Sen o bezgrzesznym
Pamiętam z dzieciństwa taki obrazek z jakiejś ilustrowanej bajki: pośrodku domowego salonu stoi słoń, który usiłuje schować się za piękną, białą, haftowaną serwetką. Nie pamiętam już, czy się przed kimś ukrywał, czy bardzo się wstydził, czy planował komuś zrobić niespodziankę. Pamiętam tylko ten komiczny kontrast wielkiego szarego cielska i skrawka białego materiału.
Ten obrazek pojawił mi się w głowie, gdy czytałem książkę Elżbiety Koniecznej Jerzy Jarocki. Biografia – za chwilę wyjaśnię dlaczego.
Biografia Koniecznej jest lekturą absolutnie nieakademicką i zapewne w tym tkwi jej największa siła. Przypisów w tej książce jest bardzo mało, pojawiają się natomiast liczne literówki (na przykład Krzysztof Gorbaczewski zamiast Garbaczewski), mało tutaj jakichś odkrywczych reinterpretacji czy uczonych analiz. Ale autorka nie kieruje swojej książki do historyków teatru – ostatecznie, o Jarockim powstały już dwie książki, jedna to monografia Beaty Guczalskiej 1, druga to wspomnienia brata, Roberta 2. Do tego można dodać także jubileuszowy album poświęcony artyście wydany przez Teatr Narodowy w Warszawie 3, uzupełniany esejami teatrologów.
Elżbieta Konieczna nie chciała jedynie upamiętnić Jarockiego. Pokusiła się raczej o stworzenie portretu człowieka, który swoim życiorysem mógłby zaciekawić więcej osób, niż wąskie grono specjalistów. A to temat bardzo modny – na rynku wydawniczym obserwujemy przecież przyrost pozycji o charakterze biograficznym.
To zainteresowanie biografiami nie jest chyba zresztą przypadkowe właśnie dzisiaj, w tak zwanych „czasach post-prawdy”, gdzie bardziej liczy się uwodzicielska moc narracji historycznej, jej siła przekonywania, niźli fakt, że historia jest dyskursywna, że jest świadomie wytwarzana i należy traktować ją podejrzliwie. Biografie stają się zatem podwójnym zakładnikiem: z jednej strony obiecują rzeczowość i ścisłość, rzetelność rekonstrukcji, z drugiej oferują przyjemny dreszczyk plotki czy skandalu, pomoc w dotarciu do ukrytej prawdy o kimś. Po to się przecież zazwyczaj plotkuje – by potajemnie, ekscytująco powiedzieć sobie po cichutku jak jest naprawdę (choć czasem nie ma na to dowodów, ale wszyscy i tak swoje wiedzą). Ta książka jest wyjątkowo plotkarska, choć trudno nie wierzyć w niektóre jej rozpoznania.
konieczna.jpg

Autorka bardzo sprawnie prowadzi narrację, niemal reportażową, dotyczącą życia i twórczości Jarockiego. Swoją opowieść przetyka niezliczoną liczbą wywiadów ze współpracownikami reżysera, prywatnymi wspomnieniami z przedstawień, wreszcie – fragmentami recenzji (choć tych ostatnich jest akurat najmniej). To naprawdę imponujące – zwłaszcza liczba przeprowadzonych wywiadów. Dodajmy, że robionych nie tylko z artystami! Autorka rozmawia także z brygadierem sceny Starego Teatru, z pracownikami działu literackiego Teatru Narodowego, z asystentami Jarockiego, z jego rodziną.
Oczywiście, najciekawsze jest to, czego nie ma: a w oczy rzuca się przede wszystkim brak wypowiedzi Jerzego Juka-Kowarskiego – można się jedynie domyślać dlaczego. Niestety rozmowy nie są opisane: nie wiadomo kiedy i gdzie były przeprowadzane wywiady (czy po śmierci Jarockiego czy jeszcze za jego życia?), nie wiadomo też, czy były autoryzowane (po niektórych wypowiedziach podejrzewam, że nie). Autorka nie sili się także na weryfikowanie wszystkich historii, trudno więc uznać wszystkie opowiadane plotki i anegdoty za miarodajne źródło wiedzy o czyjejś osobowości. Niemniej, powtarzające się po wielokroć, z ust różnych osób, podobne sformułowania sprawiają, że nawet jeżeli podzielić te wszystkie historie przez dwa, a nawet i przez cztery czy sześć, obraz Jarockiego rysuje się dość jednoznacznie: to był potwór.
To zresztą od dawna było wiadomo, ale nikt tego wcześniej tak dobitnie nie pokazał, jak ta Elżbieta Konieczna w swojej książce. Jarocki w pracy był zwyczajnym sadystą: potrafił tresować aktorów i realizatorów do upadłego, czasem bez jakiegokolwiek zdroworozsądkowego powodu. Bo na pewno nie zawsze chodziło o efekt artystyczny. Nie wierzę, by w imię sztuki można kazać jednej aktorce policzkować przez pół godziny drugą (tę opowieść z pracy nad Pokojówkami w krakowskiej PWST przywołuje Krystian Lupa). Trudno zasłaniać się efektem artystycznym, gdy Jarocki pstryka palcami i wysyła jednego z asystentów po kawę do bufetu dla innej asystentki (to opowieść Agaty Dudy-Gracz). Tym co szczególnie przeraża jest rodzaj zimnego okrucieństwa, pozbawionego w ogóle jakiejś emocji czy zapamiętania. Jarocki nie był cholerykiem, który wybuchał z pasji – to jeszcze dałoby się jakoś zrozumieć. On po prostu, na zimno upokarzał ludzi, w sposób bardzo ironiczny, niemal subtelny, chyba jedynie ku własnej uciesze.
Tym co szczególnie przeraża jest rodzaj zimnego okrucieństwa, pozbawionego w ogóle jakiejś emocji czy zapamiętania.
Najbardziej wstrząsająca jest pod tym względem historia z realizacji Matki w 1964 w Starym w Krakowie. Grająca Zofię Plejtus Romana Próchnicka miała w pewnym momencie spaść z impetem z ramion kolegów na tapczan. Aż pewnego dnia ktoś zabrał z tapczanu materac i aktorka wylądowała na gołych deskach. Jarocki o tym doskonale wiedział i tylko śmiał się rozochocony. Próchnickiej zaś od tego momentu zaczął szwankować kręgosłup.
Nie wiem jak wielkie kompleksy musi mieć człowiek, by robić innym takie rzeczy, by tak nadużywać przypisanej mu władzy. Bo to chyba musiało wynikać z kompleksów. W książce pojawia się kilka anegdot o podobnym schemacie konstrukcyjnym: aktor nie potrafi czegoś zrobić na scenie, Jarocki wraca do domu, trenuje dane zadanie do upadłego, by następnego dnia z triumfem zaprezentować aktorom, że „jednak się da”. Jak dziecko. Brawo, Jureczku.
Skądinąd, Konieczna w ogóle nie tłumaczy Jarockiego dzieciństwem. Książka zaczyna się od momentu podjęcia pracy w teatrze i w zasadzie w ogóle się nie cofa do przeszłości reżysera. Nie ma tu żadnej próby usprawiedliwiania Jarockiego doświadczeniami z młodości. Jeżeli jakoś uzasadnia się przemoc Jarockiego to raczej najbardziej wytartym argumentem: przecież robił tak wspaniałe spektakle, przecież w tych arcydziełach wadził się z ludzką naturą, systemem, Bogiem, zadawał odwieczne pytania. I tu zaczyna się problem. Ja także zachwycałem się przedstawieniami Jarockiego, niektóre z nich były dla mnie wyjątkowo ważnymi, osobistymi przeżyciami (nawet jeśli oglądałem je tylko na rejestracjach). Ale od kiedy przeczytałem książkę Koniecznej nie umiem już wyrzucić z głowy myśli, że za tymi pięknymi spektaklami stoi mnóstwo cierpienia. Zamiast pięknej serwetki zaczynam widzieć słonia, który próbuje się nią nakryć. I prawdę mówiąc, ani ze słoniem, ani z serwetką nie wiem co teraz zrobić.
Bardzo dobrze, że taka książka ukazuje się właśnie dzisiaj, kiedy żywo dyskutowane są warunki pracy w teatrach, wewnętrzna przemoc i hierarchiczne relacje władzy. Tylko co dalej? Jak właściwie te sytuację zmienić? I czy na pewno tego chcemy? Książka Koniecznej jest pewnie jedną z najistotniejszych pozycji o teatrze ostatnich lat – pod warunkiem, że ten, kto ją czyta obudzi się ze snu o bezgrzesznym i zobaczy, że to reportaż o mobbingu.
„Pytanie więc brzmi, dlaczego dyrygowani pod dyktando spełniają zachcianki dyrygujących” – zastanawia się Elżbieta Konieczna i próbuje dać odpowiedź: „Chyba chodzi o tajemnicę osobowości pokrywającej ludzi do działania, o wrodzoną umiejętność panowania nad zespołem – co tu dużo mówić – równie trudnych i wybitnych artystów sceny, filmu, filharmonii. Ci z kolei poddają się swoim jawnym lub ukrytym dyktatorom, wierząc, że za ich sprawą uda się wspiąć do artystycznego nieba. Recepty nie ma, jest prosty rachunek” 4.
Książka Koniecznej jest pewnie jedną z najistotniejszych pozycji o teatrze ostatnich lat – pod warunkiem, że ten, kto ją czyta obudzi się ze snu o bezgrzesznym i zobaczy, że to reportaż o mobbingu.
Ten rachunek wcale nie jest prosty: artystyczne niebo to obietnica zbyt niejasna i arbitralna, a tajemnica osobowości to często po prostu samowolka o znamionach tyranii, wynikająca z błędów systemu, który pozwala na takie wypaczenia.
Albo chodzi o strach. Bo strach okazać słabość i niewiedzę. Bo strach pozwać kogoś do sądu, strach odmówić współpracy, strach złożyć skargę, strach o tym wszystkim głośno powiedzieć. Strach też przyznać, że być może jednak najbardziej lubimy oglądać te nieszczęsne arcydzieła, właśnie dlatego, że tak wielkim kosztem powstają. Być może przestraszony słoń po prostu lubi być pod serwetką.
- 1. Zob. Beata Guczalska Jerzy Jarocki – artysta teatru, Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna im. Ludwika Solskiego, Oficyna Wydawniczo-Poligraficzna „Agat-Print” s.c., Kraków 1999.
- 2. Zob. Robert Jarocki Kogo szukał, czego chciał. Rzecz o Jerzym Jarockim, Muza SA, Warszawa 2015.
- 3. Zob. Reżyser. 50 lat twórczości Jerzego Jarockiego, pod redakcją Tomasza Kubikowskiego i Pawła Płoskiego, Teatr Narodowy, Warszawa 2007.
- 4. Elżbieta Konieczna Jerzy Jarocki. Biografia, Wydawnictwo Znak, Kraków 2018, s. 402.