017 roku z akcją Polki walczące, kiedy to rozpowszechniają w miejscach publicznych zaprojektowane przez Jacka Rudzkiego grafiki przedstawiające znak Polski walczącej z dorysowanymi kropkami, które sprawiają, że dolna część powstańczej kotwicy wygląda jak piersi. Grupa roznosi wlepki, szablony, plakaty i piny, a także udostępnia grafikę na swojej stronie wraz z instrukcją jej wykorzystania.
W Warszawie pojawiają się też kolejne czarne banery. Pierwszy w lipcu 2017 roku, kiedy w Polsce wybuchają protesty w obronie niezależności sądownictwa. Na opublikowanym w mediach społecznościowych nagraniu widać, jak Czarne Szmaty wraz z zaproszonymi do udziału w akcji ludźmi stoją z banerem złożonym na dwie części. Na sygnał pokazują ukryte wcześniej hasło: „(Jeszcze) mamy prawo”. Powstaje wtedy dużo fotografii – reporterów, przypadkowych świadków. Baner zostaje uwieczniony zanim grupa ruszy w podróż – tym razem niosąc go wzdłuż, a nie w poprzek ulicy. Jego kolor silnie kontrastuje z beżowymi budynkami dominującymi w centrum Warszawy. Na Facebooku grupy pojawia się potem apel o wysyłanie zrobionych im fotografii. Album „Od dobrych ludzi” nie zawiera jednak zbyt wielu relacji. Kilka zdjęć pojawia się osobno w cytowanych postach. Najbardziej wyróżniające się pokazuje grupę ludzi siedzących wzdłuż barierek ustawionych przy sejmie. Wygląda jakby było bardzo ciepło, a protestujący, których ciała uchwycone były wcześniej w bojowych pozycjach, są już wyraźnie zmęczeni. Materiał z napisem leży na ziemi, tworząc bezwładną ścieżkę między zrezygnowanymi ludźmi. Tym razem obecność aparatu pozostała niezauważona.
niedurny_bezkres_nienawisci.jpg

Ta fotografia przypomina o cielesności protestów. O tym, że wypisane na planszach nawet najbardziej poetyckie hasła tracą na abstrakcyjności w kontakcie z generującą niebezpieczeństwo ulicą. Akt wyjścia z napisem oznacza każdorazowo branie odpowiedzialności na swoje ciało za jego znaczenie (prawdziwe lub domniemane). Konfrontacja jest ryzykiem wpisanym w wydarzenie. Mam wrażenie, że właśnie o tym opowiadały członkinie grupy, mówiąc o towarzyszącym im czasem strachu.
Pokazuje to kolejna akcja z banerem. W marcu 2018 roku wybuchają protesty wobec zaostrzenia ustawy aborcyjnej. Przygotowane przez kolektyw hasło to „Bezkres nienawiści”. Fotografie pokazują drogę grupy z wyraźnym finałem przy kościele na placu Trzech Krzyży. Plac jest w zasadzie pusty – jasny budynek klasycznie zbudowanej świątyni kontrastuje z transparentem zaburzającym spokój tego kadru. Jak zauważa Agnieszka Sosnowska:
Niekiedy znaczenie waszych akcji buduje się poprzez wybór bardzo konkretnego kadru fotograficznego, w którym zostaje ona uwieczniona. Przykład: zdjęcie przed kościołem na placu Trzech Krzyży, gdzie trzymacie szmatę z napisem „Bezkres nienawiści”. To niezwykle mocny, jednoznaczny obraz. Wydaje mi się, że zdjęcie jest tutaj bardziej spektakularne niż mogła być sama sytuacja 3.
Tymczasem okazuje się, że napięcie wpisane w spokojny kadr nie okłamuje oglądającego, a bezruch tej sytuacji jest jedynie pozorny. W czasie tego wydarzenia doszło do interwencji proboszcza i policji oraz do fizycznej próby usunięcia protestujących z progu kościoła przez grupy nacjonalistów. Po akcji pozostał kadr – zapis najważniejszego symbolicznego przekazu, trochę abstrakcyjny, przyjmujący na siebie różne znaczenia. Nie wiem, czy dostrzegany przeze mnie niepokój wpisany w fotografię wynika z tego, że oglądając zdjęcie znałam historię konfrontacji grupy z agresywnymi widzami, czy rzeczywiście jest on w niej zapisany? Poetyckie hasło protestu sprawia, że obraz oddala się od pierwotnego kontekstu, osłabia początkowe znaczenie i potrzebuje opisu, by w pełni opowiedzieć o sytuacji, w której został zrobiony. Jednocześnie otwiera się na inne nadawane mu przez oko oglądającego sensy. Jak zauważa w wywiadzie dla „Didaskaliów” Karolina Maciejaszek, w kontekście ujawniania kolejnych skandali pedofilskich wymowa i możliwe odczytania kadru ulegają zmianie.
***
O zdjęciach myślimy od początku. Planując akcję, zastanawiamy się, jaki obraz wytworzymy i co po niej zostanie. Tak, żeby jej odbiorcami nie było tylko kilka osób, które zobaczą ją w mieście – mówi Karolina Maciejaszek. I rzeczywiście myślenie fotografiami jest w działalności Czarnych Szmat silnie widoczne. Grupa od początku współpracuje z fotografami, mocne wizualnie akcje odbywają się w środku miasta bez żadnych barier i zachęcają do robienia zdjęć nawet przypadkowych przechodniów. Fotografie krążą następnie po mediach społecznościowych, dobrze prezentują się w prasie. Są jednocześnie niezwykle estetyczne jak i pełne łatwych do interpretacji znaczeń – przyciągają więc spojrzenie oglądającego na dłużej.
Zdjęcia pozwalają zgromadzić publiczność szerszą niż świadkowie czasem krótkich i osadzonych w konkretnym miejscu akcji, budują popularność, pozwalają wyjść z wiadomością w świat, a poza tym nie ograniczają miejsca prezentacji tych artefaktów. Jak mówi Marta Jalowska: „W dzisiejszych czasach naszą przestrzenią wystawienniczą jest więc Internet. Można powiedzieć, że kuratorujemy się same” 4. Co widać zarówno na stronie, jak i na Facebooku czy na Instagramie grupy, gdzie znajduje się bogata reprezentacja fotograficzna każdej akcji.
Nie są to jednak wszystkie skutki współpracy z fotografami. Ingerencja aparatu nie pozostaje bez wpływu na zachowanie fotografowanego obiektu – napręża i motywuje, natychmiastowo przenosi uwagę performera na przyszłą publiczność spoglądającą na kadr. Jednocześnie kolektyw podkreśla, że zdjęcia to nie jest dla nich jedynie dokumentacja, a obecność aparatu daje im znacznie więcej – możliwość wspólnej pracy nad znaczeniami. Rozumiem tę współpracę nie tylko jako rozmowę o kształcie akcji oraz wymianę pomysłów. Aparat ma tę władzę nad widzami, że zawsze pokazuje nam, na co mamy patrzeć. Nie pozwala na zagubienie, kierując naszym wzrokiem, a jednocześnie odcina z rzeczywistości niepotrzebne informacje, czyli to, co wprowadza zamieszanie, niezamierzoną niepewność, niepotrzebnie brudzi kadr. W tym sensie fotografie kolektywu, bez względu na to, kto jest ich autorem, czy autorką, wydają mi się bardzo czyste. Tak jakby ktoś z drugiej strony aparatu mówił – patrz tam i resztą się nie przejmuj. Czytanie ich ułatwia także fakt, że Czarne Szmaty konsekwentnie poruszają się w granicach kanonu. Wybierają obrazy, symbole i odniesienia znane wszystkim wychowanym w kręgu oddziaływania kultury polskiej. A jako że podobne obrazy widzieliśmy już tysiące razy, łatwo nam – oglądającym znaleźć i opisać pęknięcia oraz zakres ingerencji artystek. Te w jednym z wywiadów mówią, że w sprawny, choć oczywiście bardzo krytyczny sposób pisze o ich dokonaniach prasa prawicowa 5. Wydaje mi się, że dzieje się tak dlatego, że kolektyw stoi w środku najbardziej znanego przez prawicę świata odniesień, posługując się w inny sposób, ale tymi samymi kodami kulturowymi. Tak tradycyjnymi, jak choćby ułańskie obrazy Kossaków.
***
Ułańskie fantazje (15 sierpnia – 11 listopada 2017) są w działaniu kolektywu projektem wyjątkowym. To pierwsza współpraca z fotografką Pat Mic, która w grupie pozostanie na dłużej. Akcja ta zmienia również tradycyjną dynamikę działania Czarnych Szmat. W pierwszym etapie pracy przygotowane zostaną zdjęcia, a następnie zrobione z ich użyciem pocztówki i ulotki zaczną działać w mieście.
Pierwsze fotografie zostały wykonane w studiu, kolejne w plenerze. Inspiracją do nich były wizerunki ułanów z obrazów Kossaków. W czasie ich oglądania, jak wspomina Marta Jalowska: „okazało się, że chłopcy na tych obrazach są bardzo kobiecy” 6. Zainspirowało to zespół do jeszcze silniejszego ich queerowania. Tradycyjna męska zaleta, czyli ułańska fantazja oznaczająca zdolność do niestandardowych, odważnych działań, wychodzenie poza schematy zastąpione zostało ułańskimi fantazjami sugerującymi erotyczne konotacje pracy. A jak wiadomo gry z seksualnością w przestrzeni publicznej są w Polsce uznawane za głęboko niebezpieczne.
niedurny_ulanki.jpg

Na pierwszym zdjęciu widzimy przytulone w miłosnym uścisku Martę Jalowską i Karolinę Maciejaszek. Obie ubrane są w ułańskie mundury, przyjęta przez nie poza (w układzie damsko-męskim kanoniczna) – wygląda jak przygotowanie do rozłąki, widoczne są na niej silne emocje. Ich przebranie jest za to niechlujne, guziki niedopięte. Jalowska ma w ustach źdźbło zboża, zamknięte oczy, dumnie podniesioną głowę, pomalowane usta i paznokcie. Rekonstrukcja ma wpisane w siebie pęknięcie, jest jakby nie do końca zrobiona, nieudana. Niepewność budzą również doklejone artystkom wąsy.
Magda Staroszczyk na wykonanym w studiu zdjęciu również ma wąsa. Rozbija to w pewnym sensie erotyczny potencjał fotografii, wprowadza dodatkowe zamieszanie. Aparat skoncentrowany jest na twarzy artystki. Ta patrzy gdzieś za siebie, przy umalowanych ustach trzyma szablę. Również ubrana jest w mundur. Zadbana, umalowana kobieta, przebrana za mężczyznę wpisuje się w erotyczny kanon i Magda Staroszczyk wydaje się na zdjęciu tego faktu świadoma. Gdyby tylko nie ten doklejony wąs… wprowadzający zamieszanie co do tego, czy uwieczniona osoba gra mężczyznę? Jest mężczyzną, który przebrał się za kobietę? Czy może łączy w sobie cechy obu płci, bez konieczności ich definiowania? Akcja Czarnych Szmat ma prowokować do tego rodzaju pytań, delikatnie przekształcać rzeczywistość i wprowadzać w przyzwyczajenia patrzącego nutkę niepewności, która zmieni jego spojrzenie także na oryginał.
Ozdobione fotografiami pocztówki w drugim etapie pracy zaczęły swoją drogę po mieście. Artystki roznoszą je po galeriach, muzeach, w tym Muzeum Wojska Polskiego, w którym nikt nie ma problemu z zostawieniem tam queerowego materiału. Być może zdjęcia oszukały spojrzenia pracowników? Pocztówki zostały wysłane posłom i posłankom (jedna osoba odpisała), a także w formie erotycznych ulotek włożone za wycieraczki samochodów. Trafiły również na ściany galerii, a także do prasy, nawet tej mainstreamowej, między innymi ilustrując zrobiony z Czarnymi Szmatami wywiad w „Gazecie Wyborczej”.
***
Syrenki to była pocztówka do dziewczyn, które wyjdą na ulice. Rodzaj ememesa od rzeczywistości – opowiada Monika Sadkowska. W rocznicę Czarnego Protestu (a zarazem w dniu rozpoczęcia kolejnych demonstracji) na pięciu warszawskich syrenkach pojawiły się czarne wstęgi z napisem „Nie jesteś sama” (3 października 2017). Każdej z nich zrobiono zdjęcia – łatwe do ściągnięcia kawałki materiału nie mogły utrzymać się przecież na nich zbyt długo.
Najczęściej powielaną fotografią było ujęcie syrenki stojącej przy moście Świętokrzyskim. Pojawiło się ono w „Wysokich Obcasach”, w „Didaskaliach”, a także książce Agnieszki Sosnowskiej Performans oporu. Stonowana kolorystyka zdjęcia utrzymanego w odcieniach bieli i szarości sprawiła, że fotografia wygląda dość surowo i zdecydowanie. Nic nie odwraca uwagi patrzącego. Z przekazem zapisanej na szarfie wiadomości komponuje się również pozycja syrenki – patrzącej prosto przed siebie, z podniesionym mieczem i tarczą u boku. Napis prezentuje się na niej bardzo wyraźnie. Dzięki zdjęciom, publikowanym jeszcze w czasie akcji w mediach społecznościowych, pomysł kolektywu mógł wyjść w świat, nie ograniczając swoich adresatek do mieszkanek Warszawy. Dzięki temu na przykład aktywistki z Torunia mogły odtworzyć akcję w swoim mieście.
Kolejny raz Czarne Szmaty rozpoczynają grę z pomnikiem w czasie akcji „Wolna Polska” przygotowanej we współpracy z Biennale Warszawa (4 czerwca 2019). Widoczna na pomniku Bohaterów Warszawy Nike w czasie trzydziestej rocznicy wolnych wyborów zmieniła się w komiksową Wonder Woman. Pomnik został przebrany w kostium, napis zaś z Wolnej Polski poprzez zmianę jednej litery stał się Wojną Polską. Wonder Woman nie wzbudzała już skojarzeń ze zwyciężającą wszystkie problemy superbohaterką, a stała się kimś ciągle gotowym do walki, pozostającym w konflikcie. Współczesnym.
niedurny_wojna_polska.jpg

Tym razem Czarne Szmaty współpracowały z Biennale Warszawa. Z tego powodu ich akcja nie miała formuły partyzanckiego działania, a chęć pracy z pomnikiem została zgłoszona władzom miasta. Artystki fotografując nie musiały się martwić, że stworzone przez nie dzieło szybko zniknie. Może z małym wyjątkiem. Kwestia napisu nie została zgłoszona przez zespół do projektu (Czarne Szmaty bały się, że nie dostaną na to oficjalnej zgody), co wywołało pewne kontrowersje. Za artystkami stanęła jednak wtedy instytucja Biennale. Wonder Woman została.
Efektem tej pracy były również działania podjęte wspólnie z Joanną Szczepkowską – aktorką trzydzieści lat wcześniej obwieszczającą na ekranach telewizyjnych koniec komunizmu. Tym razem odtwarzając tę sytuację na stworzonym na potrzeby projektu filmiku, Szczepkowska stwierdza: „proszę państwa, 4 czerwca 2019 roku nic się nie skończyło”. W przebitkach widzimy ją ubraną w strój Wonder Woman – podobny do tego umieszczonego na pomniku. Aktorka jest tak również ubrana na dwóch fotografiach wykorzystanych na plakatach. Na ramionach ma zaś pelerynę wyglądającą jak flaga Polski. Na jednej fotografii siedzi na tronie, na drugiej stoi. Na obu wydaje się zrezygnowana, smutna, w zupełnie niebohaterskiej pozie podpiera czoło i patrzy w podłogę. Tak, jakby wcale nie była pewna tego, czy tym razem zwycięży. Znak zapytania przy haśle Wojna Polska podkreśla jej zamyślenie. Szczepkowska w kontekście pierwszych wolnych wyborów ma bardzo szczególną funkcję, trudno opowiadać o tym dniu, nie przywołując nieco późniejszego telewizyjnego gestu aktorki. Jej ciało, jej głos, słynne zdanie upamiętnia, zyskuje pomnikową funkcję – a także sama staje się dla oglądającego kontekstem odczytania zdjęcia. Ubranie, pomimo że pochodzi z innego kręgu skojarzeń, podobnie jak w przypadku Nike jest powtórzeniem, umocnieniem komunikatu o wygranej. Znaczenie zmienia i podważa dopiero napis, a w wypadku Szczepkowskiej – widoczna rezygnacja aktorki.
Zderzeniem ze sobą dwóch estetyk była również akcja Orlice. Czarne Szmaty w Święto Niepodległości (2018) ubrane w maski orłów, w koronach, z napisem na połączonych pelerynach „Polska dla ptaków” robiły sobie zdjęcia. Jak opowiada Karolina Maciejaszek:
Była to nasza forma odpowiedzi na oficjalne obchody tego święta państwowego. Parafrazowałyśmy symbole narodowe, w tym przypadku orła. Zrobiłyśmy sesję fotograficzną w miejscach, które w Warszawie często są zawłaszczane przez narodowy dyskurs, co przekłada się chociażby na to, że odbywały się tam obchody tego święta. Szłyśmy więc zgodnie z oficjalnym programem obchodów – zaczęłyśmy od Świątyni Opatrzności Bożej, przez plac Piłsudskiego, aż do Stadionu Narodowego. Na przykładzie tych trzech miejsc od razu widać także, gdzie najmocniej kształtuje się dyskurs narodowy: w kościele, polityce i piłce nożnej. Co zabawne, część osób myślała, że nasza akcja jest częścią oficjalnych obchodów 7.
Akcja również została dokładnie sfotografowana – na Facebooku opublikowano zdjęcia pochodzące z kolejnych przystanków. Każdy z nich generował inne pole skojarzeń i charakter fotografii autorstwa Pat Mic. Zamglona, jeszcze niegotowa Świątynia Opatrzności Bożej wyglądała za plecami orlic jak abstrakcyjny obiekt, zupełnie niekojarzący się z budynkiem kościoła. Przebrane artystki wpisywały się w dziwną atmosferę tego miejsca. Mocniej w przestrzeni osadzał je Stadion Narodowy – ten jednak również nie konotował jedynie skojarzeń patriotycznych. Mam wrażenie, że najpełniej wymowę projektu oddają zdjęcia zrobione na placu Piłsudskiego, najbardziej zachowujące kontekst działań, który budował siłę polityczną fotografii. Na jednej z nich ustawione według wzrostu performerki stoją z podniesionymi do góry pelerynami tuż obok schodów smoleńskich. Na kolejnej na drugim planie widzimy Grób Nieznanego Żołnierza, dodatkowo przyozdobiony z okazji święta, z charakterystycznymi trzema łukami. Przed nim stoją trzy artystki, rozkładając peleryny. Dopasowując się do bryły obiektu, tworzą bardzo klasyczną kompozycję. Moje ulubione zdjęcie z tej serii przedstawia performerki stojące do oglądającego tyłem. Obserwują one żołnierzy w czasie zmiany warty ustawionych również tyłem, w podobny sposób. Na dworze jest mgła, a w widocznych z boku, opuszczonych dziobach orlic jest wiele smutku. Buduje to melancholijną atmosferę zdjęcia. Najbardziej jednak zaskakujący jest fakt, że obie przebrane grupy, zebrane na jednym obrazie, jakoś dziwnie do siebie pasują i wspólnie tworzą wewnętrznie spójny świat.
***
Chyba najbardziej popularną akcją kolektywu były Pozdrowienia z Lesbos. W czasie Parady Równości 2018 performerki zagospodarowały przestrzeń przy słynnej warszawskiej palmie Joanny Rajkowskiej na rondzie de Gaulle’a. Na małej wyspie między samochodami wywiesiły planszę z napisem Lesbos. Rozłożyły tam leżaki i ubrane w bikini czytały na głos poezję. Później w wypowiedziach podkreślały, że chciały wykreować: „obraz-symbol odnoszący do tego, czym jest Lesbos w wyobraźni kulturowej” 8, w tym samym wywiadzie nazwały też swoją pracę utopią.
„Byłyśmy przekonane, że ta akcja będzie trwała trzy minuty, po czym zostaniemy ściągnięte spod palmy przez policję. Dlatego też bardzo szybko rozebrałyśmy się do kostiumów kąpielowych, żeby zdążyć przynajmniej udokumentować akcję i zrobić zdjęcia” 9 – opowiada Karolina Maciejaszek. Akcja trwała jednak ponad pięć godzin, policja zaś po kilku pytaniach (o to, jak dostały się na wyspę) zdecydowała się nie ingerować w przebieg performansu. Artystki w tym czasie odpoczywając na leżakach, odczytywały na głos poezję Safony, Elizabeth Bishop i Adrienne Rich.
niedurny_lesbos.jpg

Zdjęcia z Lesbos to kolejna współpraca artystek z Pat Mic. Fotografce udało się uchwycić przyjemną, sielską atmosferę tego miejsca. Część ze zdjęć wygląda jak ujęcia z wakacji. Na tym najczęściej powtarzanym, robionym na zbliżeniu widoczny jest fragment palmy, napis Lesbos i trzy uśmiechnięte kobiety. Na tych mniej sielskich robionych z większego oddalenia udało się skontrastować słoneczną i sielską atmosferę wyspy z surowością zalewającego ją z każdej strony betonu, a nawet rozmowę z policją. Zdjęcia zostały potem udostępnione przez Galerię Foksal – patronującą działaniu Rajkowskiej – bez podpisu i odwołania do tego, kto przygotował performans – te informacje zostały dodane dopiero po interwencji Czarnych Szmat. Artystki podkreślały w tym kontekście, że zauważane przez środowisko teatralne, często zostają wyrzucane poza pole działania sztuk wizualnych i nie potrafią w nim zafunkcjonować. Pominięcie ich nazwy przez Galerię Foksal jest wyrazem tego „niewidzenia”.
W dużej mierze tej akcji poświęcony został obszerny wywiad z artystkami przeprowadzony przez Damski Tandem Twórczy (Agnieszka Małgowska i Monika Rak). Dziennikarki pomimo sympatycznej i życzliwej atmosfery rozmowy wyrażają w nim jednak pewien dystans do akcji, w następujący sposób komentując opowieść o pozytywnych reakcjach przechodniów: „Rozebrane dziewczyny w środku miasta w kontekście lesbijskości to raczej obiekt pożądania niż nienawiści. Gdyby usiadły butchowate, grube lesbijki, to nie mam wątpliwości, że byłaby agresja” 10 i dodają „Ta akcja miała być prowokacją, a wyszła na asymilacyjne perfo, z którego można wywnioskować, że oto w Polsce nie ma homofobii, jest uroczo i życzliwie, że lesbijki w Polsce są akceptowane. Mnie to wkurzyło, bo zakłamuje rzeczywistość”. Pojawiają się argumenty dotyczące podporządkowania akcji pod męskie spojrzenie, uśmiechania się do mainstreamu oraz komentarz, że wykreowany wakacyjny obraz to „marzenie neoliberałek wprost z prospektu”. Kolektyw nie do końca się do tych zarzutów odnosi, zaznaczając jedynie, że reprezentują siebie, swoje ciała i swoją perspektywę.
***
W czasie pracy nad tekstem zdjęcia kolektywu dostarczają mi informacji, stają się przewodnikiem po serii działań, których nie byłam bezpośrednią świadkinią, a także sprawiają, że mogę uczestniczyć w czymś, co same artystki nazywają „kolektywnym performansem fotograficznym”.Traktuję je jako autonomiczny efekt pracy, który mogę czytać jako osobne zespołowe dzieło. Fotografie są ładne, odczuwam wizualną przyjemność patrząc na nie. Czasem mam jednak z nimi problem, bo oddzielone od miejsca akcji, jej ulicznego charakteru kadry wydają mi się grzeczne – nie budzą niepokoju, nie przesuwają granic mojego świata i jego rozumienia. Oglądając kolejne obrazy, mam wrażenie, że działając na konserwatywnych wizerunkach artystki nie rozsadzają ram ich odbioru. To, jak ładne, klasyczne w kompozycji i estetyczne są te fotografie, jest uspokajające – znam obraz, który widzę, potrafię się w jego świecie poruszać, mogę analizować wpisane w niego znaczenia z bezpiecznej pozycji. Ustawiając działania pod kadry, ustawia się także ich znaczenia. Nie można być radykalnym w znaczeniach, jeśli nie jest się radykalnym w obrazach.
Obrazy zaczynają się radykalizować dopiero w ruchu, który rozumiem jako wszelkie działania podjęte na zdjęciach, których zasięg i oddziaływanie niekoniecznie wynikają z zawartych w nich treści. A ruch obrazów ma w Polsce znaczenie. W końcu to kraj, w którym działanie na wizerunkach, czy to rozumianych jako święte obrazki, czy pomniki, czy ludzkie ciała (zaprojektowane w oficjalnym dyskursie władzy do tego, by pokazywać jednoznaczne cechy płciowe) wydaje się czymś skrajnie niebezpiecznym dla utrzymania status quo. Zdjęcia zaś w ruch wprawia nadanie im kontekstu, spojrzenie aktywnego oka, publikacja, a także umieszczenie ich na wystawie.
***
Do czasu wydarzeń związanych z Miesiącem Fotografii nie czułam się częścią kolektywu, tylko działałam z Czarnymi Szmatami na zasadzie współpracy. Ale Kraków to było dla nas tak trudne doświadczenie, że zasady naszej pracy musiały się zmienić, chociaż nie mamy tego jeszcze przemyślanego i poukładanego – mówi fotografka Pat Mic.
Wszystko zaczyna się, kiedy dostaje zaproszenie od kuratorki Agnieszki Rayss na wystawę Powaga sytuacji otwierającą tegoroczny Miesiąc Fotografii. Mają być na niej pokazywane zdjęcia z akcji Ułańskie fantazje i Pozdrowienia z Lesbos. Dla grupy ważne jest to, by autorstwo zdjęć rozłożyć na cały kolektyw i nie traktować ich jako dokumentacji, lecz efekt współpracy. Dodatkowo ze strony Pat Mic wobec organizatorów pada propozycja, żeby Czarne Szmaty przygotowały na otwarcie wystawy performans – tak, by połączyć ze sobą fotograficzny i interwencyjny aspekt ich działalności. Kuratorka zgadza się, a kontakt z grupą przejmuje Joanna Gorlach z Miesiąca Fotografii. Jednak, jak się okaże, każda z prac potraktowana zostanie w inny sposób, a pomimo tego, że autorstwo przypisuje się tu Czarnym Szmatom i Pat Mic, kluczowe w dalszej współpracy będzie medium, w jakim zostały wykonane.
Artystki na prośbę organizatora wysyłają krótki opis planowanych działań zatytułowanych Czerwony dywan.
Chciałyśmy poeksperymentować z formą przypominającą flagę Polski i zobaczyć, jak jej obecność w przestrzeni publicznej na wernisażu będzie organizować tłum – opowiada Magda Staroszczyk. Akcja miała pierwotnie polegać na ułożeniu w przestrzeni wystawy czerwonego dywanu. W trakcie działań przebrana za policjantki/ów grupa miała wejść do środka i do czerwonego materiału dołożyć biały, tworząc tnącą przestrzeń wielką flagę Polski, a następnie przekładać ją w różne miejsca. Byłyśmy ciekawe, czy ludzie zaczną po niej przechodzić, nad nią przeskakiwać, czy wywoła ona zmianę w ich zachowaniu – dodaje Karolina Maciejaszek.
niedurny_cricoteka02.jpg

Sytuacja komplikuje się 10 maja, kiedy to Czarne Szmaty otrzymują sygnał od organizatorów, że Ośrodek Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora Cricoteka, w którym miała odbyć się wystawa, nie zgadza się na zrealizowanie zaproponowanego performansu. Powody tej decyzji nie zostają ujawnione. W następstwie grupa odmawia dopasowywania kształtu swojego projektu do oczekiwań instytucji i przez chwilę zastanawia się nad wycofaniem z wystawy zdjęć. – Doszłyśmy jednak do wniosku, że zabieranie prac jest znikaniem – mówi Marta Jalowska. Zamiast tego decydują się zrobić performans oporu, który tematyzować ma samą sytuację cenzury. Pomysłem na niego nie dzielą się z Miesiącem Fotografii, prosząc jedynie o zwrot kosztów podróży i użytych materiałów.
Informacja o akcji pojawia się na Facebooku grupy dopiero w momencie, w którym Cricoteka dopuszcza się kolejnego aktu cenzury – nie zgadza się na pokazanie pracy Banery z Placu Wilsona – 30.10.2020 Krzysztofa Powierży, przedstawiającej kartony z jesiennego Strajku Kobiet. Informacja na ten temat pojawia się na kilka dni przed rozpoczęciem wystawy. Rozpoczyna się wtedy korespondencja mailowa między artystami. Pojawiają się różne pomysły na wyjście z tej sytuacji. Jeden to pozostawienie pustego stelaża zamiast pracy z informacją o tym, co się stało, inny to wynoszenie prac w trakcie otwarcia. Organizatorzy podejmują decyzję o odwołaniu wystawy. Jak później w oświadczeniu wyjaśniają Czarne Szmaty:
Zanim jednak zapadła wspólna decyzja, na dobę przed otwarciem wystawy kuratorka poinformowała o jej odwołaniu. Decyzja spotkała się z krytyką ze strony ocenzurowanych artystek (naszego kolektywu) i artysty Krzysztofa Powierży. Napisałyśmy wtedy: „Zarówno głos nasz jak i głosy większości osób, biorących udział w tej dyskusji, zostały zlekceważone. Większość z nas sugerowała wypracowanie wspólnego stanowiska, natomiast decyzja o wycofaniu wystawy Powaga sytuacji została podjęta arbitralnie. Więcej: w efekcie decyzja ta odbiera artystom i artystkom możliwość zabrania głosu w sprawie. W tym kontekście nawet tak radykalny gest, jak ten Zbigniewa Libery nie ma szansy wybrzmieć. W naszym mniemaniu odwołanie wystawy Powaga sytuacji a utrzymanie otwarcia festiwalu oraz innej wystawy w Cricotece jest aktem autocenzury kuratorskiej, pociągającej za sobą cenzurę wszystkich naszych prac. Czy […] usunięcie krytycznej wystawy z programu festiwalu jest obroną sztuki krytycznej i wolności instytucji?”.
Zaznaczają również, że w oficjalnym oświadczeniu Miesiąca Fotografii nie opisano sytuacji nałożenia cenzury prewencyjnej na prace ich kolektywu.
W czasie rozmowy z organizatorami Czarne Szmaty słyszą, że pominięcie tej sytuacji było kwestią przypadku i trudno zrekonstruować, dlaczego tak się stało. „Dla mnie w tej sprawie trudne było to, że znowu przez przypadek znika głos kobiet. I nikt nie wie dlaczego. A my przecież wiemy jaki był tego powód. Głos kobiet zniknął dlatego, że zawsze znika. To Krzysiek, który zbiera banery ze Strajku Kobiet, jest osobą pokrzywdzoną. A kobiety: i my i autorki zebranych transparentów znikamy w czasie afery, w której cenzurowane są feministyczne treści. To bardzo symboliczna sytuacja” – komentuje Marta Jalowska.
Otwarcie Miesiąca Fotografii odbyło się nie na wystawie, nie w budynku instytucji, ale na należącym do niej placyku. Przemówienia miały charakter uspokajający. Jedni cenzurujący współczuli drugim, że akt cenzury musiał się odbyć, co szczegółowo w tekście Strefa wolna od ideologii, czyli cenzura w Cricotece opisał Marcin Kościelniak.
Czarne Szmaty wraz z innymi artystami i protestującymi pokazującymi między innymi ocenzurowane transparenty z pracy Powierży starały się zakłócić atmosferę wzajemnego współczucia. Kolektyw przebrany był w policyjne stroje (ślad po pierwotnym pomyśle na performans) z doczepionymi wąsami (czyżby tymi z czasów ułańskich?). Ponownie ubrane po męsku i umalowane przerywały przemówienia organizatorów, nadając stylizowane na policyjne komunikaty, dotyczące złamania przez instytucję prawa gwarantującego wolność artystyczną. Akcja Aresztowanie Cricoteki również została uwieczniona na zdjęciach często reprodukowanych przez nagłaśniające wydarzenie media. Na jednym z nich widać fotografowane z boku głowy artystek oskarżycielsko spoglądających na budynek Cricoteki. Karolina Maciejaszek w dłoni z pomalowanymi paznokciami trzyma megafon. Na zdjęciu widać sufit-lustro zadaszenia nad placem instytucji, a w nim obijający się tłum ludzi zgromadzonych na proteście. Tu pomniejszonych i w dziwnym odbiciu zniekształconych. Na innych fotografiach widoczne są też ułożone przed Cricoteką, tym razem czerwone, banery. Napisy na nich ponownie znaczą w kontekście protestu, generując jednocześnie szersze możliwości ich odczytania. Widzimy: „Artystki decydują, co pokazują” oraz „Wasz lęk to wasza odpowiedzialność za nasze znikanie”. Szczególnie poetycko i zagadkowo brzmi ostatnie hasło: „Przyszłość i tak nadejdzie”.
niedurny_cricoteka04.jpg

Sytuacja w Cricotece przede wszystkim dotyczy tematu cenzury, ograniczania głosów artystów i artystek. A także pokazuje napięcie między dwoma wymiarami pracy kolektywu. Podczas gdy zdjęcia uznane zostały za bezpieczny obiekt, bo zamknięty w kadrze i w czasie, akcja odbywająca się na żywo zaczęła wzbudzać lęk i niepewność. Niebezpieczeństwo w pokazywaniu fotografii leży bowiem gdzie indziej – we wzroku oglądającego i w kontekstach, w których się ją umieszcza, tworząc nową sieć oddziaływania i generując kolejne znaczenia. W kontekście dalszej działalności kolektywu i życia ich akcji taką samą wartość performatywną ma więc to, że album ze zdjęciami Czarnych Szmat ma ciągle wolne miejsca na kolejne wydarzenia i to, że podpisy pod zrobionymi już fotografiami ciągle mogą się zmieniać, produkując nowe sensy i znaczenia, odcinając się od własnej przeszłości. Ich przyszłość i tak nadejdzie.
- 1. Razem znaczymy więcej niż każda osobno, z kolektywem CZARNE SZMATY: Martą Jalowską, Karoliną Maciejaszek, Magdą Staroszczyk rozmawiał Damski Tandem Twórczy: Agnieszka Małgowska, Monika Rak
- 2. Jeśli nie zaznaczono inaczej, fragmenty wypowiedzi pochodzą z rozmowy przeprowadzonej przez autorkę z kolektywem na potrzeby tego artykułu.
- 3. Stawianie granic pogardy, z Czarnymi Szmatami rozmawiała Agnieszka Sosnowska, „Didaskalia” nr 153, 2019.
- 4. Tamże, s. 31.
- 5. Tamże, s. 34.
- 6. Zuzanna Bukłaha Kobieta z wąsem wkurza ludzi. Rozmowa z Czarnymi Szmatami, „Gazeta Wyborcza – Stołeczna” z 25 listopada 2017.
- 7. Stawianie granic…, op.cit., s. 33.
- 8. Razem znaczymy więcej niż każda osobno…, op.cit.
- 9. Stawianie granic…,op.cit., s. 33.
- 10. Razem znaczymy więcej niż każda osobno…, op.cit., s. 2; kolejne cytaty tamże s. 4 i 12.