292231790_515691013689337_591683319717807380_n.jpg
Którędy droga?
Będzie o polityce, co ja poradzę? Ale też przede wszystkim o języku.
A właściwie o jednym i drugim, bo język giętki powie wszystko, co pomyśli głowa (nie usuwajmy Słowackiego z podstaw nauczania, bo potem natychmiast trzeba będzie przywracać).
Otóż Witold Waszczykowski z właściwą poprawnością swego czasu powiedział: „W programach zielonych nie chodzi o ochronę środowiska, ale są oparte na ideologii”. Wraz z nim posłowie partii rządzącej, która prze do zderzenia z Europą, powtarzają głupoty, wierząc w nie bądź nie. Opowiadają je sobie, żeby usprawiedliwić fakt, że oni w ogóle istnieją.
Odwróćmy cytowane zdanie: W programie Prawa i Sprawiedliwości nie chodzi o ochronę obywateli (a więc naszego naturalnego środowiska), on jest oparty na ideologii. Koniec, kropka. Tak to z językiem, zdradzieckim, bywa.
Zostaje pospolitość, czyli nasza codzienna rzeczywistość (już Wyspiański napisał w Weselu, że „pospolitość skrzeczy”). W czasach gromko deklarowanego szacunku dla kultury narodowej przy okazji remontu na Rynku Starego Miasta ekipa wybiła okna do pewnej piwnicy i wsypała – pewnie przypadkiem albo z głupoty czy zwykłego niechlujstwa – gruz. A ten zasypał zabytkowy fortepian i obrazy, które tam się znajdowały. Nikt nie powiedział robotnikom, że to Piwnica Wandy Warskiej i Andrzeja Kurylewicza, gdzie od lat dzięki staraniom Gabrieli, ich córki, odbywają się koncerty? Że to dziedzictwo polskiej kultury? Że na te koncerty przychodzą ludzie? Niektórzy od lat siedemdziesiątych?
Kiedyś fortepian sięgnął bruku, a teraz bruk fortepianu.