Dubravka Ugrešić w szponach życia
Żegnaj bez uścisku dłoni i bez słowa.
Nie martw się, cień smutku z czoła przegoń.
W życiu ludzkim – śmierć to rzecz nienowa.
A i życie samo – nic nowego.
(Sergiusz Jesenin ***, przeł. Tadeusz Mongird)
Odeszła Dubravka Ugrešić, dla wielu czytelników po prostu i aż Dubravka. Żal, że odeszła, ale gorzej by było, gdyby nie przyszła na ten świat. Byłaby to pusta nieobecność.
Kochała literaturę rosyjską, mogłyśmy się więc pożegnać choćby przytoczonym wierszem, moja Autorka, przyjaciółka, i ja, Jej tłumaczka, gdybyśmy zdążyły. Wieczna dysydentka, egzylantka, która znalazła ostatnią przystań w Amsterdamie. Jej miłość do ojczyzny, do Chorwacji, była trudna i bez wzajemności, a ona była kochanką wymagającą, mądrą, bystrą, dociekliwą, bezlitosną dla wszelkich kłamstw. Nie czas i nie miejsce, by przypominać wszystkie jej celne przemyślenia, przenikliwą ironię, podpierać się cytatami (można by to robić bez końca), śmiać się z jej inteligentnych żartów.
W 2005 roku na otwarcie teatru Polonia Krystyna Janda przygotowała spektakl Stefcia Ćwiek w szponach życia Dubravki Ugrešić, potem go jeszcze raz wznowiła. Doskonały pastisz, ale też pełen czułości dla bohaterki. Taka była Dubravka.
Jej język był jak ostra igła, która kaligrafuje muzyczny zapis rzeczywistości na winylu. Zawsze miałam wrażenie, że nic innego nie robiła, tylko stukała w klawisze maszyny do pisania, a potem komputera. A przecież rozglądała się wokół siebie, rozpoznawała fałszywe sygnały, tropiła kłamstwa, małe i duże, nie dawała się zaszufladkować. Nie wygnali jej – sama wyjechała. Nikt jej niczego nie narzucał – sama wybrała swój zawód. Nie jest samotna – ma mnóstwo przyjaciół (to prawda). Czasem irytował ją Paulo Coelho, a raczej jego niespotykana popularność, nie kryła tego, ale przepraszała od razu za swoją małostkowość. Miała prawo go nie lubić, była surowa dla kultury masowej. Była niezależna.
I otwarta na to, co niesie każdy dzień. Pamiętam, jak przyjechawszy na spotkania z czytelnikami do Krakowa, potem powędrowała (a ja z nią) do Torunia i w miejscowej książnicy zobaczyła książkę z obrazkami dla dzieci. Chciała ją natychmiast kupić, ale w książnicach książek się nie sprzedaje. Obiecałam, że książkę wykopię choćby spod ziemi. Wieczorem zaprowadzono nas do tajemniczej piwnicy artystów. Jak tylko weszłyśmy, Dubravka krzyknęła: „Patrz, to ona, ona je zrobiła, tamte rysunki”. Na ścianie wisiał portret właścicielki lokalu, podeszłam więc i zaczęłam pytać. Tak, odpowiedziała po prostu, to mój portret, jego autorką jest Iwona Chmielewska. (Potem dowiedziałam się, że kiedy ja Iwonę odkrywałam, Korea Południowa powierzała jej nawet ilustrowanie swoich świętych ksiąg.) Nazajutrz, oczywiście, obie artystki się spotkały. Cóż to była za rozmowa! Chorwacki, angielski, polski, rosyjski. Ale rozumiały się. Fantastyczna scena widziana oczami tłumaczki. A owocem tego spotkania było unikalne wydanie Domowych duchów z ilustracjami Iwony Chmielewskiej, na których była Dubravka, Iwona, jej rodzina i przyjaciele, ja. Wydawnictwo Znak tę książkę opublikowało.
Dubravka zdawała się myśleć, że po końcu życia nie ma już nic. Ale nam zostały jej książki. Forsowanie powieści rzeki, Amerykański fikcjonarz, Kultura kłamstwa, Stefcia Ćwiek w szponach życia, Muzeum bezwarunkowej kapitulacji, Czytanie wzbronione, Domowe duchy, Nikogo nie ma w domu, Kultura karaoke, Baba Jaga zniosła jajo, Życie jest bajką, Kaganiec dla czarownic. I wciąż do końca nieprzetłumaczone, bo poszukiwanie wydawcy w naszym kraju to nigdy niekończąca się historia: Poza za prozu, Napad na mini bar, Evropa u sepii, Doba kože.
Podobno już niedługo pojawi się Dubravka po chińsku. I w Amsterdamie powstaje fundacja jej imienia.