Teatr im. Osterwy w Lublinie

W jednym z najbardziej ikonicznych westernów w historii kina W samo południe dźwiękowym motywem przewodnim jest posępna melodia piosenki Do Not Forsake Me, snująca się gdzieś pomiędzy gorączkowymi slalomami głównego bohatera, który bezskutecznie usiłuje znaleźć wspólników do swojej szlachetnej misji.

Niekończąca się pandemia tudzież prezydenckie wyścigi przysłoniły zdarzenia na innych polach, całkiem niebagatelne. Na przykład partii rządzącej udało się podwoić swój teatralny bilans. Do tej pory rozwaliła dwie duże sceny, co opozycyjni komentatorzy rytualnie jej wypominają. Teraz ma już cztery trafienia: do Polskiego we Wrocławiu i Starego w Krakowie dołączają Teatr im. Osterwy w Lublinie i Teatr im. Jaracza w Łodzi. W obydwu przypadkach zmiana dyrekcji zatrzymuje coś, co kręciło się owocnie i wiele obiecywało. W zamian – jako perspektywę – mamy nic. Równo nic.

Odwołanie Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi, nierozstrzygnięty konkurs w Teatrze im. Osterwy w Lublinie i powołanie przez marszałka województwa lubelskiego Redbada Klynstry-Komarnickiego, decyzja o rozpisaniu konkursu na dyrektora Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy – czy to nowa ofensywa władzy w kulturze, tym razem na poziomie samorządów wojewódzkich?

Najbardziej spektakularna jest zmiana w Lublinie i od niej chciałbym zacząć – jest ona o tyle znacząca, że pokazuje pewien trend normalizacji, która, moim zdaniem, będzie postępować.