Pan Kazio
Kiedy powiedział, że odchodzi na emeryturę, kolejka rodziców jęknęła głucho. Był przecież mistrzem ceremonii, gdy tak stał z termometrem w drzwiach przedszkola. Każde dziecko witał po imieniu, mierzył temperaturę, pomagał zdezynfekować rączki i zaganiał do właściwej szafki. Z nowego rytuału, którego się obawialiśmy, zrobił zabawę – dzieci nie mogły się doczekać.
Jego teatr to były poranki, od szóstej do ósmej trzydzieści. Potem jeszcze otwierał drzwi spóźnialskim, zamiatał, coś naprawiał, na pewno miał jakąś robotę, ale po południu już go nie było. Najtrudniejsze zadanie spadało na niego zawsze na początku września: pośród wyjących maluchów i roztrzęsionych matek on jeden zachowywał spokój, nieporuszony niczym Buster Keaton między szatnią Motylków a szafkami Żabek. Z błyskiem humoru rozbrajał histerie, jakby świetnie wiedział, kto rozpacza naprawdę, a kto płacze tylko dla towarzystwa.
Kiedyś spotkałam go w metrze i z trudem poznałam – miał zamyśloną, zmęczoną twarz aktora w garderobie. Nie ukłoniłam się, był poza swoją rolą i nie miałam odwagi wyrywać go do niej z powrotem. Co innego rano, na jego terenie. Tam był najważniejszy, dyrygował ruchem szatni jakby od niechcenia, ale każdemu rzucił ciepłe słowo. Dzieci sprawniej się przebierały, matki wychodziły uśmiechnięte.
Na konferencji TED Susan Pinker miała ciekawy wykład o czynnikach, które przedłużają ludziom życie. Wyszło jej z badań, że oczywiście liczy się dieta, ruch, odstawienie używek, ale wcale nie na pierwszym miejscu. Na drugim były więzi rodzinne (wiadomo: by miał kto zadzwonić po karetkę), a na pierwszym – niespodzianka. Ważniejsza niż rodzina i przyjaciele okazała się sieć regularnych kontaktów społecznych, choćby nawet były przelotne, byle nie całkiem anonimowe. Ta niewidzialna siatka, która nas podtrzymuje, stała dzienna dawka wymienionych uśmiechów czy pozdrowień. A więc ten sam od lat listonosz, znajoma pani w kiosku, sąsiadka, z którą wymienia się parę słów na schodach. Albo woźny w przedszkolu, który samą swoją obecnością dyskretnie pomaga złapać dystans i ratuje najtrudniejszy poranek. I jak to będzie bez Pana Kazia? Nawet nie wiem, jak ma na nazwisko.