Jubel w Legnicy
Całe towarzystwo udało się wieczorem na galę, aby przypatrzyć się jubileuszowym ceremoniałom. Na scenie poseł mijał się z dyrektorem, prezydent miasta z marszałkiem sejmiku; wywiązała się walka na przemowy pomiędzy panią z koszem kwiatów a zasłużonym aktorem scen dolnośląskich.
Później, na piętrach i korytarzach, wokół kilku bufetów, towarzystwo zebrało się na kolację, w nastroju już bardzo karnawałowym, z zamiarem – co najmniej – jego podtrzymania. Każdy ze stołów giął się pod ciężarem dań i ozdób, pasztetów w sałatach, ziemniaczanych kulek i słodkich ciastek ze śmietaną skręconą na kształt mlecznej drogi. Ktoś przeszedł koło mnie cytując – ni to do mnie, ni to do kogokolwiek – słowa poety:
Czy widzisz ogień ten wspaniały?
Tam klub wesoły zawiązali.
Wypowiedział to z lekkim i subtelnym uśmiechem i zdążał dalej do swego bufetu, gdzie przywitano go gradem lekkich uderzeń rozpychających się łokci, i serią niby niezamierzonych, a przecież zupełnie przewidywalnych nadepnięć stłoczonych butów. Słowem, świąteczny humor był już bardzo wyraźny. Rozlegały się wybuchy śmiechu, flesze aparatów odbijały się od galaret, w których zatopiono pieczone schaby, niejeden mankiet nurkował w majonezowym sosie, a wkrótce, przy schodach, pojawiła się niewysoka brunetka, trzymająca w jednym ręku zakorkowaną butelkę, w drugim zaś – rozdartą u góry kopertę z wykaligrafowanym napisem: „nagroda jubileuszowa”. Wyrecytowała bez fałszu:
Lecz zważcie! szał dziś górą rządzi,
A gdy wraz z błędnym ognikiem się błądzi,
Niejedno czasem się przydarza.
Moja znajoma, która wcale nie miała się tego wieczora źle, coś ledwie wyszeptała z dziwnym grymasem twarzy czy też raczej ust; z ruchów tych można było wnioskować, że ona tańczyć nie zamierza. Próbowałem znaleźć jakąś żartobliwą replikę, która oczywiście mogła tylko dość nieciekawie wypaść, ale nie znalazłem. Tam, na końcu schodów, za zakrętem, który budził ciekawość i wyobraźnię, musiały być drzwi na widownię. A za drzwiami, za rzędami foteli, na scenie już grała muzyka, i z przytupem i w podskokach tańczył jubileuszowy tłum.
175 lat upłynęło od zbudowania budynku teatru w Legnicy, przez czterdzieści lat jest to siedziba polskiej profesjonalnej sceny w tym mieście. Co najmniej kilka spektakli zrealizowanych tu w ostatnich dwóch dekadach znajdzie swoje miejsce w książkach o historii polskiego teatru. To tu wymyślono tak dzisiaj dla nas ważną ideę teatru zainteresowanego lokalną wspólnotą. Trzy legnickie spektakle – Ballada o Zakaczawiu, Made in Poland, Osobisty Jezus – wyróżniono głównymi nagrodami w Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. I na pięciodniowym jubileuszu (23-27 listopada) naprawdę było sporo radości, wiele tańców, megabajty pamiątkowych zdjęć. A jednak wesoło tu jakby na Praterze. Wiedziało to wielu. Tu kręcim się w taneczny zwrot, świetni kawalerowie. Bo po fochach głównego sponsora, po nieotrzymanych grantach, po wzroście inflacji i zwyżce niezależnych od teatru kosztów, pieniędzy jest tu jeszcze mniej niż zawsze. Bo przykłady rewolucji przywiezionych do bliższych i dalszych teatrów dowodzą, że w niektórych dziedzinach polityce wolno wszystko, a widzom i twórcom niewiele.
– Dość! Dość! Dość! – zawołał Settembrini, wznosząc twarz ku niebu i przyciskając dłońmi skronie. – Niech pan zamilknie! Zabraniam panu w ten sposób popuszczać sobie cugli!
PO