img_20220713_164457117.jpg
Zapalne afekty
Rozbiła bank! Jest w finale Nagrody Gombrowicza i Nagrody Literackiej Gdynia, już zdobyła Nagrodę Specjalną w konkursie Debiut Literacki – Pióro Roku 2021 i Nagrodę ArtRage. Parę dni temu jej autoadaptacja weszła w próby w Łaźni Nowej, premiera w nowym sezonie. Mowa o książce Mateusza Pakuły Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję, wydanej przez Wydawnictwo Nisza. Autor sam wystawi swój tekst, raczej już bez wplecionej w środek sztuki Stanisław Lem vs Philip K. Dick (drukowaliśmy ją w grudniu 2020), bo jej inscenizacja przygotowana na tejże nowohuckiej scenie została dopiero co obsypana nagrodami w 27. Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Uff, fanfary wybrzmiały, a ja trzymam kciuki za ten teatralny eksperyment, który pewnie nie wszyscy przyjmą ze zrozumieniem. Bo książka Pakuły to dziennik z czasu opieki nad ojcem umierającym na raka trzustki: intymny, szczery i żarliwy głos za legalizacją eutanazji. Napisać i wydać rzecz tak osobistą, prawie jeden do jednego – to już musiało być trudne. Ale aktualizować co wieczór na scenie te najgorsze ostatnie tygodnie, gdy minęły od nich ledwie dwa lata? Już słyszę pomruki oburzenia, że to ekshibicjonizm i że coś się, panie, chyba ludziom poprzestawiało, żeby na własnej żałobie robić karierę.
Sama mam trochę obaw, bo Jak nie zabiłem… to tekst w drobiazgowym opisie agonii drastyczniejszy od innych głośnych ostatnio powieści-pożegnań, które z powodzeniem trafiły na scenę, czyli Rzeczy, których nie wyrzuciłem Marcina Wichy i Bezmatka Miry Marcinów. Jego siła tkwi właśnie w pakcie autobiograficznym – Mateusz Pakuła nie estetyzuje, nie szuka figur i metafor, tylko daje świadectwo. Dopuszcza czytelnika naprawdę bardzo blisko. Ale nie ma w tym „pornografii cierpienia”, jest skandal cierpienia. I misja.
Ta książka jest jak dynamit, oby przedstawienie wzmocniło jej wściekłą energię i wywołało dyskusję o tym, jak wygląda w Polsce medycyna paliatywna i prawo do eutanazji. Oraz jak by wyglądały, gdybyśmy mieszkali w państwie świeckim. Debata wisi w powietrzu: znam osoby, które nie chodziły na Czarne Protesty, a w sprawie wolności do śmierci chwyciłyby za transparenty. Czy będziemy do tego zmuszeni? Po stracie i doświadczeniu bezradności idą gniew i strach, to kombo już nie raz wyprowadzało ludzi na ulice.
Justyna Jaworska