Bartek Frąckowiak

Na początku trochę nie wiadomo było, o co im chodzi, mówiono, że wyważają otwarte drzwi. Bo przecież Teatr Polski w Bydgoszczy przez osiem lat dyrekcji Pawła Łysaka już zdążył stać się krytyczny, polityczny i demokratyczny – czołówka polskich reżyserów wystawiała tutaj swoje spektakle, szeroko i krytycznie komentowane. Od czasu do czasu organizowano ważne spotkania i warsztaty, dbano o ofertę edukacyjną i spektakle dla dzieci. Gdy w 2014 roku Paweł Wodziński i Bartosz Frąckowiak przejmowali stopniowo (i pokojowo – gdzie te czasy?) scenę nad Brdą, nikt nie spodziewał się żadnej rewolucji, jedyne, co dziwiło, to tak manifestacyjne „nowe otwarcie”. A jednak okazało się, że nie wszystko jest tak oczywiste.

Podstawową sytuację teatralną dałoby się opisać również tak: w czasie wolnym od pracy jedni ludzie oglądają innych, którzy właśnie pracują; a do tego jeszcze, by móc oglądać, jak pracują inni, ludzie kupują bilety. Praca wykonywana jest w świetle reflektorów, podczas gdy na widowni zwykle panuje mrok. Z tej perspektywy każdy spektakl jest więc wypowiedzią na temat pracy, choć często – w większości wypadków – jest to wypowiedź niestematyzowana. Fikcja przedstawienia przesłania relacje ekonomiczne panujące między widownią a sceną, a pakt ten z rzadka jest zrywany.