Teatr Współczesny w Szczecinie

Nasz cykl nazywa się „Pogoda na jutro”, bo chcemy prosić rozmówców, by skupiali się na tym, co nas czeka, jak rysuje się przyszłość, nowe zadania, nowe zagrożenia. Słowem: co jest do zrobienia.

„Coś mi tu nie gra”. To zdanie powtarza się we Wracaj niczym leitmotiv. Tymczasem w przedstawieniu Anny Augustynowicz nieustępliwe, zmieniające się rytmicznie stukanie stwarza akustyczną przestrzeń dla niewidocznego, a głównego bohatera, jakim jest język. Dramat Przemysława Pilarskiego cechują gra słów, powykręcane powiedzonka i niedopowiedzenia, które sugerują, podpowiadają, ale mało co dookreślają. Jednocześnie naprawdę coś nie gra.

Przeglądając zaległe periodyki trafiłem na wywiad z Klarą Bielawką zamieszczony parę miesięcy temu w „Teatrze”. A w nim niespodziane, szczere wyznanie o bezpośrednich interakcjach pomiędzy sceną a widownią. „Sama jako widz nie znoszę być zaczepiana w teatrze przez aktorów – czytałem. – Ale jako aktorka nie mam z tym problemu”.

To zastanawiająca sprawa, kiedy ten sam tytuł w bliskim dystansie czasowym realizują różni twórcy. Często to kwestia okrągłej rocznicy czy jubileuszu. Lecz bywa i tak, że przyczyny dociec trudniej. Szczególnie, gdy nie jest to rzecz ponadprzeciętnie rozpoznawalna. Zauważona nagle aktualność tekstu? Modny temat? Chęć przywrócenia do obiegu zapomnianego dzieła? W sezonie 2019/2020 uwagę przykuwają przede wszystkim trzy warszawskie inscenizacje na podstawie Matki Joanny od Aniołów Jarosława Iwaszkiewicza.

Gdybym miał przypisać Dolores Ibárruri – tytułową La Pasionarię – do wybranej przez siebie przegródki polskiego archiwum pamięci o ruchu robotniczym, postawiłbym na sąsiedztwo z Różą Luksemburg. „Wielkie nieobecne”, obie w dość specyficznym położeniu, zepchnięte do najrzadziej uczęszczanych sektorów historii.

Pod koniec roku, spojrzawszy odpowiednio uważnie ku zachodowi, można było dojrzeć dwie potężne damy zwijające swoje wieloletnie gospodarstwa. W Berlinie była to Angela Merkel po szesnastu latach rządzenia Niemcami i poniekąd Europą. W Szczecinie – Anna Augustynowicz po trzydziestu latach prowadzenia Teatru Współczesnego. Angelę M. pożegnano uroczystą zmianą wart, Anna A. sama sobie wyreżyserowała Odlot, naszpikowany symbolami spektakl.

Pierwsze premiery nowych dyrekcji bywają traktowane jak wypowiedzi programowe. Jeśli rzeczywiście nimi są, spektakl inaugurujący dyrekcję Jakuba Skrzywanka w Teatrze Współczesnym w Szczecinie jest wypowiedzią wyrazistą.

W 1972 roku artystka wizualna Natalia LL nagrywa aktorkę wsuwającą do ust banana. Aktorka robi to powoli i zmysłowo. Ma z tego wiele radości, śmieje się odgryzając końcówkę owocu. Bez wątpienia to jeden z najbardziej erotycznych obrazów, jakie wytworzyła polska sztuka, a jednocześnie moment, w którym zaczęła się w Polsce walka o zaistnienie kobiecej przyjemności seksualnej w dyskursie. Obraz reprodukowany też poza obiegiem artystycznym utrwalił banana jako przedmiot, na który można dokonać przeniesienia erotycznych znaczeń. Falliczny, lekko zagięty kształt aż sam się prosi o porównanie.

„Jesteś synu w piekle… Zakonnice w ciąży przejechałeś na czerwonym świetle” 1 – wyjaśnia Ktoś z Papierosem w Pierwszym Nieudanym Początku. W Odlocie Zenona Fajfera nieudanych początków jest kilka, a dokładnie – trzy. Każdy z nich zwiastuje katastrofę (w domyśle: smoleńską).