20211024_karolina_jozwiak_strajk_proba_www_46.jpg
Miłuszka i wróżki
Gratuluję znalezienia się w półfinale Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej.
Bardzo się ucieszyłam, że To nasz pies znalazł się w czterdziestce. Jestem zadowolona, że mój dramat będzie miał szansę dotrzeć do publiczności, najpierw w Rzeszowie, teraz do tej zainteresowanej gdyńską nagrodą. Choć czuję się jednocześnie onieśmielona tym, że to moje małe doświadczenie – bo to jest tekst bardzo osobisty – gdzieś wypływa.
Cytując twój tekst zapytam zatem: w spektrum jakich zaburzeń się poruszamy?
To, od czego wyszłam, to moja prywatna relacja z dzieckiem, z osobą z ASD, czyli ze spektrum zaburzeń autystycznych. Wyzwanie tworzenia dobrych warunków komunikacyjnych, porozumienia – stało się dla mnie na tyle zajmujące i na tyle ważne, że znalazło się także w centrum moich zainteresowań twórczych. W pewnym momencie po prostu poczułam chęć opowiedzenia o tym doświadczeniu, poczułam, że muszę się nim podzielić. Mówimy o relacji macochy i pasierbicy, o kobiecie i dziecku w spektrum autyzmu, dziecku z niepełnosprawnością intelektualną, które komunikuje się dość specyficznie.
Powiedziałaś: dziecku w spektrum autyzmu. Czy ma znaczenie, że to dziecko jest dziewczynką?
To, że to dziecko jest dziewczynką, sprawia ewidentnie, że w drugiej bohaterce tego tekstu, neurotypowej Niematce, intensywniej uruchamiają się pewne traumy czy braki z jej własnego dzieciństwa. Nagle ona zaczyna pewne rzeczy dostrzegać dzięki temu, że ta osoba, którą jest, która teraz sprawuje funkcje opiekuńcze, też kiedyś dziewczynką była. Wiadomo, dziewczynce bardziej nie wolno robić pewnych rzeczy, nie wypada „źle” się zachowywać bardziej niż chłopcu. Jeśli chodzi o samo spektrum autyzmu, to może warto tu wspomnieć o tym, o czym się zresztą teraz dużo mówi, że objawy neuroatypowości u chłopców i u dziewczynek są często zupełnie inne. Zazwyczaj trudniej jest dostrzec zaburzenia ze spektrum u dziewczynek, ponieważ one po prostu lepiej się kamuflują, łatwiej się dostosowują. Mają do tego predyspozycje, poza tym uczone są udawania i nabierają w nim wprawy. Spektrum u dziewczynek często jest dalekie od tego, co sobie wyobrażamy, kiedy myślimy o osobach neuroatypowych. Te dzieci często są spragnione kontaktu, szukają bliskości i dotyku. Moja pasierbica w sposób naturalny i czasem wręcz nadmiarowy wszystkich przytula. Wszystkich, od razu, natychmiast i to najlepiej bardzo mocno. Lubi też głośne dźwięki, lubi hałas i chaos, lubi, kiedy naokoło jest dużo ludzi i dużo się dzieje. Spektrum jest po prostu bardzo różne, zawiera w sobie skrajne postawy i gesty.
Czyli dziewczynka potrafi przechytrzać również kryteria diagnostyczne…
Tak, choć myślę, że w tekście bardziej dostrzegalne jest to, co pod wpływem zderzenia się z dziewczynką wydarza się w Niematce. Ona się z tym boryka, bo ona jest z tego świata, takiego pełnego reguł, że wolno to, a tamtego już nie. Miłuszka rozsadza ten temat, ona się nie przejmuje, ograniczenia jej w jakimś sensie nie dotyczą, ona się przeciw niczemu nie buntuje, po prostu taka jest. To w głowie Niematki jest to, że ona powinna być miła i ładna. Miłuszka wypowiada te słowa, ale przecież ona je tylko powtarza, jest echem Niematki.
Porozmawiajmy zatem o Miłuszce. Jej imię przykuło moją uwagę, wydało mi się idealnie wpisywać w porządek, który mogłabym nazwać spektrum dziewczynkowatości.
To imię przyszło do mnie trochę przypadkiem, zainspirowało mnie imię bohatera opowiadania Niłuszka Maksyma Gorkiego. Natknęłam się na tę nowelę, której bohater prawdopodobnie również jest w spektrum. Wiele na to wskazuje w każdym razie. I tak – z dziewczynki, która początkowo nie miała imienia, ale stwierdziłam, że powinna jakieś mieć – zrobiła się ta Miłuszka. Potem się okazało, że to świetnie gra. Jakoś tak myślę, że samej Miłuszce również się to imię podoba, że do niej pasuje. Bo jej w ogóle, w tym jej świecie, naprawdę raczej jest miło, ona jest taka autentyczna, nie musi niczego udawać ani udowadniać, jest po prostu sobą.
Sobą w świecie, do którego podrzuciły ją wróżki?
Tak, Miłuszkę podrzuciły wróżki. Szukałam jakichś narzędzi, które dadzą mi bezpieczeństwo opowiedzenia tak osobistej historii, pozwolą mi ją trochę zuniwersalizować. Stąd się wzięła baśniowość tego tekstu. Trafiłam też na publikację Dziecko zagubione w rzeczywistości wydaną w 1988 roku, czyli dość już dawno temu, która zestawia baśnie, podania ludowe i teksty literackie, w których pojawiają się postaci, które ewidentnie – jeśli czytamy to z odpowiednim kluczem – są po prostu autystyczne. Pojawia się tam też motyw tego, jak sobie tłumaczono pojawienie się takiego dziwnego dziecka, które nie pasuje, które wytwarza jakieś poczucie obcości. W wielu baśniach było to tłumaczone w ten sposób, że wróżka podmienia dziecko, zabiera ludzkie i podrzuca swoje własne. Z jakichś powodów chce, żeby wychowywało się wśród ludzi, ale cały czas je obserwuje, nie spuszcza z niego oka. Czasem zdarzało się tak, że wróżki zmieniały zdanie i wtedy zdarzała się kolejna podmiana, stąd ludzie starali się je różnymi sposobami zachęcić, żeby oddawały ziemskie dzieci i zabierały swoje. Tak czy inaczej, konsekwencją tych podmianek było również i to, że kobieta wychowująca dziecko wróżki nie była jego matką. To szczególnie współbrzmiało z moim doświadczeniem. Miałam też poczucie, że jest w tym coś poetyckiego. A poza tym wróżki dobrze się kojarzą – nie mówimy o dziecku wiedźmy, tylko o jakimś tajemniczym, zaczarowanym bycie, który niekoniecznie ciągnie za sobą mrok.
To nim przejdziemy do psa, powiedzmy może jeszcze kilka słów o Niematce. Mimo że to Miłuszka pochodzi skądinąd, z innego – jak mówisz – świata, to tekst relacjonuje raczej podróż Niematki, jej zmianę, jej inicjację.
Pojawienie się Miłuszki ewidentnie uruchamia w Niematce zmianę. Sprawia, że wyrusza ona w podróż, w ramach której musi się skonfrontować z tym, jaka sama jest i co się u niej wydarzyło wcześniej. Żeby osiągnąć cel, jakim jest skontaktowanie się z Miłuszką, musi wrócić do relacji ze swoją matką, do ograniczeń, jakie jej samej narzuciła kultura, w której się wychowywała. Myślę, że główną bohaterką tego tekstu jest jednak Miłuszka, ale to przed Niematką stoi główne wyzwanie.
Powiedziałaś, że nadrzędnym celem jest tutaj kontakt, zbudowanie relacji między twoimi bohaterkami. W tym kontekście chciałam cię zapytać o język tej sztuki. Kilkakrotnie w tekście piszesz, że Miłuszka nie mówi, a jednocześnie przecież – mówi cały czas. Ta sprzeczność wydaje mi się warta uwagi.
Nad tym niemówieniem sama się zastanawiałam. Dlaczego Niematka mówi, że ona nie mówi? Podobają mi się dwie możliwości w odczytaniu: albo jest tak, że Miłuszka rzeczywiście milczy i to, co pada w tekście, jest tylko emanacją jej kontaktu z Niematką, albo wypowiada słowa pozbawione sensu i w związku z tym się nie komunikuje. Wypluwa frazy, coś powtarza, tworzy jakiś niezrozumiały język i to właśnie Niematka nazywa niemówieniem.
Jeśli jednak założyć, że jakaś komunikacja między nimi istnieje, to szczególną rolę odgrywają w niej zwierzęta.
Jestem pewna, że ta komunikacja istnieje! A zwierzęta zdecydowanie w niej pomagają. Zarówno pies, jak i wszystkie inne zwierzęta, które się w tym tekście pojawiają, wskazują na to, że jakieś pozajęzykowe porozumienie jest możliwe. I Miłuszka, i Niematka, i pies są z różnych światów, w których do komunikowania się służy jakiś inny kod, a mimo to pozostają w bliskości i szukają płaszczyzny porozumienia. Jednocześnie to pies rozumie zarówno język Niematki, jak i Miłuszki i dzięki temu je łączy, jest – w jakimś sensie – ich tłumaczem.