Oni źle grają w szachy
Albo zachowują się po wariacku. Francuzi wciąż się licytują, kto pierwszy użył sztućców. Chorwaci – Kroaci – wymyślili krawat, ów rekwizyt męski, którego nazwa brzmi inaczej w wielu językach świata.
A my? Wciąż nie wszyscy jesteśmy pewni, czy można – cytuję z książki, którą niedawno recenzowałam, żeby nikt mnie nie postawił przed sądem – być patriotą tylko dlatego, że się nienawidzi?
Ktoś inny, pewnie Bóg, powiedział, że nierządni jesteśmy, agresywni wobec bliźniego.
Którego mamy miłować.
Nienawistni. I stawiamy palisady ze słupków.
Jak o tym wszystkim nie pomyśleć, kiedy się wychodzi z kina Muranów, obejrzawszy film Jasmily Žbanić Quo Vadis, Aida (nie wiedzieć czemu po polsku zatytułowany Aida; wpiszcie w Google, a wyskoczy wam opera. Że łaciny mało kto się uczy – wiadomo. Ale że Sienkiewicza mało kto czyta, to dla mnie nowość).
Dawno nie widziałam, żeby w kinie nikt nie trzasnął oparciem fotela podczas napisów końcowych. Zapanowała cisza.
Nie wiem, jak oni to zrobili, cała ekipa, reżyserka, aktorzy, statyści. Jak dali radę z takiej tragedii, całkowicie współczesnej, która rozegrała się za naszymi plecami, zrobić jednak film fabularny. A więc spektakl.
W filmie pada takie suche, lakoniczne zdanie: „Reszta została wsadzona do wojskowej ciężarówki”. Jak na naszej granicy? Wtedy, o Srebrenicy piszę, do ciężarówki zapędzono chłopców, mężczyzn, starców. Zawieziono do jakiejś sali, być może gimnastycznej, w pobliskiej szkole, zatrzaśnięto drzwi, mówiąc: A teraz obejrzycie film. Mężczyźni, wciąż z rękami na karku, podnieśli wzrok – czyżby z nadzieją – na białe płótno ekranu. Wtedy otworzyły się podłużne okienka po obu stronach sali i statyści bez twarzy, nacisnąwszy spusty swoich karabinów, zamordowali wszystkich.
Trochę wcześniej niż polska premiera filmu odbył się na estradzie pod Pałacem Kultury i Nauki koncert Emira Kusturicy. Miotał się po scenie, darł do mikrofonu, spocony, zmarnowany człowiek, nie bardzo wiem, w jakiej sprawie.
Jego kolega Goran Bregović (z sarajewskiego, prekursorskiego zespołu rockowego Bijelo Dugme), też już przecież nie młody, w 2018 roku w Basilique St. Denis w Paryżu wystąpił z orkiestrą symfoniczną i swoim weselno-funeralnym zespołem, dając koncert Three Letters for Sarajevo.
Dla pierwszego rockmana Slobodan Milošević to „muzyka świata”, dla drugiego, wciąż liczy się ostateczny rachunek.