imigracja

Pewnego upalnego dnia jeździmy od klienta do klienta. Siedzimy ściśnięci w kabinie samochodu. Wywalczyłam sobie miejsce przy oknie, nie w środku obok kierowcy. Jesteśmy zmęczeni, spoceni, śmierdzimy, nie ma czym oddychać. Jest mi potwornie gorąco w stopy, buty robocze robią swoje. Nie mogę ich zdjąć, bo nawet nie ma tyle miejsca, żeby to zrobić, a poza tym zasmrodziłabym tę kabinę jeszcze bardziej. Gapię się więc bezmyślnie przez okno. Jedziemy przez Charlottenburg.