Pozdrowienia z Białowieży
Nie widzieliśmy ani żubra na wolności, ani uchodźcy. Widzieliśmy Puszczę, dziką i zieloną mimo suszy, a w trawie wydeptane ścieżki. Widzieliśmy też stalowy mur (zwany neutralnie „zaporą”). W ściśle chronionym rezerwacie, gdzie nie wolno wyrzucić nawet ogryzka, by nie zakłócić ekosystemu, wyrżnięto pod niego po obu stronach szeroki pas drzew, poodcinano systemy korzeniowe, utrudniono rybom przepływ na rzece Narewce, przerwano zwierzętom ich szlaki. Poszły na to prawie dwa miliardy, a i tak codziennie w kilkudziesięciu miejscach ktoś to ohydztwo próbuje sforsować, często z sukcesem. Można się podkopać, można podstawić drabinę i skoczyć z pięciu metrów, ryzykując połamanie nóg, można też zapłacić pomocnym Białorusinom, by przecięli blachę. Zamkniętą strefę zniesiono w Białowieży z początkiem lipca, nadal kręci się tu sporo wojska i niewielu turystów. Nie ma się czego bać, przyjeżdżajcie, jest pięknie! A przez las ludzie idą, jak szli, ostatnio aż z Konga czy Kamerunu. Trawy są jeszcze wysokie.