„Wróg publiczny” i inne dramaty węgierskie, antologia

Patrícia Pászt (red.)
2017
9 (730)

Gdyby spojrzeć na współczesny teatr węgierski przez pryzmat antologii „Wróg publiczny” i inne dramaty węgierskie, można by odnieść wrażenie, że ich autorzy oddzielili się od pokolenia młodych buntowników lat siedemdziesiątych grubą kreską. Kto ma w pamięci chociażby dramaty Pétera Nádasa, ten z pewnym niedowierzaniem będzie kartkować powstałe w ostatnich kilku latach teksty, które nie podejmują dyskusji z narodowymi mitami i unikają „babrania się” w historii. Równie zaskakujące wydaje się i to, że w tomie prezentującym współczesny węgierski dramat nie znalazł się ani jeden tekst krytycznie rozprawiający się z obecną sytuacją polityczną na Węgrzech, czy w jakikolwiek (nawet metaforyczny) sposób podejmujący bieżące problemy społeczne. Nasuwa się więc pytanie, czy wybrane teksty istotnie są obrazem węgierskiej dramaturgii współczesnej, czy jedynie mało reprezentatywnym jej wycinkiem. Trudno przecież uwierzyć, że węgierskich autorów – w większości należących do pokolenia trzydziesto- i czterdziestolatków – nie uwierają Wielkie Węgry Orbána. A może jednak?

Pewna tęsknota za tekstami pobrzmiewającymi nutą protestu wyłania się ze słów Zsuzsy Radnóti – dramaturżki i historyczki teatru, która rozpoczyna swój wstęp do antologii od przypomnienia czytelnikom węgierskiej premiery Naszej klasy Tadeusza Słobodzianka. Radnóti pisze o polskim teatrze dokonującym rozrachunku z narodowymi traumami i naruszającym społeczne tabu, aby po chwili z pewną rezygnacją zauważyć, że coraz rzadziej powstają węgierskie dramaty, „które poruszałyby podobne, rozliczeniowe kwestie lub analizowały napięte, niepokojące stosunki społeczne i polityczne” (s. 6). To dość osobliwe, że Radnóti zaczyna swoją wypowiedź o najnowszej dramaturgii węgierskiej od uprzedzenia czytelnika o tym, czego w antologii tej raczej nie znajdzie. Można odnieść wrażenie, że badaczka stawia tezę o niepowetowanej stracie, jaką ponosi węgierski dramat, rezygnując z wtrącania się w rzeczywistość. Nie jest to jednak teza sformułowana wprost. Radnóti z wielką serdecznością pisze o tekstach tworzących antologię – skądinąd tekstach z wielu powodów bardzo ciekawych – ale jednak między wierszami domaga się dramaturgii buntu. I trudno nie zgodzić się z jej rozpoznaniem, bo spośród dziesięciu opublikowanych tekstów, najciekawsze są te próbujące wikłać się w historię, rozliczać przeszłość, oskarżać społeczeństwo, choć od nawoływania do buntu im daleko.

Pierwszym z takich tekstów jest otwierające antologię Zaciemnienie doskonale znanego w Polsce Györgya Spiró. W wydanym w roku 2002 dramacie autor po raz kolejny powraca do tematu prześladowań i zagłady węgierskich Żydów. Punktem wyjścia do prowadzonego rozrachunku są tak zwane ustawy antyżydowskie – wstydliwy i ciągle przemilczany rozdział historii kraju. Dramat Spiró jest formalnie nieco staroświecki, momentami także patetyczny, jakby autor postawił sobie za zadanie pouczyć i przestrzec czytelnika, wykładając mu treść oprawioną w erudycyjną ramę. Jego postaci zamiast rozmawiać ze sobą, wygłaszają raczej krótkie wykłady. Czyżby Spiró nie widział innego sposobu na wytłumaczenie czytelnikowi właściwej interpretacji społeczno-politycznego kontekstu i sensu zachodzących przemian? A jednak tekst ten przejmuje i wstrząsa czytelnika. Po pierwsze dlatego, że nie ma złudzeń, co do zakończenia tej historii. Po drugie, ponieważ dramat ten – w obliczu polityki Orbána, ale także części innych prawicowych przywódców Europy – nabiera dziś nowego znaczenia. Dramat Spiró zyskuje więc pewną symboliczną ramę, dzięki której może otwierać się na nową historię – podobnie jak znajdujący się w tym tomie Wróg publiczny Istvána Tasnádiego, będący adaptacją dramatu Kleista. Warto pamiętać o dramacie Tasnádiego (jego tytuł zostaje zacytowany na okładce antologii), bo historia charyzmatycznego przywódcy powstania ludowego ma spory potencjał sceniczny.

Ale to nie Zaciemnienie i nie Wróg publiczny nadają ton tej publikacji. Bez wątpienia najbardziej zaskakującym z dramatów zamieszczonych w antologii jest Cień Ojca. Jego autor – Csaba Mikó (ur. 1980) – jest polskim czytelnikom i widzom słabo znany, co zapewne niebawem się zmieni, bo Mikó potrafi pisać ze swadą, dowcipnie i lekko, cały czas umiejętnie splatając wątki i budując żywe dialogi. Autor bardzo sprawnie uruchamia kilka płaszczyzn czasowych, przygląda się historii raz okiem wszystkowiedzącego bohatera-narratora, innym razem okiem dziecka, jeszcze innym patrzy na wydarzenia z perspektywy pozbawionego złudzeń dorosłego. Jego bohaterowie dorastają, starzeją się i zamiast spełnienia młodzieńczych marzeń, muszą godzić się na kompromisy, przełykać gorycz porażki i rewidować swoje wyobrażenia o rzeczywistości. Cień Ojca to historia rodzinna, ale naznaczona przez wydarzenia historyczne – bliźniaczo podobne do doświadczeń polskich. Mikó rozpoczyna swoją opowieść w chwili opuszczenia Węgier przez wojska radzieckie. Odzyskanie niezależności jest momentem uruchamiania w wyobraźni bohaterów marzeń o lepszej przyszłości. Dla Ojca – niemalże postaci mitycznej pojawiającej się jedynie w opowieściach swoich dzieci i żony – Węgry stają się przestrzenią nieograniczonych możliwości, krajem nadziei. I tą właśnie nadzieją Ojciec zaraża swoje dzieci. Rzeczywistość weryfikuje jednak jego marzenia – okres transformacji nie jest okresem odrodzenia, ale raczej czasem stopniowego rozkładu rodziny, która nie potrafi odnaleźć się w nowym systemie. Ciągłe czekanie na lepsze jutro i szansę odmiany swojego losu ostatecznie utwierdza ich w przekonaniu, że – jak wykrzykuje jeden z braci – „przyszłość nie nadejdzie nigdy!”.

Dramat Csaby Mikó jest tekstem z wielu powodów ważnym. Nie mam wątpliwości, że można byłoby go traktować jako głos młodego pokolenia wychowanego w zgodzie z mitologią codzienności, która na Węgrzech opiera się – jak pisze Weronika Schalotte – na „utrzymującym się i podtrzymywanym w kolejnych pokoleniach poczuciu klęski”1. Według Schalotte Węgrzy jako naród pozbawieni są „pozytywnej identyfikacji”, a jeśli już coś ich jednoczy, to jest to właśnie przekonanie o porażce. Ta ocena stanu ducha narodu mogłaby być może kontrowersyjną, ale jednak trafną konkluzją recenzji zaproponowanego przez Patrycję Pászt wyboru tekstów. Dramaty Zoltána Egressyego, Béli Pintéra, Jánosa Háya, Andrása Viskiego, a także wcześniej wymienionych autorów są w gruncie rzeczy mikrohistoriami o zawiedzionych nadziejach, przegranej walce o własną podmiotowość, niemożności przepracowania goryczy, jaką niesie rozczarowanie rzeczywistością. Zamiast tekstów buntowniczych, których domagała się Radnóti, mamy teksty o kapitulacji – zamiast protestu mamy rezygnację, zamiast woli walki, trwanie w marazmie. I warto dodać, że osobiste klęski bohaterów prawie zawsze pokazane są na tle rodziny. Dość intrygujący wydaje się również formalny konserwatyzm autorów publikowanych w antologii. Zbiór proponuje czytelnikom głównie klasycznie pomyślane dramaty rodzinne (między innymi Zaciemnienie, Zwyczajna środa, Jest ciężko, Zabiłam moją matkę) czy ludowe (Bańskie kwiaty, Ohyda), unikające jakichkolwiek eksperymentów formalnych lub choćby gier językowych.

Nie ma wątpliwości co do tego, że lektura antologii skłoni wielu czytelników do zweryfikowania swoich wyobrażeń o dramaturgii najnowszej na Węgrzech (poza dramatem Spiró i Tasnádiego wszystkie pozostałe teksty powstały w ostatnich sześciu latach). Zapewne wielu z nich sprowokuje do zadania pytania, jak dramat ten prezentuje się na tle współczesnej dramaturgii europejskiej. Poza Nietoperzem Kornéla Mandruczo i Kati Wéber, który również znalazł się w tomie, pozostałe teksty poruszają problemy, którymi teatr europejski od dłuższego czasu już się nie zajmuje, a przynajmniej nie dyskutuje o nich w formie proponowanej przez autorów węgierskich. Może to jakaś szansa dla nich, a może wielka strata – ryzyko, że dramat węgierski pozostanie poza polem uwagi europejskich teatrów, jest jednak duże.

Monika Wąsik

  • 1. Weronika Schalotte Teatr i historia. Dramaturgia Györgya Spiró, (praca doktorska), UAM Poznań 212, s. 113.

Udostępnij