Fajerwerki

Justyna Jaworska
Blog
04 sty, 2022

Z pierwszego tomu Genialnej przyjaciółki Eleny Ferrante (gdyby ktoś jeszcze nie wiedział: neapolitańskie osiedle po wojnie dźwiga się z biedy i otrząsa z faszyzmu) zapada w pamięć wystrzałowa scena pojedynku na fajerwerki. Oto młody Stefano Carracci dziedziczy po ojcu lichwiarzu sklep i pieniądze, a że pragnąłby jeszcze powszechnego poważania, urządza hucznego sylwestra. Zaprasza całymi rodzinami sąsiadów, nawet tych, którzy kupują u niego na kredyt, wszystkich prócz braci Solara, synów właściciela cukierni, samozwańczych władców dzielnicy. Zabawa jest szampańska: toasty, wyrzucanie przez okno starych mebli (to taka włoska tradycja), wreszcie sztuczne ognie. Na pierwsze race sklepikarza bracia Solara odpowiadają swoimi, na co Stefano z kolegami odpala cały arsenał… Robi się groźnie, dziewczyny bledną – a wiadomo, że gra idzie tak naprawdę o dziewczyny, zwłaszcza o jedną, tę genialną. Pojedynek trwa do wyczerpania zapasów i wtedy z balkonu cukiernika dobiegają strzały z broni palnej. Ewakuacja, koniec zabawy, jednak czytelnik słusznie spodziewa się dogrywki.

W zeszłym roku weszła na ekrany (i zeszła, co jakoś nie dziwi, bez większego rozgłosu) czarna komedia kRAJ złożona z sześciu etiud, popis młodych filmowców ze szkoły Macieja Ślesickiego. Ostatni fragment, Sylwester, wyreżyserował do własnego scenariusza sam twórca Sary. To mało subtelna, ale dobitna satyrycznie opowiastka o rywalizacji przez płot: dwaj sąsiedzi mają podobne wille z ogrodem, dzieci w podobnym wieku, podobnie atrakcyjne (i niewierne) żony, i obaj wyżywają się we wzajemnych złośliwościach, by sobie odbić osobiste frustracje. Kulminację przynosi noc sylwestrowa: sztuczne ognie wycelowane w sąsiada wydają się najpierw głupawą licytacją na światło i dźwięk, ale kolejne race rażą niczym pociski z haubicy, w efekcie płonie dom, samochód i kilkoro bohaterów żywcem.

Głupio się do tego przyznać (gdy psy skowyczą a właściciele psów krzyczą z okien), ale elektryzuje mnie zawsze ta noc fajerwerków. Kiedy byłam mała, aż tak nie strzelano. Sama nigdy nie puszczałam sztucznych ogni, wolę popatrzeć na ten dziki potlacz: w powietrze lecą grube sumy, każdy dzieciak może przez chwilę poczuć się Neronem. Niektórzy nie wytrzymują już koło południa (eiaculatio praecox), inni długo po północy nie mogą przestać. To jest dopiero teatr, w którym każdy artystą. Co oni sobie rekompensują? Do czego się szykują? Woleliby sobie postrzelać z czego innego?

Udostępnij

Justyna Jaworska

W zespole redakcyjnym „Dialogu” od 2007 roku. Wykładowczyni Instytutu Kultury Polskiej UW pracuje jako adiunkt w Zakładzie Filmu i Kultury Wizualnej w Instytucie Kultury Polskiej UW. Wydała książkę „Cywilizacja Przekroju. Misja obyczajowa w magazynie ilustrowanym” (WUW, 2008). Naukowo interesuje się między innymi sockonsumeryzmem, kinem polskim lat siedemdziesiątych, historią kultury XIX i XX wieku, szefuje też Zespołowi Badań Mody i Dizajnu. Jest w jury Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej.