Goran Stefanovski
W listopadzie roku 2018 umarł Goran Stefanovski. Przegapiłam jego śmierć.
Najlepszy dramatopisarz macedoński, urodził się w 1952 roku, debiutował w 1979. My w „Dialogu” drukowaliśmy dwie jego sztuki Sarajewo i Demon z przedmieścia w przekładzie Danuty Cirlić-Straszyńskiej (nr 4/1994 i 5/2007). A on napisał szesnaście sztuk. I założył szkołę dramatopisarstwa na Akademii Teatralnej w Skopje.
Patrzę na jego graficznie przerobione zdjęcie, które mi przysłał kilka lat temu na Święta. Mężczyzna w czapce, przynajmniej zafrasowany, a może już bardzo zmartwiony, stoi nad tym czymś, co zostało z roweru. Koła, śrubki… Tak się też pochylał nad swoim życiem, rozpiętym między ukochaną Macedonią i Anglią. Jego żona była Angielką i nie wytrzymała tego, co działo się w kraju jej męża.
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Goran zaczął uczyć dramatopisarstwa – uwaga! – Anglików. I nawet wydał książkę na ten temat. A „Dialog” wydrukował jej fragment (Pułapka na bohatera, nr 10/2005).
I był, mam nadzieję, szczęśliwy ze swoją rodziną. Bo kto, jak był dzieckiem, nie rozbierał jakichś mechanizmów na części, a potem frasował się, jak je poskładać? A czy dziecko nie jest szczęśliwe? Ja nie rozbierałam roweru, ale wydłubywałam oczko mojemu ukochanemu misiowi. Kto wysyła takie zdjęcia bliskim znajomym, jeśli nie jest na swój sposób szczęśliwy?!
DJĆ